JustPaste.it

Legodomy2. Panel międzypokoleniowy. Potrzeby i antyporzeby

Panel medialny: po co publicznie wyrażać swą opinię? Adersat projektu: kto to jest? Antypotrzeba: pocisk karabinowy jest potrzebny postrzelonej osobie?

Panel medialny: po co publicznie wyrażać swą opinię? Adersat projektu: kto to jest? Antypotrzeba: pocisk karabinowy jest potrzebny postrzelonej osobie?

 

 

© Edward M. Szymański

Legodomy2. Panel międzypokoleniowy. Potrzeby i antyporzeby

Panel medialny: po co publicznie wyrażać swą opinię? Adersat projektu: kto to jest? Antypotrzeba: pocisk karabinowy jest potrzebny postrzelonej osobie?

 

 

                                                                                                                                                   Nigdy takiej obfitości

                                                                                                               By rozum był przy młodości.

                                                                                                                                                                       Jan Kochanowski (1530-1584)

 

 

[Aby wstępnie zorientować się o miejscu problemów poruszanych w tym artykule w całości narracji poświęconej legodomom wystarczy wstępnie przeczytać Część I oraz ostatnią – Część VII.]

Część I

Panel między pokoleniami

Motto z tekstu Odprawy posłów greckich nie ma przypominać młodym o ich miejscu w szeregu myślących, ale ma przypominać starszym o ich powinnościach przynajmniej starania się o odpowiedzi na pytania młodych.

A pytanie przewodnie pozostaje niezmienne: dlaczego przykładowo młody i mało zamożny Kazik nie może samodzielnie postawić pierwszego prowitalnego (sprzyjającego rozwojowi rodziny) modułu legodomu, by w przyszłości, kolejno, stosownie do potrzeb i możliwości, względnie latwo dobudowywać następne?

Jeśli beneficjentami inicjatywy mają być także młodzi ludzie po szkołach zawodowych, maturzyści czy inne osoby u progu dorosłości, to rzecz jasna, że trudno oczekiwać, by biedzili się nad tak długimi i teoretycznie przyciężkimi elaboratami jak poprzedni i niniejszy. Dlaczego? Zabraknie im czasu oraz merytorycznego przygotowania.

Zabraknie im dzisiaj, ale jutro? Dotyczy to także ogromnej liczby strszych. Stąd zachowana zostaje pewna kompozycja redakcyjna z poprzedniego artykułu: na początku możliwie przystępna część wprowadzająca i na końcu kilka zdań o tym, co ewentualnie można praktycznie już dzisiaj zrobić, by przyczyniać się do wygenerowania optymalnej odpowiedzi na pytanie przewodnie.

Od konkretu do abstrakcji droga jest bardzo daleka, zarówno biorąc pod uwagę stronę czysto techniczną jak i społeczną. Dla Kazika mieszkanie jest przeraźliwie konkretnym problemem. Dla elit społecznych zaś problem Kazika jest abstrakcyjnym i mało atrakcyjnym punkcikiem w różnych strategicznych dywagacjach.

Ogromna część młodych ludzi (lecz nie tylko) i elity społeczne, zwłaszcza polityczne, żyją jakby w dwóch sferach odczuwania i postrzegania problemów mieszkaniowych.

Ta dwojakość widzenia niech niech będzie tłumaczeniem tego, dla kogo właściwie te długie i abstrakcyjne rozważania w niniejszych artykułach, skoro liczba ich w pełni kompetentnych odbiorców jest bardzo ograniczona? Dla tych, którzy już dzisiaj znajdą trochę czasu i cierpliwości, a jednocześnie mają na tyle czytelniczej kompetencji, by uważniej przyjrzeć się całości. Ilu ich jest i gdzie ich szukać? Nie wiadomo, ale oni są bardzo ważni.

Ile kto sobie w artykułach wyczyta, to jego, a zawsze może znależć się ktoś, kto zechce przyjrzeć się proponowanej drodze łączącej spojrzenia z dwóch różnych światów. Inicjatywa powinna zaś być publicznie transparentna dla bardzo różnych odbiorców; tych już przygotowanych i tych jeszcze nie przygotowanych. Tego wymaga jej wiarygodność.

Sprawy tę może przybliży trochę komentarz do pierwszego wpisu, jaki pojawił się pod poprzednim artykułem.

Panel akademicki dla myślących o własnym „M”

Osoba podpisująca się Wiechu dokonała tylko jednozdaniowego wpisu, z którego zaczerpnięty został powyższy śródtytuł:

Ciekawy artykuł, dla szerokiego grona odbiorców, od panelu akademickiego dla myślących o własnym ,,M".

Dotknięta została w tym wpisie niezwykle ważna sprawa: czym właściwie jest pstulowana forma uczestnictwa Czytelników w inicjatywie.

Wszystkie słowa śródtytułu zasługują na uwagę, choć i wszystkie mogą wywoływać pewne wątpliwości czy zastrzeżenia Narratora. Po kolei:

  • Czy panel?

Z pewnością nie chodzi tu o panel podłogowy, ale o potoczne określenie dyskusji panelowej, jaką często można obejrzeć w telewizji i którą dość dobrze opisuje Wikipedia.1 I niech ten opis będzie dalej brany pod uwagę. Już na pierwszy rzut oka widać, że proponowana forma kontaktu z Czytelnikami nie spełnia warunków panelu.

Panel jest fizycznym spotkaniem panelistów i widowni w określonym miejscu i czasie. Tutaj tego nie ma.

W panelu ma miejsce wyrażny podział na panelowych ekspertów i widownię. Tutaj także tego nie ma. Zamiast wstępnej prezentacji stanowisk na określony temat przez zaproszonych panelistów jest artykuł Narratora zapowiadającego dalsze artykuły.

Pomimo powyższych dość zasadniczych zastrzeżeń, dla Narratora skojarzenie przez Wiecha niniejszej inicjatywy z panelem jest bardzo pomocne i nawet zasadne. Nie uprzedzajmy jednak dalszych uwag.

  • Czy akademicki?

Potocznie dyskusja akademicka często rozumiana jest jako dyskusja nie prowadząca do żadnych praktycznych efektów. W niniejszym zaś przypadku, przynajmniej intencjonalnie, akurat praktyczne względy są najważniejsze.

Wrażenie akademickości może wynikać z wysokiego poziomu ogólności czy abstrakcyjności rozważań. Ten poziom wyznacza m.in. książka prof. J. Dietrycha. Jednak przewidywany skład uczestników dyskusji jest właściwie mało akademicki, mimo że udział osób z tych środowisk nie jest wykluczony.

