...
Wołanie znikąd gdzieś do mego serca dociera.
Przypominać nakazuje o istnieniu białego cienia.
Marzenia, wspomnienia stają się realne.
W sercu miękkość jak oddech motyla,
a ciało wirować poczyna jak zefir wiosenny, zwiewny i senny.
Nastrój czułości napełnił kielich życia
i czas powoli już umyka.
Zagubiony gdzieś w kolejach niełatwego życia.
Czasem twarz maluje uśmiechem.
Kolory tęczy jak iskrę w oczach zapala,
by świat wydał się różowy, kolorowy, tęczowy.
Patrzeć karze w niebo, na ptaki na dal błękitu
i lecieć jak puch na wietrze i niech do życia wyrywa się serce.
Żyć.
Kiedy pogubię się z myślami.
Kiedy droga niknąć pocznie pod nogami.
Kącikiem oka dostrzegam biały cień,
tchnienie, sekundę ale nadziei nieskończoność.
Przyrzekłam ci żyć.
Przyrzekam z białym cieniem u boku iść.