JustPaste.it

Tus(z)ki z makreli.

Każdy może małym nakładem sił i kosztów przygotować atrakcyjną potrawę umilającą mu ciepłe i chłodne, letnie i jesienne wieczory. Orientalną potrawę, której raz zasmakowawszy – nie będzie chciał, czy raczej mógł, wyjść z domu na ulicę, by nie opuścić wciąż pachnącej tym rarytasem kuchni. Bierzemy jedną średniej wielkości makrelę, najlepiej taką bardziej tłustą (odmiana chadecka lub atlantycka), może być zwędzona (ze sztazi). Polewamy ją suchymi danymi o gasnącym europejskim libido. Kładziemy na specjalnej misce z moskiewskiego szkła, zwanej „wybrzeże libijskie”, (można ją zastąpić misą grecką lub turecką sosjetą). Łączymy z wcześniej przygotowanym koszernym so(ro)sem nalanym do skorup kokosowych, miąższ z kokosów giełdowych pocięty na małe stateczki osadzamy na zgrabnych, świeżych fundacyjkach. Brzeg misy okrążamy ozdobnym, niejadalnym cierniem (nazywanym „bagnet karabiniera”) Posypujemy rozłożystym, włoskim kuperkiem zakonnym i sycylijską przyprawą „pieprz kardynała”. Moczymy pół kadencji w śliskiej zaprawie clintonowo-obamowej. Obkładamy dokoła brukselką wenecką w formie głów zatroskanych obywateli. W tzw.międzyczasie przygotowujemy ciasto. Mąka raz-owa wymieszana z tartym, czerskim chlebem, butelka gazowanej wody bnaibrith, plus jaja górskiego sępa (tzw. zbuki lub kabaretówki) z wolnego wybiegu i odstawiamy do rośnięcia. Makrelę wyjmujemy z ostrej, konserwowej zaprawy neokońskiej (tzw. kwas faryzeuszy), smarujemy kabzą smolara (bliskowschodnia oliwka z pierwszego tłoczenia). Posypujemy petruszką, podlewamy 1 szklanką soku z zielonej róży (rzadka, kolekcjonerska odmiana: vonthun), nacieramy zasuszonym tuskiem wymieszanym z łzami pieronka. Teraz możemy zabrać się do przygotowywania wieńca z bieżeńców (najbardziej żarłoczna odmiana piranii), w którym później ułożymy makrelę. Patroszymy plecaki (rybacka nazwa grzbietu młodej piranii, tzw. piranii uchodźczej) bieżeńców z dokumentów, biżuterii i gotówki. Nadziewamy świeżymi syryjskimi paszportami i sprasowaną, filetowaną niemiecką konstytucją. (Niedojrzałe i przejrzałe piranie odstawiamy do późniejszej relokacji do mniej wybrednych sąsiadów.) Kładziemy na do czerwoności rozpalonym miłosierdziem, sumieniu. Czekamy aż wszystko zbrązowieje. Kontyngenty i kontenery wykładamy liściem laurowym zwycięstwa. Do każdego ośrodka dodajemy dla zaostrzenia smaku dwa młode czeczeńce i jednego, lekko schrystianizowanego erytrejczyka lub erytrejkę. Do kieliszków nalewamy czerwonej sankcji. Teraz zabieramy się do sporządzenia gadki tartej (zwanej też bułką tartą), która potrzebna nam będzie do okraszenia głów obywateli (odmiana hodowlana jelenia), bez czego potrawa się nie uda. Bierzemy dwa ususzone kazania, jeden bełkot sowy, dwa drylowane manifesty pepeesu, jeden urok głosu zandberga – wszystko ucieramy na tarce (oczka: średnie multi-kulti), mieszamy, dodajemy do smaku soli darności europejskiej i skrapiamy aromatem „chuch junckera z rana”. Wszystko układamy na dużej macy wielkości dwóch pizz, pośrodku warkocza z macek syjońskiej kałamarnicy. Wkładamy w korytarze humanitarne i tak podajemy do okrągłego stołu. Gwarantuję, że po skosztowaniu tej wschodniej potrawy nie będziemy chcieli już nigdy wejść do żadnej restauracji, wyjść na spacer, zatrzymać się na moście (choćby tak pięknym jak London Bridge) a nawet wyjść po prostu z domu. I w ten oto sposób otrzymamy niezapomniane tus(z)ki z makreli. Smacznego!

 

Źródło: wawel24