JustPaste.it

Unia w czerwonych malinach

Jak twarde postępacko lewackie jądro chce wydutkać na strychu resztę europy. Wywiad z prof. dr. hab. Mieczysławem Rybą,

Jak twarde postępacko lewackie jądro chce wydutkać na strychu resztę europy. Wywiad z prof. dr. hab. Mieczysławem Rybą,

 

 

Po wizycie prezydenta Macrona w Berlinie mamy zapowiedź prac na zmianą Traktatów Europejskich. Zapowiedź reform Unii Europejskiej padła też po spotkaniu Emmanuela Macrona z Donaldem Tuskiem. W jakim celu unijne lokomotywy chcą manipulować przy traktatach?


Zadaniem czy też celem, jaki sobie postawili przywódcy państw tzw. starej Unii, zwłaszcza Niemiec i Francji, jest zbudowanie scentralizowanej Europy w układzie, gdzie karty rozdają Berlin i Paryż. Pomija się fakt, że polityka imigracyjna, która miała zdestabilizować państwa narodowe i przyspieszyć centralizację, ostatecznie zbankrutowała, chociażby podczas zamachów terrorystycznych, które się pojawiały m.in. w Niemczech, we Francji czy w Belgii. W związku z tym z niepokojem patrzono na wybory we Francji czy w Holandii. Ponieważ udało się jeszcze wybory we Francji wygrać europejskim centrystom czy globalistom, dlatego mamy próbę rozmontowania istniejącego modelu Europy jako wspólnoty państw i zmontowania czegoś na wzór układanki zmierzającej w kierunku budowy Unii jako superpaństwa z określonym modelem ideologicznym. Stąd te spotkania Merkel – Macron czy Tusk – Macron i pomysły, jakie się pojawiają, które, jak można sądzić, pójdą jeszcze dalej w centralistycznym kierunku. Tyle tylko, że będzie to powodowało coraz większe przekonanie wyborców we Francji, iż prezydent Macron bardziej liczy się ze zdaniem Angeli Merkel niż z głosem swoich wyborców i że jest jeszcze bardziej podporządkowany decyzjom kanclerz Niemiec, niż był jego poprzednik François Hollande. Z drugiej jednak strony – w szerszym znaczeniu – ten tandem niemiecko-francuski będzie się coraz bardziej odznaczał od reszty państw czy narodów, zwłaszcza Europy Środkowej i Wschodniej


Co w tej sytuacji z solidarnością europejską, o której tak dużo się mówi, a tymczasem zarówno Niemcy, jak i Francja, choć są członkami UE, decyzje podejmują sami, nie pytając innych o zdanie…?

– Są kraje w Unii, których status jest nierówny. Nigdy, niestety, nie było tak, że Niemcy czy Francja przejmowały się specjalnie zdaniem, a więc tym, co myślą i mówią kraje Europy Środkowej. Oczywiście tego dysonansu nie było widać, bo nie było to nagłaśniane, kiedy Polską rządziły rządy o nastawieniu kosmopolitycznym, powolne, czyli podporządkowane, centralistycznym procesom zachodzącym w Unii. Natomiast kiedy władzę w Polsce przejął rząd Zjednoczonej Prawicy, który chce realizować nasze interesy, interesy Narodu Polskiego, w związku z czym prezentuje przeciwstawną koncepcję ideową, jeśli weźmiemy pod uwagę życie wspólnotowe w Unii, to w odpowiedzi pojawia się atak na rząd i nasz kraj, który rzekomo sprzeciwia się czy też łamie zasady demokracji

Co ta forsowana głównie przez Niemcy i Francję głębsza integracja dużych państw Unii może oznaczać dla takich krajów jak Polska?

