JustPaste.it

Najgłupsza opozycja III RP

 

 

 

Najgłupsza opozycja III RP

 

 

Wyniki kilku ostatnich sondaży poparcia dla partii politycznych są dla totalnej opozycji tragiczne. Platforma Obywatelska spadła już poniżej 20 proc. i, co najciekawsze, sam Schetyna oraz cała chmara czyhających na zajęcie jego miejsca Brutusów w ogóle nie zdaje sobie sprawy z przyczyn takiego stanu rzeczy.

Cała ta oderwana od koryta sfora pasożytów przypomina dzisiaj pijanych drwali, którzy w białej gorączce próbują rąbać to pisowskie drzewo, nie zauważywszy, że w dłoniach zamiast siekier mają gołe styliska. Coraz częściej w różnych wypowiedziach zdradzają oni swoją bezradność i coraz częściej pojawia się zawieszone w powietrzu pytanie, jak to możliwe, że pomimo ciągłego wymachiwania tą bezzębną siekierą w postaci samego styliska pisowskie drzewo nie tylko niewzruszone stoi dalej, ale staje się coraz wyższe, grubsze i potężniejsze?

Przyczyn takiego stanu rzeczy, których nie dostrzega ta wyjątkowo ociężała umysłowo opozycja, jest kilka, ale pierwsza i podstawowa polega na tym, że po raz pierwszy od 1989 r., czyli od 28 lat, ugrupowanie, które objęło władzę, zupełnie na serio podeszło do składanych w kampanii wyborczej obietnic i je realizuje. Po drugie, Polacy zauważyli, że natychmiastowa poprawa w finansach i gospodarce jest możliwa przy zastosowaniu bardzo prostej metody, która streszcza się w jednym zdaniu: po prostu nie kraść. Dzisiaj naprzeciwko polityka wagi ciężkiej – Jarosława Kaczyńskiego krzątają się jedynie niezdarni, rozhisteryzowani zawodnicy wagi papierowej, muszej lub co najwyżej koguciej. Nawet ci wyborcy, którzy nigdy nie głosowali i nie zagłosują na PiS, z każdym dniem zdają sobie sprawę, że politycy totalnej opozycji, butnie ogłaszający odebranie prawicy władzy, są zwykłą zgrają politycznych nieudaczników i impotentów, powierzenie władzy którym dopiero stanowiłoby dla Polski i Polaków prawdziwą, a nie wirtualną tragedię. O opłakanym stanie opozycji świadczą nie tylko dwa ostatnie lata. Ludzie dopiero dzisiaj zaczynają sobie porównywać to, co robi dzisiejszy rząd, z tym, co robili i wygadywali przedstawiciele totalnej opozycji, kiedy byli u władzy. Warto od czasu do czasu wszystko to sobie przypominać.

Weźmy na przykład niezrównoważonego psychicznie posła Stefana Niesiołowskiego, który mówi dzisiaj: PiS miał szczęście, po raz drugi trafił na dobrą koniunkturę gospodarczą. Kto w miarę rozsądny uwierzy w brednie szaleńca, który twierdzi, że w ciągu niemal trzydziestu lat tylko dwa razy zdarzyła się Polsce dobra koniunktura gospodarcza i to akurat w latach 2005–2007 i po 2015 r., kiedy PiS wygrywał wybory? Dzisiaj, kiedy program „Rodzina 500+” w sposób bezprecedensowy ograniczył skrajne ubóstwo wśród dzieci, przypomnijmy, jak Niesiołowski reagował w czasie rządów PO-PSL na przerażające dane statystyczne dotyczące tej kompromitującej i hańbiącej III RP dziecięcej biedy oraz przekonywał na podstawie własnych wspomnień z dzieciństwa, że za Tuska jest dobrze: Mirabelki jedliśmy, wyjadałem szczaw z nasypu. I wszyscy byli najedzeni. A teraz te owoce leżą na ziemi. Szczawiu nikt nie zjada. Oto diagnoza prominentnego wówczas polityka obozu władzy, według którego podstawowym wskaźnikiem dobrobytu jest niewyżerany z nasypów dziki szczaw.

