JustPaste.it

Skąd na wojnach bestialstwo i okrucieństwo

Naćpany jak dżihadysta. Narkotyki napędzają terrorystów i ich "świętą wojnę" Cpanie ma długa tradycję. Tylko sowieci jechali na spirze stąd zamiast celnie trafiać, tratowali wroga

Naćpany jak dżihadysta. Narkotyki napędzają terrorystów i ich "świętą wojnę" Cpanie ma długa tradycję. Tylko sowieci jechali na spirze stąd zamiast celnie trafiać, tratowali wroga

 

 

Bestialstwo islamskich terrorystów może być nie tylko efektem ideologicznego radykalizmu, ale również narkotykowego odurzenia. Okazuje się, że "święta wojna" napędzana jest przez produkowane na masową skalę substancje psychotropowe.

 

 

Parada bojowników Państwa Islamskiego w Libii

 

Parada bojowników Państwa Islamskiego w Libii (Islamic State)

Świat już zgodził się co do tego, że barbarzyństwo Daesz, jak Arabowie nazywają Państwo Islamskie, zdaje się nie mieć granic: w internecie roi się od zdjęć, filmów i artykułów przedstawiających krzyżowanie, grillowanie (albo gotowanie w garnkach) ściętych głów, jedzenie serc, przecinanie ludzi na pół, rzucanie ich szczątków psom na pożarcie.

Teraz media zastanawiają się, czy bestialstwo dżihadystów z Iraku i Lewantu to nie tylko efekt, jak pisze na przykład CNN, ślepej "ideologicznej gorączki", ale i "popularnej na Bliskim Wschodzie czarnorynkowej amfetaminy".

Znacznie dosadniej rzecz ujmuje natomiast Dawn Perlmutter, ekspertka od symboliki i mordów rytualnych, w serwisie Front Page Magazine: "Zamiast po prostu zwiększać wytrzymałość i odwagę, narkotyki stworzyły armię naćpanych zombie, która dopuszcza się aktów barbarzyństwa w imię islamu".

Coraz częściej pojawiają się bowiem głosy, że adepci "świętej wojny" sami święci nie są - przynajmniej jeśli chodzi o narkotyki.

Narkotykowy romans

O romansie islamskich terrorystów z narkotykami mówiło się już od dawna - czy to w kontekście handlu opium (jak w przypadku Al-Kaidy i talibów), czy zasilania budżetu organizacji Osamy bin Ladena przez południowoamerykańskich lordów narkotykowych w zamian za zapewnienie im bezpiecznego szlaku przerzutowego przez Saharę do Afryki Północnej i Europy.

Na przykład w 2010 roku "The Telegraph" ostrzegał: Al-Kaida Islamskiego Maghrebu dzięki pieniądzom z narkobiznesu może przyciągać kolejnych rekrutów i przeprowadzać ataki terrorystyczne w Europie. Wcześniej bowiem kolumbijska FARC przemycała kokainę bezpośrednio do Hiszpanii i Portugalii, ale zaostrzenie kontroli w tych krajach niejako "zmusiło" marksistowskich partyzantów do wybrania drogi na około. - Odkąd szlaki biegnące przez Europę stały się znacznie mniej bezpieczne, FARC znalazło możliwość wykorzystania Sahelu i Afryki Północnej jako nowego szlaku narkotykowego - mówił w rozmowie z brytyjskim dziennikiem Oliver Guitta, ekspert ds. walki z terroryzmem i spraw zagranicznych.

Ekstremiści zabezpieczają bowiem dawne trasy karawan, wzdłuż których z należących do kolumbijskiej lewicowej partyzantki samolotów zrzucanych jest co roku około 50 ton kokainy, na europejskich rynkach wartej prawie dwa miliardy dolarów. Jak oszacował algierski rząd, tylko w latach 2007-2010 terroryści z Maghrebu zarobili na pośrednictwie w przemycie kokainy i porwaniach dla okupu 130 milionów dolarów, które poszły w dużej mierze za zakup pojazdów opancerzonych, pocisków ziemia-powietrze i kałasznikowów od uciekających zagranicę po obaleniu Kadafiego libijskich żołnierzy.

Na czerwcowej konferencji w Kartaginie dyrektor Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) Jurij Fiedotow nie owijał więc w bawełnę: - Największym problemem są coraz ściślejsze powiązania między zorganizowaną przestępczością i terroryzmem, w których przemyt narkotyków odgrywa kluczową rolę.

W narkobiznes od prawie dekady jest też "umoczony" libański Hezbollach. W 2013 roku na łamach miesięcznika "Studies in Conflict & Terrorism" dr Boaz Ganor i Miri Halperin Werbli ujawnili, że w związku z nałożeniem kolejnego embarga na Iran i przegraną przez Hezbollah wojnę z Izraelem w 2006 roku Teheran zasponsorował swoim szyickim braciom całe oprzyrządowanie do produkcji kaptagonu - by mogli pozyskiwać środki na działalność na własną rękę, bez oglądania się na swojego patrona.

Produkcja na masową skalę

Ów tajemniczy kaptagon to handlowa nazwa opracowanej w 1961 roku przez niemiecki koncern Degussa AG fenetyliny - organicznego związku chemicznego z grupy stymulantów, oryginalnie dedykowanego do aplikowania dzieciom z ADHD, a także leczenia narkolepsji i depresji. Ze względu na właściwości uzależniające i skutki uboczne ONZ w 1986 wciągnęła go na listę nielegalnych substancji, rok później jego produkcja została wstrzymana.

Obecnie jednak kaptagon, poza nazwą, niewiele ma wspólnego z oryginalnym lekiem, w jego składzie można znaleźć m.in. amfetaminę i metamfetaminę. I właśnie na punkcie tego stuningowanego narkotyku oszalały kraje Zatoki Perskiej, zwłaszcza Arabia Saudyjska, gdzie każdego roku przechwyconych jest około 55 milionów tabletek, a sami saudyjscy oficjele w raporcie UNODC przyznają, że to zaledwie ułamek (konkretnie ok. 10 proc.) tych, które krążą na krajowym czarnym rynku. Tylko w dwóch ostatnich akcjach tureckich służb w graniczącej z Syrią prowincji Hatay miesiąc temu zniszczono prawie 11 milionów tabletek, z czego trzy czwarte było już przygotowane do transportu do saudyjskich portów.

