JustPaste.it

(N.Ś.-4) - W środku- (3)

Przygnębienie, rozpacz i pustka po zniknięciu tamtych trwają krótko. Do chwili uświadomienia sobie, że wprawdzie ponownie odrzucona tak niepozbawiona najważniejszego, schedy po topielcu.

Szybko też wraca do pozostawionych rzeczy, jakby z obawy, że z lasu wyjdzie coś, co się na nie połakomi. A potem, z tym w rękach, zaczyna się kręcić w niezdecydowaniu.

Ma, co chciała i... nie ma niczego.

Najpierw zamierza wejść w zarośla, by zmienić zaraz zdanie i skierować się nad brzeg. Podchodzi do drzew przy ścianie, a zerka w nęcące ją po drugiej stronie ciemne oko groty. Ale najbardziej ją drażni i przeszkadza niemożność swobodnego wejścia do jeziora.

Na całej szerokości brzegu jest identycznie stromo. I w żadnym punkcie nie widać jego dna.

— Kurwa! — krzyczy, z rozmachem ciskając gałęzią przed siebie, w wodę.

Siada gołym tyłkiem na kamiennym podeście, nie śmiąc podłożyć podeń tkaniny. Ciągle odczuwa wstręt na jej widok, ale i mimowolny szacunek. Bo ona sama przecież wyszła z błota i doskonale widzi jego zaschnięte pozostałości na nogach.

Jej uwagę, po dłuższej chwili zadumy nad losem najbliższych, swych chwil przyciąga pływająca gałąź. Ustawiona jest właśnie do niej, swą całą rozpiętością. Postać wzrusza ramionami i prycha.

— Za krótka jesteś i za cienka. — burczy gniewnie, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego tak uważa.

W poszukiwaniu odpowiedzi rozgląda się po bokach i widzi:

Drzewo najbliższe wody dzieli od niej jedynie dwa kroki. Jego pień jest na tyle gruby, że do objęcia go potrzeba przynajmniej pary takich postaci, jak ona. W tym, co przychodzi jej do głowy, problemu to jednak nie stanowi.

><><><

Przeszukanie gąszczu niczego nie przynosi. Dla znalezienia odpowiednio długiej gałęzi wprowadza się ponownie w rzadszy las, a gdy i to nie przynosi efektu, próbuje złamać młode drzewko.

Dopiero po niejakim czasie budzi się w niej pomysł użycia noża i naginając, z nacinaniem, udaje jej się jedno, grubości ramienia, połamać.

Zaczyna odczuwać głód. Ignoruje to.

Wraca nad brzeg i po wypakowaniu zawartości kieszeni, oplątuje tkaniną pień. Do końcówek przywiązuje tyczkę i sprawdza zasięg. Ta, na ponad metr, zanurza się w wodzie.

Sprawdza ciężarem ciała wytrzymałość uwiązania i tyłem na rękach opuszcza się do wody. Natychmiast jedną dłonią łapie kołek, a drugą próbuje się myć.

Jest jej tak niewygodnie, że w końcu ryzykuje i puszcza zabezpieczenie. Przypominając sobie płynne ruchy topielca, próbuje je naśladować. Po chwili bezwiednie zaczyna wspierać się nogami i przerażona, lecz podekscytowana, odpływa od brzegu na kilkanaście długości ciała. Robi to bez wysiłku i pozwala sobie w związku z tym na zabawę i śmiech.

Ciężar samotności, uczucie zagubienia i głód znikają. Jeszcze niebeztroska i spokój, lecz już początki równowagi. Jak idealna współpraca z otaczającą ją wodą.

Nie pozwala sobie na zapomnienie. W momencie uznania siebie za oczyszczoną podpływa do brzegu. Łapie gałąź i próbuje się wspinać.

Podpierając się nogami o skałę, podciąga się, przesuwając dłonie po tyczce aż do postawienia pierwszej stopy na półce. I w chwili największego przeciążenia, pozostaje z gałęzią w rękach, upadając na plecy w wodę.

Bez ostrzeżenia czy trzasku materii. Źle zabezpieczone supły na drewnie, pokonały zapory z sęczków, bezgłośnie się z nich ześlizgując.

Panikuje zaledwie sekundę. Ze złością odrzucając bezużyteczną tyczkę, kieruje wzrok na pomost i bale go wspierające. Płynie tam natychmiast, powoli rozgarniając wodę i oszczędzając siły.

Bale są bardzo nieporęczne. Grube, na rozmiar jej ciała, wspierają konstrukcję głęboko pod deskami, nie mogąc tym samym stanowić ani punktu wyjścia, ani oparcia dla wspinaczki. Pozostaje jedynie energiczny wyskok z wody z uchwyceniem krawędzi i podciągnięcie się na rękach. Nie ma pojęcia czy na taki wysiłek ją stać.

Odpoczywa, obejmując bal, przypominając sobie tamtego, beztrosko pływającego z dala od brzegu. Dopóki nie wpadł w panikę, nie wyglądał na kogoś, kto się przejmuje niewygodnym powrotem.

Musiał być bardzo silny bądź bardzo głupi albo istniał sposób, który pozwalał na opuszczenie jeziora w sposób bezpieczny i komfortowy.

Jej głowa, chociaż pozbawiona wspomnień, zaczyna pracować nad znalezieniem wyjścia z sytuacji. Co najważniejsze, postać rozmyśla, nie poddając się lękom.

Rozgląda się uważniej jeszcze raz po ścianie wyznaczającej najniższy brzeg i znajduje odpowiedź bez trudu.

Odpycha się od bala i płynie. Przed jej oczyma pokazują się prostokątne, głębokie wgłębienia. A gdy wkłada w nie dłonie, bezwiednie wyczuwa stopami kolejne, ukryte pod wodą.

Korzystając z nich, dowiaduje się jeszcze jednego. Na brzegu, przedtem niezauważalne, przygotowane są także płytsze uchwyty dla palców.

Po wydostaniu się z jeziora, pomimo zmęczenia, odwraca się twarzą do niego z radosnym okrzykiem zwycięstwa.

— Moja!!! — wrzeszczy, wyrzucając ramiona w górę i zaśmiewając się przy tym niekłamanym szczęściem.

Echo niesie to słowo po okolicy i dalej. Aż gdzieś, do nie wiadomo gdzie.

Cd - Punkty oparcia