JustPaste.it

Więzień – prawdziwie wolny zawód

 

 

Więzień – prawdziwie wolny zawód

 

 

 

Raj

Polska to raj dla złodziei, bandytów, łapówkarzy i gwałcicieli. Czasami dochodzę do wniosku, że tylko debil nie jest w Polsce przestępcą. To kraj, w którym prawo zostało pisane przez bandytów dla bandytów, czego dowodem jest cała masa paranoidalnych wyroków wydawanych przez, tak zwanych, niezawisłych sędziów.

– Seryjny gwałciciel z Krosna, choć rozpoznany przez ofiary i choć sam przyznał się do winy, wychodzi na wolność z braku dowodów.

– Karol P., lat 20, skatował na śmierć Andrzeja Mroczka, lat 34. W Polsce to nie zabójstwo, a pobicie ze skutkiem śmiertelnym. 7 lat na koszt podatnika.

– Czteroletni Filip przez kilka tygodni był molestowany przez wujka, gdy rodzice zostawili go u dziadków na czas pracy za granicą. Przez trzy lata rodzice zmagali się z psychicznymi skutkami tych czynów, zanim prawda wyszła na jaw. Wyrok? Dwa lata w zawiasach na cztery. Bo tyle chciał prokurator.

Takich wyroków można mnożyć w nieskończoność. Są i dokładnie odwrotne.

– Dwa lata bezwzględnego więzienia za posiadanie dwóch gramów marihuany.

– Osiem bezwzględnego więzienia z przekroczenie obrony koniecznej – dwóch bandytów wtargnęło do domu, w którym była rodzina. Ojciec rodziny użył tego, co miał pod ręką, czyli pręta zbrojeniowego (dom był w remoncie). Jeden z bandziorów uciekł, drugi z pękniętą czaszką trafił do szpitala. Jego mózg został trwale, choć niegroźnie uszkodzony.

Ojciec rodziny trafił za kraty. Bandyta nie.

Wymieniać tak można bez końca. Taki stan rzeczy jest wynikiem misternie uknutej machiny tzw. niezawisłych sądów, a dalej prokuratur, izb adwokackich, no i samych więzień. To gigantyczna infrastruktura wzajemnych zależności, za którą kryją się ogromne pieniądze i oczywiście władza. Władza, nad życiem i śmiercią, więc władza absolutna. Bo choć w Polsce kary śmierci nie ma, to jednak kilka lat za kratami każdemu rujnuje życie. Po wyjściu taka osoba jest społecznie i zawodowo martwa.

Jednak nie o paranojach samego wymiaru „sprawiedliwości” jest ten tekst (to innym razem), ale o jego ostatnim ogniwie – o więziennictwie.

W polskim systemie penitencjarnym jest 87 zakładów karnych oraz 34 oddziały zewnętrznych zakładów karnych różnego typu, na które łącznie przypada około 83 tys. miejsc więziennych. Osadzonych jest ok. 81 tys., a oczekujących na osadzenie 30 tys.

Są to dane z grudnia 2011r.

Machina działa więc sprawnie. Bandyci na wolności, ludzie z pechem lub przestępcy bez kasy na dobrego papugę w pace. 30 tysięcy w kolejce. Kosz utrzymania tego burdelu? Ponad 2,5 miliarda złotych rocznie.

Kosz utrzymania jednego więźnia? 2,5tys. złotych miesięcznie!!

Załóżmy więc na potrzeby tego tekstu, że wszyscy osadzeni są winni. W sumie wyłącznie tak powinno być w normalnym świecie.

No więc mamy w więzieniach ponad 80 tysięcy więźniów, z czego jedynie 9tys pracuje i to bynajmniej nie na swoje utrzymanie. Wszyscy ci więźniowie mają zapewniony dach nad głową, trzy posiłki dziennie, możliwość kształcenia. Mają też rozrywki, takie jak telewizja, biblioteki, ale też gry video. W więzieniach kupić można dosłownie wszystko, łącznie z narkotykami i seksem. Niczego więc nie brakuje.

Poza faktem samego uwięzienia i wszystkimi tego konsekwencjami, osadzonym żyje się w więzieniach dobrze. Szczególnie do odniesieniu do milionów ludzi w Polsce, którym zwyczajnie jest gorzej.

 

Ile czego i komu

Minimum egzystencji – koszyk dóbr, niezbędnych do podtrzymania funkcji życiowych człowieka i sprawności psychofizycznej. Uwzględnia on jedynie te potrzeby, których zaspokojenie nie może być odłożone w czasie, a konsumpcja niższa od tego poziomu prowadzi do biologicznego wyniszczenia i zagrożenia życia. W skład koszyka minimum egzystencji wchodzą potrzeby mieszkaniowe i artykuły żywnościowe. Łączny koszt nabycia (zużycia) tych dóbr określa wartość koszyka, która stanowi granicę ubóstwa skrajnego.”

