JustPaste.it

Jezus ewangelizuje czynem

Ci, którzy chcą mówić o sobie jako o doskonałych i którzy z pewnością zgorszyli się, widząc Mnie pracującego piłą i młotkiem.

Ci, którzy chcą mówić o sobie jako o doskonałych i którzy z pewnością zgorszyli się, widząc Mnie pracującego piłą i młotkiem.

 

Poszedłem do Korozain, żeby głosić miłość czynem.»

«Miłość – czynem? Co to oznacza?» – pyta wielu.

«W Korozain jest wdowa z pięciorgiem dzieci i chorą staruszką. Mąż umarł nagle przy warsztacie, zostawiając po sobie nędzę i nie skończone prace. Korozain nie potrafiło znaleźć odrobiny litości dla tej nieszczęśliwej rodziny. Poszedłem więc skończyć prace i...»

Powstaje straszliwe zamieszanie. Ten pyta, tamten protestuje, inny zrzędzi na Mateusza, że na to pozwolił, ktoś podziwia, ktoś krytykuje. Jednakże krytykujący i protestujący stanowią większość. Jezus czeka, aż nawałnica minie – tak jak się wznieciła – i mówi, żeby dać odpowiedź:

«I powrócę tam pojutrze i będę tak czynił, aż skończę. I chcę mieć nadzieję, że przynajmniej wy zrozumiecie. Korozain jest jak zamknięte ziarno, pozbawione kiełka. Obyście wy, przynajmniej wy, byli ziarnami, posiadającymi kiełek. Chłopcze, podaj Mi orzech, który dostałeś od Szymona, i posłuchaj Mnie, ty także.

Widzicie ten orzech? Biorę go, ponieważ nie mam innych nasion pod ręką, ale żeby pojąć przypowieść pomyślcie o nasionach sosen lub palm, o nasionach najtwardszych, na przykład – drzew oliwnych. Są zamkniętymi szkatułkami bez szczelin, bardzo twardymi, jakby ze spoistego drewna. Wydają się magicznymi szkatułami, które jedynie gwałtowna siła może otworzyć. A przecież, jeżeli jedno z nich spadnie na ziemię – choćby tylko na powierzchnię ziemi – a przechodzień, stąpając po nim, zakopie je akurat w takim stopniu, żeby się usadowiło w ziemi, co się dzieje? Otóż opancerzona szkatułka otwiera się i wypuszcza korzenie i listki. Jak to robi sama? My musimy bić mocno młotkiem, żeby poradzić sobie [z jej rozbiciem], a tu tymczasem – o własnych siłach, bez uderzeń – skorupa się otwiera. Czyżby to ziarno było magiczne? Nie. Ono ma we wnętrzu miąższ. O, to coś słabego w porównaniu z twardą łupiną! A przecież odżywia on coś jeszcze mniejszego: kiełek. I to on staje się dźwignią, która forsuje, otwiera i wydaje roślinę z korzeniami i liśćmi. Spróbujcie włożyć do ziemi orzechy, a potem czekajcie. Ujrzycie, że niektóre wykiełkują, inne – nie. Wyjmijcie te, które nie wyrosły, otwórzcie je przy pomocy młotka, a ujrzycie, że to łupiny puste. Skorupy zatem nie otwierają się z powodu wilgoci gleby i ciepła. Lecz to miąższ – a raczej dusza miąższu: kiełek – pęczniejąc, spełnia rolę dźwigni i otwiera [łupinę].

Oto przypowieść. Zastosujmy ją do nas.

Cóż uczyniłem, czego czynić nie należało? Czyżbyśmy więc jeszcze tak mało się rozumieli, że nie pojmujecie, iż obłuda jest grzechem, a słowo – tylko wiatrem, jeśli czyn nie nadaje mu mocy? Cóż zawsze wam powtarzałem? “Miłujcie się wzajemnie. Miłość to przykazanie i tajemnica chwały”. A Ja, który nauczam, mam być pozbawiony miłości? [Miałbym] dawać wam przykład nauczyciela - kłamcy? Nie, nigdy!

