JustPaste.it

Wielka ściema

Polska wraca tam gdzie jej miejsce, na mroczne peryferie zachodniej cywilizacji.

Polska wraca tam gdzie jej miejsce, na mroczne peryferie zachodniej cywilizacji.

 

 

 

Przez wieki całe królowie i inni despoci głosili, że każda władza pochodzi od Boga. Korzystając z rzekomo boskiej poręki gnębili ciemny lud nazywając go pogardliwie pospólstwem, w chwilach  aberracji motłochem, a literacko czernią. Tak się działo aż do czasu, kiedy to tyrania z woli Boskiej  trzymająca poddanych za twarz padła po ciosami bezbożnych komunistów. Ci bez zbędnych ceregieli pozbawili Najwyższego prawa do ustanawiania swoich namiestników na tym łez padole. W miejsce niewidzialnej istoty wyższej,  uważanej dotąd powszechnie za Kreatora zajęła mityczna wola ludu pracującego miast i wsi. Awangardą nobilitowanych do władczej roli mas ludzkich ogłoszono wielkoprzemysłową klasę robotniczą, a jej wolę miała wyrażać nieomylna Partia. Ludowładztwo ograniczało się jednak w tym systemie tylko i wyłączne do wypisanego na sztandarach jałowego symbolu, a rzeczywistą  władzę dzierżyło niepodzielnie ścisłe partyjne gremium z wszechwładnym I Sekretarzem na czele. Ludzkość potrzebuje jednak wciąż nowych mitów dlatego materialistyczny eksperyment zbankrutował razem z doktryną o wyższości wspólnej własności nad prywatną. Wraz z nią powrócił triumfalnie kreacjonizm na czele orszaku  złożonego z całej plejady mitów, cudów i zabobonów.

 

W pierwszym sorcie wyniesionej do władzy przez solidarnościowy przewrót nowej klasy politycznej dominowali ludzie z intelektualnych elit. Udało się im przy pomocy charyzmatycznych przedstawicieli robotniczego buntu z pierwszego rzędu obrać kurs w kierunku zachodniego centrum cywilizacji. Wielce pomocna była akceptacja ze strony szerokich kręgów społecznych, czyli ludu spragnionego wszelkiego dostatku, będącego dotąd dostępnego tylko w krajach bogatego Zachodu. Docelowy port zdawał się już być w zasięgu wzroku sterników państwowej nawy, kiedy ta liczniejsza,  słabiej wynagradzana część załogi wypowiedziała sternikom posłuszeństwo i wybrała sobie nowych wodzirejów roztaczających przed wkurzonymi wizję,  nie tylko szybkiego dobrobytu, ale też przykładnego ukarania wyrzuconych za burtę władzy poprzedników. Z natury rzeczy tak bywa, że żądnych do napawania się rozkoszą  płynącą ze sterowania państwową nawą jest zawsze więcej niż miejsc na kapitańskim mostku. Dlatego ci którym się nie udało tam wdrapać, lub co gorzej zostali z rządowego piedestału brutalnie zepchnięci od razu zaczynają szemrać wśród załogi, z czasem głośno zachęcać do buntu przeciw dowództwu.

 

W demokracji okresowa zmiana ekipy rządzącej jest dla obywateli na ogół na korzystna. W miarę upływu lat kadra trzymająca władzę, nawet jeśli stara się dobrze rządzić traci impet w działaniu,  obrasta w tłuszczyk, popada w rutynę, w samozadowolenie,  a nawet zaczyna ulegać swoistej depresji. Z tego choćby powodu zmiana  jest dobrą zmianą, jednak z wyjątkiem takiej, która się dobrą zmianą ogłasza jeszcze przed zdobyciem kapitańskiego mostka Jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy pretendenci  wcielają się w role świętych Mikołajów prezentujących ludowi worki pełne obietnic, a po powierzeniu im kluczy od wspólnej kasy natychmiast zaczynają trwonić publiczny grosz. U podłoża takiego, karygodnego niszczenia gospodarczo- ekonomicznego fundamentu wspólnego państwa leży wyłącznie pragnienie utrzymania się przy władzy. Jedz, pij i popuszczaj pasa – skąd my to znamy? Najpierw za ciężkie pieniądze kupuje się polityczne poparcie, a potem usiłuje rozpaczliwie naciskać na tryby gospodarki, żeby przyspieszyły i zwiększyły daninę na załatanie gigantycznej dziury w budżecie. Niestety dochodów ni chce przybywać od pobożnych życzeń w sytuacji kiedy szarpie się więzi z takim trudem nawiązane niedawno z cywilizowanym, zachodnim światem.

 

 

I Rzeczpospolita, do której  rzekomej wielkości prawica się odwołuje, stawiając sobie ją jako wzór opierała gospodarkę na niewolnictwie i bezwzględnym wyzysku chłopów, a demokrację na awanturnictwie i przekupstwie. Rozbiory naszego państwa przez ościenne mocarstwa nie wynikały z przypadkowych konwulsji dziejów, lecz były rezultatem politycznej dominacji w kręgach władzy tendencji anarchistycznych nad zdrowym myśleniem w kategoriach dobra wspólnego.  Formacja polityczna aktualnie sprawująca władzę wywodzi się z pobocznych, awanturniczych nurtów „Solidarności”. Wypłynęła na powierzchnię życia politycznego, jako alternatywa dla liberalno-demokratycznego mainstreamu, hołdującemu systemowi wartości typowemu dla zachodniej demokracji, który dopuścił do pogłębiającej się  nierówności dochodów i co za tym idzie szokującego rozwarstwienia społecznego.

 

To co obserwujemy w Polsce to klasyczna kontrrewolucja, która burzy porządek rzeczy odwołujący się do szlachetności, prawdy i przyzwoitości. Zwykłe chamstwo pełzające dotąd po społecznych dołach z impetem wdarło się na salony. Bezczelnie stroi się w patriotyczne szaty i ogłasza „dobrą zmianą”. Wykorzystuje do utrwalenia dominacji nad społeczeństwem obywatelskim krzyż męki Jezusa. Kupuje za mamonę wsparcie hierarchii Kościoła. Angażuje aparat państwa do wymuszania przestrzegania katolickich norm moralnych i społecznej nauki Kościoła. Manipulacje i kłamstwo podnosi do rangi  uprawnionych metod sprawowania władzy. Niszczy państwo prawa, rozwalając instytucje i organy stojące na jego straży. Powołuje się na rzekomą wolę suwerena, a łamie konstytucję zatwierdzoną w ogólnokrajowym referendum. Krok po kroku odbiera ludziom prawa i wolności. Nobilituje Ciemnogród, kołtuństwo i mitomanię.

 

Przed wyborami parlamentarnymi 2015 pisałem, że kończy się krótki epizod przynależności Polski do zachodniego kręgu cywilizacji. Polska wraca tam gdzie zawsze było jej miejsce na mroczne rubieże tej lepszej części świata. Tak się dzieje, ale elity ciążące ku Zachodowi jeszcze nie całkiem oddały pole. Walka trwa.