Na tamtejszym czarnym rynku cena kaptagonu dochodzi do 20 dolarów za sztukę, jego produkcja jest natomiast, jak podkreślają eksperci, bardzo tania i niemal dziecinnie prosta, wystarczy "podstawowa znajomość chemii i kilka tabelek", jak zauważa w rozmowie z Reutersem libański psychiatra Ramzi Haddad. Nic więc dziwnego, że nie brakuje chętnych do uszczknięcia dla siebie choć kapki z tej rzeki pieniędzy. I trudno, by nie zaczerpnęło z niej również Daesz.

- Są raporty potwierdzające, że część środków pozyskanych z handlu (narkotykami) służy finansowaniu grup dżihadystycznych w Syrii - mówił już półtora roku temu w rozmowie z CNN Matthew Levitt, były urzędnik Departamentu Skarbu odpowiedzialny za śledzenie źródeł finansowania organizacji terrorystycznych, a obecnie ekspert Washington Institute for Near East Policy. Z kolei w sierpniu 2014 roku, a zatem kilka tygodni po oficjalnym utworzeniu Państwa Islamskiego, pojawiły się doniesienia, że ISIS przejęło laboratoria farmaceutyczne w Aleppo z całym dobrodziejstwem inwentarza - i produkcją, i przemytem metamfetaminy.

Wojenna zawierucha - rozpad krajowej infrastruktury, dziurawe granice, mnożenie się zbrojnych grup - sprawiła, że w ostatnich dwóch latach produkcja kaptagonu przeniosła się do Syrii. W styczniu 2014 roku Reuters donosił, że narkobiznes "generuje setki milionów dolarów zysku rocznie i potencjalnie jest źródłem finansowania broni", a jednocześnie "narkotyk umożliwia bojownikom zaangażowanie w długie, wyczerpujące bitwy".

Terrorystyczny doping

Co do tego, że dżihadyści Daesz nie tylko produkują i przemycają kaptagon, ale i sami go biorą lub dają swoim żołnierzom, nie ma cienia wątpliwości Daveed Gartenstein-Ross z Fundacji na rzecz Obrony Demokracji. - Al-Kaida w Iraku, która jest poprzedniczką ISIS, słynęła z tego, że jej bojownicy brali amfetaminę, która pozwalała im, na przykład, przetrwać ból spowodowany postrzałem - mówi w rozmowie z Reutersem.

Zastrzyk energii i stan euforii - to główne zalety tego narkotyku. - Nie możesz spać ani nawet zmrużyć oczu, zapomnij o tym - mówi jeden z jego użytkowników w wyemitowanym we wrześniu przez BBC Arabic filmie dokumentalnym. - Czułem, jakbym był panem całego świata - dodaje drugi. - Jak wziąłem kaptagon, już nie czułem strachu - stwierdza trzeci. Z kolei CNN dotarła do 19-letniego Karima, żołnierza Daesz schwytanego przez peszmergów, który zeznawał, że dowódcy regularnie dawali im narkotyki. - (To były) tabletki halucynogenne, które pozwalały nam iść na bitwę i nie dbać o to, czy przeżyjemy, czy zginiemy - mówił chłopak.

Pod wpływem narkotyków (chemicznej amfetaminy lub naturalnej katy) miał być również John Dżhadysta, egzekutor zagranicznych zakładników Daesz, kiedy ścinał głowę Davida Heines’a. Analiza jego głosu wykazała, że mówił w nieco inny sposób niż na poprzednich i kolejnych nagraniach, a eksperci ocenili, że najprawdopodobniej był to efekt działania narkotyku. Brytyjski "The Daily Express" z kolei dopiero co informował: są dowody wskazujące na to, że amfetaminą byli naćpani terroryści, którzy przeprowadzili serię ataków w Paryżu.

O spotkaniu z dżihadystami na haju opowiadał też Ekram Ahmet, 40-letni Kurd, który uciekł z Kobane, w rozmowie z "The Sudany People". - Są brudni, mają potargane brody i długie czarne paznokcie. Mają przy sobie mnóstwo tabletek i wciąż je biorą. Wydaje się, że one czynią ich jeszcze bardziej szalonymi. Stają się podnieceni, zaciekle każą nawet dzieci za najdrobniejsze przewinienia.

Jedną z ich ofiar miał być jego 11-letni syn, którego dżihadyści wyciągnęli z autobusu. - Znaleźli w jego kieszeni kopię Koranu, którą żona dała mu na szczęście. Podarli ją na kawałki i rzucili na podłogę. A gdy zdali sobie sprawę, że jest Kurdem, ustawili go w kolejce do ścięcia. Gdy wybuchła jakaś strzelanina, mój syn wykorzystał szansę, by uciec.

Lekarze ostrzegają przed skutkami ubocznymi narkotyku: halucynacjami, depresją, psychozami, paranoją, zawałem serca, krwotokami i uszkodzeniami mózgu, wreszcie śmiercią. To jednak niewielka cena, jaką mają płacić dowódcy Daesz w zamian za hiperaktywność i pozbawienie resztek skrupułów swoich żołnierzy. W rozmowie z CNN dr Robert Keisling, psychiatra z kliniki MedStar w Waszyngtonie mówi: - Myślę, że (dżihadyści) podjęli decyzję, by trzymać tych gości na chodzie przez cztery, pięć dni i dać im poczucie nieśmiertelności, bo jest to dla nich korzystne, nawet za cenę skutków ubocznych, jakie może wywołać ten narkotyk.

Cel uświęca środki

Daesz bezwzględnie przestrzega podziału na to, co haram (zakazane) i halal(dozwolone) - ze szczególnym naciskiem na to pierwsze. Haram są między innymi wszystkie używki: papierosy, alkohol, narkotyki. Na umieszczanych w sieci filmach widać, jak bojownicy w czerni palą pola marihuany, niszczą butelki z alkoholem czy różnymi środkami psychoaktywnymi. Pod jurysdykcją dżihadystów łamanie tych zakazów jest karane chłostą. Do trzech razy jednak sztuka - przyłapany na piciu czy zażywaniu narkotyków delikwent uznawany jest za recydywistę i karany śmiercią.

