JustPaste.it

Proroctwo o zdradzie

Nadejdzie czas, gdy w Izraelu znajdą się zdrajcy skarbu i ojczyzny. W nadziei, że staną się przyjaciółmi obcych, będą mówić źle o prawdziwym Najwyższym Kapłanie.

Nadejdzie czas, gdy w Izraelu znajdą się zdrajcy skarbu i ojczyzny. W nadziei, że staną się przyjaciółmi obcych, będą mówić źle o prawdziwym Najwyższym Kapłanie.

 

Napisane 9 lipca 1945. A, 5605-5611

 

Wnętrze synagogi w Kariocie. W tym samym miejscu – gdzie leżał na ziemi Saul, który umarł, zobaczywszy przyszłą chwałę Chrystusa – ze ściśniętej grupy wyłania się Jezus i Judasz. To dwóch najwyższych wzrostem, o jaśniejących obliczach: jeden – dzięki Swej miłości, drugi – z radości, bo widzi swe miasto ciągle wierne Nauczycielowi i okazujące Mu pompatyczne honory. Są dostojnicy z Kariotu, a dalej od Jezusa, ściśnięci jak ziarna w woreczku, mieszkańcy miasta. Synagoga jest tak zapełniona, że nie można oddychać pomimo otwartych drzwi. Aby uczcić Nauczyciela, aby Go słyszeć, dochodzi do niemałego rozgardiaszu i hałasu, który nie pozwala nic usłyszeć.

Jezus znosi to i milczy. Inni denerwują się, gestykulują i krzyczą:

«Cisza!»

To wołanie gubi się jednak w zgiełku jak okrzyk na plaży w czasie sztormu. Judasz nie robi ceregieli: wchodzi na wysoką ławę i uderza w lampy, które wiszą girlandami pośród nich. Wydrążony metal dźwięczy, a łańcuszki trzaskają, uderzając o siebie jak instrumenty muzyczne. Ludzie się uciszają i można wreszcie usłyszeć mówiącego Jezusa. Odzywa się do przełożonego synagogi:

«Podaj mi dziesiąty zwój z tej półki.»

Po otrzymaniu rozwija go, podaje przewodniczącemu synagogi ze słowami:

«Przeczytaj czwarty rozdział historii drugiej Księgi Machabejskiej.»

Przewodniczący posłusznie czyta. Wydarzenia z życia Oniasza, błędy Jazona, zdrady i kradzieże Menelaosa jakby przesuwają się przed oczyma obecnych. Rozdział się skończył. Przewodniczący synagogi patrzy na Jezusa, który słuchał uważnie.

Jezus robi znak, że tyle wystarczy, a potem zwraca się do ludu:

«W mieście Mojego umiłowanego ucznia nie wypowiem zwykłych słów pouczenia. Pozostaniemy tu przez kilka dni i chciałbym, aby to on wam je powiedział. Ponieważ chcę, żeby od tego miejsca zapoczątkowało się bezpośrednie spotkanie, stałe spotkanie apostołów z ludem. To zostało postanowione w Górnej Galilei i tam był pierwszy tego przebłysk. Ale pokora Moich uczniów kazała im potem ukryć się w cieniu. Obawiają się bowiem, że nie będą umieć zrobić tego i [nie chcą] przywłaszczyć sobie Mego miejsca. Nie. Powinni jednak to robić, zrobią to dobrze i pomogą swojemu Nauczycielowi. Tu więc – łącząc w jedynej miłości krańce Galilei i Fenicji z ziemiami Judy, leżącymi bardziej na południu, z granicami Palestyny aż do krain słońca i piasku – powinno zacząć się prawdziwe głoszenie apostolskie. Nauczyciel bowiem nie może odpowiedzieć na wszystkie potrzeby tłumu. To słuszne, żeby orlęta opuściły gniazdo i odbyły pierwsze loty, podczas gdy jeszcze Słońce jest z nimi i mocne Jego skrzydło je podtrzymuje.