Dyskusja nie jest anty akademicka, ale też nie jest akademicka. Jest otwarta także dla tych, którym do statusu akademika bardzo daleko i nawet nie wiadomo, czy do takiego statusu zechcą aspirować. Ponieważ nie ma tu podziału na ekspertów i widzów, więc każdy może być po trosze i jednym, i drugim,

  • Czy dla myślących?

Jak najbardziej! I to z podkreśleniem, że dla myślących, a nie tylko marzących. Marzenia można mieć i może są one nawet ludziom konieczne, ale niewiele z nich wyniknie jeśli nie zostaną one wzbogacone o choćby odrobinę myśli nad praktycznym gestem w kierunku ich realizacji. Ten pierwszy praktyczny gest może być minimalny, ale jakiś być musi. W niniejszej propozycji jest zredukowany do zabrania głosu w proklamowanej dyskusji.

  • Czy własnego „M”?

Ponownie – jak najbardziej! Mieszkanie bywa określane mianem „trzeciej skóry” (skóra ciała jako pierwsza, odzież, ubranie jako druga skóra, mieszkanie – trzecia). Czy nawet wygodne mieszkanie, ale w kamienicy, którą nie wiadomo kto i kiedy zechce odpowiednio wyczyśćić zasługuje na miano własnego M ich lokatorów? Eksmisja z mieszkania, to dosłowne obdzieranie lokatorów z „trzeciej skóry”.

Posiadanie własnego „M” nigdy nie jest absolutnie bezpieczne, ale między posiadaniem zależnym głównie od własnej woli i własnych działań, a posiadaniem zależnym od czyichś kaprysów czy zewnętrznych koniunktur lub okoliczności istnieje ogromna liczba sytuacji pośrednich.

Panel medialny

Czym więc jest i jak można byłoby nazwać proponowaną formę uczestnictwa w inicjatywie? Panelem medialnym.

Z tradycyjnym panelem łączy ją to, że jest formą publicznej rozmowy na określony temat. Temat ma charakter problemu do rozwiązania i to ważnego społecznie problemu.

Można też mówić o podziale na uczestników panelu oraz widzów, choć nieco inaczej ten podział wygląda i tu dochodzimy do wyraźnych różnic. Uczestnikami tego swoistego panelu może być każdy, kto dokona choćby najkrótszego wpisu pod którymś z kolejnych artykułów. Widzami zaś są ci internauci, którzy po prostu zajrzą do witryny.

Za początek tego swoistego panelu można uznać dzień publikacji poprzedniego artykułu, ale nie jest określony koniec panelowego widowiska. Uczestnikiem panelu można stać się w dowolnym momencie.

Uczestnicy panelu wzajemnie się bezpośrednio się nie widzą i nie słyszą. Miejsce spotkania nie jest określoną przestrzenią fizyczną, ale przestrzenią wirtualną. I to jest główny powód, by ten specyficzny panel nazwać panelem medialnym.

Kontakty między uczestnikami tego panelu są zapośredniczone przez internetowe medium. To zaś otwiera inne możliwości panelowe, aniżeli ma to miejsce choćby w panelu telewizyjnym.

Numery stron przy cytatach odsyłają do cytowanych w poprzednim artykule książek System i konstrukcja w przypadku J. Dietrycha oraz Kałasznikow w przypadku C. J. Chiversa.

  1. https://pl.wikipedia.org/wiki/Dyskusja_panelowa

*****

 

[Inżynier coś projektuje. Dla kogo? Projekt musi odzwierciedlać okeślone potrzeby. Czyje one są i jakie? Na przykładzie projektowania karabinowego pocisku okaże się że odpowiedzi wcale nie są oczywiste. Ta część wprowadza w zagadnienie identyfikacji potrzeb, jakie długo będzie także w dalszych artykułach rozważane.

Narrator pisze o adresatach projektu, których nie ma w książce prof. Dietrycha, a to z uwagi na konieczność

zbliżenia języka rozważań do języka potocznego. Już prosty przykład projektu pocisku każe mówić nie o jednym adresacie ale o wielu adresatach.]

Część II

Potrzeby i adresaci projektów

Na początku jest potrzeba – przypomnijmy zdanie profesora Dietrycha. Idea kałasznikowa (podobnie jak niemieckiego Stg 44) wzięła się z idei naboju pośredniego, takiego pomiędzy nabojem ręcznego pistoletu maszynowego a nabojem karabinu maszynowego, wymagającego na polu walki transportu kołowego i obsługi przynajmniej dwóch osób. Spodziewano się, że do takiego naboju da się zbudować karabinek, kóry miałby siłę rażenia dużego karabinu maszynowego, ale zalety łatwego w przenoszeniu pistoletu obsługiwanego przez jedną osobę.

Najpierw pomyślano o pocisku i nawet go zaprojektowao, więc zaistniała potrzeba skonstruowania do niego odpowiedniego karabinka. Tak mniej więcej przedstawia genezę potrzeby konstrukcji karabinka C. J. Chivers, ale też i inne źródła1.

Dla inżyniera pojęcie potrzeby ma dość specyficzne znaczenie i trudno je tak zupełnie wprost, bez odpowiednich objaśnień, odnosić do potrzeb opisywanych w bogatej literaturze przedmiotu np. z zakresu psychologii, psychiatrii, pediatrii, socjologii, ekonomii, politologii czy pedagogiki. I właściwie nie ma się czemu dziwić.

Dla projektantów i konstruktorów środków technicznych potrzeby ludzkie – najprościej mówiąc - muszą zostać rozpoznane czyli zidentyfikowane – jak to określa prof. Dietrych - i odzwierciedlone w matematycznie określonych wielkościach materiałów, procesów czy urządzeń, innymi słowy - w konkretach. Inżynierowie nie znajdą pola do popisu w przypadku np. czyjejś potrzeby akceptacji, uznania, czułości czy opieki ze strony środowiska społecznego. Nie znajdą, bo nie wchodzi tu w grę konstruowanie urządzeń technicznych, nie wchodzą w grę realne, fizyczne konkrety.

Tym niemniej identyfikacja potrzeb i ich respektowanie w inżynierskim działaniu jest niezwykle złożonym problemem.

Adresat przedmiotu projektowania

Profesjonalni projektanci i konstruktorzy, a o takich tu mowa, może tylko sporadyczne koncypują jakiś środek techniczny z myślą tylko o sobie. Jako profesjonaliści robią to dla kogoś. Dla kogo? I to już jest problem.

Tu ogólniejsza dygresja. Pojęcia adresata projektowania, podobnie jak np. pojęcia parametru, Czytelnik nie znajdzie w bardzo obszernym skorowidzu terminologicznym książki profesora Dietrycha. Profesor napisał książkę dla inżynierów, dla profesjonalnych projektantów i konstruktorów maszyn, a nie dla profanów posługujących się tylko językiem potocznym.