Jak więc te restrykcyjne zasady, które według ideologów Daesz dyktowane są prawem szarii, czyli świętością nad świętościami, mają się do narkotycznych praktyk samych żołnierzy dżihadu? Pierwsze co się ciśnie na usta: toż to hipokryzja w czystej postaci.

Ale eksperci przekonują, że z punktu widzenia ekstremistów z Lewantu (zresztą nie tylko) to raczej zwykły relatywizm, a wręcz pragmatyzm. Jak zauważa Gartenstein-Ross, po pierwsze, celem nie jest czysto hedonistyczne osiągnięcie haju, tylko bardzo praktyczne zwiększenie wydajności i odwagi. A po drugie - narkotyk to jedno z narzędzi dżihadu, dlatego jego zażywanie nie tyko uchodzi płazem, nie tylko jest akceptowalne, ale wręcz pożądane. Jak to mówią: cel uświęca środki.

Narkotyki wśród największych armii II Wojny Światowej.

W mojej pracy chciałbym poruszyć często pomijany, a przez niektórych uznawany nawet jako wstydliwy bądź kontrowersyjny temat o stosowaniu narkotyków oraz substancji psychoaktywnych przez żołnierzy, całych armii czy nawet ich dowódców i roli, jaką środki odurzające odegrały na przestrzeni wieków w podtrzymywaniu żołnierzy na polach bitew. Jest to przykład w jak silny sposób pragnienie wygranej oddziałuje na ludzi biorących udział w walkach, pod jaką są presją i do czego są zdolni, aby osiągnąć zwycięstwo bądź chociaż zwiększyć szanse w bezpośredniej walce z wrogiem. David T. Courtwright w swojej książce wysuwa nawet stwierdzenie, że prawdopodobnie to właśnie żołnierze, jako jedna spośród wszelkich nam znanych kategorii zawodowych wiodła prym jeżeli chodzi o regularne używanie narkotyków.