Tak więc Ja w tych dniach będę waszym przyjacielem i umocnieniem. Oni zaś będą słowem i pójdą, rozrzucając nasienie, które im dałem. Nie będę więc publicznie nauczał, ale dam wam coś uprzywilejowanego – proroctwo. Proszę, byście pamiętali o nim w przyszłości, gdy najstraszniejsze wydarzenie Ludzkości przyćmi słońce i serca mogłyby w ciemnościach błędnie osądzać. Nie chcę, abyście zostali wciągnięci w błąd, byliście bowiem od pierwszej chwili dobrzy wobec Mnie. Nie chcę, by świat mówił: “Kariot był nieprzyjacielem Chrystusa”. Jestem sprawiedliwy. Nie mogę pozwolić, by krytyka rodząca się z zaciętości lub miłości do Mnie, pobudzona przez emocje, mogła oskarżać was o winę wobec Mnie. Jak nie można w licznej rodzinie wymagać równej świętości dzieci, tak nie można jej wymagać od ludnego miasta. Mocno zaprzeczyłoby miłości powiedzenie z powodu jednego złego dziecka lub z powodu jednego niedobrego mieszkańca miasta: “Cała rodzina lub całe miasto jest przeklęte.”

Słuchajcie przeto, przypomnijcie sobie później, bądźcie zawsze wierni. Jak Ja kocham was do tego stopnia, że chcę was obronić od niesprawiedliwego oskarżenia, tak i wy umiejcie kochać niewinnych. Zawsze. Kimkolwiek by byli. Jakiekolwiek byłoby ich spokrewnienie z winnymi. Teraz posłuchajcie.

Nadejdzie czas, gdy w Izraelu znajdą się zdrajcy skarbu i ojczyzny. W nadziei, że staną się przyjaciółmi obcych, będą mówić źle o prawdziwym Najwyższym Kapłanie. Oskarżą Go o sprzymierzenie się z nieprzyjaciółmi Izraela i o czyny złe, [popełniane] wobec synów Bożych. Aby dojść do tego, będą zdolni popełniać zbrodnie, obarczając odpowiedzialnością za nie Niewinnego. I nadejdzie czas, także w Izraelu, gdy – bardziej jeszcze niż za czasów Oniasza – pewien nikczemnik będzie knuł, by sam zostać Arcykapłanem. Pójdzie do potężnych Izraela i zdeprawuje ich złotem, a jeszcze bardziej podłymi, kłamliwymi słowami. Równocześnie przekręci prawdziwość faktów. Nie będzie mówił przeciwko grzechom, lecz raczej – idąc za nikczemnymi zamiarami – zajmie się niszczeniem zwyczajów, aby łatwiej zagarnąć dusze pozbawione przyjaźni z Bogiem. Wszystko po to, aby osiągnąć swój cel. I uda mu się. O, to pewne! Bo nawet jeśli w samej siedzibie na górze Moria nie ma gimnazjonu bezbożnego Jazona, to przecież znajdują się one w sercach mieszkańców góry, którzy są gotowi sprzedać coś więcej niż ziemię – swoje własne sumienie. Owoce dawnego błędu widać teraz. Kto ma oczy do patrzenia, ten widzi, co się dzieje tam, gdzie powinna być miłość, czystość, sprawiedliwość, dobroć, religijność święta i głęboka. A są to owoce, które już teraz wywołują przerażenie. Owoce zaś zrodzone z ich nasion będą nie tylko powodem przerażenia, ale i przekleństwa Bożego.

