JustPaste.it

„Faszyzm” według PiS i ekscytacja przemówieniem Donalda Trumpa

 

Ostatnio życie polityczne w Polsce zdominowały kongres PiS, komisja ds. afery Amber Gold i wizyta prezydenta USA w Polsce. W poniższym tekście postaram się zweryfikować oskarżenia o faszyzm wobec PiS w kontekście niedawnego kongresu w Przysusze oraz nadmiernej ekscytacji pro-rządowych mediów przemówieniem pana Trumpa.

 

Ta straszna faszystowska Polska

Od niemal dwóch lat lewicowo-liberalna opozycja głosi wszem i wobec, że Polska jest izolowana na arenie międzynarodowej, demokracja jest łamana, nie przestrzega się konstytucji, no i oczywiście trwa faszyzacja wszystkich sfer życia. Cóż, jeśli mamy doszukiwać się jakiekolwiek faszyzmu w Polsce to najprędzej znajdziemy go… po stronie opozycyjnej. Na pierwszy rzut oka wydaje się to dziwne, ale gdy przypomnimy sobie, jak Benito Mussolini zdobył władzę we Włoszech i przyjrzymy się opozycji, to możemy znaleźć kilka podobieństw. Pierwsze to słabość partii opozycyjnych. Wtedy we Włoszech, jak i dziś w Polsce, opozycja mogła krzyczeć jak to jest źle, natomiast nie ma wpływu na rządzących. Drugim podobieństwem jest skład opozycji, w Italii byli to socjaliści, komuniści, demokraci i republikanie. W Kraju nad Wisłą to była koalicja rządząca PO-PSL, przybudówka PO tj. .Nowoczesna oraz Kukiz’15 i niezrzeszeni. Trzecim i chyba ostatnim podobieństwem są spory wewnątrz opozycji. We Włoszech opozycjonistów poróżniły partykularne interesy i oskarżenia o kolaborację z reżimem. W Polsce wiemy jak to wygląda, K’15 jest w rozkroku, raz głosuje razem z PiS, a raz nie. „Opozycja totalna” nie jest w stanie wybrać jednego lidera i ciągle mówi o zjednoczeniu. Jeśli chcemy usilnie szukać porównań do włoskiego faszyzmu wśród obecnie rządzących, to możemy dopatrzeć się aluzji, a nie bezpośrednich kalk. Jako pierwsze na myśl przychodzi porównanie Benito Mussoliniego i Jarosława Kaczyńskiego. Jest ono nietrafione, ponieważ Mussolini pełnił kilka funkcji na raz i zachował monarchię, a Jarosław Kaczyński jest szeregowym posłem. Na pewno ma wpływa na rządzących, jednak oficjalnie władza jest w rękach Beaty Szydło. Szukamy dalej. Stosunek do prawa- tak się składa, że PiS działa w ramach prawa i dokonuje jego zmian w sposób nierewolucyjny. Gdyby to był faszyzm, mielibyśmy nową konstytucję i za pewnie inną, niż obecnie obowiązująca. Następne porównanie „kryje się” w nacjonalizmie i organizacjach narodowych. Ile to już razy, w przeciągu tych dwóch lat, Młodzież Wszechpolska i Obóz Narodowo-Radykalny zostały okrzyknięte „pisowską bojówką”, bojówką Macierewicza lub koalicjantem PiS. Prawo i Sprawiedliwość nie ma swoich bojówek (ich młodzieżówka to zbiorowisko karierowiczów i „biernych, wiernych, ale miernych”- przyp. T.C.), a wspomniane prze ze mnie organizacje nie są bojówkami, a już na pewno nie są koalicjantami! Od samego początku rządów Prawa i Sprawiedliwości Młodzież Wszechpolska jest w opozycji wobec PiS! Naprawdę ciężko jest znaleźć porównanie 1:1 z faszyzmem. Jeśli chcemy być uczciwi to należy stwierdzić, iż PiS nie jest partią faszystowską i nie wprowadza tego systemu w Polsce, ale stara wprowadzić się coś podobnego, a sam PiS jest „faszyzujący”.