Jak powszechnie wiadomo zabijanie innych ludzi nie leży w naturze człowieka, dlatego od wieków przeróżne społeczności i państwa próbowały pobudzać w wojownikach i żołnierzach, często poprzez brutalne szkolenia wyzwalające agresję - niezbędny do walk i prowadzenia wojen, instynkt niszczycielski. Eksperymentowano również z roślinami, których substancje wpływały pobudzająco zarówno na ciało jak i umysł człowieka, przykładem mogą być wszelkie plemiona Indiańskie np. plemię Otomac z regionu Orinoko przed bitwą wciągali Yupę (był to sproszkowany wyciąg z drzewa Piptadenia), który zawierał halucynogenne substancje (alkaloidy) podobnie jak Indianie Yanomano. Spośrod wikingów znana nam jest ich przerażająca grupa tj. Berserkowie, którzy byli w stanie wywołać u siebie wręcz szał bitewny i rządzę krwi, a po tym szaleńczym amoku zapaść na kilka dni snu, za czasów średniowiecza ludzie wierzyli nawet, że zamieniali się oni w dzikie bestie, jednak z biegiem czasu uznano, że wpływ taki miały na nich grzybki halucynogenne, które zjadali przed bojem nie określono jednak w jakiej postaci narkotyk był przyjmowany.
Richard Lazarus uważa, że ludzie radzą sobie ze stresem na dwa sposoby: działanie w sposób bezpośredni ku zmianie warunków sytuacji, czyli ograniczenie wpływu srtresora bądź poprawa swojego samopoczucia poprzez łagodzenie emocji, co często wiąże się z sięgnięciem po środki takie jak alkohol, czy narkotyki. Armie w celu dodania żołnierzom odwagi, pomocy w walce nie tylko z wrogiem, ale również z własnym stresem i pobudzenia bojowego ducha stosowały zakorzenione kulturowo sposoby poprzez wykorzystanie roślin i wytwarzanie z nich substancji farmakologicznych.
Każdy wojownik aby sprostać swojemu zadaniu chce dać z siebie wszystko, wręcz posiąść niesamowite moce niczym mitologiczni herosi i tutaj znów w grę wchodzą środki psychoaktywne, które pomagały sprostać trudom walki, poradzić sobie ze stresem oraz niestety także już po walce radzić sobie z jej skutkami i ranami psychicznymi, co przeważnie prowadziło już prosto do uzależnień.
Ze względu na to, że jest to bardzo obszerny temat, ponieważ narkotyki przewijają się od czasów przednowoczesnych gdzie były stosowane przez Asasynów, Inków, za czasów Napoleona w Egipcie, wojnę secesyjną, wojny kolonialne, I wojnę światową i pierwsze eksperymenty z kokainą, nie zabrakło ich również podczas II wojny światowej i ten właśnie okres chciałbym szerzej opisać na przykładzie największych armii biorących w niej udział.
Pisząc o drugiej wojnie światowej, a tym bardziej o jej sekretach i tajemnicach, na myśl nasuwa się armia III Rzeszy i właśnie od niej rozpocznę swoją pracę.
Państwo III Rzeszy stanowczo potępiało zażywanie narkotyków w społeczeństwie. Uzależnienie od środków odurzających powszechnie uważane było za wstyd i hańbę. Kokaina nazywana była „diabelską używką”, kojarzona była z rozpustą, prostytucją i szemranym półświatkiem, a takie elementy były niegodne prawdziwego Aryjczyka. Można zaryzykować stwierdzenie, że współczesna polityka antynarkotykowa ma fundamenty właśnie w prawie III Rzeszy. Według partii, każdy środek psychoaktywny określany był mianem Rauschgifte, czyli nawet nie tyle „narkotyk”, co „oszałamiający jad” .
Takimi sformułowaniami karmieni byli tylko zwykli obywatele tego totalitarnego państwa. Kiedy społeczeństwo ślepo wierzyło w wielkość swojego Wodza i jego armii, nie zdawali sobie sprawy jak wielkie ilości środków odurzających konsumowała armia Hitlera, oraz sam Fuhrer.
Pomimo iż Adolf Hitler dbał o swoje zdrowie, był wegetarianinem, nie palił papierosów ani nie pił alkoholu był silnie uzależniony od leków i narkotyków . Było to skutkiem wyniszczającej wojny, która wymagała ciągłej gotowości do podejmowania decyzji i stwarzała niemałe napięcie. Hitler, żeby podtrzymywać słabnącą energię, zaczął brać środki pobudzające, w coraz większych ilościach, co doprowadziło do głębokiego uzależnienia.
Dzisiaj, wiadomym jest, że Hitler przyjmował między innymi metamfetaminę w zastrzykach. Zaufany lekarz Wodza, który towarzyszył mu od 1936 roku aż do śmierci. Hitler słynął z pełnych wigoru, poruszających tłumy, energicznych wystąpień. Przed takimi przemówieniami na życzenie Fuhrera aplikowano mu dożylnie strychninę (Strychnina blokuje synapsy hamujące, co w efekcie wzmaga pobudzenie neuronów) oraz hormony . Taki doping dodawał Hitlerowi ogromnych porcji energii, pobudzenia, oraz pewności siebie.
Z racji tego iż Hitler był hipochondrykiem, jego lekarz Theodor Morell, przepisywał i aplikował na różne faktyczne i urojone schorzenia metamfetaminę. Oprócz tego, Wódz przyjmował około 90 różnych leków, dziennie prawie 30 różnych pigułek. Wiele z tych leków było autorskimi dziełami Morell’a, często ze środków zakazanych, uznanych za szkodliwe, jednak pobudzające.
Doktor Erwin Giesing stwierdził: „ Hitler, wierząc w skuteczność przepisywanych mu przed dr. Morella medykamentów, połykał tygodniowo ok. 150 różnego rodzaju tabletek i otrzymywał około 10 zastrzyków(…)”
Hitler nie potrafił także zasnąć bez odpowiednich środków (m.in. Phanadorm).
Wśród wielu używek oprócz metamfetaminy Hitler przyjmował również glukozę, testosteron, opiaty, różne środki przeciwbólowe, oraz prawdopodobnie kokainę .
Doktor Karl Brandt (osobisty lekarz Hitlera, odsunięty na drugi plan po „wkupieniu” się w łaski Morell’a), relacjonował na swoim procesie w Norymberdze, że Morell z czasem coraz częściej aplikował Fuhrerowi zastrzyki, aż w końcu tylko tym sposobem dostarczał medykamentów. Stosował coraz większe dawki (dla przykładu: za każdym razem gdy Hitler czuł zbliżający się katar, dostawał trzy do sześciu zastrzyków dziennie). Iniekcja w pewnym momencie była już tak popularna w Kwaterze Głównej Hitlera, że Morell używał zastrzyków jako środka zapobiegawczego . Powstrzymywanie infekcji, dodawanie energii, usypianie, płomienne przemówienia, wszystko z wielkimi ilościami środków farmakologicznych w organizmie.