A oto prawdziwe proroctwo. Zaprawdę powiadam wam, że ten, który wymusił miejsce i zaufanie, za pośrednictwem gry długiej i sprytnej, wyda za pieniądze w ręce nieprzyjaciół Najwyższego Kapłana, Prawdziwego Kapłana. Oszukiwany zapewnieniami o uczuciach, wskazany katom gestem miłości, zostanie zabity bez liczenia się ze sprawiedliwością. Jakie oskarżenia wysunie się przeciw Chrystusowi – bo to o Mnie mówię – aby usprawiedliwić prawo do zabicia Go? Jaki los zostanie zgotowany tym, którzy tego dokonają? Natychmiast los straszliwej sprawiedliwości. Dla wspólników zdrajcy los nie indywidualny, lecz zbiorowy. Los odleglejszy i jeszcze straszniejszy od losu człowieka, którego wyrzuty sumienia doprowadzą do ukoronowania swej duszy demona ostateczną zbrodnią przeciwko samemu sobie. To w jednej chwili zakończy się. Ta druga kara będzie długa, straszliwa. Znajdźcie ją w następujących zdaniach: “zapłonąwszy gniewem natychmiast zdarł z Andronika purpurowy płaszcz i podarł jego szaty, i kazał go prowadzić przez całe miasto aż na to miejsce, na którym okazał na Oniaszu swą bezbożność. Tam mordercę zgładził. Tak Pan wymierzył mu zasłużoną karę...” Tak, klasa kapłańska zostanie dotknięta nie tylko w wykonawcach [zbrodni], ale i w dzieciach. A los mnóstwa współwinowajców odczytajcie w słowach: “Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi! Bądź więc teraz przeklęty!...” I to zostanie powiedziane przez Boga całemu ludowi, który nie umiał troszczyć się o dar Nieba. Bo jeśli prawdą jest, że przyszedłem dla dokonania odkupienia, to biada tym, którzy będą mordercami i nie odkupionymi spośród tego narodu, który jako pierwszy posiadł wybawienie przez Moje Słowo.

To wam powiedziałem. Pamiętajcie o tym. I kiedy usłyszycie, że jestem złoczyńcą, powiedzcie: ‘Nie. On to przepowiedział. To jest znakiem tego, co się wypełnia, i On jest Ofiarą zabitą za grzechy świata’.»

Synagoga pustoszeje. Wszyscy rozmawiają gestykulując o proroctwie i o szacunku, którym Jezus otacza Judasza. Ludzie z Kariotu są podekscytowani z powodu zaszczytu okazanego im przez Mesjasza, który wybrał miasto apostoła – i to apostoła z Kariotu – aby rozpocząć nauczanie apostolskie, a także z powodu daru proroctwa. Chociaż było smutne, jednak wielkim zaszczytem było otrzymanie go wraz ze słowami miłości, które je poprzedziły...

W synagodze pozostaje Jezus i grupa apostołów; ściślej mówiąc przechodzą do małego ogródka, który znajduje się między synagogą i domem przełożonego synagogi. Judasz usiadł i płacze.

«Dlaczego płaczesz? Nie widzę powodu...» – stwierdza drugi Juda [Tadeusz].

«Oj, niewiele by brakowało, a zrobiłbym to samo co on. Czy słyszeliście? Teraz my powinniśmy mówić...» – odzywa się Piotr.

«Ale niedawno robiliśmy to na górze. Będziemy to czynić coraz lepiej. Ty i Jan zaraz byliście do tego zdolni» – mówi Jakub, syn Zebedeusza, aby dodać mu otuchy.

«Najgorzej ze mną.. ale Bóg mi pomoże... Prawda, Nauczycielu?» – pyta Andrzej.

Jezus, który wziął ze Sobą rulony i przeglądał je, odwraca się i pyta: «Co mówiłeś?»

«Że Bóg mi pomoże, kiedy będę musiał mówić. Będę się starał powtarzać Twoje słowa – możliwie najlepiej, jak potrafię. Ale mój brat boi się, a Judasz płacze.»

«Płaczesz? Dlaczego?» – pyta Jezus.

«Bo naprawdę zgrzeszyłem. Andrzej i Tomasz mogą to powiedzieć. Źle się wyraziłem o Tobie, a Ty mi odpłacasz nazywając mnie ‘najdroższym uczniem’ i chcesz, abym był tu nauczycielem... Co za miłość!..»

«Czyżbyś nie wiedział, że cię kocham?»

«Tak, ale... Dziękuję, Nauczycielu. Nie będę więcej mówił źle, bo naprawdę ja jestem ciemnością, a Ty jesteś Światłością.»