Monopol PiS na „prawicy”

Kongres w podradomskiej Przysusze pokazał, że PiS jest partią mającą coś z PZPR, koalicji CDU/CSU, socjaldemokratów i konserwatystów w kwestii światopoglądowej. Jarosław Kaczyński jest nie tylko prezesem, ale i spoiwem tej partii. Chwalił, ale i krytykował ministrów rządu Beaty Szydło. Mimo, iż nie jest premierem ani ministrem, ale, jak już wspomniałem, ma wielki wpływ na politykę rządu. Ponadto prezes Kaczyński powiedział, że PiS jest partią prawicową z czym nie zgadzają się środowiska „wolnościowe” i libertariańskie. Poza nimi nikt tego nie podważy, dla zwykłego Polaka PiS jest partią prawicową, katolicką i patriotyczną. W zasadzie te trzy przymiotniki to fasada, ale nie wszyscy Polacy to widzą. Mówiąc, że PiS jest partią prawicową, Jarosław Kaczyński postawił zaporę nie do pokonania dla małych partii, które mają więcej wspólnego z prawicą niż PiS. Biorąc pod uwagę realizację obietnic wyborczych, Prawo i Sprawiedliwość bardzo przybliżyło się do ponownego sukcesu w roku 2019, gdy odbędą się wybory parlamentarne. Na kongresie głos zabrał także Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister finansów i rozwoju, przez swoich przeciwników nazywany „gnidą” czy „Maowieckim”. Te inwektywy związane są z reformami gospodarki i „Planem Morawieckiego”. Wielu wolnościowców krytykuje ministra Morawieckiego za wprowadzanie socjalizmu i ciemiężenie przedsiębiorców (dla tych ludzi więcej niż 1% podatku to już socjalizm, jak nie komunizm - przyp. T.C.). Krytyką są objęte programy socjalne, takie jak Rodzina 500+ i Mieszkanie+. Oczywiście krytyka sprowadza się do załamania gospodarki i bankructwa. Ostatnie dane pokazują, że w pierwszym kwartale 2017 roku mamy najniższy w historii deficyt budżetowy, niecałe 200 milionów złotych co stanowi 0,3% zaplanowanego na bieżący rok. W świetle tych danych, oskarżenia bledną i rodzi się pytanie, jakim cudem się to udało? Jedna odpowiedź lansowana przez rząd to „wystarczy nie kraść”, oczywiście ma to związek z uszczelnieniem ściągalności podatku VAT. Druga odpowiedź to cud. Na kongresie głos zabierali też inni ministrowie m.in. Elżbieta Rafalska, która chwaliła się sukcesem programu Rodzina 500+. PiS zdominowało elektorat prawicowy i zapowiadając modyfikacje programów socjalnych oraz jeszcze bardziej atomizując opozycję, chce zyskać elektorat centrowy, który stroni od ideologii na rzecz dobrobytu. Ponadto padło też stwierdzenie, że Polska jest jednym z najbezpieczniejszych państw na świecie. O tym w następnym akapicie.

Kongres w Przysusze a faszyzm

Jak ma się ten kongres i całe rządy PiS do oskarżeń o faszyzm? Nijak. PiS nie zgadza się na przymusową relokację imigrantów i to już jest powód do oskarżeń o faszyzm, bo Polacy wybrali nacjonalistyczno-populistyczny rząd, a rasizm i ksenofobia biorą górę. To, że PiS utrzymuje jednolitość etniczną i jeszcze nie ugiął się brukselskiemu dyktatowi należy uznać za sukces. Na kongresie wybrzmiała aprobata do obecnego stanu rzeczy, dzięki, któremu jesteśmy krajem nie dotkniętym zamachami terrorystycznymi. Z punktu widzenia narodowca to bardzo dobrze, ponieważ jak dobrze wiadomo, jednolitość etniczna i kulturowa gwarantuje bezpieczeństwo (zwłaszcza, gdy spojrzymy na to, co się dzieje w Europie zachodniej - przyp. T.C.). Jak już wcześniej wspomniałem, na kongresie PiS i Zjednoczonej Prawicy Jarosław Kaczyński ganił i chwalił. Na pochwałę z pewnością zasłużył minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak. Za jego urzędowania wprowadzono ustawy związane z bezpieczeństwem przed terroryzmem (min. obowiązkowa rejestracja kart sim czy ustawa o zgromadzeniach - przy. T.C.). Są to ustawy kontrowersyjne, ponieważ ingerują w naszą prywatność kosztem bezpieczeństwa. Jest to jeden z argumentów środowisk lewicowo-liberalnych podczas oskarżeń o faszyzację Polski. Jest to argument nietrafiony, ponieważ podobne ustawy obowiązują w innych państwach europejskich oraz w Stanach Zjednoczonych. Tam inwigilacja jest o wiele większa, a nie jest to państwo faszystowskie, choć są tacy, którzy myślą inaczej z uwagi na prezydenta Donalda Trumpa.

