JustPaste.it

Życie w Bogu, z Bogiem i dla Boga

jakie warunki muszą spełnić czyny, by były uczciwe. Działanie jest uczciwe, gdy wypełniamy je mając w pamięci obecność Boga Przedwiecznego.

Jezus odwraca się. Siada na ostatnim stopniu, na szczycie schodów, które stają się trybuną dla najbardziej uprzywilejowanych słuchaczy. To znaczy dla pani i pana domu, dla apostołów i Maryi. Ona – zawsze pokorna – nie usiłowała wspiąć się na to honorowe miejsce, jednak została tam przyprowadzona przez panią domu. Siedzi na stopniu schodów, dokładnie u stóp Jezusa. Swą jasną głowę ma na wysokości kolan Syna. Siedząc bokiem, może obserwować Jego twarz – zakochanym gołębim spojrzeniem. Pełen łagodności profil Maryi odbija się wyraźnie jak marmur na ciemnym tle muru wiejskiej budowli. Niżej znajdują się apostołowie i właściciele. Na podwórzu – wszyscy wieśniacy. Jedni stoją, inni siedzą na ziemi, jeszcze inni wspinają się na kadzie i figowce w rogach podwórza.

Jezus mówi wolno, zanurzając dłoń w worku z ziarnem znajdującym się za Maryją. To tak jakby bawił się ziarnem albo dotykał go dla przyjemności. Prawą ręką wykonuje spokojne gesty.

«Powiedziano Mi: “Przyjdź, Jezu, pobłogosław pracę człowieka”. I przyszedłem. W Imię Boga błogosławię ją. Wszelka bowiem praca, kiedy jest uczciwa, zasługuje na błogosławieństwo Przedwiecznego Pana. Jednak – jak powiedziałem – pierwszym warunkiem otrzymania błogosławieństwa Bożego jest to, by wszystko czynić uczciwie.

Teraz popatrzmy razem, jakie warunki muszą spełnić czyny, by były uczciwe. Działanie jest uczciwe, gdy wypełniamy je mając w pamięci obecność Boga Przedwiecznego.

Czy może kiedykolwiek zgrzeszyć ten, kto mówi: “Bóg patrzy na mnie, oczy Boga są nade mną i z moich czynów żaden drobiazg Mu się nie wymknie?” Nie. Nie może [grzeszyć]. Myśl bowiem o Bogu jest myślą chroniącą i bardziej niż wszelkie ludzkie groźby oddala człowieka od grzechu. Czy jednak należy się jedynie bać Przedwiecznego Boga? Nie.

Posłuchajcie. Zostało wam powiedziane: “Lękaj się Pana, twego Boga”. I Patriarchowie drżeli, i Prorocy drżeli, gdy Oblicze Boga lub anioła Pańskiego ukazało się ich sprawiedliwym duchom. I rzeczywiście, w czasie Bożego gniewu objawienie nadprzyrodzoności musiało wywoływać drżenie serca. Kto – nawet jeśli jest czysty jak maleńkie dziecko – nie drży przed Mocnym, przed wiecznym blaskiem, przed którym trwają w adoracji aniołowie, pragnący powtarzać rajskie “Alleluja”? Bóg z litości tłumi zasłoną anielski blask nie do zniesienia, aby pozwolić ludzkiemu oku kontemplować go bez spalenia źrenic i ducha. A co dopiero oglądać Boga!

Tak jest jednak dopóty, dopóki trwa gniew. Kiedy na jego miejsce przychodzi pokój, Bóg Izraela mówi: “Poprzysiągłem to i dotrzymam słowa. Oto Ten, którego wysyłam. To jestem Ja, lecz równocześnie On nie jest Mną, lecz Moim Słowem, które stało się ciałem dla Odkupienia.” Zatem lęk powinien ustąpić miejsca miłości. I to jedynie miłość trzeba okazywać Bogu Przedwiecznemu. [Trzeba dawać ją] radośnie, bo nastał czas pokoju na ziemi i między Bogiem a człowiekiem.

Kiedy pierwsze wiosenne powiewy rozsiewają pyłek kwiatów winorośli, rolnik musi się jeszcze obawiać, bo tak wiele zasadzek czyha na owoce ze strony zmian pogody i owadów. Gdy jednak przychodzi radosny czas winobrania, wtedy ustaje wszelki lęk, a serce cieszy się pewnością zbioru.

