Ciężko oddychając, pada na kolana. W podzięce, przy kościach zmarłych, które uratowały ją i na co ma nadzieję, będą nad nią czuwały w dalszych zamierzeniach. Tak, jak uchroniły ją przed atakiem bestii, gdyż tylko chwila każdorazowego przystanku przy nich, spowodowała drobne opóźnienie w podejściu do otworu. A to uratowało jej życie.
Nie ma wątpliwości, w jakim znajdowałaby się obecnie stanie, gdyby ją Wiedźma pochwycić zdołała.
Chwila zadumy nie napełnia jej przy tym sceptycyzmem. Nie wywołuje panicznego bezruchu, ochoty do zwinięcia się w kłębek w kącie, czy zastanawiania się nad innymi możliwościami wydostania z pułapki. Przeciwnie, utwierdza ją w przekonaniu, że z racji oddalenia się zagrożenia musi natychmiast to wykorzystać, z jednoczesnym postanowieniem o opuszczeniu groty na zawsze. Życie, choćby i w kolejnym niewiadomym bądź śmierć. Tylko tak chce widzieć swój dalszy los.
Zdeterminowana zawraca do głównej komory i zabiera wszystkie skarby, starannie zaplątując je w drugą z posiadanych tkanin.
Jeszcze jedno zatrzymanie się przy kościach i wyrzucenie przez otwór pakunku. Dopiero potem wystawia ostrożnie głowę na świat.
Wita ją rozżalony, zaśpiewny ryko-jęk Wiedźmy, którego położenie określa na odległość znacznie przekraczającą tą, którą ona sama ma do pokonania. Uśmiecha się trochę nerwowo i zmienia pozycję, by opuścić bezpieczne lokum.
><><><
Udaje się za drugim rzutem, a po chwili kamień ląduje w jej dłoni, kończąc operację umocowania liny. Dopiero teraz, do drugiego jej końca, starannie przywiązuje pakunek ze skarbami i nie zwlekając, rozpoczyna wspinaczkę.
Podczas pierwszego podejścia, nie zdołała wiele wskórać. Używając samych rąk, z próbą oplątywania stóp liną dla podparcia, ponosi porażkę. Uznając, że nigdy tego nie robiła, że brak jej i sił, i doświadczenia, przez moment popada w przygnębienie.
— Kurwa! — pozwala sobie na reakcję, poniewczasie milknąc zatrwożona.
Okrzyk, w otoczeniu rozległych skał, nie mógł się obyć bez echa.
Suka rozgląda się, ale nie widzi natychmiastowej, jakże niepożądanej reakcji i czekać na takie oznaki nie zamierza. Łapie zdecydowanie linę i tym razem zapierając się obutymi w sandały stopami o drzewo, łapka za łapką, kroczek po kroczku, pnie się do góry.
Chwyta wreszcie i obejmuje zachłannie pierwszy konar, a po chwili już na nim stoi i wciąga nań swoje rzeczy. Zamierza odpocząć po wysiłku przed podjęciem dalszej drogi, ale coś każe jej przedtem zwinąć starannie linę i wraz z pakunkiem przerzucić przez ramię. W trakcie trwania czynności spogląda w dół na przebytą trasę.
Gdyby widziała kiedyś konia, powiedziałaby, że to na dole, wybiegające z lasu i drące pazurami o kamień, cwałuje.
><><><><><><><><><><
Horyzont zdarzeń
><><><><><><><><><><
Nie marnuje czasu na przyglądanie się widowisku. Najbliższych konarów, wyrastających w różnych kierunkach, po podciągnięciu się na nie, używa jako stopni spiralnych schodów. A im wyżej, tym gęściej występują i jest jej łatwiej. Ale pomimo sprawnego i spowodowanego strachem, szybkiego pokonywania kolejnych, słyszy wyraźnie, że Wiedźmie udało się wykorzystać pazury i pomimo znacznych rozmiarów i wagi, również wspiąć się na drzewo.