Zachwyt Trumpem

Mimo, iż wizyta prezydenta USA całkiem niedawno się skończyła, to niejednokrotnie rozkładano na czynniki pierwsze jego przemówienie na placu Krasińskich w Warszawie. Nie mam zamiaru rozwodzić się nad tym wystąpieniem, ale nad czymś innym, a mianowicie nad reakcją pro-rządowych mediów. Było to momentami zdumiewające, a czasem żenujące. Owszem, przemowa Trumpa była dobra, ale powiedział to, co Polacy chcieli usłyszeć m.in. że mamy z czego być dumni (dla narodowca to coś normalnego, każdy z nas jest dumny z bycia Polakiem i pielęgnujemy piękne karty naszej historii - przyp. T.C.). Podczas zachwytu mediów i partii rządzącej, narodowcy patrzą na ręce przedstawicielom USA w Polsce i oczekują realizacji zapowiedzi D. Trumpa. To, co działo się w mediach (pro-rządowych - przyp. T.C.) przez dobre trzy dni można określić jako „intelektualny onanizm”. To z pewnością kontrowersyjne, a być może wulgarne określenie, ale prawdziwe. Taki zachwyt nad prezydentem innego państwa, które co prawda jest mocarstwem, pokazuje realną słabość naszego kraju. Przypomnę, że od 6 lipca 2017 roku staliśmy się silnym państwem w Europie Środkowo-Wschodniej, które ma na swoim terytorium wojska innego państwa, ale to już temat na inny tekst. Ta euforia mediów jest de facto przejawem wasalizmu wobec USA. Pisałem o tym we wcześniejszym tekście, że Polska wstała z kolan, ale po to, by zmienić klęcznik z niemiecko-brukselskiego na waszyngtońsko-izraelski. Zachwytom nie było końca, takie można było odnieść wrażenie. Najbardziej irytująca była ta bezgraniczna wiara w to, że Stany Zjednoczone przyjdą nam z pomocą, że sprzedadzą nam gaz i popierają koncepcję Trójmorza. To dobrze, że USA jest naszym sojusznikiem i wyraża chęć wsparcia Polski przy dywersyfikacji źródeł energii, ale żeby zachwycać się tym i przez całe trzy dni jest już przesadą, a jeżeli robią to media, nazwijmy je prawicowymi, to sprawiają wrażenie niepoważnych. Całe szczęście, że oszczędzili społeczeństwu, a przynajmniej mi, stwierdzenia, które mnie osobiście mierzi „Państwo polskie odzyskuje godność”. Jakby nie patrzeć to idealnie wpisuje się w tą proamerykańską, euforyczną narrację. Tak czy inaczej dziwi brak jakiejkolwiek reakcji polityków i mediów opozycyjnych na tenże zachwyt. Przez długi czas przed wizytą Trumpa opozycja usiłowała umniejszyć jej powagi. Tak się nie stało, a to, że właśnie pominięto euforię pro-rządowych mediów świadczy, że przemówienie prezydenta USA miało wpływ na opozycję, choć ta stara się tego nie okazywać.

Podsumowując, oskarżanie Prawa i Sprawiedliwości, Młodzieży Wszechpolskiej oraz Obozu Narodowo-Radykalnego o faszyzm są nieprawdziwe, a także pokazują niewiedzę i złą wolę tych, którzy takie zarzuty stawiają.

Kongres w podradomskiej Przysusze pokazał dominację PiS na scenie politycznej, która wynika ze słabości opozycji i bierności Polaków.

Pamiętajmy, że nieważne jak nas się wychwala i mówi o bohaterskości Polaków, trzeba twardo stąpać po ziemi i uważać, by nie popaść w skrajną euforię.    

 

Źródło: Tomasz Cynkier