JustPaste.it

Dom Strachu

Ukryte stwory, niedobre upiory... Niedoczekanie...

Ukryte stwory, niedobre upiory... Niedoczekanie...

 

444b6407ac6692757b1a7595229e7e5f.jpg

Jeżeli ktoś zna miejsce gorsze od mojej budy, to, na Boga, współczuję.


Dzieci specjalnej troski, a jedno mądrzejsze od drugiego albo wycofane... Czy, może dojrzałe...? Przekrzykujące się, wbijające sobie gwoździe, zamiast szpilek i w dusze, i w każdą możliwą część ciała. A nauczyciele nie reagują, jakby w ogóle nie istnieli. Jakby ta cała zbieranina nie potrzebowała wzorców i miała się wychowywać samodzielnie - czy też, jedno przez drugie...


Daro, właśnie uświadamia Helce, w sposób zapalczywy i grubiański, że jest ostatnią kreaturą i powinna obrać karierę babci klozetowej, a i się przy tym pośpieszyć, póki jest jeszcze jakaś wolna. Krzycho uśmiecha się przy tym pod nosem i chociaż łatwo mógłby Dara zgasić, chociażby pytaniem o wiedzę, o tym wakacie, nie zrobi tego, gdyż jego karmą jest, takie właśnie widowisko. Czerpie z niego garściami, życząc sobie i innym, by takie konflikty nigdy nie wygasły. Helka się próbuje odgryzać.


Nie jest specjalnie błyskotliwa. Po wielekroć częściej palnie głupstwo aniżeli odpowie adekwatnie na atak. Jako nowa w szkole i traktowana gorzej psa, nie ma zresztą należytej powagi. Zazwyczaj ignorowana albo zdawkowana, badana przez starych uczniów, w kwestii przydatności do spożycia; wiejska dziewoja w wielkim świecie, opanowanym, w większości, przez sobieknotów...


Jej pierwszy występ przed klasą... Pewnie kilka lat temu, uznałaby, że sama sobie była winna. Że z grubej rury zaczęła i zbyt chaotycznie... Na dziś wie, że nawet niedoskonała, odzywka jej, pozwoliła przynajmniej, dowiedzieć się dokąd trafiła... Że to już nie wiejska szkółka, gdzie przez palce się patrzy na potknięcie... Że tutaj, za zwykłe przejęzyczenie się, zostaniesz zmieszany z błotem i wywalony za okno... Jak sobie na to pozwolisz...


Rzecz jasna, nie wszyscy na nią sarkają, nie każdy wyzywa od wsiór i jełopów. Są tacy, którzy widzą w niej potencjał, ot, choćby jako przeciwwagę, dla Dara perfekcjonizmu. Jak jeden ze starych uczniów, ostrzegający ją przed nauczycielką, po kolejnym kretyńskim wyskoku... A nóż, może, w tej zakichanej, spadającej na psy budzie, zacznie się dziać o tyle więcej, że i nauczyciel zechce tu popracować, a i zjawią inni uczniowie. Obecnie, ze względu na podłą atmosferę, budę omijający z daleka.


Trochę ją wtedy, uwaga ta zabolała. Ale czemu się dziwić, jest nowa, a Darowi się uwagi nie zwraca, ponieważ jego prostactwo jest stanem naturalnego skupienia materii - można by rzec, wzorem cichego zadumanego chłopca, który do powiedzenia ma coś jedynie wtedy, gdy mowa o konkretach. Fraszki-igraszki-durnotki, temu akurat nie w głowie.


Są i inni. Oto, siedząca w pierwszej ławce Iwonka, patrząca na tablicę. Ułuda ciszy i spokoju, spotęgowana do... Nosi okulary z lusterkami i bacznie na wszystkich zerka. Ocenia, ocenia, oceeenia... Helka jej nigdy nie słyszała. Za to o jakimś donosie o bezużyteczności jej wypracowania, już tak.


Wiola, siedząca na kolanach Konrada, uśmiecha się właśnie znacząco, próbując jej dodać otuchy. On zaś, jest jakby ponad obelgi Dara. Wystarczająco długo tu tkwi i widać, że nie za karę. Rozwija się duchowo, głaszcząc Wioli kolana. A Helka się do tego widoku uśmiecha, gdyż jest naturalny i swojski, i przypomina jej wieś.


Lecz widok z prawa: wybitnego, nieujarzmionego i nietolerancyjnego..

.Daro podobno to zwalcza usilnie, to całe kołtuństwo i dyktatorstwo. I w klasie i na ulicy. A obecnie, dumny ze swojej elokwencji, w czym pomagają mu wierni przyboczni, denerwuje ją i wyprowadza z równowagi.


- Znowu wypiłeś nocnik brata, zamiast jego mleka...?! - rzuca, bez zastanowienia.


Niektórzy, o dziwo, są zniesmaczeni jej odzywką. Odwracają głowy w zgorszeniu, z minami kur ubranych w moherowe czapki albo krucjatów w kaptury. Sami wydają się być ponad klasową grą i uformowani w jakąś grupkę wzajemnej adoracji, funkcjonują poza nią, ramy szkoły jedynie używając, do nawiązywania kontaktów z innymi, sobie podobnymi lemingami. Ale co ona o nich wie...?