Inny polityczny bokser wagi piórkowej z PO, Sławomir Neumann twierdził: Program 500+ to historyczne kłamstwo. Nie przeszkadza mu to dzisiaj stawać przed kamerami z tym swoim miedzianym wytartym czołem i wygadywać kolejne idiotyzmy i banialuki, podobnie jak jego kompletnie zagubiony szef Grzegorz Schetyna, który grzmiał: To jest program nie do zrealizowania.

Nie sposób pominąć wyjątkowo wyspecjalizowanej w kłamstwie byłej premier Ewy Kopacz, która z pełnym przekonaniem twierdziła: Zapowiedzi programowe PiS to nic innego jak prowadzenie Polski w ten kanał grecki, czyli w kanał tragedii rozmaitych grup społecznych. O ile nam wiadomo, to realizowane dzisiaj zapowiedzi programowe PiS-u wprowadziły w kanał tragedii, ale takie grupy społeczne jak przestępcy, okradający budżet za pomocą karuzeli watowskich, i paliwowych oszustów, którzy za rządów jej formacji okradli Polaków, jak szacują eksperci, nawet na astronomiczną kwotę 260 mld zł.

Znana z solowych pieśni wykonywanych z mównicy sejmowej podczas okupacji parlamentu Joanna Mucha twierdzi na łamach „Gazety Wyborczej”, że Polsce potrzebna jest nowa, złożona z młodych ludzi formacja polityczna. Według niej: Byłaby to na pewno partia proeuropejska, promująca otwarte społeczeństwo, budowane na zaufaniu obywatela do państwa. Jak rozumiem, ma to być taka odmłodzona Platforma z Muchą na pokładzie. Myślę, że trudno o zbudowanie zaufania do Muchy wśród starszych polskich obywateli, bo przecież nie kto inny jak ona, będąc ministrem w rządzie Tuska, twierdziła: Starsi ludzie są przyzwyczajeni do traktowania wizyt u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki. Polacy to pamiętają, żałosna pieśniarko z PO, wprowadzona na polityczne salony przez Palikota.

 

 

Zapewne do tych „młodych”, mających tworzyć nową formację, aspiruje także Borys Budka, zwany Borysławem. Czy naprawdę obrońcy III RP wierzą, że Polacy zaufaniem i sympatią mogą obdarzyć odstręczającego typka, który w niemieckiej prasie tak szczuł przeciwko Polsce: UE musi dać Polsce ultimatum. Tylko wtedy gdy zadziała mocno, rząd zareaguje. Zdrajcy pielgrzymujący do obcych dworów i donoszący na własną ojczyznę na dłuższą metę w polskiej polityce już nie mają żadnych szans.

Nie mogę pominąć Ryszarda Petru, ale obfitość wpadek, kompromitacji i blamaży, jakich się dopuścił szef Nowoczesnej, były teczkowy Frasyniuka i Balcerowicza, jest tak ogromna, że można by poświęcić mu cały oddzielny tekst. Z drugiej strony szkoda łamów „Warszawskiej Gazety” na prezentację gaf, głupot i językowych lapsusów tego człowieka-porażki i największej politycznej kompromitacji sezonu. Petru stał się wielkim wizerunkowym obciążeniem swojego ugrupowania, otoczonym na dodatek średnio rozgarniętymi i infantylnymi posłankami typu Kamila Gasiuk-Pihowicz, Katarzyna Lubnauer czy mistrzyni kompromitacji i obciachu, żałosna do bólu Joanna Scheuring-Wielgus. Dlatego znając dzisiejszy stan finansów państwa i gospodarki, rekordowo niskie bezrobocie oraz odnotowywany duży wzrost narodzin młodych Polaków, przypomnijmy, co Petru wygadywał w „Gazecie Wyborczej”: Jeżdżę po Polsce i słyszę, że wiele osób zwalnia się z pracy, bo dostaje 500 na dziecko, a potem, gdy dziecko osiąga pełnoletniość, to taka osoba nie ma już możliwości powrotu na rynek pracy. Taka osoba będzie do końca życia nieszczęśliwa. Ten program nie promuje aktywności, dzietności, a może „dezaktywizować” wiele osób na rynku pracy.