O, Moi przyjaciele. Nasze ciało to twardy orzech. W tym twardym orzechu jest zamknięty miąższ: dusza. W niej zaś znajduje się złożony przeze Mnie kiełek. Jest on uczyniony z różnorodnych składników, lecz głównym jest miłość. To ona spełnia zadanie dźwigni dla otwarcia łupiny i uwolnienia ducha z ucisków materii, jednocząc go z Bogiem, który jest Miłością. Miłości nie [okazuje się] samymi tylko słowami i pieniędzmi. Miłuje się samą miłością. I niech to wam się nie wyda grą słów. Ja nie miałem pieniędzy, a słowa nie wystarczały w tym wypadku. Było tam siedem osób na skraju głodu i trwogi. Rozpacz wysuwała swe czarne pazury, żeby pochwycić i zatopić. Ludzie w obliczu tego nieszczęścia oddalili się, twardzi i egoistyczni. Wydawali się nie rozumieć słów Nauczyciela. Nauczyciel ewangelizował za pomocą dzieł. Byłem zdolny i wolny, aby to uczynić. Miałem też obowiązek kochać, za wszystkich ludzi, tych nieszczęsnych, których świat nie miłuje. To wszystko właśnie uczyniłem. Czy jeszcze możecie Mnie krytykować? A może to Ja powinienem was krytykować w obecności ucznia, który nie zgorszył się i poszedł tam, gdzie były trociny i wióry, żeby nie opuścić Nauczyciela? Jestem tego pewien, że bardziej przekonał się do Mnie, bo widział Mnie pochylonego nad drewnem, niż gdyby Mnie zobaczył na tronie. [Miałbym robić wam wymówki] w obecności dziecka, które poznało, kim jestem, pomimo swej niewiedzy, przytłoczenia nieszczęściem i absolutnego braku wiedzy o tym, kim rzeczywiście jest Mesjasz?

Nic nie mówicie? Nie zadręczajcie się jednak, kiedy podnoszę głos, żeby wyprostować zbłąkane myśli. Czynię to z miłości. Włóżcie jednak w siebie ziarno, które uświęca i które otwiera [łupinę] orzecha, w przeciwnym bowiem razie staniecie się istotami bezużytecznymi. To, co Ja robię, i wy powinniście być gotowi czynić. Z miłości do bliźniego, aby doprowadzić duszę do Boga, żadna praca nie powinna wam ciążyć. Praca, jakakolwiek by nie była, nigdy nie jest upokarzająca. Upokarzające są działania nikczemne, fałsz, kłamliwe doniesienia, zatwardziałość, czyny niesprawiedliwe, lichwa, oszczerstwa, rozwiązłość.

To właśnie dręczy człowieka. A jednak czynią to bez zawstydzenia się nawet ci, którzy chcą mówić o sobie jako o doskonałych i którzy z pewnością zgorszyli się, widząc Mnie pracującego piłą i młotkiem. O! Och! Młotek! Ten pogardzany młotek – kiedy służy do wbijania gwoździ do drewna dla wykonania przedmiotu mogącego zapewnić pokarm sierotom – jakże staje się szlachetny! Młotek nie mający w sobie nic szlachetnego – kiedy jest w Moich rękach, używany dla świętego celu – nie będzie już nieszlachetny. Jakże będą go chcieli posiadać wszyscy ci, którzy teraz gotowi są krzyczeć, zgorszeni z jego powodu!

O! Człowieku, stworzenie, któreś powinno być światłem i prawdą, jaką jesteś ciemnością i kłamstwem! Wy jednak, przynajmniej wy pojmijcie, czym jest Dobro, czym jest Miłość i czym – Posłuszeństwo! Zaprawdę powiadam wam, że wielu jest faryzeuszy i nie brak ich pośród tych, którzy Mnie otaczają...»

«Nie, Nauczycielu. Nie mów tak! My... to dlatego, że Cię kochamy, nie chcemy pewnych rzeczy!...»

«To dlatego, że jeszcze nic nie zrozumieliście. Mówiłem wam już o Wierze i o Nadziei. Sądziłem, że nie potrzeba nowego pouczenia o Miłości, gdyż tak ją wydzielam, że powinniście nią być przesyceni. Tymczasem widzę, że znacie ją tylko z nazwy, nie rozumiejąc jej natury ani formy. W taki sam sposób znacie księżyc.

