JustPaste.it

Tajska huśtawka śmierci.

Huśtać każdy się może. Jedni wyżej, inni trochę niżej. Ale uczucia przynajmniej jednego, porządnego rozhuśtania się każdy z nas raczej doświadczył.  Lecz nawet jeżeli wiecie, co to znaczy wzbijać się w powietrze z podkulonymi pod siebie nogami,  mocno zaciskać w dłoniach dwa zimne łańcuchy i czuć we włosach wiatr, nigdy nie moglibyście się równać z odważnym ludem tajskim. Szczególnie tymi jego przedstawicielami, którzy huśtanie się traktowali i nadal traktują bardzo poważnie.  

Wszystko zaczęło się od Króla Rama I. To on postanowił wybudować w Bangkoku coś, co dla wielu do dnia dzisiejszego pozostaje wielką niewiadomą. W pobliżu buddyjskiej świątyni o mocno tajsko brzmiącej nazwie Wat Suthat oraz innych sąsiadujących budynków znajduje się właśnie ona – olbrzymia huśtawka. Wysoka na 27 metrów, wybudowana w 1784 roku na rozkaz wspomnianego wcześniej króla, nie tylko zdobi lokalny krajobraz, ale również, a może przede wszystkim, wywołuje mnóstwo emocji. Pozytywnych i negatywnych. Ale żeby zrozumieć, dlaczego dla Tajów tak istotne było i nadal jest huśtanie, musimy cofnąć się do bardzo odległej przeszłości. Do czasów mitologii indyjskiej.

Z nią to bowiem jest związana historia Śiwy (jednego z najistotniejszych dewów w hinduizmie), którego wystawiono na niezwykle ciężką próbę. Rozkazano mu stanąć na szczycie góry i odpierać ataki gigantycznych węży, które z góry tej miały na celu go zrzucić. W ten sposób chciano sprawdzić stabilność dopiero co utworzonego świata. Stabilność ta została uznana przez ludzi za niezachwianą i to właśnie zamierzali oni udowadniać przez kolejne wieki. Gigantyczna huśtawka w Bangkoku miała im to zadanie ułatwić, a jednocześnie stać się wielką atrakcją podczas religijnych uroczystości.

A co dokładnie na niej robiono? Huśtano się. Ale… Jak się domyślacie, huśtanie się na czymś, co ma 27 metrów wysokości i co nie tylko może nas wynieść wysoko w powietrze, ale również wystrzelić niczym kamień z procy, niekoniecznie brzmi zachęcająco. Przynajmniej dla nas. Tajowie jednak byli zachwyceni. Od 1784 roku, kiedy tylko huśtawkę zbudowano, zaczęto organizować zbiorowe imprezy przy niczym innym, jak właśnie przy niej. Huśtawce, za pomocą której niektórzy śmiałkowie wzbijali się wysoko do nieba, by zębami zerwać zawieszony na wysokości 25 metrów worek z monetami. Stabilność samej huśtawki oraz ewentualne sukcesy tych, co się huśtali, reprezentowały niezachwialność Śiwy oraz całego świata.

Niestety, ta niezachwialność nie zawsze była taka niezachwiana… Bo czasami zamiast rozerwanego zębami worka z pieniędzmi, szalejące tłumy zbierały z ziemi szczątki śmiałków, którzy najwidoczniej wzbili się o ciut za wysoko. Jako że tych mniej osiągających cel nie było wcale tak mało, a liczba tragicznych wypadków wzrastała, huśtawkę postanowiono zamknąć. I zamknięto. W 1935 roku. To jednak wcale nie przeszkadzało, aby o nią dbano. By ją odnawiano i czyszczono. I być może właśnie dzięki temu, huśtawka stoi tam do dziś. Stoi i wzbudza emocje ekscytacji u tych wszystkich, którzy pragną wzbić się do nieba i poczuć wiatr nie tylko we włosach. I w sumie nie ma się czemu dziwić. Jak mówi słynne powiedzenie: „Życie jest jak jazda na roller-coasterze. Czasami jesteśmy na górze, czasami na dole, ale to od nas zależy czy będziemy krzyczeć, czy cieszyć się jazdą.”     

Po więcej wrażeń zapraszam na www.isabelfuentesguerra.com