JustPaste.it

Slow life w Pirenejach

Z moimi marzeniami czuję się czasem jak rolnik, który postanowił zostać astronautą. Marzy mi się bowiem pustelnia w leśnej głuszy i krystalicznie czysta woda. Długie tête-à-tête ze sobą. Hardcorowo. Bez  internetu.

Cielesna powłoka nie wspiera jednak owych pragnień, zamiast brodatym dziadem, jestem bowiem młodą kobietą. Zamiast analfabetą, co to pracy w mieście nie znajdzie, ja znam alfabet i dodatkowo w mieście się urodziłam.

Najwidoczniej mam pociąg do rzeczy niemożliwych, bo kiedy inni ruszają do metropolii za pracą, ja daję na wieś, kiedy tamci marzą o rodzinach, ja roję o samotności, kiedy technika czyni cuda i dociera w najodleglejsze zakątki, ja jak ten dziad, mam ochotę żyć bez niej.

WYPROWADZKA W PIRENEJE

Od razu wyjaśniam, że nie należę do osób, które od dziecka marzyły, by zamieszkać w domku na wsi.

Pamiętam czasy, kiedy moi bracia wyprowadzali się za Gdańsk na Kaszuby do miejscowości o dziwnie brzmiących nazwach – Ząbrsko Górne, Stara Sikorska Huta.

Przypominam sobie towarzyszące tym wyprowadzkom ekscytacje, ale nie moje. Gdyż ja tylko ze zdziwienia szeroko otwierałam oczy.

Jak to, zamierzacie żyć bez bibliotek? Z daleka od teatrów, kultury i uniwersytetów? Chciecie skazać się, na codzienne taplanie w błocie? Ach fe! Nie dla mnie.

Pięć lat później wyjechałam w góry. Po prostu pewnego dnia poczułam, że chcę napisać powieść w Pirenejach. W planach miałam zostać trzy miesiące. Leci mi już trzeci rok.

MIŁOŚĆ DO SLOW LIFE

Z zabieganej Barcelony trafiłam do wioski bez jednego sklepu, z jedzenia w restauracjach przestawiłam się na warzywa z własnego ogródka, poranne maile w korpo zastąpiłam medytacją, kupowanie minimalizmem, a zamiast życia wedle sztywnych reguł – wybrałam kreatywność.

Poniżej krótki przegląd praktyk, które stosuję w ramach mojego slow life:

MINIMALIZM – początkowo wymuszony przez sytuację – brak sklepów i moje nieogarnięcie w zakresie zakupów w internecie sprawiły, że zaczęłam mówić sobie – “ach te trzy miesiące obędę się bez tego, czy tamtego”.

Zamiast kupować – pochłaniałam widoki. Zamiast zagracać dom przedmiotami – polubiłam pustkę zen.

Dziś otaczam się minimum, wolę wolny czas poświęcić na przechadzkę po lesie, niż na zarabianie pieniędzy i kupowanie rzeczy, które nie dają mi w połowie tyle satysfakcji, co godzinny spacer po lesie.

ZDROWE ODŻYWIANIE – w Pireneje przyjechałam między innymi po to, by oczyścić organizm. Do sprawy zabrałam się uzbrojona w poradniki „Dieta Gersona” i “Jak żyć długo i zdrowo” Tombaka.

By robić soki, założyłam ogród warzywny. Po dwóch latach diety wegetariańskiej polubiłam lekkość, którą daje jedzenie nieprzetworzonych darów matki natury. Teraz zdrowy styl odżywiania stanowi część mojej codziennej rutyny.

MEDYTACJA – od zawsze moim marzeniem było medytowanie w górach, wprawdzie myślałam raczej o Himalajach, cóż trafiły się Pireneje. Nie będę wybrzydzać.

Dzień zaczynam od porannego OM i słuchania wykładów Eckharta Tolle, którego głos wprawia mnie w stan głębokiego spokoju.

Dzień z medytacją i bez niej jest, jak życie pani domu z pralką i bez, niby można się obyć, ale jaka różnica!

KREATYWNOŚĆ – myślałam, że powieść będzie najbardziej kreatywną rzeczą, którą popełnię w górach. Jednak raz otworzonej nie da się tak po prostu zamknąć i tak kreatywność rozlała się na całe moje życie – zaczęłam śpiewać, prowadzić bloga, pisać poezję, uprawiać kwiaty, tańczyć.

Wszystkie powyższe praktyki wprowadzałam w życie, jeszcze przed wyprowadzką z Barcelony, ale dopiero w Pirenejach znalazły warunki, by całkowicie się zamanifestować.

ZROBIĆ MIEJSCE NA KOLEJNE DOŚWIADCZENIA

Praktyka medytacji i życie w bliskości natury nauczyło mnie jeszcze jednej rzeczy – zbytnio się do niczego nie przywiązywać.

Suche liście bez słowa protestu opadają jesienią z drzew, żaden nie stara się z powrotem wspiąć na gałąź. Co minęło, nie wróci. W miejsce starego przychodzi nowe.

Dlatego chociaż cenię sobie moje aktualne życie, staram się nie zakładać dalszych scenariuszy, nie myśleć, że tak będzie zawsze. Nie czyni mnie to jednak osobą smutną, lecz paradoksalnie intensywniej przeżywającą każdą chwilę.

Dlatego, na wypadek, gdyby życie chciało znów poprowadzić mnie jakąś nową drogą, unikam przywiązania do miejsc i warunków.

Z jednej strony smakuję chwilę obecną, z drugiej nie przekreślam marzeń, w których widzę szansę na poszerzenie doświadczenia.

Póki co, tak jak kiedyś zbierałam zdjęcia kamiennego domku, w którym chciałam napisać powieść, dziś kolekcjonuję zdjęcia domów z drewna, w których mogłabym przeżyć długie tête-à-tête ze sobą. Hardcorowo. Bez  internetu.

 

PO WIĘCEJ PODOBNYCH ARTYKUŁÓW ZAPRASZAM NA MOJEGO BLOGA:

https://punktstwarzania.wordpress.com

bluebird-small.jpg

O AUTORCE: Mam na imię Aleksandra, lubię życie w Pirenejach, ciekawe rozmowy, słońce i mój świat wewnętrzny. Szczęście jest tym do czego dążę, a życie w zgodzie z samą sobą sposobem w jaki je osiągam. Prowadzę bloga Punkt Stwarzania, w którym opowiadam o relacji z własną mocą, znajdziecie w nim sugestie dotyczące medytacji, książek, wywiady z zakresu duchowości i samorozwoju, relacje z wypraw górskich i inne ciekawe rzeczy.