[por. Mt 11,28-30]

Czy pamiętacie dzień, kiedy mówiłem wam, że Nadzieja jest jak poprzeczne ramię słodkiego jarzma, które podtrzymuje Wiarę i Miłość, i że ona jest szubienicą ludzkości i tronem zbawienia? Tak? Ale nie zrozumieliście Moich słów. Dlaczego nie prosiliście Mnie o ich wyjaśnienie? Daję wam je. To jarzmo, gdyż ono zmusza człowieka do uniżenia swej głupiej pychy pod ciężarem prawd wiecznych – to szubienica dla tej pychy. Człowiek, który pokłada ufność w Bogu, swym Zbawcy, z konieczności upokarza swą pychę, która chciałaby jego samego ogłosić “bogiem”. Uznaje, że on jest niczym, a Bóg – wszystkim; że on - człowiek jest prochem, który przemija, a Bóg jest wiecznością, która podnosi proch do najwyższego poziomu, dając mu nagrodę wieczną. Człowiek przybija się do świętego krzyża, żeby osiągnąć Życie. Jest przybity przez płomienie Wiary, Miłości, a ku Niebu wznosi go Nadzieja, która znajduje się pomiędzy tymi dwiema [cnotami]. Zapamiętajcie to pouczenie: gdy brak Miłości, tron jest bez światła, a ciało, nie przybite z jednej strony, chyli się w kierunku błota, gdyż nie widzi już Nieba. I tak unicestwia się zbawcze działanie Nadziei, i dochodzi do tego, że bezowocną staje się sama Wiara, gdyż oderwanie od dwóch z trzech cnót teologalnych powoduje, że wpada się w osłabienie i śmiertelny chłód.

Nie odrzucajcie Boga, nawet w najmniejszych sprawach. Odrzucaniem zaś Boga jest odmawianie pomocy bliźniemu z powodu pogańskiej pychy.

Moja Doktryna jest jarzmem, które sprawia, że grzeszna ludzkość zgina się. Ona jest młotem, który kruszy twardą łupinę, żeby z niej uwolnić ducha. To jarzmo i młot, tak. Kto jednak ją przyjmuje, ten nie odczuwa zmęczenia, wywoływanego przez inne ludzkie doktryny i wszelkie inne ludzkie rzeczy. Kto pozwala w siebie uderzać, ten nie odczuwa bólu rozkruszania jego ludzkiego ja, lecz doznaje uczucia uwalniania. Dlaczego usiłujecie się od tego uwolnić, żeby to zastąpić przez wszystko, co jest ołowiem i bólem? Wszyscy macie swoje bóle i utrapienia. Cała ludzkość przeżywa boleści i trudności, które czasem przewyższają siły ludzkie, począwszy od dziecka aż po starca. Ten [chłopiec] już niesie na swych małych ramionach wielkie brzemię, sprawiające, że się [pod nim] ugina, a jego wargi pozbawia dziecięcego uśmiechu, a jego umysł – beztroski. [Starzec zaś] chyli się ku grobowi ze wszystkimi swymi upadłymi złudzeniami i trudami oraz z ciężarem i zranieniami swego długiego życia. Jednak w Mojej Nauce i w Mojej Wierze znajduje się ulga dla przygniecionych tymi ciężarami. To dlatego nazywa się ją “Dobrą Nowiną”. Kto ją przyjmie i kto jej słucha, będzie błogosławiony już na tej ziemi, gdyż ulgę przyniesie mu Bóg oraz Cnoty, dzięki którym jego droga będzie łatwiejsza i bardziej świetlista. One będą jak kochające siostry, które – trzymając go za rękę, z zapalonymi lampami – oświetlą mu drogę i życie. Będą mu wyśpiewywać wieczne obietnice Boga aż do chwili, w której człowiek przebudzi się w Raju, zostawiając zmęczone ciało, upadłe w spokoju na ziemię.

O, ludzie, dlaczego chcecie być zmęczeni, zrozpaczeni, utrudzeni, zniechęceni, przygnębieni, skoro możecie być odciążeni i pocieszeni? Dlaczego i wy, Moi apostołowie, chcecie odczuwać zmęczenie misją, jej trudność, jej surowość, gdy tymczasem – posiadając ufność dziecka – moglibyście mieć tylko radosną gorliwość, promienną łatwość dla wypełnienia [misji]? Zrozumielibyście i odczuli, że ona jest surowa jedynie dla zatwardziałych, nie znających Boga. Dla tych zaś, którzy są Mu wierni, jest jak matka, która podtrzymuje w drodze, wskazując niepewnym stopom swego dziecka kamienie i ciernie, gniazda węży i rowy, aby je poznało i nie zginęło w nich.