Narrator zaś nie jest inżynierem, niczego nie konstruuje, a pisze także, czy może nawet głównie, dla nieprofesjonalistów budowlanych. Stąd konieczność swoistego przekładu „z polskiego na nasze”, w którym uwzględniać trzeba kompetencje użytkowników tylko języka potocznego w zakresie spraw metodologii inżynierskiej.

Kałasznikow od strony potrzeb

Ponieważ przedmiotowym bohaterem jest tu karabinek kałasznikowa, więc warto na jego funkcje i konstrukcję spojrzeć od strony potrzeb, jakie ma zaspokajać oraz podmiotów tych potrzeb. A te podmioty są uczestnikami wojennych i zimnowojennych zmagań. Z jednej strony komplikuje to dość mocno rozważania, ale z drugiej – wyostrza uwagę na pewne zagadnienia, które w innym przypadku byłyby trudne do spostrzeżenia.

Zasadność wprowadzenia pomocniczego pojęcia adresata projektu staje się widoczna w przypadku projektowania pocisku do naboju, jaki ma być wystrzeliwany z karabinu. Pojawia się tu bardzo wyrazisty problem.

Karabin ma strzelać, czyli wysyłać pociski. Dla kogo konstruktorzy karabinowej broni projektują pociski? Dla osoby będącej posiadaczem karabinu, czy dla osoby mającej być celem strzału?

Wypada odpowiedzieć, że dla jednej i drugiej, chociaż w niejednakowej kolejności. Strzelający uzyskał od kogoś pocisk (w naboju) i posyła go z pomocą karabinka dalej. Osoba postrzelona już nikomu tego pocisku dalej nie przekaże, nikomu otrzymanym pociskiem nie zagrozi. Stąd też zasadne jest mówienie w tym przypadku o adresacie przedostatnim i adresacie ostatnim pocisku.

Określenie adresat ostatni brzmi w rozważanym tu kontekście raczej ponuro, ale czy określenie adresat docelowy brzmiałoby przyjemniej? Pomijając te kłopoty terminologicznego gustu widać, że projektant pocisku musi umieć odpowiedzieć na pytanie, kto jest adresatem przedmiotu projektowania. A ten adresat występuje w tym przypadku w liczbie mnogiej, jako adresat przedostatni i adresat ostatni czy docelowy. To są dwie bardzo różne różne osoby.

Mówienie o adresacie docelowym jako o kimś, kto ewentualnie ma zostać usunięty z dziejowej sceny i przesunięty w zaświaty może wydawać się zabiegiem nieco dziwacznym. Ale taka już jest uroda refleksji nad różnymi pojęciami. Powinny one w miarę precyzyjnie ujmować różne realia. W języku potocznym zamiast o jakimś adresacie wystarczyłoby mówić o użytkowniku karabinka, ale wtedy sprawa pocisku łatwo mogłaby być pominięta.

Można tu uprzedzić, że w póżniejszych będzie mowa także o osobach, których w ogóle nie ma jeszcze na dziejowej scenie i dopiero w przyszłości mogą się na niej pojawić. Mieszkań np. nie powinno się projektować tylko dla dwojga młodych osób, ale także dla ich potomstwa, które dopiero ewntualnie pojawi się na świecie.

Projekt i identyfikacja adresatów

Szereg dwóch wspomnianych adresatów nie jest pełny.

Adresatem, którego projektant musi uwzględniać, jest także wytwórca (w uproszczeniu - konstruktor) pocisku. Nie wystarczy pocisk narysować na papierze. Trzeba go jeszcze wykonać z konkretnego, fizycznego materiału, gdyż tylko taki pocisk może spowodować realny efekt.

To jeszcze nie koniec listy adresatów. Niezmiernie ważnym adresatem przedmiotu projektowania jest także producent pocisków. Trudno z jednym egzemplarzem pocisku wyruszać jednemu żołnierzowi na wojnę. Potrzebne są ich setki, a dla całej armii już miliony. Ktoś musi je produkować i musi dokładnie wiedzieć co produkować.

Zupełnie czym innym jest zbudowanie jednego wzorcowego pocisku osadzonego w odpowiednim naboju, a czym innym powielanie go w milionach egzemplarzy. Projektant pocisku musi więc uwzględniać możliwości wytwórcze producenta czyli także jego potrzeby, aby mógł się wywiązać ze swoich producenckich powinności.

Listę adresatów projektu wypadałoby jeszcze wydłużyć, ale na razie poprzestańmy tylko na czterech wymienionych, którymi są: adresat docelowy, adresat przedostatni oraz wykonawca projektu i producent. Dwaj pierwsi, to, w myślowym skrócie, żołnierze pola walki, dwaj następni to postaci z wojennego zaplecza.

Adresat docelowy jest w tym szeregu zupełnie wyjątkowym przypadkiem, do którego wypadnie powrócić. Co zaś można powiedzieć o trzech pozostałych postaciach w odniesieniu do procesu koncypowania projektu?

Dla projektanta wszyscy pozostali adresaci są podmiotami określonych potrzeb, które powinien w procesie koncypowania ostatecznego projektu uwzględnić. Te potrzeby w siatce pojęciowej prof. Dietrycha kryją się

w rozlicznych kryteriach jakim odpowiadać powinien gotowy projekt.

  1. https://pl.wikipedia.org/wiki/Karabinek_AK

*****

 

Część III

Inżynierskie podejście do potrzeb

Pojęcie technosfery – przypomnijmy – odnosi się do świata konkretów tworzonych przez inżynierów. Pojęcie socjosfery zaś odnosi się do świata ludzkiego czy społecznego. Ontologicznie patrząc potrzeby wynikają ze świata społecznego. Można zatem powiedzieć, że projektant jest osobą działająca na granicy socjosfery i technosfery. Projektant zajmuje się dodawaniem nowych przedmiotów do technosfery. Te przedmioty powinny odpowiadać określonym potrzebom lub - nieco inaczej – określonym kryteriom.

Potrzeby i kryteria

Kryteria są alfą i omegą twórczego działania technicznego [s. 223]- zauważa prof. Dietrych. Wyróżnia on w swej książce blisko trzydzieści różnych rodzajów kryteriów z jakimi może mieć do czynienia inżynier. Identyfikacja potrzeb i podmiotów potrzeb związanych z poszczególnymi kryteriami nie zawsze jest prosta dla pobocznego obserwatora procesu projektowania.

Inne kryteria wynikają z potrzeb żołnierza na polu walki, inne kryteria wynikają z potrzeb konstruktora a inne producenta. Czym są te kryteria? Te kryteria, to po prostu – w pewnym uproszczeniu i skrócie - matematycznie (parametryczne) odzwierciedlenia w projektowanym przedmiocie potrzeby różnych adresatów.