Powraca przełożony synagogi i zaprasza ich do domu. W drodze mówi:

«Myślę o Twoich słowach. Jeśli dobrze zrozumiałem, jak w Kariocie znalazłeś umiłowanego, naszego Judasza, syna Szymona, tak prorokujesz, że znajduje się tu ktoś niegodny. To mnie przygnębia. Całe szczęście, że Judasz wynagrodzi za drugiego.»

«Całym sobą» – mówi Judasz, który przyszedł do siebie.

Jezus nie odzywa się, tylko patrzy na Swoich rozmówców i rozkłada ręce, jakby tym gestem chciał powiedzieć: ‘Tak to jest’.

Napisane 10 lipca 1945. A, 5611-5621

Jezus właśnie podchodzi do stołu, w pięknym domu Judasza, razem ze wszystkimi Swoimi [uczniami]. Mówi do matki Judasza, która przybyła z wiejskiego domu, ażeby godnie przyjąć Nauczyciela:

«Nie, matko, także ty powinnaś pozostać z nami. Tu jesteśmy jak jedna rodzina. To nie jest chłodne przyjęcie, pełne powściągliwości, złożone z przypadkowych gości. Zabrałem ci syna i chcę, abyś Ty Mnie wzięła za syna, tak jak i Ja biorę ciebie za matkę, bo jesteś tego całkowicie godna. Czy to nie prawda, że tak poczujemy się wszyscy bardziej zadowoleni i mniej skrępowani?»

Apostołowie i dwie Marie przytakują żarliwie. A matka Judasza, z załzawionymi źrenicami, siada między synem i Nauczycielem, który ma naprzeciw Siebie Margcjama [siedzącego] między dwiema Mariami. Służąca przynosi jedzenie. Jezus ofiarowuje je i błogosławi, a potem rozdziela, bo po tym wszystkim matka Judasza już nie wstaje. Rozdziela, zawsze rozpoczynając od niej. To coraz bardziej wzrusza niewiastę i napawa dumą Judasza, a równocześnie wprawia go w zadumę.

Rozmowy dotyczą różnych tematów. Jezus usiłuje zainteresować matkę Judasza i [zachęcić ją] do rozmowy z dwiema uczennicami. Bardzo użyteczny jest w tym Margcjam, który oświadcza, że już bardzo kocha matkę Judasza, “gdyż nazywa się Maria, jak wszystkie dobre kobiety”.

«A tej, która czeka na nas, tam nad jeziorem, nie będziesz kochał, mały łobuzie?» – pyta Piotr z odrobiną powagi.

«O, bardzo, jeśli będzie dobra.»

«Tego możesz być pewien. To mówią wszyscy i muszę to powiedzieć także i ja, gdyż zawsze była łagodna wobec swojej matki i wobec mnie. To jest prawdziwym znakiem, że jest dobra. Ale nie nazywa się Maria, synu. Ma dziwaczne imię. Ojciec nadał jej takie od rzeczy, która mu przyniosła bogactwo. Nazywa się Porfirea. Purpura jest piękna i cenna. Moja małżonka nie jest ładna, ale jest cenna z powodu swojej dobroci. I kochałem ją bardzo, gdyż była tak spokojna, czysta, cicha. Trzy cnoty... ech!... nie łatwo je znaleźć! Spoglądałem na nią od jej dzieciństwa. Chodziłem do Kafarnaum z rybami i widywałem ją przy sieciach czy przy źródle lub też w ogrodzie przy domu, jak pracowała i milczała. Nie była rozproszonym motylem, który lata to tu, to tam, ani też nierozważną kurką, przewracającą oczyma na każde ‘kukuryku’ koguta. Nigdy nie podnosiła głowy, nawet gdy słyszała głos mężczyzny i gdy ja, zakochany w jej dobroci i we wspaniałych warkoczach, jedynej jej piękności, i także... tak, i również pełen litości dla jej życia niewolnicy w rodzinie... Zwróciłem się do niej z pierwszymi ukłonami... Wtedy miała szesnaście lat... Odpowiedziała tylko, spuszczając jeszcze bardziej swój welon i jeszcze bardziej wycofując się do domu. Ech! Upłynęło wiele czasu, nim pojąłem, że nie bierze mnie za wilkołaka... i potem posłałem swata!... Ale nie żałuję tego. Mógłbym obejść całą ziemię, a drugiej takiej bym nie znalazł. Prawda, Nauczycielu, że jest dobra?»

