JustPaste.it

Duch ze szpitala Juárez.

Już od dawna przymierzam się, aby opowiedzieć wam pewną legendę. Legendę, która w krajach europejskich jest raczej mało znana, za to w Meksyku uważana jest za najpopularniejszą legendę XX wieku. Pomimo że według definicji legenda to opowieść o postaciach historycznych (mędrcach, świętych, władcach, politykach lub wojownikach), rzeczywistość pokazuje, że coraz częściej bohaterami legend stają się zwykli ludzi, których historia z jakiegoś powodu zapadła w pamięci innych na tyle, by przekazywać ją kolejnym pokoleniom. I taką właśnie legendę zamierzam wam opowiedzieć.

Aby dojść do sedna całej historii, musimy przenieść się do Meksyku, a dokładniej do szpitala Juárez del Centro, usytuowanego przy Calle San Pablo 13 w Mexico City. To właśnie tam legenda ta ma swój początek. A jest to legenda kobiecie. O tajemniczej pielęgniarce nazywanej przez wszystkich „La Planchada”.

Wielu przebywających w szpitalu pacjentów twierdziło, iż w nocy zostali obudzeni przez młodą, jasnowłosą kobietę ubraną w idealnie wyprasowany, wykrochmalony i nieskazitelnie biały fartuch (stąd nadane jej imię: „La Planchada” – „Wyprasowana”), która podawała im stosowne leki i upewniała się, czy niczego więcej nie potrzebowali. Niedługo potem pojawiała się kolejna pielęgniarka, tym razem ta właściwa, pełniąca w szpitalu nocny dyżur, z zamiarem podania im dokładnie tych samych leków. Słysząc od pacjentów, że leki już im zostały podane przez pielęgniarkę, której wygląd szczegółowo opisywali, nie miała ona wątpliwości; to była ona: La Planchada.

Jednak nie tylko pacjenci mieli styczność z tą tajemniczą kobietą, która pojawiała się nie wiadomo skąd i znikała nie wiadomo kiedy. Drzemiące albo nawet głęboko śpiące podczas nocnej zmiany pielęgniarki opisywały sytuację kiedy zostały budzone zupełnie niespodziewanie przez silne uderzenie dłoni w głowę. Kiedy zdezorientowane otwierały oczy, nie widziały nic oprócz długich, pustych korytarzy. Wiedziały jednak, że la Palanchada nie śpi. Że to ona kazała im się podnieść i doglądać pacjentów, którzy zawsze powinni mieć opiekę. Bez względu na porę.  

Pewnego razu, jedna z pielęgniarek zasnęła podczas nocnej zmiany. Kiedy się obudziła, z przerażeniem zdała sobie sprawę, że nie podała antybiotyku pacjentowi, którego życie było zagrożone z powodu bardzo niebezpiecznej infekcji. Nieprzyjęcie lekarstwa na czas mogło w jego przypadku zakończyć się śmiercią. Przerażona pielęgniarka pobiegła do sali, w której leżał, i zobaczyła, że lekarstwo zostało podane i to w odpowiedniej dawce.

„Kto panu podał antybiotyk?” – zapytała.

„Pani koleżanka” – odpowiedział. „Ta blondynka.”

Dodał również z zadowoleniem, że kiedy przyjmował od niej lekarstwo, ona czule głaskała go po głowie.    

Pracujący w szpitalu ochroniarz opowiadał, jak pewnego dnia, około godziny 16:30, robiąc obchód po szpitalu, znalazł się w jego nowej części przy sali z urządzeniami medycznymi. O tej porze nikogo z personelu nie powinno już tam być. Zdziwił się bardzo, kiedy w pewnym momencie zauważył idącą po korytarzu pielęgniarkę. Była to kobieta średniej postury, mająca na sobie niebieski sweter i biały, idealnie wyprasowany fartuch. Co ciekawe, na głowie miała również pielęgniarski czepek. Coś, czego w szpitalu nikt od dawna już nie używał. Szła wyprostowana, jak gdyby obejmowała przyciśniętą do piersi książkę. Ochroniarz ruszył za nią. Chciał wiedzieć, kim była osoba przebywająca w tej części szpitala. Kiedy skręcił w korytarz, w który chwilę wcześniej skręciła również i ona, nie zastał już nikogo.

Kim jest tajemnicza pielęgniarka tak swobodnie przemieszczająca się po szpitalu? Kim jest kobieta dbająca o pacjentów z takim oddaniem i pilnująca, by koleżanki po fachu robiły dokładnie to samo? 