Zapowiedziany z wyprzedzeniem przez Proroków pojawił się Pączek na gałązce Jessego. Teraz jest między wami – cudowne grono, które przynosi wam sok Wiecznej Mądrości i prosi jedynie o zerwanie i ugniecenie, aby się stać Winem dla ludzi; Winem radości bez końca dla tych, którzy się Nim nasycą. Jednakże biada tym, którzy – mając to Wino w zasięgu ręki – odrzucą je. Po trzykroć zaś biada tym, którzy nasyciwszy się nim, odrzucą je lub pomieszają w sobie z pokarmem Mamony.

Powracam teraz do Mojej pierwszej myśli. Pierwszym warunkiem dla otrzymania błogosławieństwa Boga – tak nad dziełami duchowymi jak i czysto ludzkimi – jest prawość intencji.

Prawym jest ten, kto mówi: “Postępuję zgodnie z Prawem nie po to, by mnie ludzie chwalili, lecz z wierności Bogu”.

Prawym jest ten, kto mówi: “Idę za Chrystusem nie dla cudów, których dokonuje, lecz dla rad dotyczących życia wiecznego, jakich mi udziela.”

Jest prawym także ten, kto mówi: “Pracuję nie dla chciwego szukania korzyści, lecz dlatego, że pracę ustanowił Bóg jako środek uświęcenia, bo w niej jest moc kształtowania, umartwienia, chronienia i formowania. Pracuję, aby móc wspomóc bliźniego. Pracuję, by rozbłysły cuda Boga, który z maleńkiego ziarna czyni kępkę kłosów; z ziarna winogronowego – wielką winorośl; z pestki – drzewo, a mnie, człowieka – biedne nic wydobyte z nicości – przez Swoją wolę czyni pomocnikiem w niestrudzonym dziele odtwarzania zboża, winorośli, owoców oraz w dziele zaludniania ziemi ludźmi.”

Są osoby, które pracują jak zwierzęta pociągowe, jednak mają tylko jedną religię: pomnożyć swe bogactwa. Umiera przy tych ludziach – z powodu wyrzeczeń i wyczerpania – biedniejszy towarzysz? Dzieci jakiegoś biedaka umierają z głodu? Cóż to obchodzi tego, kto myśli tylko o gromadzeniu bogactw! Są inni, którzy – jeszcze twardsi – nie pracują, lecz nakazują pracę innym i gromadzą bogactwa wyzyskując pot innych. Jeszcze inni trwonią to, co poprzez chciwość wyciągają z trudu bliźniego. Zaprawdę, ci nie pracują uczciwie. I nie mówcie: “A jednak Bóg ich chroni”. Nie. On ich nie chroni. Dziś jest dla nich godzina tryumfu. Jednak wkrótce uderzy ich surowość Boga. I w tym czasie lub w wieczności On przypomni im przykazanie: “Jam jest Pan, Bóg twój. Miłuj Mnie ponad wszystko i miłuj bliźniego jak siebie samego”. O! Gdy słowa te zabrzmią w wieczności, będą bardziej przerażające niż błyskawice na Synaju!

Wiele, zbyt wiele jest słów, które do was się mówi. Ja mówię wam tylko: “Miłujcie Boga. Miłujcie bliźniego.” Słowa te są jak praca czyniąca płodnym szczep winny, kiedy wkłada się go na wiosnę w pień winorośli. Miłość do Boga i do bliźniego to jak brona, która oczyszcza ziemię ze szkodliwych chwastów egoizmu i złych uczuć. To jak motyka, która żłobi koło wokół pnia winnego, aby go oddzielić od pasożytniczych chwastów i odżywić świeżymi wodami przy podlewaniu. To jak nóż ogrodniczy, wycinający zbędne kiełki, by skondensować soki i skierować je tam, gdzie ma się uformować owoc. [Miłość do Boga i do bliźniego] to jak sznur, przyczepiający roślinę do podtrzymującego ją palika. To wreszcie jak słońce sprawiające, że dojrzewają owoce dobrej woli i stają się dzięki niemu owocami życia wiecznego.

Teraz jesteście radośni, bo rok był dobry, żniwa bogate i obfite winobranie. Jednak zaprawdę powiadam wam, że ta odczuwana radość jest czymś mniejszym niż ziarno piasku w porównaniu z radością bez granic, jaką mieć będziecie, gdy Ojciec Przedwieczny powie wam: “Pójdźcie, Moje płodne pędy, wszczepione w Prawdziwy Winny Krzew. Poddałyście się wszystkim działaniom, nawet jeśli były uciążliwe, by przynieść wiele owocu. Teraz pójdźcie do Mnie, bogaci w słodkie soki miłości do Mnie i do bliźniego. Rozwijajcie się w Moich ogrodach na całą wieczność.”

