JustPaste.it

Szczecińska opowieść wigilijna

Jest w kalendarzu kilkanaście świąt państwowych i kościelnych, jednak żadne nie może się równać z atmosferą Świąt Bożego Narodzenia

Jest w kalendarzu kilkanaście świąt państwowych i kościelnych, jednak żadne nie może się równać z atmosferą Świąt Bożego Narodzenia

 

 

Już przygotowania do tego święta wprowadzają nas w atmosferę radości i oczekiwania. Nie jest ważne, że na święta trzeba tyle sprzątać, przygotować i kupić. Od razu przypomina mi się niepowtarzalna atmosfera tego święta z dzieciństwa i młodości (w PRL-u a, jednak radosna) i przygotowania, jakie robiliśmy (przede wszystkim mama) na święta. Mieszkanie było wysprzątane kompletnie, włącznie z myciem i pastowaniem podłóg, okien, zawieszaniem świeżych firanek, założeniem czystej pościeli, obrusów, chodników.

Oczywiście zawsze mieliśmy żywą choinkę (do której stojak dorobił ojciec), a ponieważ wtedy trudno było o światełka, na choince oprócz ozdób, bombek, kolorowych papierowych łańcuchów, owoców lub orzechów w sreberkach, długich cukierków choinkowych, ciastek z cukrem wieszaliśmy świeczki choinkowe. Drzewko stroili wszyscy, oprócz mamy, która przygotowywała potrawy i piekła ciasta wigilijne (przeważnie dzień przed i w Wigilię).

Typowe potrawy wigilijne różnią się z pewnością w zależności od regionu, z którego pochodzimy. Rodzice byli z poznańskiego i mama przygotowywała potrawy, jakie robiła jej matka i babcia. Musiałem się skonsultować ze starszą siostrą, aby nic nie pomylić i podać wszystkie przygotowywane przez mamę potrawy i ciasta (wtedy nie było gotowców i wszystko trzeba było przygotować samemu - może, dlatego wszystko było takie smaczne), a więc: śledź w zalewie octowej ze śmietaną (niestety, nie przepadaliśmy za nim), ryba po grecku, sałatka jarzynowa, kapusta kiszona z grzybami, karp smażony, karp w galarecie, bułka (pokrojona w kostkę) polewana sosem z maku i miodu (rodzaj kutii), grzyby smażone na masełku, kompot z suszu.

Od razu widać, że brak było takich typowych potraw jak barszcz z uszkami i pierogów, widocznie takich potraw nie było w domu mamy. Na wigilię mama piekła kilka rodzajów ciasta, takich jak: makowiec (dużo maku) z kruszonką, sernik (jej specjalność – mniam, mniam), placek drożdżowy z kruszonką i śliwkami, przekładaniec z musem (rodzaj jabłecznika, szarlotki), jabłka w cieście (wydrążony ogryzek, jabłko oblepione ciastem polukrowane), ciastka z cukrem.   

Z owoców mieliśmy jabłka, gruszki (z własnej działki), pomarańcze lub mandarynki, (co udało się dostać), orzechy (z własnej działki). Mama w przeddzień Wigilii obchodziła imieniny, więc sałatkę jarzynową, rybę po grecku i cześć ciast musiała przygotować i upiec już wcześniej, aby mieć, czym przyjąć gości. W Wigilię nie mogliśmy doczekać się wieczerzy i prezentów, chociaż wtedy prezenty były skromne, przeważnie takie jak komplet zimowy (czapka, szalik, rękawice, skarpety), rzadziej buty zimowe, zabawki, sweter.

Po kolacji śpiewaliśmy kolędy (ojciec akompaniował nam na skrzypcach), zapalaliśmy świeczki na choince. Raz skończyło się to tragicznie, bo od świeczek zajęły się firany i spłonęła też cała choinka. Och wspomnienia, wspomnienia - trudno pogodzić się z tym, że tamte czasy już nie wrócą. Dzisiaj też przed świętami Bożego Narodzenia ogarnia nas amok, ale przede wszystkim zakupowy, kupujemy wszystko, czy nam to jest potrzebne, czy nie, ogarnięci szałem zakupów, tyle, że starczyłoby jeszcze na przyjęcie tuzina gości.

Gdyby moja matka wiedziała, że większą część potraw wigilijnych na moim stole to gotowce, nie mogłaby tego zrozumieć. Oczywiście sami gotujemy barszcz, lepimy pierogi (rodzice żony pochodzą z Lubelszczyzny, a tam to podstawowe dania), przygotowujemy płaty śledziowe w zalewie octowej i w oleju, smażymy karpia, nieraz też sami robimy sałatkę jarzynową i rybę po grecku, ale resztę kupujemy jako dania gotowe, podobnie jak ciasta. Siostra kontynuuje tradycję i sama przyrządza większość potraw, piecze ciasta.