JustPaste.it

Chleb na śmietnik, a inni niech głodują.

 

 

„Zostaw, to na święta”. „Jedz, bo się zmarnuje”. A po świętach jedzenie ląduje na śmietniku. Pożywienie bezsensownie marnujemy też na o wiele większą skalę, zgodnie z obowiązującym prawem. Na szczęście istnieje tzw. oddolna inicjatywa, czyli ludzie dobrej woli biorą sprawy we własne ręce.

Zawsze fascynowały mnie obyczaje związane ze świątecznym obżarstwem. Najpierw wielogodzinne przepychanie się w zatłoczonych sklepach i targanie do domu ciężkich siat wypchanych wszelkim dobrem kupionym za nierzadko pożyczone pieniądze. Banki grają na tonach narodowej tradycji i kuszą: „Nie masz za co godnie spędzić świąt? Weź pożyczkę”. Oczywiście bardzo nisko oprocentowaną, a ile wynosi prowizja dla banku to już inna historia. Świąteczna „godność” słono kosztuje. Potem wiele godzin spędzonych w kuchni na przygotowywaniu potraw w takiej ilości, jak dla pułku wojska. To etap, w którym domownicy często dostają po łapach i słyszą: „Zostaw, to na święta”. Następny etap to świętowanie. Pani domu nakrywa do stołu i donosi kuchenne specjały, ale za uginającym się pod ciężarem jadła stołem zamiast pułku wojska zasiada przeważnie kilka osób. Tu przychodzi czas na „Jedz, bo się zmarnuje”. No ale ile można jeść? W końcu jedzenie trafia do śmietnika.

W sklepach dzieje się jeszcze gorzej. Według danych Eurostatu z 2006 r. Polska pod względem marnowania żywności plasuje się na 5 miejscu w Unii Europejskiej. Z kolei „według danych Federacji Polskich Banków Żywności, każdego roku w Polsce marnuje się około 9 mln ton jedzenia. Sami konsumenci wyrzucają do śmieci około 2 ton, reszta to m.in. niesprzedane produkty w sklepach, resztki jedzenia w restauracjach i firmach cateringowych. Taka ilość marnowanego jedzenia odpowiada pojemności 50 tys. TIR-ów – czytamy na businessinsider.com.pl

Greenpeace alarmuje: „W całej Polsce ok. 2,5 miliona osób żyje w skrajnym ubóstwie, a setki tysięcy nie mogą sobie pozwolić na codzienny, pełnowartościowy ciepły posiłek. Już rok temu, podczas wielkanocnego spotkania w Caritas Archidiecezji Krakowskiej premier Beata Szydło zapowiedziała przygotowanie ustawy, która sprawi, że pełnowartościowa, niesprzedana żywność z dużych sieci handlowych zamiast na śmietnik, trafi do najbardziej potrzebujących. Niestety mimo tej deklaracji, po ponad roku ustawa nie weszła w życie a prace nad nią przeciągają się o kolejne miesiące. Marnowanie żywności to poważny problem nie tylko społeczny, ale i ekologiczny. Coroczne wyrzucanie 9 milionów ton żywności oznacza zmarnowanie ponad 1,72 miliardów m3 wody, które zostały wykorzystane do jej produkcji. To tak, jakby każdy Polak codziennie przez rok wylewał sto 1,5-litrowych butelek wody.”

Greenpeace zwraca uwagę na dwa aspekty problemu, które powinny być uwzględnione w projekcie ustawy. Po pierwsze – należy podwyższyć opłatę dla sprzedawców za wytwarzanie odpadów do 20 groszy/kg. Jeśli będą przekazywać żywność do dalszej dystrybucji opłata powinna wynosić 10 groszy/kg. Po drugie – należy wprowadzić zakaz wymuszania przez sklepy sieciowe na dostawcach odbioru niesprzedanej żywności. Mówiąc krótko: sklepy nie są teraz zainteresowane przekazywaniem niesprzedanego towaru potrzebującym, bo nic na tym nie zyskują, a dostawcy mają się bujać ze zwrotami i ponosić całe ryzyko finansowe.

