Obudził się wśród pól i łąk jak głodne zwierzę
jeszcze niepewny brakiem chwili
małymi pazurkami wbitymi w ścięte łany
przeczesał swoje senne rzęsy co lśniły aksamitu blaskiem
i był spokojny, bo tylko ziemia wypłaszczała się w zarysie jego konturu,
niegroźny, sennym ruchem węża sytego co nie rozwija zwojów
skręcony w kłębek- przycupnął.
Przewracał się z boku na bok na jesiennych leśnych mchach,
zasyczał ciepłym oddechem - tajemnicą,
co najwyżej podnosił się na parę metrów, jakby
chciał sprawdzić czy ta prognoza była żartem?
****************************
Albo czy zimno, które poczuł, to wyzwanie czy przypadek tylko?
I jeszcze raz opadł zwijając w kłębek swe niegroźne sploty
ale już wiedział, bo jego ciepło poraziły kropelki
tumanu wypełnionego chłodem, ich liczbą - olbrzymem.
Obudzony paroksyzmem zimna wystrzelił na wysokość chmur pełznących
i zgasł raz jeszcze ale już inny, zmieniony w wojownika.
Jego pazury były teraz jak groźne ostrza piły,
zęby wściekłej furii
Był silny, nieprzewidywalny jak piorun
wiedział, że uderzy,
dyszał groźbą mocy, której sam nie rozumiał -
choć poczuł źródło nie mógł przewidzieć skutku.
Burze zapalały w nim błyskawice,
bogowie ruszyli do boju rozgrzani od elektryczności
naprzeciw innych lodowatych bogów
napędzała ich siła nieziemska.
Zagrały powietrzne trąby
porozrywane nieba formowały się teraz tylko ruchem obrotowym
w koło obłędnego wiru - zegara śmierci
wiatrometry i anemometry oszalały - 30-70-120-180 -240- 380...
na tarczach zabrakło skali
morza deszczów nawalnych oparły się stopami o ziemię,
podstawą sięgając wypiętrzanych cumulusów
były jak postacie herosów tytanów widzialnego leja
wśród których domy zamieniały się w odłamki i strzępy
przetaczający się akt bezprecedensowego barbarzyństwa trwał
leżące pokotem lasy już nawet nie błagały o litość
wtedy ci którzy znaleźli się w środku tego armagedonu
usłyszeli ciszę złowrogą której nikt nie rozumiał
tylko przerażone małe życia wtulone w jakieś szczeliny prosiły powietrze o tlen...
I długo jeszcze trwały te okrutne zmagania, aż w końcu zobaczyli słońce
życia wypełzły ze strzępów tego co im jeszcze zostało i patrzyły na połamaną ziemię...
Młody chłopak wysunął się spod sterty pełnej odłamków
silnymi dłońmi wyciągnął z niej za ramiona starego człowieka …
Ten szepnął - wnusiu przeczytaj mi .. w ręku trzymał kartkę podartą, strzęp starego wiersza:
„...jeden wiatr w polu wiał
drugi wiatr w sadzie grał
cichuteńko leciusieńko liście pieścił i szeleścił
mdlał...” *
Chłopak przytulił starego . Damy radę .. .cicho... już cicho, dziadku Ksawery...
@JanuszD.
*fragment wiersza Juliana Tuwima pt. Dwa wiatry