Pod koniec wojny, Adolf Hitler przyjmował do pięciu zastrzyków z metamfetaminy dziennie, przy czym uzupełniał to tabletkami autorstwa dr Morell’a tworzonych na bazie dużych ilości kofeiny i metamfetaminy. Człowiek przy aplikowaniu tak dużych dawek narkotyku cierpi na chroniczną bezsenność, dlatego osobisty lekarz, karmił Hitlera ogromnymi ilościami środków nasennych, przez co zdarzało się iż Wodza ciężko było rano obudzić. Historycy spekulują, że opóźniona reakcja na inwazję aliantów w 1944r. była spowodowana właśnie niemożnością dobudzenia Fuhrera, żeby wydał rozkazy.
Adolf Hitler był na przemian sztucznie stymulowany, albo sztucznie wyciszany. Tak duże ilości środków farmakologicznych wyniszczyły mu organizm, lewa ręka drżała mu tak mocno, że musiał ją przytrzymywać prawą. Jest to ewidentnym skutkiem zatrucia amfetaminowego. Gdy Hitler popełnił samobójstwo był wyjątkowo słabym i schorowanym człowiekiem .
Jak łatwo się domyślić, stosowanie sztucznego dopingu nie ograniczało się tylko do Adolfa Hitlera i jego najbliższych współpracowników. Jego armie również pochłaniały ogromne ilości środków stymulujących.
Szybkość oraz wyjątkowa mobilność dywizji pancernych w wojnie błyskawicznej wymagała nie lada wysiłku od żołnierzy. Czołg do jazdy potrzebuje paliwa, a żołnierz zamiast paliwa dostawał Pervitin, czyli metamfetaminę o innej nazwie handlowej. Można pokusić się o stwierdzenie, że metamfetamina dzięki wyzwalaniu energii żołnierzy zdecydowanie przyczyniła się do skuteczności Blitzkriegu.
W początkowym okresie wojny, Wehrmacht był jedną z najbardziej wspomagających się środkami pobudzającymi armii świata. Działanie metamfetaminy idealnie pokrywało się z wyobrażeniem, odważnego i silnego aryjskiego wojownika.
Perwityna jako ogólnodostępny lek pojawiła się na przełomie 1937 i 1938r. Skutki działania metamfetaminy przewyższały amfetaminę pod względem intensywności działania, przypinała w skutkach adrenalinę. Wzrasta pewność siebie, koncentracja, wola walki, zmniejsza też łaknienie i podatność na ból. Głównie te właściwości narkotyku interesowały dowództwo i Hitlera. W 1938r profesor Otton Ranke zlecił przetestowanie metamfetaminy na kadetach. Badania wykazały, że ten środek pomoże Rzeszy wygrać wojnę. Już podczas zajmowania i okupacji Czechosłowacji niemieccy lekarze wojskowi na własną rękę podawali żołnierzom Perwitynę, kiedy jeszcze nie było do tego stosownych regulacji. W 1939 roku podczas inwazji na Polskę Perwityna była już bardzo rozpowszechniona w armii. Między kwietniem a grudniem armia zaopatrzyła się w 29 milionów tabletek metamfetaminy.
Szczytowy okres zażywania metamfetaminy przez niemiecką armię przypadł na 1940 rok, kiedy miały miejsce inwazje na Francję, Belgię, Holandię i Luksemburg. W tym okresie żołnierze zużyli ponad 35 milionów tabletek Perwitinu i jego zmodyfikowanej wersji Isophanu. Metamfetamina rozprowadzana była wśród żołnierzy pod postacią czekolady, pod różną nazwą dla różnych rodzajów sił zbrojnych i tak dla Luftwaffe była to Fliegerschokolade a dla wojsk pancernych Panzerschokolade. W tym właśnie okresie żołnierze zaczęli się uzależniać od metamfetaminy dostarczanej przez państwo. Kiedy zapasy się skończyły żołnierze w listach do rodzin prosili o przesłanie pervitinu, który był dostępny w aptece.
Z czasem zauważono negatywne skutki zażywania metamfetaminy. Ludzie na drugi dzień byli niezdolni do walki z powodu kaca amfetaminowego i wyczerpania organizmu, pilotom Luftwaffe częściej zdarzały się wypadki. Zdarzały się również zgony po zażyciu „leku”. Dodatkowo, długoterminowe zażywanie pervitinu spowodowało zaburzenia psychiczne u żołnierzy. Byli wybitnie agresywni, dokonywali masakr na ludności cywilnej, zdarzały się nawet sytuacje agresji wobec własnych oficerów. Spostrzeżono również, że metamfetamina źle wpływa na skuteczność taktyczną oddziałów. Odnotowano przypadek, kiedy podczas bitwy o Stalingrad oddział Waffen SS poddał się Armii Czerwonej nie mając amunicji. Jak się potem okazało, żołnierze wystrzelali swoje zapasy do narkotycznej halucynacji . Niemcy doszli do wniosku, że stosowanie metamfetaminy będzie miało lepsze rezultaty, kiedy ograniczą jej spożywanie. I tak ograniczając dystrybucję do oddziałów elitarnych, zużycie Pervitinu spadło z 12,4mln do 1,2mln miesięcznie. Niestety, odkrycie szkodliwości oraz regulacje w zażywaniu pervitinu zbiegły się z inwazją na Związek Radziecki. Na froncie wschodnim, żołnierze Wehrmachtu walczyli w ciężkich, wręcz ekstremalnych warunkach. Dla dowództwa ważniejsze było utrzymać armię w ruchu, niż pozwolić im na sen. Dlatego też w pierwszej połowie 1942r. na front wschodni zamówionych zostało 10mln tabletek pervitinu. Z powodu niemożliwości egzekwowania zakaz stosowania specyfiku, próbowano unormować jego zażywanie wydając instrukcję: „Wskazówki rozpoznawania i zwalczania zmęczenia”, w której pierwszy raz opisane były skutki uboczne „leku”. Według instrukcji, dwie tabletki eliminują potrzebę snu na 3 do 8 godzin, a dwie takie dawki działają zwykle około 24 godzin. Bardziej rygorystyczne zasady przyjmowania i regulacje wydawania, nie zapobiegły jednak wielu przypadkom uzależnienia od metamfetaminy. Pod koniec wojny, restrykcyjna społeczna polityka antynarkotykowa odeszła w niepamięć, gdyż nawet cywile dostawali środki uspokajające w fabrykach podczas alianckich bombardowań.