«Bardzo dobra. I jestem pewien, że Margcjam pokocha ją, chociaż nie nazywa się Maria. Prawda, Margcjamie?»

«Tak. Nazywa się “mama”, a mamy są dobre, jeśli kochają.»

Potem Judasz opowiada, co robił w ciągu dnia. Dowiaduję się, że poszedł powiadomić matkę o ich przybyciu. Następnie zaczął przemawiać na polach Kariotu, mając Andrzeja za towarzysza. Potem stwierdza:

«Jutro chciałbym, żebyście przyszli wszyscy, jednak... Nie chcę sam błyszczeć. Pójdziemy, o ile to możliwe, jeden Judejczyk z jednym Galilejczykiem. Ja z Janem na przykład, a Szymon – z Tomaszem. Gdyby mógł też iść drugi Szymon [Zelota]! Wy dwaj (pokazuje na synów Alfeusza) możecie iść razem. Powiedziałem tym, którzy jeszcze tego nie wiedzieli, że jesteście braćmi Nauczyciela. I także wy dwaj (pokazuje Filipa i Bartłomieja) możecie iść razem. Powiedziałem, że Natanael jest rabbim, który poszedł za Nauczycielem. To robi wrażenie... I... pozostajecie jeszcze wy troje. Ale gdy tylko przyjdzie Zelota, będzie można zrobić jeszcze jedną dodatkową parę. A potem się wymienimy, bo chcę, aby was wszyscy poznali...» Judasz, pełen werwy, [dodaje]: «Mówiłem o dekalogu, Nauczycielu, usiłując wyjaśnić szczególnie to, o czym wiem, że się temu uchybia w tej okolicy...»

«Nie możesz mieć ciężkiej ręki, Judaszu. Proszę cię o to. Miej zawsze przed oczyma, że więcej otrzymuje się przez łagodność niż przez nieprzejednanie i że ty także jesteś człowiekiem. Dlatego badaj siebie i zastanawiaj się, jak jest łatwo także i tobie upaść i jak cię drażni upominanie zbyt otwarte» – mówi Jezus, podczas gdy matka Judasza schyla głowę, czerwieniąc się na twarzy.

«Nie bój się, Nauczycielu. Usiłuję naśladować Cię we wszystkim. W okolicy, którą widzimy teraz przez te drzwi (jedzą przy otwartych drzwiach i widać piękny krajobraz z tego pokoju położonego nieco wyżej) jest jednak pewien chory, który chciałby doznać uzdrowienia. I nie można go było przynieść. Czy mógłbyś pójść ze mną?»

«Jutro, Judaszu. Jutro rano z pewnością. I jeśli są inni chorzy, powiedzcie Mi to lub przyprowadźcie Mi ich.»

«Chcesz naprawdę obdarować moją ojczyznę, Nauczycielu?»

«Tak. Aby nie mówiono, że jestem niesprawiedliwy wobec tych, którzy Mi nie zrobili nic złego. Czynię dobro nawet złym! Dlaczego więc nie uczynić tego dobrym z Kariotu? Chcę zostawić niezatarte wspomnienie po Sobie...»

«Jak to? Nie powrócimy tu już więcej?»

«Powrócimy tu jeszcze, ale...»

«Oto Matka, Matka z Szymonem!» – woła piskliwie dziecko, które widzi, jak Maryja i Szymon wchodzą po schodach prowadzących na taras, na którym jest izba. Wszyscy wstają i idą na spotkanie dwojga przychodzących. Hałas okrzyków, pozdrowień, poruszanych stołków... Nic jednak nie przeszkadza Maryi w pozdrowieniu najpierw Jezusa, a potem matki Judasza, która głęboko się pochyliła. Maryja podnosi ją i obejmuje, jakby była drogą przyjaciółką odnalezioną po czasie nieobecności. Wchodzą ponownie do izby i Maria, matka Judasza, nakazuje służącej przynieść jedzenie dla nowo przybyłych.