W tej chwili jesteście zmartwieni. Wasze przygnębienie miało na początku [powód] niezbyt chlubny! Najpierw bowiem przygnębiła was Moja pokora, [którą uznaliście] za zbrodnię wobec Mnie samego. Potem zmartwiliście się, gdyż zrozumieliście, że Mnie zasmuciliście i że przez to daleko wam jeszcze do doskonałości. Jednak [tylko] u niewielu z was to zmartwienie nie łączy się z pychą. Pychę rani stwierdzenie, że jeszcze jesteście niczym, gdy tymczasem – z powodu pychy – chcielibyście być doskonałymi. Niech będzie w was tylko pokora chętna do przyjęcia wyrzutu oraz uznania, że się myliliście. Przyrzeknijcie sobie w sercach chęć [zdobycia] doskonałości dla celu ponadludzkiego. A potem przyjdźcie do Mnie. Ja was poprawiam, lecz rozumiem was i współczuję wam.

Przyjdźcie do Mnie, wy, apostołowie! Przyjdźcie do Mnie, wy wszyscy, ludzie, którzy cierpicie z powodu boleści materialnych, boleści moralnych, boleści duchowych! Te ostatnie są doznawanym przez was bólem, że nie potrafiliście uświęcić się tak, jak chcieliście, z miłości do Boga, pilnie, bez powracania do Zła. Droga uświęcenia jest długa i tajemnicza. Czasem przemierzana jest bez świadomości podróżującego, który porusza się w ciemnościach, ze smakiem trucizny w ustach, i sądzi, że nie posuwa się naprzód i nie pije niebiańskiego napoju. Nie wie on, że i ta ślepota duchowa to też element doskonałości.

Błogosławieni ci, trzykroć błogosławieni, którzy posuwają się nadal naprzód, choć nie cieszą się światłem i słodyczami; którzy nie przestają [iść], chociaż nic nie widzą i nie słyszą; którzy nie zatrzymują się, mówiąc: “Nie pójdę naprzód, dopóki Bóg nie udzieli mi Swoich rozkoszy.” Powiadam wam: najciemniejsza droga stanie się nagle bardzo jasna i ukaże niebiańskie krajobrazy. Trucizna – po odebraniu smaku wszelkim rzeczom ludzkim – zamieni się w słodycz Raju dla tych odważnych, którzy powiedzą zaskoczeni: “Jak to? Dlaczego dla mnie taka słodycz i taka radość?” To dlatego, że wytrwali. Bóg sprawi, że już na tej ziemi będą się radować tym, co jest w Niebie.

Aby wytrwać, przyjdźcie do Mnie, wy, którzy jesteście zmęczeni i utrudzeni; wy, apostołowie, i wy, wszyscy ludzie, którzy szukacie Boga, którzy płaczecie z powodu bólu spotykanego przez was na ziemi, wyczerpującego was w samotności. Ja was pokrzepię. Weźcie Moje jarzmo. To nie jest brzemię. To podpora. Przyjmijcie Moją Naukę, jakby to była umiłowana małżonka. Naśladujcie waszego Nauczyciela, który nie ogranicza się do wychwalania jej, lecz wykonuje to, czego naucza. Uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem. Znajdziecie odpoczynek dla waszych dusz, gdyż łagodność i pokora zapewniają królestwo na ziemi i w Niebie. Już wam powiedziałem, że prawdziwi zwycięzcy pośród ludzi to ci, którzy zdobywają je miłością, a miłość zawsze jest łagodna i pokorna. Nigdy nie dam wam do wykonania czegoś, co przekraczałoby wasze siły, gdyż kocham was i chcę was mieć ze Mną w Moim Królestwie. Weźcie więc Mój znak oraz Moją szatę. Starajcie się upodobnić do Mnie i być takimi, jak was uczę przez Moją Naukę. Nie lękajcie się, gdyż Moje jarzmo jest słodkie i jego ciężar lekki, nieskończenie zaś potężna jest chwała, jaką będziecie się cieszyć, jeśli pozostaniecie wierni. Nieskończona i wieczna...

Teraz was opuszczam. Idę z chłopcem nad jezioro. Znajdzie przyjaciół... Potem połamiemy się razem chlebem. Chodź, Józefie. Przedstawię ci dzieci, które Mnie kochają.»