W Polsce minimum egzystencji, zwane też „minimum biologicznym”, szacowane jest od 1995 przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych. W 2011 roku w Polsce wartość minimum egzystencji dla samotnej osoby dorosłej wyniosła 500,68 zł na miesiąc.

Hmm… 500zł. Na tyle Rząd Polski wycenia minimum niezbędne do funkcjonowania przez miesiąc osoby dorosłej, która z tych pieniędzy zmuszona jest zapewnić sobie dach nad głową, jedzenie i ubrania. Mowa jest o dorosłej osobie, żyjącej zgodnie z prawem. I pracującej, czyli fizycznie aktywnej. 500 złotych.

ONZ ma jednak inne wyliczenia wartości Minimum Biologicznego – w Polsce wynosi ono według Organizacji 2,5 dolara, czyli jakieś 9-10 złotych dziennie. Daje to miesięcznie jakieś 320zł.

Według kryteriów ONZ, około 13,5 mln ludzi w Polsce żyje poniżej (!!!) poziomu minimum biologicznego.

No więc podsumujmy – niemal jedna trzecia Polaków żyje w Polsce za mniej, niż 320zł miesięcznie w czasie, gdy na każdego więźnia wydajemy 2500zł.

Co jest więc lepsze? Zdychać z głodu, jako bezdomny na wolności, czy grzać tyłek przy kaloryferze, jako najedzony więzień w ciepłej celi?

Idźmy dalej.

Żydzi wyliczyli, nie tak dawno temu, minimalną liczbę kalorii niezbędnych do przeżycia dla osób w każdym wieku i obu płci w Strefie Gazy. Dokument z tymi wyliczeniami nazwano „Czerwone linie”. Chodziło rzekomo o to, jakie minimalne ilości jedzenia muszą oni dostarczać na okupowane przez siebie ziemie, żeby nikt tam nie przymierał głodem. Przeciwnicy tej teorii twierdzą, że chodziło raczej o wyliczenie minimów, poniżej których należy zejść, by cała populacja w Strefie Gazy przymierała głodem w sposób kontrolowany.

Tak, czy inaczej obliczono, że przeciętna dzienna dawka minimum zakłada 2279 kalorii na osobę.

No i znowu. Mowa tu o ciężko pracujących, najczęściej fizycznie ludziach. Nie o więźniach leżących na pryczach.

Zważywszy, że:

⁃60 do 70 proc. dziennego zapotrzebowania człowieka zużywają organy wewnętrzne w wyniku procesów metabolicznych, niezbędnych do podtrzymywania pracy organizmu;

⁃od 20 do 40 proc. energii wykorzystywana jest podczas bardzo różnych form wysiłku fizycznego ;

⁃10 proc. energii potrzebna jest do utrzymania prawidłowej temperatury ciała i zostaje zmagazynowana.

…łatwo można wyliczyć, że dla osoby fizycznie nieaktywnej, minimum niezbędnych do życia kalorii, to średnio jedynie 1600.

 

Propozycja zmian. 

No więc mamy więźniów. Osoby skazane sprawiedliwie (przynajmniej w teorii) przez społeczeństwo na izolację za popełnione przestępstwa.

Izolacja, czyli więzienie, ma być dla nich karą. Nie nagrodą, nie sanatorium, nie czasem wolnym. To jest kara, którą powinni dotkliwie odczuć, by:

  1. nigdy więcej nie wrócić na drogę przestępczą
  2. być przykładem dla tych na wolności, by ci nie odważyli się przestępstw popełniać w obawie przed konsekwencjami.

Z punktu widzenia OFIARY, na przykład gwałtu, fakt żałowania gwałciciela za czyny, jego resocjalizacji, powrotu na dobrą drogę i tego typu innych bredni nie ma najmniejszego znaczenia. Została wyrządzona zbrodnia i musi być za nią kara. Cała reszta to wartości dodane, istotne być może dla społeczeństwa jako takiego, ale nie dla ofiary. Dla ofiary ważne jest sprawiedliwe ukaranie sprawcy.