«Oto, Synu, pozdrowienie od Elizy» – mówi Maryja i daje mały rulon Jezusowi, który otwiera go i czyta, a następnie mówi:

«Wiedziałem o tym. Byłem tego pewien. Dziękuję, Mamo. W Moim imieniu i Elizy. Jesteś naprawdę ocaleniem dla chorych!»

«Ja? Ty, Synu, a nie Ja» [– zaprzecza Maryja.]

«Ty. I jesteś Moją największą pomocą.»

Potem odwraca się do apostołów i do uczennic, mówiąc:

«Eliza pisze: “Powróć, mój Pokoju. Chcę Cię nie tylko kochać, ale też Ci służyć”. I tak wyrwaliśmy z przygnębienia i smutku jedno stworzenie i zdobyliśmy uczennicę. Powrócimy tam, tak.»

«Ona chce poznać także uczennice – [mówi Maryja] – Powraca do siebie powoli, ale stale. Biedna! Ma jeszcze chwile pełnego lęku zagubienia się. Prawda, Szymonie? Któregoś dnia próbowała wyjść ze Mną, ale zobaczyła przyjaciela swojego Daniela... i natrudziliśmy się bardzo, aby ukoić jej płacz. Ale Szymon jest tak dzielny! I podsunął Mi myśl, żeby wezwać [na pomoc] Joannę, gdyż [Eliza] pragnie powrotu do świata, ale świat w Betsur zbyt przywodzi jej na myśl wspomnienia. Poszedł po nią. Powróciła po święcie do Beter, do swoich wspaniałych, różanych ogrodów w Judei. Szymon mówi, że wydawało mu się snem przemierzanie tych wzgórz, całych okrytych różami. Myślał, że przebywa w Raju. Przybyła natychmiast. Potrafiła zrozumieć matkę, która opłakuje synów! Eliza przywiązała się do niej, więc Ja [mogłam już] odejść. Joanna chce ją przekonać, by opuściła Betsur i udała się do jej pałacu. I osiągnie to, bo jest łagodna jak gołębica i twarda jak granit w swoich postanowieniach.»

«Pójdziemy z powrotem do Betsur, a następnie się rozdzielimy. Wy, uczennice, pozostaniecie z Elizą i Joanną przez jakiś czas. My pójdziemy przez Judeę i spotkamy się w Jerozolimie na Pięćdziesiątnicę...»

...[Teraz] Najświętsza Maryja i Maria, matka Judasza, są razem. Nie w domu w mieście, lecz na wsi. Są same. Apostołowie z Jezusem są na zewnątrz, uczennice z dzieckiem – we wspaniałym sadzie jabłoniowym. Słychać ich głosy połączone z odgłosami [pranej] bielizny, uderzanej w baliach. Być może piorą, gdy dziecko się bawi.

Matka Judasza siedzi w półmroku izby obok Maryi.

Mówi do Niej:

«Te spokojne dni pozostaną we mnie jak słodki sen. Zbyt krótkie! Zbyt krótkie! Rozumiem, że nie mogę być egoistką i że to słuszne, abyście poszli do tej biednej niewiasty i do tylu innych nieszczęśliwych ludzi. Gdybym potrafiła, gdybym mogła zatrzymać czas lub pójść z wami!... Ale nie mogę. Nie mam krewnych oprócz mojego syna i muszę troszczyć się o posiadłość i dom...»

«Rozumiem... Było dla ciebie cierpieniem rozstanie się z synem. My, matki, chciałybyśmy zawsze być z dziećmi. Ale dajemy je dla powodu o wiele ważniejszego i nie tracimy ich. Nawet śmierć nie odbiera nam dzieci, jeśli one i my jesteśmy w łasce w oczach Bożych. A przecież mamy je jeszcze na ziemi, nawet jeśli wola Boża odrywa je od naszego łona, aby dać je światu dla jego dobra. Możemy zawsze dotrzeć do nich i nawet echo ich dzieł daje jakby pieszczotę sercu, gdyż ich dzieła są zapachem ich dusz.»

