JustPaste.it

Moja żeglarska pasja

Rodzina zastanawiała się, czy wystarczy mi pieniędzy i determinacji, aby wprowadzić moje żeglarskie marzenie w życie?

Rodzina zastanawiała się, czy wystarczy mi pieniędzy i determinacji, aby wprowadzić moje żeglarskie marzenie w życie?

 

Moi rodzice, pochodzą z lubelskiego, jednak ja sam urodziłem się już w Szczecinie (dokąd rodzice przeprowadzili się po wojnie). Tu ojciec zatrudnił się w PŻM i zaczął pływać na statkach. Od dzieciństwa żyłem w atmosferze opowieści ojca o morskich przygodach, egzotycznych portach, o życiu innym niż w komunizmie.

Nieraz przesadne opowieści ojca rozpalały moją dziecięcą wyobraźnię i wreszcie morskie przygody stały się moją pasją. Jednak rodzice rozeszli się i ojciec zawiózł mnie do Lublina. Zamieszkałem na kilka lat u dziadków w Lublinie. Po powrocie do Szczecina skończyłem szkołę średnią i rozpocząłem studia na politechnice w Koszalinie.

W tym czasie skończyłem kurs żeglarski, następnie sternika jachtowego, poznałem też swoją przyszłą żonę Jadwigę. Właściwie całe życie byłem wodniakiem (siostra nauczyła mnie pływać na Głębokim) i marzyłem o długich rejsach po morzu. Niestety, żona Jadwiga panicznie bała się wody, podobnie jak początkowo moi synowie. Jednak myślałem, że małymi krokami przekonam swoich synów do wodniactwa.

Z wielkimi problemami nauczyłem ich pływać, a nawet udało mi się namówić ich na kurs żeglarski i nurków. Po ucieczce w 1986 r. do RFN i ściągnięciu rodziny w 1990 r., próbowałem z synów zrobić wodniaków, jednak nie udało mi się zaszczepić w nich zamiłowania do sportów wodnych. Pozostałem osamotniony w swojej pasji, lecz nie zrezygnowałem.

8d6f408496dd7a4e7edb9d3989f96891.jpg

W 1991 r. przyjechałem na pierwszy urlop do Polski i spędziliśmy dwa tygodnie na przystani Pogoni, gdzie wynająłem żaglówkę, którą pływaliśmy po jeziorze Dąbskim. Wkrótce kupiłem ćwiartkę domu w Zdrojach (później dokupiłem drugą ćwiartkę) i parcelę rekreacyjną nad Ińskiem. No i zacząłem kupować sprzęt żeglarski, najpierw gumowy katamaran, ponton, następnie pierwszą żaglówkę, potem duży katamaran, ale cały czas marzyłem o jachcie pełnomorskim, którym mógłbym pływać samotnie po morzach i oceanach. Rodzina uważała moje zakupy sprzętu żeglarskiego, za niegroźne fanaberie pasjonata żeglarstwa.

Gdy byłem na wycieczce w USA, miałem okazję kupić tanio jacht pełnomorski na chodzie, lecz moja rodzina nie wyraziła zgody na ten zakup i nie przesłała mi pieniędzy na zaliczkę. Dlatego w kwietniu 2006 r. kupiłem (zaciągając pożyczkę) bez wiedzy rodziny jacht pełnomorski, a właściwie kadłub jachtu, bez silnika, wału śrubowego, masztu, żagli, steru, wyposażenia wewnętrznego i zewnętrznego z dziurą w wewnętrznym kadłubie po zerwaniu kila (kil naprawił poprzedni właściciel), bez dokumentacji i dokumentów.

Jacht przewiozłem do Polski do Szczecina Zdrojów i postawiłem go w ogródku przydomowym. Ponieważ wtedy nie pracowałem, rodzina postawiła mi ultimatum, musiałem sam spłacić swoją pożyczkę. Przez półtora roku sumiennie pracowałem, aby spłacić pożyczkę, a rodzina zakładała się, czy mój jacht kiedykolwiek spłynie na wodę, czy zostanie już tylko miłym urozmaiceniem krajobrazu Zdrojów w Szczecinie.

Nie wierzyli w moją determinację, a ja konsekwentnie jeździłem po marinach i zlotach żaglowców, robiłem zdjęcia wyposażenia jachtów (zamiast nie zawsze dostępnej dokumentacji), kompletowałem wyposażenie i zbierałem informacje o jachtingu. Kupiłem maszt, żagle, dwa silniki (aby samodzielnie złożyć z nich jeden), barierki zewnętrzne i inne elementy wyposażenia. Oczyściłem kadłub, zaszpachlowałem, pokryłem specjalnym lakierem, zamontowałem instalacje wewnętrzne, szkutnik wykonał mi ster i siedzenie zakrywające dziurę w kadłubie.

Jednak dalej pozostało mi wiele do zrobienia: silnik, wał napędowy, wyposażenie wewnętrzne, nawigacyjne itp. Rodzina uważała, że wygłaszam nierealne obietnice, że już wkrótce popłynę jachtem, ale coraz bardziej zaczynali mi jednak wierzyć, że mi się uda, że za dwa, trzy lata mój jacht spłynie na wodę i będę mógł żeglować nim na razie po morzach.

Kupiłem specjalny pręt na wał napędowy, łożyska do wału, używaną składaną śrubę. Ponieważ  żeglarstwo to pasja mojego życia, dlatego wszystko chcę na jachcie doprowadzić do perfekcji (nie podobało mi się już wykonanie spawów barierek zewnętrznych, bo w międzyczasie skończyłem kurs spawania MAG i TIG i musiałem pospawać barierki od nowa). Najchętniej siedziałbym cały czas w Szczecinie i dłubał przy jachcie, bo chciałbym już wreszcie skończyć prace przy remoncie jachtu i pożeglować w siną dal.

Rodzina zastanawiała się, czy wystarczy mi pieniędzy (wtedy nie pracowałem) i determinacji (rodzina chciała, abym znowu podjął pracę, w Holandii), aby wprowadzić moje marzenie w życie (bez poparcia i pomocy rodziny - rodzina chciała abym sprzedał jacht), czy moja pasja do żeglarstwa znajdzie swoje ukoronowanie w samotnym żaglowaniu, zobaczymy już w niedługiej przyszłości.