Jedna z historii mówi o duchu pochodzącym z epoki kolonialnej. Z powodu nadmiaru pracy oraz niewystarczającej liczby personelu w okresie, gdy pełen był rannych żołnierzy biorących udział w wojnie, pielęgniarki z przepracowania zasypiały, nie będąc w stanie zajmować się pacjentami. Po obudzeniu okazywało się, że zajmowała się nimi tajemnicza pielęgniarka, której nikt nie potrafił zidentyfikować. Nie wiadomo, kim była ani skąd przychodziła. Wiadome było jedynie to, że miała jasne włosy, niebieskie oczy, nosiła nieskazitelnie biały i idealnie wyprasowany fartuch i przemieszczała się po korytarzach w pozycji wyprostowanej. Niektórzy twierdzili, że była to kobieta z obrazu, który wisiał na jednej ze szpitalnych ścian.

Istnieje jednak inna wersja tej historii. Mówi ona o pielęgniarce o imieniu Eulalia, pracującej w szpitalu w połowie XX wieku, która w bardzo krótkim czasie zjednała sobie sympatię zarówno pacjentów, jak i personelu. Była oddana swojej pracy jak mało kto. Nawet wówczas, kiedy dyrektor szpitala zawołał wszystkich na spotkanie w celu przedstawienia nowego lekarza, który właśnie dołączył do ich zespołu. Eulalia nie była obecna podczas spotkania. Wolała pozostać przy pacjencie, który w danej chwili potrzebował opieki.

Nowo przybyły lekarz o imieniu Joaquín nie zyskał sympatii wśród kolegów. Mówiono, że był dumny i zarozumiały. Na Eulalii zrobił jednak ogromne wrażenie w dniu, w którym asystowała mu podczas wyciągania pocisku z ciała przywiezionego pacjenta. Zafascynował ją do tego stopnia, że po tym wydarzeniu nie przestawała mówić o jego oczach i o tym, jaki był atrakcyjny. Pomimo że koleżanki przestrzegały ją przed zakochaniem się w tym człowieku, ona nie była w stanie walczyć ze swoimi uczuciami. W bardzo krótkim czasie postanowili się zaręczyć, lecz związek ten nie był sprawiedliwy. Eulalia wkładała w niego całą swoją miłość, podczas gdy on podchodził do tej relacji z dystansem i bez skrępowania flirtował z innymi pielęgniarkami. Minęły miesiące, minął i rok, aż w końcu doktor Joaquín poprosił Eulalię o rękę. Dziewczyna nie mogła uwierzyć w swoje szczęście i zaczęła już marzyć o ślubie.

Pewnego dnia Joaquín przyszedł do jej domu przypominając, że następnego ranka wyjeżdża w 15-dniową podróż na seminarium. Eulalia zdziwiła się i przyznała, że nigdy wcześniej o tej podróży jej nie wspomniał. Nie pozostało jej jednak nic innego, jak tylko zaakceptować ten fakt.

Usychając z tęsknoty i nieustannie myśląc o ukochanym, kontynuowała swoją pracę. Pewnego dnia jeden z pacjentów, który okazywał wyraźne zainteresowanie jej osobą poprosił, by towarzyszyła mu podczas jednego z przyjęć. Eulalia grzecznie odmówiła tłumacząc, iż była zaręczona z doktorem Joaquín. Słysząc to, pacjent nie potrafił ukryć swojego zdziwienia.

„Jak to możliwe, że jesteś z nim zaręczona, skoro on właśnie się ożenił i jest obecnie w podróży poślubnej?”

Co więcej, zrezygnował z posady w szpitalu i zamierzał na zawsze opuścić miasto.

Wiadomość ta okazała się dla Eulalii ciosem przeogromnym. Pogrążyła się w głębokiej depresji, z której nie była w stanie wyjść. Zaczęła przychodzić do pracy późno i zaniedbywać pacjentów. Mówiono, że kilku nawet straciło przez nią życie. Czas mijał, a ona coraz bardziej pogrążała się w depresji, która w końcu doprowadziła ją do choroby, a ta z kolei do śmierci. Umarła w łóżku w tym samym szpitalu, w którym pracowała.

To wydarzenie dało początek dziwnym sytuacjom, jakie miały miejsce w szpitalu Juárez. Od tamtej pory coraz częstsze stawały się wizyty tajemniczej pielęgniarki poruszającej się po korytarzach, zaglądającej do sal i udzielającej pomocy pacjentom. Mówi się, że Eulalia wróciła po to, by naprawić swoje zaniedbania z okresu depresji i dopilnować, by inne pielęgniarki nie popełniały tego samego błędu. 

Po więcej wrażeń zapraszam na www.isabelfuentesguerra.com