Dla inżyniera potrzeby muszą być odzwierciedlane matematycznie w przedmiotach. Zbiory tych matematycznie odzwierciedlonych potrzeb są kryteriami

Dla żołnierza np. karabinek na polu walki powinien być niezawodny, łatwy w obsłudze, posiadać możliwie dużą siłę rażenia, wygodny w użytkowaniu, odporny na różnorakie uszkodzenia itd. Te wszystkie zalety muszą być przełożone na matematycznie określone dane, na parametry. Zbiory tych danych kryją się właśnie w różnych kryteriach.

Co to np. znaczy, że karabin, podobnie jak inne urządzenia techniczne, powinien spełniać kryteria ergonomiczne? Powinien być np. lekki, by sprawnie móc się z nim na polu walki uwijać. Jednak nie wystarczy powiedzieć, że ma być lekki, trzeba liczbowo określić wagę, która nie powinna być przekroczona. Z podobnych względów karabinek nie powinien być zbyt długi, gdyż trudno byłoby się z nim kryć za jakąś osłoną czy wskakiwać na jakiś pojazd.

Kłopoty z kryteriami

Jeśli trzeba zaprojektować np. nowe krzesło, to ze wspomnianymi już kryteriami ergonomicznymi raczej nie będzie kłopotow. Różnych modeli krzeseł wyprodukowano na świecie tysiące, miliardy ludzi na krzesłach siadało, wiedza o tym, jakie może być krzesło wygodne wynika z powszechnie dostępnych doświadczeń.

A jeśli projektowany przedmiot jest unikalny, jakiego nikt jeszcze nie wykonał? Oto, co pisze o problemie karabinka zanim on powstał C. J. Chivers:

Świat jeszcze nie wynalazł niezawodnego lekkiego karabinu automatycznego, broni palnej, która mogłaby strzelać w tempie Maxima na typowe odległości spotykane na polu bitwy, ale obsługiwanej tylko przez jednego człowieka.[s. 183]

Jakie przyjąć określone matematycznie kryteria dla projektu takiego nieznanego nikomu przedmiotu? Nic nie wiadomo.

Weźmy chociaż pod uwagę zasygnalizowany już ciężar. Można sobie zażyczyć, by nie przekraczał określonej wagi, ale jaka jest dolna granica? Nie może być zbyt lekki, aby siła odrzutu podczas strzelania pozwalała na utrzymanie karabinu w rękach. Podobnie jest z długością karabinka. Jaka może być najmniejsza długość, aby na polu walki można było jednak w miarę precyzyjnie celować przy założeniu, że na bardziej długotrwałe ćwiczenia celownicze nie będzie ani zbyt wiele czasu, ani zbyt wiele amunicji.

Już tylko wyznaczenie parametrów ciężaru i długości wymagało elementarnych doświadczeń praktycznych. A co to znaczy, że karabin powinien być prosty w obsłudze? Jak taki wymóg przełożyć na matematycznie precyzyjne dane?

Produkcja karabinka powinna uwzględniać niezbyt wygórowane standardy parku maszynowego wytwórcy, powinna być też tania w produkcji. Z tym zaś wiążą się dalsze kryteria i komplikacje w ich ustalaniu.

Inżynierski wkład w problematykę potrzeb

Przedmiotem zainteresowania Profesora jest przede wszystkim proces tworzenia technosfery. Tworzenia, czyli dodawania nowych przedmiotów do technosfery, zaś zagadnienia z socjosfery będącej niejako generatorem potrzeb, są na trochę dalszym planie. Nie znaczy to jednak, że są ignorowane.

Przeciwnie, Profesor bardzo uważnie podchodzi do ofert pojęciowych podsuwanych przez badaczy socjosfery. Profesor pojęciu potrzeby poświęcił sporo wnikliwej uwagi, a dbałość o precyzję pojęciową doprowadziła go do nie lada przełomu w rozumieniu problematyki potrzeb.

Takim przełomem jest wprowadzenie do nauki pojęcia antypotrzeby. Najpierw jednak warto się przyjrzeć dotychczasowemu rozumieniu pojęcia potrzeby.

Potrzeba jako stan braku - tradycyjne ujęcie

Pojęcie potrzeby w potocznym użyciu jest bardzo wieloznaczne, co skrupulatnie odnotowuje słownik W. Doroszewskiego1. W naukach społecznych w jego określeniach (psychologicznej prowieniencji) zwykle pojawia się odwołanie do odczuwanego przez dany podmiot stanu braku czegoś, co powoduje jego pewien dyskomfort. Dość typowym przykładem jest definicja pojęcia potrzeby, jaką można znaleźć w jednym z opracowań Szkoły Głównej Handlowej:

Potrzeba to odczuwany przez jednostkę stan braku czegoś, co w związku ze strukturą organizmu, indywidualnym doświadczeniem oraz miejscem jednostki w społeczeństwie jest niezbędne do utrzymania jej przy życiu, umożliwienia jej rozwoju, utrzymania określonej roli społecznej, zachowania równowagi psychicznej.2

Zwykle też w definiensie (czego w powyższym przykładzie nie ma) znajduje się wskazanie na pewną sprawczość potrzeby jako swego rodzaju pobudki czy motywacji do określonego działania, jak to np. odnaleźć można w Wikipedii:

Inaczej jest to odczuwalny brak czegoś, który powoduje, że podejmuje się działania zmierzające do likwidacji tego braku.3

Profesor Dietrych nie przejmuje bezkrytycznie takiego rozumienia pojęcia potrzeby. Proponuje własne jej ujęcie.

Potrzeba jako stan braku lub nadmiaru – nowsze ujęcie

Jak Profesor rozumie pojęcie potrzeby? Klarowną odpowiedź dają początkowe zdania podrozdzialiku 7.1 Pojęcie braku:

Świadomość” istnienia potrzeby jest wywołana „brakiem czegoś”. To coś może być „niedomiarem” lub „nadmiarem”. Zwykle brak jest pojmowany jako niedomiar rzeczy lub działań. Dopiero w naszych czasach zaczynamy dostrzegać, że nie tylko wówczas, gdy czegoś nie ma, lecz również wówczas, gdy czegoś jest za dużo, powstają „stany napięcia” utrudniające życie.[s. 136-7]

Intrygujące jest tutaj objęcie zakresem pojęcia braku zarówno pojęcia niedomiaru jak i nadmiaru. Pod względem językowym brzmi to jakby trochę nieporadnie. Profesor tłumaczy to uwagą, że jeśli np. tokarz wytoczy wałek o nieco większej (stan nadmiaru) lub nieco mniejszej średnicy (stan niedomiaru) niż to jest wymagane, to i w jednym, i drugim przypadku taki wytwór będzie potocznie nazwany brakiem. (Podobnie jak mówi się o wybrakowanych sztukach towaru – można dodać).