Jest jeszcze nisko i w przeciwieństwie do poprzedniej próby schwytania Suki, obecnie nie ukrywa zamiarów. Wspina się bezlitośnie i nieubłaganie, porykując i warcząc. Brzmiąc, jakby rzucała obelgi, z obietnicami dotyczącymi nadchodzącego spotkania.
Coraz bardziej wygląda na to, że za chwilę do niego doprowadzi i uciekinierka przywita się z losem, pod postacią pazurów i doświadczenia, z którego przewagą konkurować nie będzie w stanie. Ciągle jeszcze prze do góry, lecz na dochodzące z coraz bliższej odległości odgłosy spojrzeć w dół musi.
Do wykorzystania zasięgu ramion, Wiedźmie brakuje kilku jej długości, gdy Suka ostatecznie pojmuje, że nie zdoła osiągnąć wysokości, na której pod napastniczką zaczną się łamać gałęzie. I tym razem, to z jej trzewi rozlega się rozżalony, pełen gniewu skowyt.
Wyrażając rozpacz, przekazuje także wściekłość i nienawiść. A potem wypadają z jej ust słowa, na których analizę czasu nie posiada.
Nie zdejmując bagażu, oparta bokiem o pień, odwija szybko wystarczający i poręczny, do rozmachania kamienia, odcinek liny i gdy tamta jest zaledwie o swój rozmiar od niej, atakuje. Obie znajdują się już na trzech czwartych wysokości drzewa.
— Kolejna durna bladź!!! — wrzeszczy. Zapewne, aby dodać sobie odwagi.
Kamień leci przy tym w dół i trafia tamtą z impetem w ramię.
— Ile was jeszcze?! Ile was jeszcze muszę zabić?!
Nie podciąga go w klasyczny sposób, ale podrzuca na zasadzie sprężynki. Dzięki czemu może uderzać częściej i mimo braku widocznej krzywdy, trafienia muszą być wystarczająco bolesne, gdyż stopują napastniczkę i zmuszają do obrony.
Próbuje pocisk schwytać, z wściekłością równą zacietrzewieniu Suki i niemierzalnie głośniejszemu rykowi. Jakby obie zdecydowały się na pojedynek ostateczny i nie tylko na umiejętność walki, ale i postawy, i natężenia emocji w wydawanych dźwiękach.
><><><
Jazgot niesie się echem, wzbudzającym popłoch w okupującym okolicę ptactwie, a walka zaczyna się przedłużać, potęgując wzajemną nienawiść. Na tyle, że obie zaczynają już charczeć od wysiłku, zdeterminowane przy tym, odpuścić ni poddać się, nie zamierzając.
Zresztą trudno byłoby cokolwiek z ich zachowania wnioskować, co myślenia, czy planowania dotyczyć by mogło. Widoczne są jedynie wyraźne uczucia.
Wreszcie Suce udaje się trafić precyzyjnie.
Uderzenie w nos, odnosi skutek dwojaki: Wiedźma chwieje się, wytrącona z równowagi i tym razem nie celując, lecz na odczepnego i w złości, odganiając natrętne, bolące ukłucia, trafia łapą na linę i mocno ją chwyta. Gdy za nią pociąga, ma załzawione, półprzytomne spojrzenie.
Napotyka opór, więc poprawia, jakby domyślając się, co tym może osiągnąć i wykonuje to z zajadłą, dziką siłą. W tym samym momencie Suka, licząca się od początku z taką ewentualnością, z premedytacją i zgrabnie, zsuwa z siebie płynnym ruchem resztę liny, popychając ją dodatkowo pakunkiem.
Wszystko luźno spada prosto na Wiedźmę, wykonującą ostatni etap szarpnięcia z całym, na jaki ją stać, impetem. Wczepione w pień pazury drugiej łapy, nie są w stanie utrzymać jej ciężaru.
Cd - Horyzont zdarzeń