JustPaste.it

(N.Ś.-5) - Punkty oparcia

Dalszy ciąg części- W środku- (3)

Dalszy ciąg części- W środku- (3)

 

57b96988ee3748d3f644386a4f82104d.jpg

Po wywrzeszczeniu emocji niemalże do utraty tchu układa się wyczerpana na kamieniu. Wygląda to beztroskie opalanie się, lecz postać przedłuża pozycję z zupełnie innego powodu.

Właśnie ponownie powiał leciutki wiaterek, a ona orientuje się, co rzeczywiście zaprząta jej wzrok, gdy tylko zerknie na grotę.

Otwór wyżłobiony w skalnej niszy nie daje szans na wyrzucanie stamtąd ździebeł traw, patyczków czy pyłu, a tak się jednak dzieje. I ona rozumie, że może być to spowodowane tylko dziurą w skale, przechodzącą na wylot.

Co więcej, na co przedtem nie zwracała uwagi, biorąc dźwięk za zwyczajny odgłos przyrody, dochodzi z wnętrza jakiś pisk albo kwilenie.

Głód już nie jest jedynym, co rozumie. Budzi się w niej także potrzeba znalezienia dla siebie jakiegoś schronienia. Wstaje i zakłada odzienie. Nie dlatego, że jest jej zimno. Bardziej dla uwolnienia rąk i sprawdzenia, jak leży. Czy nie krępuje ruchów i czy zniknie w niej niechęć, jaką odczuwa, przy każdym spojrzeniu na tkaninę?

To ostatnie się zmienia o tyle, że wzrasta w niej odraza. Rozumie ją jednak wyłącznie w odniesieniu do właścicieli podobnych szat, z jednoczesnym uznaniem przydatności tkaniny, dzięki czemu tej nie odrzuca.

Otula się ciasno i przewiązuje wszytym w talię pasem, i zdecydowanie rusza obejrzeć górkę z drugiej strony.

><><><

Okazuje się, że zadanie nie jest łatwe.

Z kilkudziesięciu kroków, które musi przejść, by pokonać podstawę wzniesienia, tylko połowa prowadzi przez wygodne: skałę, a potem trawę. Dalej jest niski, gęsty las, który okazuje się kończyć w tym, z czego wyszła na początku.

Trzęsawisko rozpościera się na obszarze niezmierzonym i jej niedawna radość pryska. Jednak w chwili postanawiania o powrocie zauważa coś, co najpierw ją zaciekawia, a zaraz potem mrozi w żyłach krew.

Zaledwie kilka metrów od niej widzi strzępy identycznego stroju, jaki ma na sobie, a obok kilka porozrzucanych, w większości połamanych, białawych kości. Pośród nich, patrząca gdzieś wysoko w dal, mała, okrągła czaszka.

Odruchowo, z uczuciem, obejmuje swoją głowę. Widzi, że tamta jest podobnych rozmiarów.

Z wyglądu znaleziska wnioskuje, że ich właścicielka nie umarła z głodu, pragnienia czy wycieńczenia. Szata jest w strzępach i nawet mimo ciemnych barw widoczne są na niej innego koloru plamy.

Wszystko leży nieopodal na czymś w rodzaju wysepki. Pod drzewem, na którym wiszą zielone, okrągłe owoce.

Przez chwilę tylko się zastanawia co dalej. Z zacięciem na twarzy zawraca i jeszcze raz ląduje w wodzie, wyciągając z niej gałąź. Potem sprawdzając bagienny grunt i znajdując kijem twardą ścieżkę, dochodzi do drzewka. W tej chwili nawet nie myśląc o jego owocach, klęka przy czaszce i zaczyna zbierać porozrzucane kości.

Kwadrans później, wszystkie w zasięgu są złożone razem i zawinięte w strzępy tkaniny. Postać klęczy przy nich i z żalem nuci pod nosem pieśń, która nie ma słów. Wie, że tak trzeba, ale nie poświęca czynności dużo czasu. Wstaje i sięga po owoc. Ma cierpko-kwaśny smak.

Jedząc, rozgląda się zaciekawiona. Nurtuje ją obecność podobnej do niej postaci w tym akurat miejscu. Półka, czy raczej wzgórek, jest zbyt mały, by można było sobie na nim urządzać dłuższy pobyt. Tamta musiała tu dotrzeć na chwilę, po owoce, odpocząć albo uciekając. Przed czymś, co ją dopadło i rozszarpało. A potem...