Zwróćcie się ku tej radości wiecznej. Wiernie przywiążcie się do poszukiwania tego dobra. Błogosławcie z wdzięcznością Przedwiecznego, pomagającego wam je osiągnąć. Błogosławcie Go za łaskę Jego Słowa, błogosławcie Go za łaskę dobrych zbiorów. Kochajcie Pana, uznając Jego dobrodziejstwa, i nie lękajcie się. Bóg stokrotnie wynagradza tego, kto Go kocha.»

Jezus skończył mówić

Wszyscy zaczynają wołać:

«Pobłogosław, pobłogosław! Twoje błogosławieństwo dla nas!»

Jezus wstaje, otwiera ramiona i mówi donośnym głosem:

«Niech Pan was błogosławi i strzeże. Niech wam ukaże Swe Oblicze i niech się nad wami zlituje. Niech Pan skłoni ku wam Swe Oblicze i da wam Swój pokój. Niech Imię Pańskie będzie w waszych sercach, nad waszymi domami i polami.»

Tłum, ten mały zgromadzony tłum, wydaje okrzyk radości i pozdrawia Mesjasza. Potem milknie i rozstępuje się, by przepuścić matkę trzymającą w ramionach około dziesięcioletniego chłopca - paralityka. U stóp schodów pokazuje go, jakby chcąc go ofiarować Jezusowi.

«To jedna z moich służących – wyjaśnia gospodarz domu. – Jej syn spadł w zeszłym roku z wysokości tarasu i stłukł sobie krzyże. Całe życie będzie musiał leżeć.»

«W Tobie pokładała nadzieję całymi miesiącami...» – dodaje pani domu.

«Powiedz jej, aby do Mnie podeszła.»

Biedna kobieta jest tak wzruszona, że sama wydaje się jakby sparaliżowana. Drży na całym ciele i plącze się w długą szatę, wchodząc po wysokich schodach z synem w ramionach.

Maryja wstaje, pełna współczucia, i schodzi jej na spotkanie:

«Wejdź, nie lękaj się. Mój Syn cię kocha. Daj Mi dziecko, łatwiej będzie ci wejść. Chodź, córko. Ja także jestem matką.»

I bierze od niej dziecko, lekko się do niego uśmiechając. Wchodzi [po schodach] z tym żałosnym brzemieniem w ramionach. Maryja jest teraz przed Jezusem. Klęka i mówi: «Synu! Dla tej matki!»

Nic więcej. Jezus nie stawia stałego pytania: “Co chcesz, abym ci uczynił? Czy wierzysz, że mogę to zrobić?” Nie. Uśmiecha się i mówi: «Niewiasto, podejdź tutaj.»

Kobieta jest tuż przy Maryi. Jezus kładzie jej rękę na głowie i mówi tylko: «Bądź radosna...»

Jeszcze nie dokończył zdania, a dziecko – które spoczywało bezwładnie w ramionach Maryi z nieruchomymi nogami – siada nagle i z radosnym okrzykiem: «Mamo!», rzuca się, by schronić się na matczynej piersi.

Wydaje się, że “Hosanna” przenikną niebiosa czerwieniejące zorzą. Niewiasta z synem przytulonym do serca nie wie, co powiedzieć, i pyta tylko Jezusa: «Co mam... co mam uczynić, aby Ci wyrazić, jak jestem szczęśliwa?»

Jezus mówi, głaszcząc ją: «Bądź dobra, kochaj Boga i bliźniego i w tej miłości wychowaj syna.»

Niewiasta nie jest jeszcze całkiem zadowolona. Chciałaby... chciałaby... i wreszcie prosi:

«Twój pocałunek i pocałunek Twej Matki dla mego syna.»

Jezus pochyla się i całuje go, Maryja również. I kiedy niewiasta, promieniejąc, oddala się pośród okrzyków pochodu wiwatujących przyjaciół, Jezus wyjaśnia pani domu:

«Nie trzeba było więcej. On był w ramionach Mojej Matki. Nawet gdyby nie przemówiła, uzdrowiłbym go. Ona jest szczęśliwa, mogąc nieść pociechę w smutku, a Ja chcę sprawiać Jej radość.»

Jezus wymienia z Maryją jedno ze spojrzeń, które pojąć może jedynie ten, kto je widział, tak głęboka jest jego wymowa.