"Zemsta jest najlepszą potrawa upieczoną w piekle"
„Volta” reż. Juliusz Machulski
Film rozpoczyna się sceną widzenia w więzieniu. Kobieta (Katarzyna Herman) tłumaczy niewidocznej osobie, że nie należy się mścić, bo to źle wpływa na naszą psychikę. I, że w takim wypadku najlepsza jest ignorancja.
Widz myśli sobie: chyba ignorowanie. Otóż nie – a dlaczego dowiadujemy się dopiero na końcu.
Akcja toczy się w Lublinie, które to miasto obchodzi 700-lecie istnienia. Woody Allen mógł zrobić filmy o Paryżu i Rzymie, to dlaczego Machulski nie miałby umieścić swoich bohaterów w Lublinie.
Głównym bohaterem (absolutnie nie pozytywnym) jest spin doctor Bruno Volta (świetny Andrzej Zieliński). Szalenie z siebie zadowolony i gardzący wszystkimi. Na przykład o ludziach mówi swołeczeństwo.
Jest doradcą i kreatorem wizerunku kandydata na prezydenta Kazimierza Dolnego (Jacek Braciak) marzącego o przywróceniu monarchii w Polsce z nim jako królem.
Volta ma dużo młodszą kochankę Agnieszkę (Aleksandra Domańska) wykonująca modny dzięki programom telewizyjnym zawód kucharki (kreatorki potraw?) i marzącej o własnej restauracji.
Jej kierowcą i ochroniarzem jest totumfacki Volty o nazwisku Dycha (Michał Żurawski).
Cała akcja kręci się wokół korony Kazimierza Wielkiego, którą zamurowaną w ścianie starej kamienicy znalazła Wiki (Olga Bołądź).
Przy okazji poznajemy dzieje regaliów polskich dzięki opowieści profesor Dąbrowskiej (znakomita Joanna Szczepkowska) oraz retrospekcjom – przenosimy się w wiek XI, XVI i XIX. Widocznie upodobanie do munduru nie przeszło reżyserowi po nakręceniu „Szwadronu”.
Mamy więc tu oprócz intrygi kryminalnej także kpinę z polityków i ich doradców. A przede wszystkim pochwałę kobiecej solidarności. I radę dla widzów , aby nie wierzyli wujkowi Google.
Na koniec Volta dostaje mms-a: trzeba się było uczyć, ćwoku.
I niech to zostanie jako przesłanie tego filmu.
Polecam.