Pozostając pośród państw Osi, omówię teraz zaskakujący przypadek Japonii.
Japonia od wieków prowadziła wręcz ekstremalną politykę antynarkotykową. Za zachęcanie do palenia opium, groziła kara śmierci. Za sprzedaż również. Opium, dozwolone było tylko w celach medycznych, jednak również objęte wyjątkowymi restrykcjami. Lekarz przepisujący ten środek miał obowiązek każdorazowego raportowania tego faktu. I tak, przez wiele lat środki odurzające (na tych terenach głównie opiaty) były pod ścisłą kontrolą państwa, co centralizowało władzę. Dlaczego Japończycy tak starannie zwalczali narkotyki ? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba trochę cofnąć się w czasie. Otóż nie chcieli oni podzielić losu XIX wiecznych Chin, w których opiaty zbierały swoje żniwa niszcząc społeczeństwo na ogromną skalę. Głównymi dostawcami opium do Chin była Wielka Brytania, oraz , co może wydawać się dziwne, Japonia. Jednak dualistyczna polityka narkotykowa Kraju Kwitnącej Wiśni miała jasny cel. Na okupowanych terenach, sprzedawane opium pozwalało zapobiegać buntom, utrzymywało naród zniewolony w ryzach, oraz dodatkowo przynosiło niebagatelny zysk dla państwa japońskiego. Już po Drugiej Wojnie Światowej, sir Thomas Russell z Centralnego Biura Wywiadu Narkotykowego w Egipcie, określił to tak: „Japonia wybrała sobie heroinę (którą tworzy się z opium.-przyp. autor) jako oręż narzędzie agresji, świadomie przeobrażając podbite terytoria Chin w jedną wielką farmę opiumową i melinę heroinową.”
Posługiwanie się opium w celu dominacji nad okupowanym przeciwnikiem odbywało się w trzech etapach.
Pierwszy etap miał miejsce od lat 90. XIX wieku aż do inwazji na Mandżurię w 1931 roku. W tym etapie przemyt środków odurzających odbywał się pod przykrywką eksterytorialności przez zwykłych obywateli japońskich. Awanturnicy, zubożali samurajowie i inni upatrywali w tym zajęciu łatwy zysk i środek utrzymania a japońskie władze przymykały na to oko. Według szacunków, w mieście Tiencin, czyli centrum ekonomicznym Chin, 70% Japończyków zajmowało się sprzedażą narkotyków.
W drugim etapie zniewolenia do prywatnych przemytników dołączyły wielkie japońskie korporacje, takie jak chociażby Mitsubishi czy Mitsui, handlujące opium sprowadzanym z Iranu.
No i trzeci etap, który ciągnął się aż do zakończenia II Wojny Światowej. W tym etapie, Japonia zajmowała się produkcją, sprowadzaniem i eksportowaniem narkotyków, zazwyczaj za pomocą armii. Kumagai Hisao, dyrektor firmy handlowej utworzonej przez Armię powiedział: „armia używała opium jako cennego leku, służącego jej do pacyfikacji podbitych obszarów oraz zdobywania od lokalnych mieszkańców pożywienia i innych dóbr”. Dla Japończyków narkotyki były bronią społeczną, która ułatwiała okupację. Szacuje się, że pod koniec lat 30. około 10% populacji Chin stanowili nałogowi opiumiści, czyli 40 milionów ludzi. Dla ukazania ogromnej skali tego zbrodniczego przedsięwzięcia przypomnę, że to więcej niż liczy ludność Polski. Na handlu narkotykami Japonia zarabiała równowartość 300 milionów ówczesnych dolarów. Mimo takiego a nie innego podejścia do opium, wewnątrz Japonii uważane było ono za zło i fakt, że Japończycy uchronili się przed uzależnieniem był dowodem na wyższość ich rasy. Wraz z eskalacją japońskiej polityki podbojowej, kraj stawał się coraz bardziej zależny od handlu narkotykami. Środki odurzające służyły nawet do wymiany barterowej, w zamian za nie, Japończycy otrzymywali materiały i dobra dla prowadzenia wojny. Można powiedzieć, że zdolność do prowadzenia wojny totalnej, Japonia zawdzięczała handlowi narkotykami. Ta dwubiegunowa polityka, uległa znaczącej zmianie podczas wojny na Pacyfiku. Pod wpływem wojny totalnej, Japończycy zmuszeni byli wspomagać się środkami pobudzającymi. W 1941 roku zaczęto produkować Philopon, środek którego nazwa powstała od greckich słów philo (miłość) oraz ponos, czyli praca. Philopon, środek o działaniu pobudzającym, usuwający uczucie łaknienia, oraz dodający pewności siebie, to oczywiście metamfetamina. Stała się ona głównym stymulantem stosowanym przez japońskie siły zbrojne podczas wojny na Pacyfiku a władze cały czas wspierały poszukiwania silniejszych narkotyków. Radykalna zmiana polityki antynarkotykowej nie dotyczyła tylko armii. Gdy państwo jest w trakcie wojny totalnej, wysiłek podejmują wszyscy obywatele, dlatego też rząd wprowadził w fabrykach obowiązek przyjmowania stymulantów, by poprawić efektywność ich pracy. Najsłynniejszymi konsumentami metamfetaminy w japońskiej armii byli oczywiście kamikadze. Ich tabletki nazywane „tabletkami szturmowymi” były specjalnie przygotowywane, do mieszanki dodawano zieloną herbatę i rytualnie pieczętowane cesarską pieczęcią. Te tabletki znacznie bardziej wzmacniały odwagę pilotów kamikadze niż rytualne picie sake. Ci piloci po wykonaniu misji na pewno nie odczuwali kaca amfetaminowego. Zresztą, wbrew mniemaniu, nie byli to ochotnicy, zdarzało się, że oddziały lotnicze z dnia na dzień zamieniane były na jednostki kamikadze, piloci nie mieli zbyt wielkiego wyboru, ponieważ odmowa wiązała się z hańbą, oznaczała tchórzostwo, co w zasadzie było popełnieniem społecznego samobójstwa . Japońska kultura gardzi niehonorowym przywiązaniem do życia i tchórzostwem. Młodzi piloci często mieli obawy i wątpliwości, które łagodziła metamfetamina. Odpowiednikiem lądowym pilotów kamikadze były szarże banzai czyli frontalne, samobójcze ataki japońskiej piechoty. Piechurzy, podobnie jak piloci, nie robili tego z patriotyzmu i chęci walki, lecz mieli zaburzone racjonalne myślenie oraz pobudzenie przez metamfetaminę. Nie można oczywiście mówić, że wszyscy żołnierze tak robili, ponieważ zarówno kamikadze jak i banzai wywodziły się z kodeksu samurajów czyli bushido. Dla Japończyków honor był związany z walką na śmierć i życie. Pewien japoński żołnierz powiedział: „Śmierć za ojczyznę była w naszym odczuciu największym zaszczytem. Tak myśleli zarówno synowie jak i rodzice. Tak nas wychowano.” Mimo destrukcyjnych alianckich bombardowań, oraz dwóm bombom atomowym, olbrzymie zapasy metamfetaminy przetrwały. Wojskom alianckim udało się przechwycić tylko część z nich, resztą „zaopiekowała” się yakuza. Według szacunków 35-50% dochodów yakuzy pochodziło właśnie z handlu metamfetaminą. Po klęsce w wojnie, uzależnienie od metamfetaminy szybko rozprzestrzeniło się w Japonii. Lata 45’-55’ są określane jako pierwszy okres epidemii, w kulminacyjnym momencie Japońskie Stowarzyszenie Farmaceutów szacowało liczbę uzależnionych na 1,5 miliona. W roku 1948 metamfetamina dalej była legalna, jednak uznana za lek niebezpieczny, po przypadkach śmierci znanych osób, które masowo zażywały Philopon. W 1957 roku problem został w dużej mierze opanowany.