«Kim jest Twój Syn dla Ciebie, Niewiasto?» – pyta łagodnie Maria, matka Judasza.

Matka Najświętsza odpowiada zdecydowanie:

«Jest Moją radością.»

«Jest Twoją radością!!!...»

Matka Judasza wybucha płaczem. Tak się pochyla, tak jest zgięta dla ukrycia płaczu, że czołem dotyka niemal kolan.

«Dlaczego płaczesz, Moja biedna przyjaciółko? Dlaczego? Powiedz Mi. Jestem szczęśliwa w Moim macierzyństwie, jednak potrafię też zrozumieć matki nieszczęśliwe...»

«Tak, nieszczęśliwe! Jestem jedną z nich. Twój Syn jest Twoją radością... Mój jest moim cierpieniem. Przynajmniej nim był. Teraz, odkąd jest z Twoim Synem, mniej mnie zadręcza. O, między wszystkimi tymi, którzy modlą się za Twoje święte Dziecko, o dobro i tryumf, nie ma ani jednej, po Tobie, Błogosławiona, która modliłaby się tak wiele, jak ta nieszczęśliwa, która do Ciebie mówi... Powiedz mi prawdę, co sądzisz o moim synu? Jesteśmy obie matkami, jedna naprzeciw drugiej. Pomiędzy nami jest Bóg. Porozmawiajmy o naszych synach. Tobie będzie łatwo mówić o Swoim. Ja... muszę zrobić wysiłek, aby mówić. Ale mówienie o tym może mi przynieść wielkie dobro lub wielki ból! Ale nawet jeśli będzie to ból, to przecież przyniesie też ulgę rozmawianie o tym... Ta niewiasta z Betsur doszła prawie do szaleństwa z powodu śmierci synów, nieprawdaż? A ja Ci przysięgam, że czasami myślałam i myślę – patrząc na mojego Judasza, pięknego, zdrowego, inteligentnego, ale niedobrego, pozbawionego cnót, nieprawego w duszy, o niezdrowych uczuciach – że wolałabym opłakiwać go martwego raczej, niż wiedzieć to... niż wiedzieć, że jest bardzo nie lubiany przez Boga. Powiedz, co myślisz o moim synu? Bądź szczera. To już więcej niż rok, jak to pytanie pali mi serce. Ale kogo miałam zapytać? Współmieszkańców miasta? Ci nie wiedzieli jeszcze, że pojawił się Mesjasz i że Judasz chciał iść za Nim. Ja to wiedziałam. Powiedział mi to, przychodząc tu po święcie Paschy, podekscytowany, gwałtowny – jak zawsze, kiedy go nachodzi jakiś kaprys – i jak zawsze lekceważący radami matki. [Czy miałam zapytać] jego przyjaciół z Jerozolimy? Święta roztropność i pobożna nadzieja powstrzymywały mnie przed tym. Nie chciałam im powiedzieć: “Judasz idzie za Mesjaszem”, bo ja nie umiem ich kochać... gdyż jest w nich wszystko, prócz świętości. I miałam nadzieję, że kaprys się skończy jak wiele innych, jak wszystkie, powodując może łzy i gorycz... jak dla niejednej dziewczyny, którą tu i gdzie indziej rozkochał w sobie, a potem nigdy nie pojął za żonę... Wiesz, że są miejsca, do których on już nie chodzi, bo musiałaby go spotkać zasłużona kara? Nawet pobyt w Świątyni był jego kaprysem. Nie wie, czego chce. Nigdy. Jego ojciec, Bóg niech mu przebaczy, zepsuł go. Nigdy nie miałam prawa do głosu przy dwóch mężczyznach w moim domu. Musiałam tylko płakać i naprawiać upokorzenia wszelkiego rodzaju... Umarła Joanna... i chociaż nikt tego nie powiedział, wiem, że umarła z cierpienia. Czekała na niego przez całą młodość. Judasz oświadczył, że nie chce żony. Potem jednak wydało się, że posłał przyjaciół do Jerozolimy, aby poprosić o córkę pewnej bogatej niewiasty, posiadającej sklepy nawet na Cyprze. Wiele musiałam płakać, bardzo wiele, z powodu wyrzutów matki zmarłej dziewczyny, jakbym to ja była wspólniczką mojego syna. Nie. Nie jestem nią. Jestem niczym przy nim. Ubiegłego roku, kiedy był tu Nauczyciel, pojęłam, że On to rozumie... i byłam gotowa porozmawiać. Ale to bolesne, bolesne dla matki musieć powiedzieć: “Miej się na baczności przed moim synem. Jest chciwcem o twardym sercu, człowiekiem pełnym wad, pyszałkiem, kimś niestałym”. I tak jest. Ja... proszę, aby jeden cud... On ich czyni tak wiele... aby Twój Syn uczynił dla mojego Judasza. Ale powiedz Ty, Ty mi powiedz, co sądzisz o nim...»