– To jest kwestia procesu integracyjnego, który trwa od wielu lat, gdzie z jednej strony były dotacje unijne, zwłaszcza dla państw rozwijających się, ale z drugiej strony ceną za te finansowe zastrzyki były atrybuty suwerenności, czyli zgoda na przekazywanie kolejnych sfer decyzji z poszczególnych państw do centrali w Brukseli. Z kolei Unią i całą administracją brukselską zarządzały te państwa lokomotywy, a więc Niemcy czy Francja, efektem czego było stworzenie piętrowego układu – bardzo groźnego dla suwerenności państw narodowych. I tę politykę niemiecko-francuską trzeba widzieć jako działanie nie w kierunku upodmiotowienia parlamentów narodowych, czy w ogóle państw narodowych, ale jako działanie w kierunku centralizacji. To zaś jest zagrożenie dla podmiotowości i możliwości decydowania o sobie samych na przyszłość. A do tego w żadnym wypadku dopuścić nie można

Przykładem tego narzucania woli jest unijny przymusowy mechanizm relokacji uchodźców, w którym Polska nie chce brać udziału i za ten brak solidarności ma być ukarana. Przecież to nie Polska otworzyła granice UE, zapraszając imigrantów

– Wygląda to tak, że ktoś nie tylko popełnił błąd, do którego nie chce się przyznać, ale wręcz złamał prawo, a Polska ma za to zapłacić, przyjmując imigrantów, a tym samym powodując zagrożenie dla bezpieczeństwa swoich obywateli. Rzecz jest kuriozalna i nazywanie narzucania dyktatu solidarnością europejską jest nieporozumieniem i kpiną. Takie działanie obnaża tę dominację silnych nad słabszymi, którzy wykorzystują swoją przewagę w strukturach unijnych po to, żeby narzucać swoją wolę innym krajom, które tego nie chcą, i słusznie, że nie chcą.


Czy w tym przypadku w ogóle możemy mówić o solidarności i względem kogo lub czego mamy być solidarni?

– Słowo „solidarność”, które nam, Polakom, kojarzy się jednoznacznie jako działania wolnościowe, poprzez działania unijnych elit się niestety zdewaluowało i straciło na swym pierwotnym znaczeniu. Gdzie bowiem – co zresztą słusznie zauważyli polscy politycy Prawa i Sprawiedliwości – była ta unijna solidarność, choćby przy forsowaniu gazociągu Nord Stream z obłożonej sankcjami Rosji do Niemiec po dnie Morza Bałtyckiego z ominięciem m.in. Polski, co odbywa się wbrew Traktatowi Lizbońskiemu i szeregowi innych uregulowań prawnych obowiązujących w UE, a mimo to jest akceptowane. Czy ktoś zapytał nas o zdanie? Jak wygląda ta solidarność europejska, jeśli chodzi o ceny gazu, który we Francji czy w Niemczech jest o jedną trzecią tańszy niż w Polsce? Spójrzmy też na zlikwidowane w myśl prawa unijnego stocznie w Polsce, a wraz z nimi cały szereg zakładów kooperujących, podczas gdy do tych przepisów nie zastosowali się Niemcy czy Francuzi. To najlepiej pokazuje, jak ta solidarność unijna funkcjonuje, że jest to fikcja. A zatem mamy do czynienia z realizowaniem projektu niemiecko-francuskiego z jednej strony, a z drugiej utopijnego projektu nowej lewicy, która prze do przodu – można rzec po trupach – nie zważając na konsekwencje. Co istotne, dzieje się to w sytuacji, kiedy widać jak na dłoni, że jest to projekt zdegenerowany, zużyty i że w tym zakresie jest coraz większy opór państw Europy Środkowej. Kierunek jest zły, ale utopijni przewodnicy niezdolni do refleksji brną w tę otchłań, ciągnąc za sobą inne państwa. Nie wiadomo, czy to się nie zakończy kompletną dezintegracją całej europejskiej wspólnoty, która wewnętrznie jest coraz bardziej podzielona.

Także Donald Tusk ostrzega Polskę przed konsekwencjami, jakie wiążą się z odmową przyjmowania imigrantów muzułmańskich. Czyją zatem politykę realizuje były polski premier, strofując Polskę?