Taki zabieg może jednak skrywać – to tylko domysł Narratora, co należy podkreślić – polemikę z ogromną plejadą przedstawicieli nauk zajmujących się socjosferą, którzy uparcie potrzebę kojarzą z niedomiarem czegoś. A przecież jeśli mężczyzna odczuwa potrzebę wizyty u fryzjera, to chyba nie z powodu poczucia niedomiaru owłosienia na głowie, ale raczej z powodu jego nadmiaru. Nie potrzeba też geniuszu, by zauważyć to, o czym mówi stare porzekadło, iż co za dużo, to niezdrowo.

Narrator tego nie sprawdzał, ale nie jest wykluczone, że określeniem dopiero w naszych czasach zaczynamy dostrzegać …. , Profesor sygnalizuje, że to on, jako inżynier zaczął dostrzegać i dokonuje wyraźnej korekty w ujmowaniu pojęcia potrzeby, wchodząc tym samym na podwórko od dawna zagospodarowane przez liczne światowe autorytety (i ich polskich odpowiedników) w naukach społecznych. A w zakresie pojęcia potrzeby podwórko to jest stale monitorowane przez socjologów, psychologów, psychiatrów, pedagogów, politologów, ekonomistów i nie wiadomo kogo jeszcze. Chyba każda rozumna medycyna nie może się obejść bez pojęcia potrzeby.

Przesłanką takiego domysłu o pionierskości Profesora jest m.in. okoliczność, że w niezwykle starannie pod względem redakcyjnym opracowanej książce nie ma względnie mało kłopotliwego w sporządzeniu indeksu nazwisk, ale jest starannie wykonany, wymagający dużo więcej kompetentnej fatygi skorowidz w postaci indeksu terminów.

Indeks nazwisk bowiem informuje nie tylko o nazwiskach w książce obecnych, ale także o tych, które obecne w niej nie są, a według ważnych opiniodawców obecne być powinny. Taki indeks mógłby być przysłowiowym wsadzeniem kija w mrowisko polskich autorytetów i utrudnić, a może i uniemożliwić, wydanie książki. Swoim terminologicznym zabiegiem Profesor elegancko ominął ten autorytatywny monitoring, a kto mógłby się spodziewać, że przedstawiciel nauk technicznych może coś istotnie nowego powiedzieć o człowieku.

To bowiem nie koniec konceptualnych propozycji profesora Dietrycha w zakresie problematyki potrzeb.

  1. https://sjp.pwn.pl/doroszewski/potrzeba;5479178.html

  2. https://www.google.pl/search?q=DEFINICJE+POTRZEB+-+Kolegia+SGH&ie=utf-8&oe=utf-8&client=firefox-b&gfe_rd=cr&dcr=0&ei=ST5HWrHwEsuAzAXM36i4Bw

  3. https://pl.wikipedia.org/wiki/Potrzeba

    *****

[W tej części omówione zostanie pojęcie antypotrzeby jako oryginalnej propozycji prof. Dietrycha. Zwrócona będzie uwaga na niewystarczalność pojęcia potrzeby dla opisu pewnych ważnych zjawisk społecznych. Pocisk karabinowy okaże się przedmiotem zarówno potrzeby jak i antypotrzeby.]

Część IV

Antypotrzeba – przełomowe pojęcie

Prof. Dietrych pisze nie tylko o potrzebach, ale i o antypotrzebach jako o ujemnych skutkach stosowania środków technicznych:

To wszystko, co jest przeszkodą w procesie zaspokajania potrzeb, a jest wywołane stosowaniem środków technicznych, stanowi w naszym ujęciu „antypotrzebę”. [s. 239]

Profesor wyrażeniem w naszym ujęciu mówi wprost o swoim autorstwie konceptu antypotrzeby. Jest to nowe pojęcie w nauce i nie pojawia się znikąd. Profesor w zdaniu napisanym na marginesie wskazuje na jego genezę w refleksji nad problemami ekologii:

Badanie problemów ekologicznych ujawniło problem antypotrzeby. Wśród różnych elementarnych potrzeb znajduje się wiele bardzo dziwnych, których uznawanie stanowi zagadkę współczesności. [s. 239]

Profesor był związany z przemysłem górniczym, mieszkał i pracował na Śląsku więc ekologiczna inspiracja czy proweniencja pojęcia antypotrzeby nie musi dziwić.

Pojęcie antypotrzeby chyba nie zostało szerzej zauważone jako pewne pojęcie przełomowe w ujmowaniu podstawowych uwarunkowań ludzkiego życia. A czy ono jest rzeczywiście przełomowe? Jest, ale to nie jest teza Profesora. a hipoteza Narratora, którą wypada mu chociaż prowizorycznie uzasadnić.

W przypadku określonego twierdzenia, które jakoś dało się udowodnić, czy nowej teorii pozwalającej lepiej wyjaśnić lub przewidywać różne zjawiska względnie łatwo mówić o jego przełomowym dla nauki znaczeniu. Pojęcie zaś nie jest twierdzeniem, czy może więc być jakoś przełomowym odkryciem? Co może o tym świadczyć?

Po pierwsze chyba to, że wprowadzone pojęcie ujmuje coś, co przedtem może i było zauważane czy przeczuwane, ale nie dawało się precyzyjniej opisać bez wywoływania nieporozumień czy dochodzenia do sprzeczności.

Po drugie, że wprowadzane pojęcie niejako otwiera dodatkową perspektywę oglądu określonego fragmentu świata i staje się dodatkowym i efektywnym narzędziem poznawczym.

Przeczucie takiej efektywności Narrator dostrzegł w sformułowaniu Profesora o bardzo dziwnych potrzebach, których uznawanie stanowi zagadkę współczesności. Dlaczego to są dziwne potrzeby? A może ich opis i zbadanie mechanizmów ich uznawania stanowi klucz do zrozumienia różnych bolączek i problemów współczesnego świata, wśród których potężne problemy ekologiczne niekoniecznie muszą być jedynymi?

Obydwie zasygnalizowane wyżej kwestie zostaną poniżej poruszone. W przypadku pierwszej warto powrócić do problemu docelowego adresata projektowania pocisku.

Sprzeczność w identyfikacji podmiotu potrzeby

Jaki pocisk jest żołnierzowi potrzebny, aby wyeliminować swojego przeciwnika z pola walki? To nie musi być pocisk, który rozerwie przeciwnika na strzępy, jak w przypadku użycia armaty. Nie musi to być też duży pocisk z ciężkiego karabinu maszynowego, którym na polu walki tworzono swoiste zapory ogniowe. Przecież od niewielkiego pocisku z ręcznego pistoletu też można zginąć.