No więc mamy 80tys więźniów za kratami. Biorąc pod uwagę powyższe założenia i prawo, które nakazuje zachowanie minimum 3m2 na jednego więźnia, system ten powinien wyglądać następująco:

  1. Każdy więzień, bez względu na popełnione przestępstwo trafia do jednoosobowej celi o wymiarach 2x1,5 m2.
  2. Każdy więzień otrzymuje dziennie racje żywnościowe nie przekraczające 1600 kalorii, czyli wyliczone wcześniej minimum dla podtrzymania biologicznego osoby nie wykazującej aktywności fizycznej.
  3. Więźniowi nie przysługuje prawo do telewizora, książek, czasopism, kart do gry, ani niczego, co mogłoby stanowić rozrywkę.
  4. Więzień nie ma kontaktu z innymi osadzonymi przez cały okres odbywania kary.
  5. Więźniowi przysługuje godzinny spacer raz na dobę.

Wiem. Brzmi drastycznie. Ale to jest właśnie kara. Zakładając, że to kara ma być podstawą systemu penitencjarnego, musi ona być jak najbardziej dotkliwa i kosztować jak najmniej podatnika.

Model wyżej opisany, poza racjami żywnościowymi jest niemal darmowy. Takich więźniów nie trzeba pilnować, rewidować, kontrolować. Są zamknięci jak sardynki i nieszkodliwi dla siebie i innych. Nie umrą z głodu, ale i nie utyją. Oszaleją z nudów i samotności, ale stanie się tak wyłącznie wtedy… gdy nie będą chcieli pracować.

 

Praca

Praca w więzieniu powinna być przywilejem każdego osadzonego. Każdy osadzony powinien mieć możliwość zapracowania na lepszy byt. Na kiełbasę do zupy. Na masło do suchej kromki chleba. Na książkę, na gazetę, na telewizor w celi. Na celę kilkuosobową z wybranymi przez siebie współtowarzyszami niedoli.

W sytuacji idealnej, więźniowie mogliby dzięki pracy zasłużyć na życie w kilkuosobowych, komfortowych celach wyposażonych w niezbędne udogodnienia. Musieliby jednak harować jak woły, żeby na to zapracować.

Dzięki takiej strategii koszt utrzymania więźnia niepracującego spadłby z 2500zł do 250zł + proporcjonalna wartość utrzymania zakładu karnego (znacznie niższa, niż dotychczas).

Natomiast więźniowie pracujący, w warunkach idealnych nie tylko odpracowaliby w pełni koszty swojego utrzymania, ale mogliby stać się wartościowym źródłem dochodu dla Państwa.

Więźniowie mogliby budować drogi i stadiony, sortować śmieci, sprzątać ulice, parki, plaże i lasy. Pracowaliby w fabrykach, hutach, kopalniach. Odbudowywaliby kraj, na którym żerowali jako kryminaliści.

Można by nawet założyć, że po przekroczeniu pewnego progu, który gwarantowałby im osiągnięcie odpowiedniego komfortu w samym więzieniu, resztę zarobionych pieniędzy odkładaliby na własne konto, by po wyjściu z więzienia nie musieli zaczynać od zera. By nie musieli wracać na drogę przestępczą pozostawieni bez środków do życia.

Jeżeli wcześniej mieli firmy, mogliby nadal, zdalnie zajmować się ich zarządzaniem. Warunkiem byłoby odprowadzanie ustalonej stawki utrzymania do zakładu karnego – na przykład wspomniane 2500zł + ewentualną wartość więziennych udogodnień.

Każde złamanie zasad w czasie wykonywania pracy cofałoby więźniom wszystkie zdobyte pracą przywileje. Zaczynaliby od zera. Tak więc każda burda, każde wyniesienie z miejsca pracy jakiegokolwiek narzędzia, każde samowolne oddalenie się resetowałoby im licznik.

W dobie elektronicznych opasek z GPS naprawdę łatwo jest kontrolować taką masę. Przestępcy wagi piórkowej (alimenty, kradzieże, oszustwa) mogliby chodzić do pracy w miarę samodzielnie. Ci z wagi średniej (pobicia, wymuszenia, napady) pracowaliby w zakładach zamkniętych, jak fabryki, gdzie byliby zawożeni i skąd byliby odwożeni z powrotem do zakładu karnego. Waga ciężka (gwałty, morderstwa) to już praca wykonywana wewnątrz zakładów karnych, a przywileje na które można zapracować byłyby dla nich znacznie ograniczone.

Skoro tajwański Foxconn jest w stanie ogarnąć blisko milion zatrudnionych robotników, a mowa jest w ich przypadku o produkcji utajnionych technologii, jak np. nowe iPhone’y, to spokojnie można poradzić sobie z 80tys. ludzi w Polsce.

Trzeba tylko chcieć.

Dzisiaj jednak wciąż prawdziwi przestępcy są na wolności, a drobne oprychy i ci przyłapani z trawką w kieszeni siedzą w pierdlach demoralizowani skrajnie przez grypserę. My natomiast za każdego z nich płacimy po 2500zł miesięcznie.

 

Autor: http://niepoprawnipolitycznie.com