Jednak już teraz można coś z tym problemem zrobić. Wystarczy trochę dobrych chęci. W Warszawie, na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego przy ul. Stawki, powstała jadłodzielnia. Idea jest prosta: masz jedzenie które może się zmarnować – zanieś do jadłodzielni i włóż do lodówki. Jesteś głodny? Poczęstuj się. Oficjalnie nazywa się to foodsharing. Takie punkty można znaleźć już w siedmiu miastach w Polsce (adresy tu). Ludzie z kolejnych kilkunastu miast chcą zorganizować jadłodzielnie. Takie lodówki stoją już na ulicach wielu krajów, m.in. w Niemczech, w Indiach, na Ukrainie. Ciekawa jestem, kiedy SANEPiD zamorduje te inicjatywę, kiedy ludzie dobrej woli zostaną ukarani za chęć niesienia pomocy i brak chęci marnowania jedzenia.

W 2016 roku powstał projekt FEED Them UP, który stworzyło pięcioro studentów. Zachęcili warszawskie lokale gastronomiczne do przekazywania żywności przydatnej do spożycia placówkom przygotowującym posiłki dla potrzebujących. „Od początku naszej działalności, czyli marca 2016 r., odbyło się kilkadziesiąt darowizn żywności, w ramach których przekazano kilkaset kilogramów jedzenia. Przekazywanie żywności przez lokale gastronomiczne w Polsce jest nie tylko legalne, ale i bezpłatne. Od 1 października 2013 r. przy przekazywaniu żywności do placówek charytatywnych można skorzystać ze zwolnienia z podatku VAT, a także zaliczyć wartość tych produktów do kosztów uzyskania przychodu.

Nie sposób w tym miejscu nie przypomnieć słynnego piekarza z Legnicy, dzięki któremu nieco zmieniło się prawo. Chleb szybko czerstwieje. Waldemar Gronowski przekazywał niesprzedane pieczywo do domu dziecka, świetlicy i stołówki charytatywnej. W 2004 r. urząd miasta uhonorował go nawet tytułem „sponsor roku”. Kogoś tak zakłuło to w oczy, że złożył donos do skarbówki.

„Urząd Skarbowy zarzuca Waldemarowi Gronowskiemu, że w rozliczeniu podatkowym za rok 2003 podał zaniżone przychody w wysokości 260 tys. zł., które stanowiły niezaewidencjonowaną sprzedaż pieczywa. Naraziło to budżet państwa na stratę 96 tys. zł. Podał także nieprawdziwe dane w deklaracji podatkowej, co uszczupliło dochody państwa o przeszło 18 tys. zł” – czytamy na legnica.naszemiasto.pl

W 2006 r. fiskus domagał się, by piekarz zapłacił 245 tys. zł podatku! Nic dziwnego, że inni darczyńcy zaczęli niszczyć niesprzedaną żywność, bojąc się ją rozdawać. Niektórzy znaleźli jednak sposób, by móc nadal pomagać – wystarczy fikcyjny protokół zniszczenia żywności. Piekarz odwołał się od decyzji skarbówki, a w mediach mówił: „Nie będę fałszować papierów i tworzyć fikcji. Gdybym wyrzucił albo spalił chleb, nie złamałbym prawa. Zrobiono ze mnie przestępcę, bo oddałem go bezdomnym”.

Piekarz musiał zamknąć piekarnię i przeszedł na zasiłek. Odwołał się od decyzji urzędników skarbówki, ale po raz drugi zdecydowali, że Gronowski musi zapłacić podatek. „Robią z nas potwory, ale to nie my stanowimy prawo. Podatek od darowizny to 7%. Ustawa nie daje żadnej możliwości interpretacji” – tłumaczył na bankier.pl rzecznik Urzędu Kontroli Skarbowej we Wrocławiu.

W 2012 roku Sąd Okręgowy w Legnicy uznał, że Waldemar Gronowski „zaniżał swoje dochody i unikał płacenia podatków. Działalność charytatywna była tylko przykrywką. Sąd podtrzymał tym samym wyrok poprzedniej instancji. Jesienią 2011 r. Gronowski został skazany na zapłatę ponad 115 tys. zł zaległego podatku. Według sądu, pod pretekstem rozdawania pieczywa, piekarz ukrywał dochody przed fiskusem” – czytamy na www.se.pl

No i mamy kolejnego „przestępcę”. Nic dziwnego, że firmy nie palą się do rozdawania resztek.

 

Autor: http://rudaweb.pl