Po omówieniu dwóch państw Osi, nadszedł czas, aby zająć się aliantami. Niektórym może okazać się to dziwne. Przecież narkotyki są złe, więc to te złe państwa z nich korzystały. Otóż nie. W tym samym czasie, kiedy Niemcy starali się ograniczyć spożycie metamfetaminy, Brytyjczycy zezwolili na spożywanie amfetaminy w celu zwalczania zmęczenia oraz łagodzenia objawów traumy wojennej. W 1940 roku przy zestrzelonych pilotach Luftwaffe, znajdowano nieznane tabletki. We wrześniu 1940 roku Henry Dale zidentyfikował je jako metamfetaminę.

Środki stymulujące były Brytyjczykom potrzebne dla pilotów długodystansowych, patrolujących Atlantyk . Loty takie trwały po 11-36 godzin. Były one dodatkowo nużące i monotonne, ponieważ odbywały się nocą. Piloci musieli zachować sprawność i czujność. Jednak jeszcze bardziej wymagające okazały się loty w celu bombardowania Niemiec. Bezpieczeństwo tych misji, wymagało od pilotów latania na wysokich pułapach, gdzie powietrze jest przerzedzone i panuje przejmujący chłód . Wspomagani benzedryną piloci byli zdeterminowani do wykonania zadania. Miał miejsce przypadek (możliwe, że nie jeden) kiedy pilot zszedł z przepisowej wysokości 4,5 kilometra na wysokość niecałych 2,5 kilometra, ponieważ nie mógł zidentyfikować celu przez chmury. Pomimo wielkiego ryzyka i odniesionych trafień, załoga w całości wróciła na wyspy . W wyniku badań przeprowadzonych na pilotach, okazało się, że amfetamina dzięki połączeniu optymizmu i aresji idealnie nadaje się dla załóg bombowych. Dlatego też wprowadzono standardy: dwie pięciomiligramowe dawki amfetaminy, jedna w chwili przekroczenia przestrzeni powietrznej wroga, druga po dokonaniu bombardowania. Po sukcesach w lotnictwie, amfetamina stała się również popularna w siłach lądowych. John Ellis w książce The Sharp End of War pisze: ”wiele oddziałów na tyłach, które miały wymagające zadania do wykonania, zwłaszcza te, które miały pracować bezustannie dniem i nocą, otrzymywało spore ilości amfetaminy. Niemcy jako pierwsi masowo rozprowadzali ją wśród swoich żołnierzy, ale Brytyjczycy szybko ich dogonili.”
W siłach lądowych Wielkiej Brytanii pigułki benzedryny pierwszy raz na dużą skalę wprowadzono na bliskim wschodzie. Służby medyczne w każdej dywizji dostały po 20 tysięcy tabletek do rozprowadzenia przy zachowaniu środków bezpieczeństwa. Tymczasem w Afryce, gen. Bernard Montgomery w sierpniu 1942 roku zezwolił na rutynowe stosowanie amfetaminy wśród swoich żołnierzy. Liczył, że dzięki tabletkom uda mu się zrealizować swój ryzykowny plan ataku na Afrika Korps, brakowało wtedy ducha bojowego, do czego amfetamina nadawała się idealnie. Na potrzeby ataku, który planowany był na 23 października, Montgomery zarezerwował 100 tysięcy tabletek amfetaminy. Bitwa pod El Alamein przyniosła Brytyjczykom pierwsze znaczące zwycięstwo. Finalnie, przez II Wojnę Światową, Brytyjczycy skonsumowali około 72 milionów tabletek benzedryny .
Podobna sytuacja miała miejsce w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Już od połowy 1940 roku trwały badania na temat różnych środków farmakologicznych przydatnych w wojsku. Zanim jednak naukowcy sformułowali konkretne zalecenia co do stosowania, US Air Force zamawiało duże ilości benzedryny od firmy Smith, Kline & French. Trudno ocenić jakie ilości narkotyków zużyła amerykańska armia, ponieważ szacunki są bardzo różne. Niektóre mówią o 250 milionach tabletek, a inne dochodzą nawet do 500 milionów. Wiadomym jest jednak, ze pod koniec wojny w jednym z amerykańskich szpitali wojskowych, 25% przebywających tam żołnierzy nadużywało amfetaminy, a 89% z nich regularnie zażywało ją w trakcie wojny. Natomiast z badań nad pilotami wynika, ze ponad 15% badanych, nie brało amfetaminy zgodnie z zaleceniami. Podobnie jak w Wielkiej Brytanii, armia lądowa Stanów Zjednoczonych, stała się drugim konsumentem amfetaminy w wojsku. Od 1943 roku amfetaminy była w niezbędnikach żołnierzy . Instrukcja mówiła o przyjmowaniu jednej pięciomiligramowej tabletki co 6 godzin w trakcie ciężkich działań wojennych.
Skali wykorzystania stymulantów w armii USA może poświadczyć bitwa o atol Tarawa z Japończykami. Prawdopodobnie to wtedy po raz pierwszy rozdawano benzedrynę regularnym żołnierzom. Amerykanie natrafili na opór o takiej zaciekłości, jakiej jeszcze nie spotkali. W tej bitwie, Amerykanie stracili 1203 zabitych i zaginionych oraz 2282 rannych, natomiast Japończycy stracili 4800 żołnierzy, czyli prawie cały garnizon. Podczas tej bitwy, w sytuacjach bez wyjścia Japończycy masowo stosowali szarżę banzai, która dawała ogromny efekt psychologiczny, który trzeba było przełamać stymulantami, w tym wypadku amfetaminą. W 1943 roku ‘pep pills’ jak nazywali je Amerykanie powszechnie dystrybuowano amfetaminę wśród załóg latających. Piloci jednak bardzo często uznaniowo podchodzili do zalecanych dawek benzedryny. Amfetamina stała się nieodłącznym elementem bombardowań Japonii.