Dupa noszona wyżej głowy, irytowała ją wprawdzie zawsze, lecz to nie powód, żeby krytykować każde ich słowo. A tego ostatnio, o mało nie zrobiła, żółć kogoś innego, biorąc za swój osąd i przyklaskując zapalczywości... Jak Piotrek, działający na zasadzie brania kogoś na kliszę i obszczywania bezustannie, nawet jeżeli ta na kliszy, diametralnie zmieniła zdanie bądź mówi o czymś istotnym, chociaż i mało konkretnie...


Ostatnio skrytykował niegłupią wypowiedź tylko dlatego, że w przeszłości, jej autor prezentował poglądy iście skrajne, nie teges... Nawet go nie wysłuchał... Bo po co... Do Helki też się próbuje dobierać, ale... to marny przeciwnik... przyklaskiwacz... Ale Daro owszem...


Obecnie milczy. Helka, wpatrzona w notatki udaje, że nic ją to nie obchodzi. Ale to nieprawda. Poważnie przygotowuje się na kolejny atak jadu championa hameryki, dla którego jedynie palma pierwszeństwa rację bytu ma, a cała reszta jest niczym... Oni także ją obserwują, nie wie ilu i także w ciszy, a Helka zastanawiać się zaczyna, czy przypadkiem nauczycielka nie zerka. Ale, czy tylko to, może być powodem...?

Jakieś napięcie, wyraźnie jest odczuwalne, jakby wszyscy oczekiwali ruchu przeciwników. W strachu, w nadziei, w niesmaku, a nawet zapewne pogardzie, oczekując dalszych wydarzeń. Ktoś, coś mówi, lecz Helka nie słucha.


Kolejny, Dara poplecznik? Lliberał? Coś by zaakceptował i coś nie, a za Darem idzie w ogień, do nie wiadomo czego... A może nie...? Może już i ona zdążyła nabrać uprzedzeń, jak krytykowany przez nią Piotrek...?


Cała klasa jest dziwna i swojska zarazem. Mają wiele wspólnego, chociaż najczęściej razem i w porozumieniu, chcą się wzajemnie obrzygać... Przy tym, wyglądają na chętnych, by do tej szkoły uczęszczać, głodni wiedzy, towarzystwa, kapki uznania i chcący coś w niej, po sobie zostawić...


Fotografie Waldka, zadumę nad losem Wiktora, poetyckie wygibasy dziewcząt i wielu innych, których nawet nie miała okazji jeszcze poznać, bo za krótko tu jest i gówno wie...


I Szymek na koniec, biedny Szymuś, na odgłos dzwonka, wskazujący klasowy krzyż

.
- Musimy cierpieć, jak On...! Brać w dupę i milczeć...!


Helka, nie odpowiada. Chociaż aż ją świerzbi, żeby mu wygarnąć, jaki ten jego Pan był... Do czego ludzi namawiał... I jaką im krzywdę wyrządził... na wieki... Ale milczy. Bo co ten Szymek winien temu, że związany jest z kultem dupobrania za wszelką cenę i co ją śmieszy, łamiący dogmaty swej wiary, wraz z każdym otworzeniem jadaczki... Nic... Jego cierpienie, jego sprawa... A może to gra...?


Nie wie tego, nie wie nic... Pobieżne skojarzenia, spłycone wiadomości, niepełne dane... Nic o swej nowej budzie nie wie, ale i całkiem sporo zarazem... Trzeba czasu, czy ona go ma...? Mama wczoraj o coś ją zapytała...


Mówiła, żeby się nie spieszyć z odpowiedzią, że mają czas...

Wychodzi ze szkoły. Konrad klepie ją po... ramieniu i bagatelizuje awanturę. Jej jednak jest ciężko, gdyż wiocha , z której przybyła, całkowicie z niej dzisiaj wylazła... Tylko, jak długo jeszcze, powinna ona tą wiochą się przejmować i każdą podłością w nią wymierzaną; w niedoświadczoną, prowokując do kontrataków...?

A może przeciwnie, tak trzeba... Z pewną dozą umiaru. lecz do pionu frajerów ustawiać, którzy własnych zachowań nie widzą, a tak łasi na błędy cudze są...? Może...

Widzi najeżonego Dara. Oto patrzy spod oka i próbuje oceniać, jak Helka chodzi. Czy przypadkiem prawa noga, nie za bardzo lewą wyprzedza... A niech mu będzie... Bo, czy naprawdę on milczy...? Jego krzyk... A może to złudzenie...

Klasa uważa, że Dara zna. Helkę porywa śmiech...

Wesoło macha mu ręką, ale chociaż ma ochotę, nie pokazuje języka... Daro nie odpowiada. Helka się zastanawia, czy to potrafi..


Przekracza drzwi mieszkania.


- Cześć, mamuś!


- Cześć córeczko! Jak w szkole? - obejmują się, jak zwykle.


- Czegoś się nauczyłam... Czegoś praktycznego...


- A jak...? - pyta matka, w napięciu.


- A tak, mamuś, że za wcześnie mówić o przeprowadzce... Chcę tu zostać...


- Czyli, dobrze ci w szkole...? - matka oddycha z ulgą.


- Wrzoda na dupie można nabawić się wszędzie - odpowiada córka.


- Jeżeli, to to, nazywasz czymś wartościowym...?!


- Nie, mamuś... Nauczyłam się, żeby za bardzo się nie otwierać... Nawet, puki co, na pół gwizdka...


- Nie brzmi to dobrze... - mówi matka.


- Mylisz się, mamuś - odpowiada córka. - To brzmi strasznie...