JustPaste.it

Moja żeglarska pasja, bliska realizacji

Mój jacht pełnomorski na wodzie, po pomyślnych próbach szczelności, niezawodności silnika, stawiania żagli i próbnym rejsie.

Mój jacht pełnomorski na wodzie, po pomyślnych próbach szczelności, niezawodności silnika, stawiania żagli i próbnym rejsie.

 

Remontując swój jacht, nie zapominałem o przygotowaniu praktycznym do żeglowania po morzach i oceanach, w tym o wymaganiach dla uzyskaniu patentu Kapitana jachtowego:                                                                                                                                - posiadanie patentu jachtowego sternika morskiego,                                                                                                                                         - odbycie po uzyskaniu patentu jachtowego sternika morskiego co najmniej sześciu rejsów po wodach morskich w łącznym czasie co najmniej 1200 godzin żeglugi, w tym co najmniej 400 godzin samodzielnego prowadzenia jachtu o długości kadłuba powyżej 7,5 m, oraz odbycie co najmniej jednego rejsu powyżej 100 godzin żeglugi na jachcie o długości kadłuba powyżej 20 m oraz jednego rejsu powyżej 100 godzin żeglugi po wodach pływowych z zawinięciem do co najmniej dwóch portów pływowych. Dlatego w maju 2014 r, wypłynąłem jako załogant  na kilkudniowy rejs jachtem s/y Pacifice.

 

Oczywiście najwięcej czasu pochłonęło mi samodzielne złożenie silnika (z dwóch), jego próbne uruchomienie i montaż na jachcie, oraz zmiana pręta stalowego w wał śrubowy, tulei z rury w łożyska wału, pomiar czujnikiem zegarowym odchyłek wału śrubowego i doprowadzenie do uzyskania centryczności wału śrubowego, nie wspominając o wykonaniu nowego zamocowania nietypowego masztu.

 

Okazało się, że najbardziej pracochłonne są zawsze wykończeniowe drobiazgi, wykonanie podłóg na jachcie, drabinek, stopni, montaż zlewu, WC, zbiornika słodkiej wody, ogrzewania, oświetleni, montaż przyrządów nawigacyjnych, czy chociażby dopasowanie materaców. Czekałem już tylko na nowy rozrusznik, bo na 18 sierpnia zamówiłem dźwig i transport jachtu na przystań.

 

Dźwig dotarł na 10:30. Nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności za całość operacji, bo zamówiłem osobno dźwig i osobno transport. No, ale jakoś wspólnym sumptem załadowaliśmy jacht na przyczepę, bez strat. Załadowaliśmy też maszt i transport ruszył na przystań Centrum Żeglarskie (dawniej Przystań Pałacu Młodzieży). Nim dojechaliśmy samochodem, jacht stał już pod suwnicą.

 

2f8c4d0af8ce9f69cf0de33bdf616615.jpg

Nim go zwodowaliśmy (siostra została matką chrzestną), dokręciliśmy jeszcze kil (balast), bo wydawało się, że jest zbyt luźny. Na szczęście jacht nie przeciekał. Po zwodowaniu jachtu uruchomiłem silnik (próba działania na wodzie) i popłynąłem na silniku na wyznaczone miejsce cumowania, miałem drobne kłopoty z „zaparkowaniem tyłem”, ale po kilku próbach wreszcie zacumowałem. Następnego dnia miałem stawiać maszt.

 

Po ustawieniu masztu i próbnych stawieniach żagli, wybraliśmy się z siostrą w rejs na silniku na Jezioro Dąbskie. Jezioro Dąbskie zawsze jest groźne, ze względu na nagłe porywy huraganowego wręcz wiatru. I nas też nie oszczędziło, zasnuwając się całe mgłą gęstą jak mleko. W tej mgle spłynęliśmy ze szlaku wodnego (nawalił sprzęt nawigacyjny) i zacząłem szorować kilem po dnie. Na szczęście w nieszczęściu spotkaliśmy rybaków, którzy skierowali nas do przystani. Na razie (muszę pracować) zdążyłem popłynąć jachtem ze Szczecina do Świnoujścia, a morskie wyprawy odkładam na rok bieżący. Szkoda, że nie przyjąłem zakładów z rodziną, że będę w stanie samodzielnie wyremontować ten wrak jachtu, że mój jacht pełnomorski jednak spłynie na wodę, że będzie działał naprawiony przeze mnie silnik, że będę pływał swoim jachtem pełnomorskim..