Maryja – która ciągle zachowuje spokój i wyraża pełen współczucia ból wobec tej matczynej skargi, której Jej prawy duch nie może zaprzeczyć – mówi cicho:

«Biedna matko!... Co myślę? Cóż, twój syn nie jest duszą czystą jak Jan ani łagodną jak Andrzej, ani stanowczą jak Mateusz, który chciał się zmienić i jest przemieniony. Jest... niestały, tak, jest taki. Ale będziemy się wiele modlić za niego, Ja i ty. Nie płacz. Może w twojej miłości matki, która chciałaby móc szczycić się synem, widzisz go gorszym niż jest...»

«Nie! Nie! Widzę dobrze i bardzo się boję...»

Izbę wypełnia płacz matki Judasza. W półmroku bieleje twarz Maryi. Stała się bardziej blada od matczynego wyznania, które nasila wszystkie podejrzenia Matki Pana. Maryja jednak panuje nad Sobą. Przytula do Siebie nieszczęśliwą matkę i głaszcze ją. Ta – po pokonaniu wszelkich hamujących ją barier – opowiada w nieładzie, niespokojnie, o wszystkich formach zatwardziałości, żądań i gwałtowności Judasza. Kończy słowami:

«Czerwienię się za niego, kiedy widzę, że Nauczyciel uczynił mnie celem Swojej miłości! Ja Go o nią nie proszę. Ale jestem pewna, że czyni to z dobroci, a także po to, aby powiedzieć [Swoim przykładem] Judaszowi: “Pamiętaj, że tak się traktuje matkę”. Teraz, teraz wydaje mi się samą dobrocią... O, oby to było prawdą! Pomóż mi, pomóż mi modlitwą, Ty, święta, aby mój syn nie był niegodny wielkiej łaski, której Bóg mu udzielił! Jeśli nie chce mnie kochać, jeśli nie umie być wdzięczny wobec tej, która go zrodziła i wychowała, to nic. Ale niech umie kochać prawdziwie Jezusa, niech umie służyć Mu wiernie i z wdzięcznością. Jeśli tak by nie było to wtedy... to wtedy niech Bóg mu odbierze życie. Wolę go mieć w grobie... Miałabym go w końcu... bo odkąd doszedł do rozumu, bardzo mało należał do mnie. Lepszy martwy niż zły apostoł... Czy mogę się modlić w taki sposób? Co na to powiesz?»

«Proś Pana, aby uczynił to co najlepsze. Nie płacz już. Widziałam nierządnice i pogan u stóp Mojego Syna, a wraz z nimi celników i grzeszników. Stali się wszyscy barankami dzięki Jego Łasce. Ufaj, Mario, ufaj. Cierpienia matek ocalają dzieci, czy nie wiesz o tym?...»

I na tym pełnym litości pytaniu wszystko się kończy