Pewnie mało kto, zdaje sobie sprawę, że w latach 30’ i 40’ XXw. państwem, w którym w przeliczeniu na jednego mieszkańca spożywano najwięcej heroiny była Finlandia.(180/113) Finowie konsumowali duże ilości narkotyków, roczna konsumpcja heroiny pod koniec lat 40’ wynosiła tyle ile w innych państwach przez 25lat, jednak rzadko w celach rekreacyjnych, dlatego wśród nich nie pojawił się problem masowych uzależnień i destrukcji społeczeństwa. W Finlandii narkotyki używane były w medycynie. Heroina stosowana była na kaszel, gruźlicę, bezsenność i stres. Medyczne stosowanie narkotyków, zwłaszcza heroiny ale i opium, morfiny oraz kokainy było tak popularne, że gdy Liga Narodów (poprzednik ONZ) namawiała swoich członków do wprowadzenia zakazu używania narkotyków, prezydent Finlandii stanowczo odmówił. Dlaczego Finlandia spożywałą tak ogromne ilości narkotyków? Po pierwsze, heroina okazała się znakomitym lekiem na choroby dróg oddechowych, które na Finlandii są popularne, po drugie była znacznie tańsza od innych leków, do tego nie pojawił się problem społeczny związany z uzależnieniem i nadużywaniem narkotyków, a po czwarte podczas wojny ze Związkiem Radzieckim kokaina, heroina, amfetamina pomagały przetrwać ciężkie wojenne warunki. Gdy w 1940 roku Stalin postanowił zaatakować Finlandię, nie spodziewał się tak zaciekłej wojny, w której zginąsetki tysięcy Rosjan. Zakładał on, że operacja fińska potrwa dwanaście dni, nie więcej.(181/118)
Jak potoczyła się ta wojna jest powszechnie wiadome. Finowie dzięki genialnej znajomości terenu, przyzwyczajeniu do warunków atmosferycznych oraz z nietypową taktyką dały odpowiednie rezultaty. Jednak wytrzymałość i upór Finów nie wynikał tylko z wyżej wymienionych elementów. Przygotowując się na atak ze strony ZSRR Finowie umocnili linię Mannerheima, wznieśli kamienne zasieki, zaminowywali tereny oraz gromadzili uzbrojenie i nie tylko. Co poza uzbrojeniem było istotnym dla obrońców czynnikiem? Orion, firma farmaceutyczna podpisała umowę, w której zobowiązała się utrzymywać zapas surowego opium odpowiadającego 150kg morfiny, a w 1939r departament medyczny sztabu generalnego zamówił 50kg morfiny i 35kg heroiny. Te ilości okazało się jednak niedostateczne i już do końca 1940 roku do wojskowych służb medycznych dotarło 1,5tony opium, które dostarczone było głównie ze Szwecji przez Czerwony Krzyż. Dzięki temu w grudniu armia fińska miała do dyspozycji ponad 117,5 tysiąca tabletek heroiny, 469,5tysiąca pigułek morfiny oraz 917 kilogramów opium i 351 kilogramów morfiny. Natomiast podczas wojny kontynuacyjnej w latach 41’-44’ zużyli w sumie 250 milionów tabletek morfiny i heroiny. Heroinę podawano rannym żołnierzom, a heroinę uważano też za doskonałe lekarstwo na przeziębienia, infekcje i choroby dróg oddechowych. Mimo tego, że Finlandia bardzo długo opierała się problemowi uzależnień, po wojnie było coraz więcej uzależnionych. Żołnierze, którzy dostawali w szpitalach morfinę i heroinę, po zakończeniu hospitalizacji, wychodzili uzależnieni. Do tego niższe warstwy społeczne miały okazję spróbować środków odurzających wcześniej zarezerwowanych dla elit i nałóg rozlał się po kraju.
A co z Armią Czerwoną? Dlaczego tak ogromna liczebnie armia jest na końcu? Przecież też na pewno coś zażywali. Otóż nie. W Rosji od zarania dziejów, elementem kultury i nieodłącznym towarzyszem w społeczeństwie była wódka. I to właśnie wódka była głównym wspomagaczem armii Stalina. Dla czerwonoarmistów wystarczającą motywacją do działania były oddziały KGB gotowe do strzału, które mieli za swoimi plecami. W ciężkich sytuacjach stosowano wódkę mieszaną z kokainą, ale nie była to praktyka częsta czy powszechna. W warunkach zimowych i w sytuacji irracjonalnego fatalizmu, alkohol pozwalał zmienić percepcję brutalnej i beznadziejnej rzeczywistości.
Podsumowując, wbrew oczekiwaniom, nie tylko zbrodniarskie systemy totalitarne państw Osi, ale również alianci na wielką skalę stosowali środki dopingujące pod postacią narkotyków (amfetaminy, metamfetaminy, morfiny, opium). Największymi konsumentami „leków” pobudzających w każdym z tych państw były ich armie. II Wojna Światowa, która przybrała charakter totalny, wymogła na uczestniczących w niej stronach pominięcie zasad etyki i wojny sprawiedliwej, na rzecz wydobycia maksymalnego potencjały niszczącego ze swoich żołnierzy. Rozwój technologii, popchnięty przez wojnę doprowadził do sytuacji, kiedy ludzie obsługujący maszyny zniszczenia (bombowce, czołgi, okręty podwodne) musieli dopingować swoje organizmy sztucznymi metodami, ponieważ nie były przygotowane na warunki panujące w najnowocześniejszych sprzętach, ale i na warunki wojny. Widok szarżujących Japończyków niewątpliwie był paraliżujący i mógł odcisnąć trwałe ślady na psychice, więc trzeba było to przełamać, przez „naspeedowanie” żołnierzy. Środki dopingujące, przeciwbólowe i dzieła farmacji stały się jednym z rodzajów broni. Wyścig zbrojeń dotyczył nie tylko grubszych pancerzy, celniejszych karabinów czy okrętów podwodnych, które mogły dłużej pozostawać w zanurzeniu. Ten wyścig dotarł nawet do farmakologii.
W 1944 roku naziści na polecenie Hitlera pracowali nad pigułką, która „mogłaby utrzymać walczących żołnierzy w gotowości bojowej przez nienormalnie długi czas”. Powstała mieszanka zawierająca kokainę, metamfetaminę oraz morfinę dostała kryptonim D-IX. Testowana byłą na grupie 18 więźniów) obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, którzy obciążeni 20 kilogramowym bagażem na plecach, chodzili w kółko bez odpoczynku przez 24 godziny, robili w tym czasie około 90 kilometrów zanim padali martwi z wycieńczenia. Biorąc pod uwagę wyniszczenie organizmu więźniów, ich słabość strach pomyśleć co by było gdyby ta pigułka weszła do produkcji masowej i była dystrybuowana wśród zdrowych, silnych i wyszkolonych żołnierzy Wehrmachtu. Mogłoby to odwrócić losy historii, na szczęście Niemcy przegrali wojnę przed wprowadzeniem D-IX do produkcji masowej.
Krótko mówiąc, stymulanty odegrały znaczącą rolę w II Wojnie Światowej, w każdej ze stron konfliktu.

 

https://ujarani.com/291633