Teraz czas na wspierających totalną opozycję guru ekonomii, którzy gdyby byli ludźmi o choćby szczątkowym poczuciu przyzwoitości, to nie pokazywaliby się już dzisiaj Polakom na oczy. Zacznijmy od jednego z największych ekonomicznych szkodników po 1989 r., towarzysza Leszka Balcerowicza, który z tą swoją żałosną i fałszywą mądrością oraz fachowością przyklejoną do facjaty twierdził: Jeśli obietnice PiS będą realizowane, to 2016 r. będzie rokiem problemów budżetowych. Warto też przypomnieć słowa Balcerowicza w obliczu odnotowanego dzisiaj wzrostu narodzin dzieci po wprowadzeniu programu „500+”. Balcerowicz tak przekonywał, że program PiS-u nic tu nie pomoże: Trudno jest spowodować, by młode pary miały więcej dzieci. Jeśli cokolwiek by tu pomogło, to więcej przedszkoli, a nie coś nieskutecznego. To jest nieskuteczne, ukrytym celem jest  kupienie poparcia.

A teraz drugi ignorant i nieudacznik, Jacek Rostowski, wykreowany przez „wiodące media” na finansowego geniusza, który nie tak dawno temu twierdził: Utrzymanie deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB jest mało prawdopodobne. Założenia budżetowe są bardzo optymistyczne, a tymczasem gospodarka spowalnia. Ten cyniczny cwaniaczek z brytyjskim paszportem za nic miał wyborców, o czym świadczą te słowa: Obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą. Wtórował mu jego bliski kumpel Radzio Sikorski, przekazując innymi słowami tę samą myśl: Dwa razy obiecać, to jak raz dotrzymać. Czy kogoś może jeszcze dziwić, że ta pozbawiona honoru i jakichkolwiek zasad banda zdrajców, złodziei i oszustów nie może pomieścić w swoich pełnych obłudy mózgownicach, że ktoś po wyborczym zwycięstwie stara się uczciwie realizować dane Polakom obietnice?

Zakończymy tę paradę oszustów i manipulatorów największym przegranym III RP, znokautowanym Adamem Michnikiem. Ten intelektualnie płytki jak kałuża człowieczek, wykreowany na wybitnego intelektualistę, eksperta i politycznego stratega, zachowuje się dzisiaj jak jeździec bez głowy. Porażka odebrała mu rozum do tego stopnia, że podczas tourne po Austrii mówił tamtejszym mediom: …muszę tego prezesa wszystkich prezesów, tego geniusza strategicznego, porównywalnego tylko z Napoleonem, Talleyrandem i Metternichem, uznać za politycznego głupca! Durnia i szkodnika! (…)  Są tacy profesorowie Krasnodębski, Zybertowicz czy Legutko. Mówi się o każdym z nich: on jest wariat. Załóżmy na chwilę, że Michnik, wydając takie sądy o swoich przeciwnikach politycznych i ideologicznych, ma rację i mówi prawdę. Co by z tego wynikało? Ano to, że Adaś i jego środowisko sami przyznają, iż są skończonymi debilami i kretynami, skoro przegrali wybory z głupcami, durniami i wariatami. Nie odmówię też sobie zacytowania po raz kolejny przepowiedni tego wielkiego wizjonera i stratega, który podczas ostatniej kampanii prezydenckiej twierdził: No to mnie się zdaje, że jeżeli tu się nie stanie coś takiego, co ja nie jestem w stanie przewidzieć – że Bronisław Komorowski po pijanemu na pasach przejedzie niepełnosprawną zakonnicę w ciąży, no to oczywiście, że będzie prezydentem.

Wydaje mi się, że przedstawione powyżej przykłady i cytaty wystarczająco udowadniają zawartą w tytule tezę. Dzisiaj w Polsce mamy najgłupszą opozycję w całej historii III RP.  

 

Źródło: Mirosław Kokoszkiewicz