O czyich potrzebach tu mowa? Zabijającego czy zabijanego? Kto normalny odczuwa potrzebę bycia zabitym na polu walki? Trochę chyba zbyt wydumany może się ten problem wydawać, ale jednak z wielu powodów warto się mu przyjrzeć.

Pocisk został zaprojektowany, skonstruowany i wytworzony, był więc komuś potrzebny, był przedmiotem czyjejś potrzeby. Mówienie jednak, że był przedmiotem potrzeby zabitej ofiary jest ewidentną niedorzecznością. I tej niedorzeczności nie da się uniknąć operując tylko pojęciem potrzeby.

Nie da się uniknąć, bo w jakim rozumieniu potrzeby można mówić o pocisku w ciele ofiary? Czy jako o niedomiarze pocisków w ciele postrzelonego czy jako o nadmiarze tych pocisków? Ani w jednym, ani w drugim rozumieniu potrzeby. Jakakolwiek pozytywna odpowiedź byłaby absurdalna. W ludzkim organizmie, poza wyjątkowymi sytuacjami, nie ma w ogóle żadnych pocisków.

W takim przypadku pomocne jest pojęcie antypotrzeby. Pocisk w ciele postrzelonej osoby jest przedmiotem jej antypotrzeby.

Przedmiot antypotrzeby – takie pojęcie kłóci się z potocznym rozumieniem świata. Wypada więc trochę bliżej o tym powiedzieć.

Pocisk jako przedmiot potrzeby

Na czym dla żołnierza w sytuacji bojowej polega proces zaspokajanie potrzeby przy użyciu pocisku na polu walki? Na wyeliminowaniu przeciwnika, aby samemu nie być wyeliminowanym.

Wprawdzie walczący żołnierz nie przestaje być człowiekiem i ma także tysiąc innych potrzeb, ale tutaj koncentrujemy się wyłącznie na potrzebie ściśle związanej z pociskiem.

Dzięki czemu przykładowy żołnierz A może wyeliminować przykładowego przeciwnika P z walki? Dzięki pociskowi, którym A może trafić P. Pocisk jest więc przedmiotem potrzeby dla A.

Czy projektant pocisku uwzględnia w procesie projektowania potrzeby żołnierza A czyli adresata przedostatniego jak to zostało określone? Oczywiście! To uwzględnianie polega prede wszystkim na na tym, żeby pocisk był skuteczny, pasował do naboju, jakim żołnierz będzie dysponował na polu walki, a nabój do karabinu z którego będzie strzelał, choć to ostatnie jest już tutaj trochę dalszym zagadnieniem.

A skąd, tak na marginesie, projektant czerpie wiedzę o skuteczności pocisku? C. J. Chivers w swej reportażowej skrupulatności odnotowuje powstanie pewnej gałęzi wiedzy, którą nazwano balistyką końcową, zajmującą się ostatnią fazą lotu pocisku czyli w ludzkim ciele i skutkami dla organizmu, jaki wywołuje. Po obu stronach Atlantyku prowadzono różnorakie badania na zwierzętach czy nawet ludzkich zwłokach. Wspomniany autor dość obszernie to opisuje nie szczędząc makabrycznych szczegółów.

Pocisk jako przedmiot antypotrzeby

Żołnierz A strzela i trafia przeciwnika P. Czym dla P jest ten pocisk, który go trafił? Jest przedmiotem jego potrzeby? Skądże. Ten pocisk jest klarownym przykładem przedmiotu jego antypotrzeby. Klarownym, bo dokładnie spełnia definicyjne warunki takiego przedmiotu, jakie określił prof. Dietrych: jest przeszkodą w procesie zaspokajania potrzeb.

Na czym bowiem polega proces zaspokajania potrzeb w przypadku P? Ten proces, zgodnie z naturą walki, polega na eliminowaniu z niej żołnierzy strony A. Z chwilą jednak gdy pocisk wdarł się w ciało żołnierza P, rozrywa jego tkanki, ten nie może już dalej swych potrzeb zaspokajać. Pocisk, czyli środek techniczny, jaki zastosował A stał się przedmiotem antypotrzeby dla P, w momencie gdy wdarł się w jego ciało.

Potrzeba i antypotrzeba w jednym

Ten sam pocisk, w toczonych tu rozważaniach, jest praktycznie w tym samym momencie przedmiotem potrzeby dla żołnierza A i jednocześnie przedmiotem antypotrzeby dla żołnierza P. Czy nie ma tu jakiejś sprzeczności logicznej?

Nie ma żadnej sprzeczności. Wprawdzie przedmiot jest jeden, ale osoby dwie. Co jest dobre dla jednej, wcale nie musi być dobre dla drugiej. I to są bardzo częste przypadki w życiu społecznym. Akurat w rozpatrywanym przykładzie żołnierzy A i P mamy do czynienia z możliwością pełnej symetrii, gdyż każdy z żołnierzy mógł posiadać przedmiot potrzeby dla siebie i przedmiot antypotrzeby dla drugiego. Taka symetria nie zawsze musi być zachowana.

Pracujące na Śląsku kopalnie, huty i inne zakłady – nawiązując do sygnalizowanych przez prof. Dietrycha problemów ekologicznych - wytwarzają przedmioty potrzeb dla szeroko pojmowanego społeczeństwa. Jednak powstające przy ich produkcji uboczne i szkodliwe dla zdrowia substancje, i to w ogromnych ilościach, stanowią przedmioty antypotrzeb przede wszystkim dla mieszkającej tam ludności, choć nie tylko dla niej.

Innym przykładem może być rozwinięty na globalną skalę narkobiznes. Aż przesiąknięty jest większymi i mniejszymi problemami antypotrzeb. Trudno jednak o tej kwestii szerzej się w tym miejscu rozwodzić.

W obydwu powyższych przypadkach przedmioty potrzeb i przedmioty antypotrzeb są różne i mogą w różnym stopniu oddziaływać na różne części społeczeństwa i to często poza ich świadomością. To ostatnie spostrzeżenie jest szczególnie ważne.

Pojęcie potrzeby jest powszechnie zrozumiałe, powszechnie uświadamiane i przez to jest elementem aparatury pojęciowej powszechnie służącej racjonalnemu oglądowi i interpretacji zjawisk i procesów społecznych. Pojęcie antypotrzeby jest pojęciem nowym, ale może być niezwykle pomocne w tych racjonalnych operacjach.

Pojęcie antypotrzeby nie jest jakąś prostą odmianą czy modyfikacją pojęcia potrzeby. Te pojęcia są logicznie równorzędne w opisie świata. Wielką zasługą prof. Dietrycha jest wskazanie na ontologiczne podstawy tej równorzędności. To jest wielkie i mało jeszcze dostrzegalne w literaturze przedmiotu osiągnięcie.

