JustPaste.it

(N.Ś.-10) - Horyzont zdarzeń

hz-1_small.jpg

Odgłosy uderzeń o konary, łamiących się cieńszych gałęzi, wyrazu złości i zdumienia w gardłowym ryku i na koniec, ciężkiego plaśnięcia o kamień. Całość trwa ledwie kilka chwil, a po nich następuje głucha cisza.

Suka, z żalem obserwująca znikający dobytek, nie wierzy w ten stan. W wyrządzenie Wiedźmie krzywdy upadkiem wystarczającej do jej ostatecznego zneutralizowania. W braku odgłosów życia na dole, a z racji niemożności wglądu, gdyż gałęzie skutecznie zasłaniają widok, podejrzewa raczej podstęp i ani myśli schodzić niżej, żeby się o tym przekonywać. Przeciwnie.

Nie potrzebując już opędzać się przed przeszkadzającym jej stworem, z miejsca kontynuuje wspinaczkę i w krótkim czasie dociera na wysokość płaszczyzny skały.

— Gówno! — brzmi komentarz, gdy próbuje, idąc po gałęzi, trzymając oburącz inną nad głową, zbliżyć się do krawędzi.

Szczyt jest rozległy i niemal równy jak brzeg jeziora, ale nie ma szans na to, by móc tam wejść z marszu. Konar się gnie, a po chwili ślizga po skale, grożąc jej zsunięciem się z niego i katastrofą. I Suka się wycofuje.

Nie jest jeszcze załamana tym faktem. Na razie ocenia sytuację, także wchodząc wyżej i badając możliwość skoku, z wykorzystaniem odbicia sprężynującego konaru. Jest to jednak myślenie życzeniowe. Odnogi drzewa w tym miejscu są już zbyt cienkie i jedyna pociecha w tym, że gdyby teraz Wiedźma wróciła do ataku, niewątpliwie runęłaby ponownie. Tym razem, z wyższej wysokości.

Zaciska zęby z żalu, na widok ledwie trzech dłuższych kroków oddzielających ją od celu, lecz zgrzytnąwszy nimi z pasją i zdeterminowana, w drodze obmyślając plan działania, wolno schodzi w dół. Jęk Wiedźmy usłyszy, dopiero gdy osiągnie półmetek.

><><><

Widzi ją, zanim zejdzie na najniższy z konarów. Leży o krok od jeziora, na plecach i prawie nieruchomo. Oznakami życia są ciche pojękiwania, drżenie całego cielska oraz ni próby, ni odruchy poruszania palcami przednich kończyn. Tylne wyglądają jak martwe kłody. Pod nią widoczna jest plama świeżej krwi, a na niej i obok walają się rzeczy Suki wraz z kilkoma ułamkami gałązek.

Stojąca na drzewie, ciągle w niedowierzaniu, uważnie przygląda się leżącej. Jej urywanie unoszącej się, owłosionej gęsto piersi i rozbieganym małym oczkom. Szczęka, skąd wystają kły, jest przy tym zawarta, jakby zatrzaśnięta, a odgłos jękliwego charkotu wydobywa się gdzieś z głębi jej jestestwa.

Pomimo unieruchomienia, nie przestaje budzić przerażenia. Suka łapie się jednak na tym, że obecnie Wiedźmie współczuje, a na całe zdarzenie patrzy przez pryzmat nieuchronności losu i pretensji do niego i do niej. Jakby chciała powiedzieć: „I widzisz, co narobiłaś?!”

W głowie, na widok krwi, budzi się jakieś wspomnienie z kilkoma zaostrzonymi kołkami w roli głównej. Nie jest to żaden czytelny obraz, a raczej ukazująca się wskazówka, pod tytułem: „To masz właśnie do zrobienia”.

Zwisa na rękach i ląduje pod drzewem, w pewnym oddaleniu od tamtej.

Chwilowa obawa o to, że leżąca zerwie się teraz i na nią rzuci, szybko ulatuje gdzieś w las, lecz Suka zachowuje minimum ostrożności i nie podchodzi bliżej. Zanim pozbiera swoje rzeczy, postanawia najpierw definitywnie zakończyć tamtej żywot. Na wszelki wypadek i z litości. Gdy tylko zeszła, napotkała jej wzrok i nie wyczytała w nim niczego ponad zdumienie i zdezorientowanie. Żadnych pretensji, złości, czy niedawnej żądzy mordu. Rezygnacja plus coś, co odczytuje jako prośbę o zakończenie męki, a co w rzeczywistości jest wyłącznie wymysłem jej samej.

Tyczka, której używała na błotach, zostawiła pod drzewem. Bierze ją teraz do ręki i wyjętym z kieszeni scyzorykiem, mozolnie zestruguje jeden z końców, tworząc zabójcze narzędzie. Robi to na oczach Wiedźmy, a tamta obserwuje, nie do końca, w obojętności. Suka uznaje, że musi rozumieć, co ją czeka.

Odchodzi kawałek dalej z postanowieniem, że zakończy żywot wroga niespodziewanie, bez dręczenia. Zresztą, w jej postawie nie można byłoby się dopatrzyć ani krzty chełpliwości czy nawet radości z odniesionego zwycięstwa. I tak też to odbiera, jako ulgę, nic więcej.

><><><

Zachodzi od tyłu, najciszej jak potrafi, potem robi zamach i oburącz uderza. Jednak nim wbije ostrze głęboko w jeden z oczodołów, uchwyci tamtej zdumione i gniewne spojrzenie, a potem, już tylko w jednym ocalałym ślepiu, powoli gasnące życie.

W przeciwieństwie do ptaków nie odczuwa żadnego żalu i równie inne jest do martwego cielska podejście. Chciała się go tylko pozbyć, usunąć zagrożenie, a nie widzieć w nim pożywienie.

><><><

Zdanie zmienia wieczorem, po ciężkiej pracy i gwałtownym ataku głodu. Uświadamia sobie także, że nie ma mowy, by próbować wchodzenia na drzewo i górę, przy kończącym się dniu. Rozumie, że czeka ją kolejne niewiadome i być może przeszkody, na których pokonanie będzie potrzebowała więcej czasu. A także strawy, żeby mieć na to siłę. Z tym postanowieniem, po mozolnym cięciu, wyłamywaniu i wyszarpywaniu, udaje jej się oddzielić jedną z łap od ciała. Całą, od obręczy barkowej.

Upiecze ją po obraniu z futra już w grocie, dokąd na okres nocy zdecydowała się powrócić.

Cd- Horyzont zdarzeń- (2).