– No tak. Słowa te wypowiada były premier Polski, ale przede wszystkim człowiek obecnie piastujący stanowisko szefa Rady Europejskiej, i to głównie dzięki poparciu Niemiec, a zwłaszcza kanclerz Angeli Merkel i jeszcze paru innych przywódców państw Unii. Stąd Tusk nie ma wyjścia i mimo iż traci wizerunkowo w Polsce, musi spłacić dług za poparcie. Jest zatem wierny swoim protektorom, którzy go wysadzili na to eksponowane stanowisko, wykazując się subordynacją w każdym calu. Przy tej okazji ujawnia się, że „król jest nagi

Donald Tusk może pretendować do urzędu prezydenta RP. Tak to przynajmniej widzą niektórzy politycy Platformy…

– Donald Tusk pewnie liczy, że to wszystko, co zrobił przeciw Polsce, jak i to, co dobrego mógł zrobić, a czego nie zrobił dla Polski, zostanie mu zapomniane. Podobnie jak zostały mu zapomniane – przynajmniej w niektórych kręgach – ośmiorniczki, afery za jego rządów itd. Idąc tym tokiem rozumowania, Tusk ma nadzieję, że to, co teraz robi przeciwko Polsce, za rok czy dwa, przy tempie wydarzeń politycznych, również pójdzie w niepamięć, a wsparcie eurokratów oraz wiernych mu środowisk w kraju pozwoli ubiegać się o najwyższy urząd – prezydenta RP. Póki co ważniejsza jest jednak dla niego opinia unijnych elit niż sympatie społeczne Polaków, które będzie – jak pewnie sądzi – miało znaczenie dopiero wówczas, kiedy powróci do Polski po zakończeniu unijnej kariery. Ale Polacy to rozsądny Naród i nie mają amnezji. Ponadto wcale nie jest przesądzone, czy celem Donalda Tuska nie jest pozostanie na dłużej na unijnej scenie, która, jak widać, bardziej mu odpowiada niż powrót do polityki krajowej.

 

No tak, ale Niemcy już mają kanclerza

– Donald Tusk należy do tworzącej się na arenie unijnej grupy eurokratów, a więc tych, którzy przyzwyczaili się do wysokiego standardu życia, a zarazem elit dążących do stworzenia struktur ponadnarodowych. I w tym środowisku Donald Tusk umie się odnaleźć i mówi tym samym głosem co to otoczenie. Dlatego sądzę, że mógłby liczyć np. na stanowisko – powiedzmy – dyplomaty unijnego czy chociażby ciepłą posadkę w Komisji Europejskiej. I to jest bardzo prawdopodobny scenariusz. Tak czy inaczej każdy z tych wariantów dotyczących przyszłości politycznej Tuska jest uzależniony od poparcia Niemiec czy Francji, na które, jak widać, sam zainteresowany solennie pracuje.

Pozostając w unijnej tematyce i przy traktowaniu państw jak równych i równiejszych, widzimy, że na celowniku KE jest nie tylko Polska, ale także Węgry, którym też grozi się sankcjami. Po co komu to rozbijanie jedności UE, która i bez tego trzeszczy w szwach?

– Unia widziana z perspektywy kręgów lewicowych ma sens, ale tylko po warunkiem, że będzie konstrukcją ideologiczną zaprojektowaną właśnie przez te elity. Tam bynajmniej nie chodzi o wspólnotę państw jako taką, budowaną np. na zasadach klasycznych, a więc na zasadach upodmiotowienia poszczególnych krajów, ale tam chodzi o scentralizowaną Europę nowej lewicy – multikulturalną, genderystyczną. Stąd każdy, kto próbuje się z tego projektu wyłamać i reprezentować swoje własne narodowe interesy, ma być napiętnowany. I to, że takie działania szkodzą wspólnocie europejskiej jako takiej, w tym momencie nie ma znaczenia. Dla tych „postępowych” środowisk bardziej istotne, ważniejsze jest realizowanie utopijnych wizji, które sobie założyły.

Ale przecież na dłuższą metę to droga donikąd…?  

– Owszem, tak, ale to nie pierwszy przypadek w historii kontynentu europejskiego, kiedy taki zgubny kierunek jest obierany i narzucany większości państw. Wystarczy chociażby spojrzeć na XX wiek, kiedy utopiści dorwali się do władzy i nie zważając na konsekwencje, brnęli w ślepym kierunku, w kierunku przepaści, i ostatecznie doprowadzili Europę na skraj bankructwa ideowego i moralnego. Dzisiaj scenariusz, niestety, się powtarza. Obyśmy nie obudzili się za późno z tego letargu.

Dziękuję za rozmowę.  


 Mariusz Kamieniecki

Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/182191,nowa-lewica-prze-w-kierunku-scentralizowanej-europy.html