Rozgląda się nerwowo dokoła, z braku innych wskazówek, przypominając sobie o prawdopodobnym, drugim wejściu do groty.

Ta skała, jak i inne poznane, nie posiada żadnych, widocznych szczelin. Postać wie, mimo to, że mylić się nie może i że łódź także wypłynęła pozornie znikąd. Miałaby jednak problem ze znalezieniem wejścia, gdyby nie ptak.

Przylatuje zza górki. Duży i przerażający. Z czarnym, długim na półtora jej dłoni dziobem, w którym transportuje dwa razy dłuższą rybę.

Ląduje na tycim występie, niemal bezpośrednio nad drzewkiem i znika zaraz w niewidocznym z dołu otworze.

Ona natychmiast ogląda uważnie skałę, wytyczając drogę dla wspinaczki, z której przedsięwzięciem celowo zwleka.

Słyszy młode ptaka, walczące o przyniesione pożywienie. Wyczuwa w tych odgłosach wrogość i nienasycenie sugerujące niedostatek pokarmu. A także, jak sobie roi, frustrację rodzica, która zostałaby natychmiast wyładowana na niej, gdyby tylko się tam pojawiła.

Zrywa kolejny owoc i krzywiąc się, próbuje zaspokajać głód. Siada pod drzewkiem, cierpliwie oczekując, na ponowny wylot ptaszyska na żer.

><><><

Nie zdąży nawet dokończyć przekąski, gdy ptak odlatuje, pozostawiając zajadle wrzeszczące młode.

Bez namysłu, przewidując rychły powrót ptaszyska, a nie chcąc zostać zaskoczona podczas wspinania, wykorzystując drzewko i kilka wgłębień w górze, sprawnie pokonuje kilkumetrowy dystans.

Już po dwóch minutach łapie za próg szczeliny, z ulgą stwierdzając, że chociaż wąska zdoła ją pomieścić bez trudu.

Podciągając się i podpierając stopami, do połowy znika w czeluści. Wita ją przewiew i wzmożony jazgot piskląt, których nie dostrzega w pierwszej chwili, gdyż korytarz łączący oba wejścia do wnętrza skały nie jest prosty, a ona zasłoniła całe, wpadające z tej strony światło. Gdy wsuwa się cała, coś atakuje jej stopę.

><><><

Na szczęście dla niej atak jest nieprecyzyjny. Zapewne dlatego, że ukazujący się w chwilę później ptasi dziób dzierży rybę. Przed ponownym ratuje ją szybkie podkurczenie nóg, z jednoczesnym odtoczeniem w głąb jaskini i poderwaniem do pionu.

Ptak wkracza i nie wypuszczając pokarmu, atakuje z rozłożonymi skrzydłami. Postać cofa się, ale tylko do chwili odsłonięcia przez napastnika źródła światła. Kiedy to następuje, okazuje się, że ten jest dużo mniejszy od widzianego poprzednio i dociera do niej, że zaraz i tamten w jaskini się pojawi.

Rozgląda się ni to w panice, ni w złości, a gdy nie zauważa niczego, czym mogłaby się bronić, rzuca się na ptaka z dzikim okrzykiem rozpaczy i nienawiści z gołymi rękami.

><><><

Kilka uderzeń dziobem, skrzydłami i pazurami ranią ją, lecz zajadłości nie powstrzymują. Udaje jej się złapać ptaka za skrzydło i pomimo tego rozpaczliwej obrony, z półobrotu wali nim o ścianę. Krzyk, jaki przy tym wydobywa, przeraziłby ją samą, gdyby zwróciła uwagę na echo.

Uderza ptakiem wielokrotnie, także i o dno jaskini, a gdy przestaje się ruszać, dla pewności, miażdży mu stopą łeb.

— Jestem Nikczemna!!! — wrzeszczy mu w oko. — Nikczemna i Suka, gnoju...!!!

Odpuszcza mu, gdy słyszy jego młode. Po czym idzie ku nim i całej trójce, ukręca z wściekłością łebki. Dopiero wtedy patrzy na nieruchome zwłoki, dziwiąc się temu, czego dokonała.

><><><

Większy z ptaków, pojawiający się z łupem po kilku minutach, zastaje ją wpatrzoną w pobojowisko, żałośnie szlochającą.

Nie robi niczego. Rozdziawia jedynie dziób, wypuszczając z niego rybę, jakby ze zdziwienia mu szczena opadła i po wydaniu kilku żałobnych odgłosów, odlatuje.

Cd- Punkty oparcia- (2)