Pozwala ono na daleko bardziej wnikliwe czy precyzyjne ujmowanie zjawisk i procesów społecznych aniżeli ma to miejsce w przypadku, gdy do dyspozycji jest tylko pojęcie potrzeby. Jeślli tak, to dlaczego nie jest ono w powszechnym użyciu?

*****

 

[W tej cżęści Narrator stara się pokazać teoretyczne znaczenie pojęcia antypotrzeby i stąd dość obszerna dygresja matematyczna chyba dość zrozumiała nawet dla osób mało interesujących się rozważaniami na dość wysokim poziomie abstrakcji.

Narrator sam musial się oswoić z nowym pojęciem, które w dalszych rozważaniach będzie pełniło dużą rolę. Nowe pojęcia są odkryciem czy wynalazkiem? Takie filozficzne pytanie może i Czytelnikom się nasuwać, ale Narrator pozostawia je bez odpowiedzi.]

Część V

Antypotrzeba jako pojęcie in statu nascendi

Raczej nieczęsto mamy możliwość obserwacji narodzin nowego, ale ważnego pojęcia. Czy pojęcie antypotrzeby będzie ważne, trudno zrazu rokować. Narratorowi może się tylko wydawać, że już jest i będzie ważne.

Takie intuicyjne przeczucia warto podeprzeć przykładem pojęcia ważnego, które jednak na prawo obywatelstwa w nauce i w powszechnej świadomości czekało bardzo długo.

Matematyczna analogia – liczby ujemne

Pojęcia jako utwory trudu ludzkiej myśli mają swoją historię. Często dość powikłaną i przez to ciekawą, a czasami też zaskakującą. Złożoność zjawiska pojawienia się nowego pojęcia w nauce i jego rozpowszechniania się dość dobrze ukazuje przypadek pojęcia liczb ujemnych.

Analogia ma bardzo słabą wartość dowodową, ale bywa nieoceniona w przypadkach objaśniania bardzo złożonych kwestii. Tu zaś nie chodzi o jakiś dowód, ale o ilustrację właśnie złożoności problemu.

Abstrakcja i praktyka na przykładzie

W krótkim, treściwym i z pewnym – by tak rzec – popularyzatorskim wdziękiem napisanym, artykule Zofii Cieloch Historia liczby ujemnej 1 ukazany został związek tak wysublimowanego pojęcia z praktycznymi potrzebami życia oraz społeczne opory przed szerszą jego akceptacją. Dzisiaj z pojęciem liczb ujemnych zapoznają się już dzieci w szkole. Ktoś, kto ich nie rozumie i nie potrafi się nimi posługiwać uznany być może za osobę matematycznie cokolwiek kaleką.

Zadziwiające jest jednak, jak długo trwał proces klarowania się pojęcia liczb ujemnych oraz rozpowszechnianie się ich rozumienia i stosowania w najróżniejszych operacjach myślowych w matematycznym opisywaniu świata.

Starożytni grecy doskonale się obywali się bez pojęcia liczb ujemnych. Dopiero na przełomie III i IV wieku naszej ery Diofanos z Aleksandrii poczuciowo zasygnalizował problem wspominając o liczbach „dodawanych” i „odejmowanych”. Przeczucie istnienia pewnego ważnego ogniwa w aparaturze pojęć matematycznych przez długie wieki nie zniknęło, ale bardzo powoli zbliżano się do precyzyjnego i jasnego jego objaśnienia. O sytuacji jeszcze w wiekach XVI – XVIII autorka pisze:

Podobnie jak w rozkładającym się ustroju feudalnym ścierały się siły postępowe z zachowawczymi, tak i w matematyce nowe idee niejednokrotnie napotykały na opór. Daje się to zaobserwować na historii liczb ujemnych. Terminologia towarzysząca tym liczbom: liczby fałszywe, absurdalne, fikcyjne - świadczy, że w dziedzinie matematyki stary porządek rzeczy sprzeciwiał się nowym ideom.

Dla ciekawostki, korzystając z tego artykułu warto przywołać nazwiska związane z wymienionymi przymiotnikami odnoszącymi się do liczb ujemnych. Augustianin Michael Stifel (1486-1567) nie uznaje ujemnych pierwiastków równań, a same liczby ujemne nazywa absurdalnymi. Niemal współczesny mu Geronimo Cardano (1501- 1576) jako pierwszy matematyk uznaje ujemne pierwiastki równań, choć liczby ujemne nazywa fikcyjnymi. Kartezjusz (Rene Decartes – 1596-1650) uznawał ujemne rozwiązania równań, ale liczby ujemne nazywał fałszywymi.

Jeszcze Izaak Newton w swej książce o arytmetyce (1707) mówi o wielkościach, które są dodatnie czyli większe niż nic, oraz o wielkościach ujemnych, które są mniejsze niż nic. Dopiero w XIX wieku stworzono nowoczesny system arytmetyki obejmujący zarówno liczby dodatnie jak i ujemne.

Trzeba było półtora tysiąca lat, by pojęcie liczby ujemnej na dobre zadomowiło się w matematyce i stało się powszechnie wykorzystywanym narzędziem matematycznych kalkulacji. Tak długi czas każe mówić raczej o procesie powstawania tego pojęcia niż o przełomowym fakcie. Przełom bowiem kojarzy się raczej z czymś gwałtownym, krótkim, szybkim. Istotniejsze jest tu jednak pokazanie jak jedno pojęcie może zmienić całą aparaturę pojęciową okreslonej dziedziny wiedzy i jak bardzo rzutować może na rozwój związanych z nią umiejętności.

Zanim pojawiło się pojęcie liczbu ujemnej także dokonywano bardzo skomplikowanych operacji matematycznych. Wymagała ich np. bankowość czy może w daleko większej mierze - astronomia.

Jedno wydaje się pewne: ci, którzy szybciej zrozumieli i opanowali liczby ujemne zyskali pewną przewagę nad tymi, którzy się nimi nie zainteresowali dostatecznie głęboko. Podobnie może być z pojęciem antypotrzeby.

Nowość pojęcia antypotrzeby

Może pojęcie antypotrzeby bywa już używane w jakichś specjalistycznych opracowaniach, ale trudno mówić o jego powszechniejszym użyciu.

Czytelnik może wystukać w Google hasło potrzeba, by zobaczyć wiele odnośników do różnych encyklopedii czy słowników, a dzięki Wikipedii choćby pobieżnie zorientować się w jak wielu ważnych kontekstach się ono pojawia i jak wielu poważnych analiz to pojęcie się doczekało. Podany tam przykład piramidy klasyfikacji potrzeb Maslowa może być tego sztandarowym przykładem, podobnie jak inne sygnalizowane w objaśnieniach tego hasla konstrukcje teoretyczne.

W przypadku hasła antypotrzeba takiego bogactwa nie ma. Owszem, pojawią się odnośniki w samym tytule sygnalizujące jakieś artystyczne eventy czy przypadkowe zestawienia słów, pojawi się gdzieś w dalszej kolejności odnośnik do Systemu i konstrukcji czy też sporadycznie do opracowań, w których termin antypotrzeba użyty zostanie w okazjonalnym, domyślnym kontekstowo intuicyjnym rozumieniu.

Ujęcie pojęcia antypotrzeby jako równorzędnego treściowo pojęciu potrzeby liczy sobie już trzydzieści lat, a o powszechności rozumienia pierwszego raczej trudno więc mówić. Różne mogą być tego powody, ale z pewnościa nie jest to okoliczność zniechęcająca do skorzystania z nowego pojęcia w rozwiązywaniu rożnych problemów.

  1. http://www.psp5.kluczbork.pl/archiwum/publik%20zc/histliczuj.htm

    *****

Część VI

Czy pojęcie antypotrzeby jest bardzo przydatne?

Z faktu wprowadzenia przez kogoś nowego pojęcia dla opisu pewnych zjawisk nie wynika, że może być ono szerzej przydatne. Narrator był może pierwszym, który próbował wykazać, że właściwie bez tego pojęcia trudno mówić o potrzebie w kontekście projektowania karabinowego pocisku bez unikania absurdu.

Mowa jest jednak o bardzo specyficznym przypadku, co niekoniecznie usprawiedliwia przypisywanie nowemu pojęciu jakiegoś przełomowego znaczenia. O tym świadczyć może szereg innych przykładów, ale także, a może jeszcze lepiej, przydatność do pewnej modyfikacji czy usprawnienie siatki pojęciowej służącej opisowi określonych obiektów technosfery, w jakiej musi żyć człowiek.

Takim usprawnieniem mogą być przymiotniki antywitalny i prowitalny, których projektujące objaśnienie dokonane zostanie przez Narratora dzięki odróżnieniu potrzeby i antypotrzeby.

Mieszkanie jako układ antropo- i socjotechniczny

Człowiek żyje w świecie przedmiotów, które sam wytworzył, z których korzysta, ale które oddziaływują również na niego. Profesor Dietrych wskazuje na dwa ciekawe pojęcia eksponujące to wzajemne oddziaływanie: układ antropotechniczny oraz układ socjotechniczny.[s. 48]

Jako przykład układu anropotechnicznego, w której ludzkim członem jest tylko jednostka, Profesor wskazuje na samego siebie siedzącego i używającego maszyny do pisania. Między nim a maszyną zachodzą pewne fizyczne oddziaływania. Za obszerniejszy zaś po stronie przedmiotów układ antrpotechniczny uznaje całe pomieszczenie w którym się znajduje wraz z całym jego wyposażeniem.

Układ socjotechniczny odnosi się do przypadków, gdy człon ludzki układu stanowi nie jednostka, ale jakaś grupa czy zbiorowość społeczna. Jako przykłady układów socjotechnicznych Profesor wskazuje na gospodarstwa rolne, kopalnie, huty, wytwórnie czy miejsca poświęcone wyłącznie zbiorowej pracy umysłowej. Można się domyślać, że pod ostatnim określeniem kryją się np. szkoły czy uczelnie.

W innym miejscu wysokościowiec mieszkalny Profesor daje za przykład megaukładu, w który dudnienie windy stanowi antypotrzebę. Winda jako środek komunikacji pionowej stanowi przedmiot potrzeby, ale poprzez uboczne skutki jej działania jest jednocześnie generatorem czynników antypotrzeby. Ludzie w mieszkaniach nie są wstanie uwolnić się od tego dudnienia.

Mieszkania są ludziom potrzebne, są przedmiotem potrzeb. Czy jednak zawsze w jednakowym stopniu zaspokajają potrzeby ich lokatorów? Czy przypadkiem nie są też środowiskiem przedmiotów czy oddziaływań antypotrzeb?

Do stopnia zaspokajania potrzeb przez określone przedmioty odnoszą się przymiotniki antywitalny i prowitalny. Ne ma ich w książce profesora Dietrychą, są one propozycją Narratora. Profesor nie pisze bowiem o budownictwie mieszkaniowym, ale o podstawach metodologii projektowania. Korzystanie z jej ogólnych zasad wymaga już pewnego uszczegółowienia stosownie do przedmiotu zainteresowania.

Wspomniane tu przymiotniki zostały zasygnalizowane bardzo powirzchownie, co pozwala tylko na ich intuicyjne rozumienie. Czy konieczne było przy tym odwoływanie się do pojęcia antypotrzeby? Takie uzasadnianie jego użyteczności może wydawać się dość wątpliwe. Bardziej zasadne okaże się przy bliższym ich omówieniu i wykorzystaniu wprowadzonych przymiotników dla bardziej szczegółowej identyfikacji potrzeb mieszkaniowych.

Przymiotnik prowitalny pojawił się już w pytaniu przewodnim niniejszych artykułów więc wypada choć wstępnie zasygnalizować, że nie jest on przypadkowy. Przydatność pojęcia antypotrzeby będzie też ukazana przy omawianiu innych kwestii, ale to już problem do innych artykułów.

Część VII

Uwagi końcowe

Czytelnik zechce zauważyć, że pojęcie panelu medialnego jest dość bliskie wyjściowemu pojęciu panelu, którego objaśnienie zaczerpnięte zostało z Wikipedii. Panelowych składników doszukać się można w bardzo wielu inicjatywach wykorzystujących środki elektronicznego przekazu i odwołujących się do dość naturalnych potrzeb wyrażania swoich opinii przez odbiorców na określony temat. Komu i czemu jednak takie inicjtywy służą? To nie zawsze jest czytelne.

Wprowadzone pojęcie panelu medialnego ma właśnie ułatwić odbiorcom orientację w tym, czemu ma służyć inicjatywa i jaka jest rola jej potencjalnych uczestników. Ułatwia po prostu zadawanie pytań sobie i innym osobom.

Aby wyrazić swoje zainteresowanie postulowaną tu tematyką i - tym samym - stać się uczestnikiem bardzo merytorycznie ukierunkowanego panelu medialnego Czytelnik nie musi podawać swego imienia i nazwiska, ani innych danych personalnych. Przy rejestracji wystarczy podać swój email oraz obrać login i hasło. Włączenie się do panelu poprzez portal eioba nie jest więc zbyt kłopotliwe.

30 grudnia 2017

                                                             Czytelnikom: DO SIEGO ROKU!

                                                                                                                Edward M. Szymański