JustPaste.it

Umrzeć dla świata, by narodzić się dla wieczności

Rozważcie też: na cóż się przyda człowiekowi zyskanie całego świata, jeśli następnie utraci swą duszę?

Rozważcie też: na cóż się przyda człowiekowi zyskanie całego świata, jeśli następnie utraci swą duszę?

 

34. JEZUS PO RAZ PIERWSZY ZAPOWIADA SWĄ MĘKĘ I GANI PIOTRA

Napisane 30 listopada 1945. A, 7146-7164

Jezus opuścił Cezareę Filipową zapewne przy pierwszym brzasku jutrzenki, bo teraz miasto ze swymi górami jest już daleko. Wokół roztacza się znowu równina. Jezus podąża w stronę jeziora Meron, a potem – w kierunku Genezaret. Ma ze Sobą wszystkich apostołów i uczniów, którzy byli w Cezarei. Przemarsz tak licznej grupy nikogo nie dziwi, ponieważ już spotyka się innych, kierujących się ku Jerozolimie. To karawany Izraelitów lub prozelitów, przybywających ze wszystkich krańców Diaspory. Pragną oni pozostać przez jakiś czas w Świętym Mieście, żeby posłuchać rabinów i oddychać nieco dłużej powietrzem Świątyni.

Idą szybko naprzód. Słońce jest już wysoko na horyzoncie, ale jeszcze nie utrudnia [marszu], gdyż jest to słońce wiosenne. Igra z nowymi liśćmi i ukwieconymi konarami; sprawia, że rodzą się kwiaty, kwiaty, kwiaty... Wszędzie. Równina poprzedzająca jezioro jest jednym kwietnym kobiercem. Kiedy się zwracają w stronę otaczających ją wzgórz, widzą, że są one pokryte białymi kępami, lekko różowymi lub rzeczywiście różowymi, lub tak intensywnie różowymi, że niemal – czerwonymi. [To kępy] rozmaitych drzew owocowych. Przechodząc blisko rzadkich wiejskich domów lub w pobliżu kuźni – umiejscowionych tu i tam, przy drodze – cieszą się pierwszymi krzewami róż kwitnącymi w ogrodach, wzdłuż żywopłotów albo przy murach domów.

«Ogrody Joanny muszą być całe w kwiatach» – zauważa Szymon Zelota.

Jakub, syn Alfeusza, [mówi na to:]

«Ogród w Nazarecie też musi wyglądać jak kosz pełen kwiatów. Maryja jest jak słodka pszczoła. Przechodzi od jednego krzewu róż do drugiego, a od nich – do jaśminów. Nie będą już zwlekać z rozkwitnięciem. Od nich [idzie] do lilii, których pączki już się ukazują na łodygach. Zerwie gałązkę migdałowca. Zawsze to czyni. [Zerwie] też i gałąź z gruszy lub granatowca. Wkłada je do wazy w Swym małym pokoiku. Kiedy byliśmy dziećmi, pytaliśmy Ją co roku: “Dlaczego trzymasz gałąź drzew owocowych, a nie wkładasz [do wazy] na przykład róż?” Ona odpowiadała: “Bo na ich płatkach widzę wypisany nakaz, który przyszedł od Boga. Dzięki nim czuję więc czysty zapach niebiańskiego powiewu.” Pamiętasz, Judo?» – pyta brata Jakub.

«Tak, pamiętam. I przypominam też sobie, jak – nawet gdy już stałem się mężczyzną – czekałem z niecierpliwością na wiosnę, żeby ujrzeć Maryję, która chodzi po Swym ogrodzie w obłokach z drzew w kwiatach i pomiędzy rzędami pierwszych róż. Nigdy nie widziałem nic piękniejszego od tej wiecznej Dziewczynki, która przemykała się pośród kwiatów, otoczona wzlatującymi w górę gołębiami...»

«O! Chodźmy Ją szybko zobaczyć, Panie! Żebym i ja mógł to ujrzeć!» – prosi usilnie Tomasz.

«Musimy więc przyspieszyć kroku i nie spać zbyt długo w nocy, żeby na czas dotrzeć do Nazaretu» – odpowiada Jezus.

«Zrobisz mi tę radość?» [– pyta Tomasz]

«Tak, Tomaszu. Pójdziemy wszyscy do Betsaidy, a potem do Kafarnaum i tam się rozdzielimy. My popłyniemy łodzią do Tyberiady, a stamtąd [udamy się] do Nazaretu. Dzięki temu wszyscy, z wyjątkiem Judejczyków, weźmiemy lżejsze ubrania. Zima się skończyła.»

«Tak [– odzywa się Jan. –] Pójdziemy powiedzieć tej Gołąbce: “Powstań szybko, o moja umiłowana, i pójdź, bo zima się skończyła, deszcz już ustał. Na ziemi są kwiaty... Powstań, o przyjaciółko moja. Pójdź, gołąbko, która przebywasz w ukryciu, ukaż Swe oblicze i daj mi słyszeć Twój głos”.»

«Brawo, Janie! Wyglądasz jak zakochany, który wyśpiewuje pieśń swojej pięknej!» – woła Piotr.

«Jestem nim. Jestem [zakochany] w Maryi. Nie ma innej niewiasty, która budzi moją miłość. Jest tylko Maryja. Kocham Ją całym sobą» [– odpowiada Jan.]

«Ja też to powiedziałem przed miesiącem. Prawda, Panie?» – odzywa się Tomasz.

Mateusz mówi: «Sądzę, że wszyscy się w Niej zakochaliśmy. To miłość tak wzniosła, tak niebiańska!... Taka, jaką tylko ta Niewiasta może wzniecić. I dusza kocha w pełni Jej duszę... Duch kocha i podziwia Jej umysł. Oko podziwia i zachwyca się Jej czystym wdziękiem. Wywołuje on niezmącone uczucie – takie, jakiego [doświadcza się] oglądając kwiaty... Maryja, Piękność ziemi i - tak sądzę – Piękność Niebios...»

«To prawda! To prawda! – mówi Filip – Wszyscy widzimy w Maryi to, co jest najsłodszego w niewieście. Czyste dziecko, a zarazem najsłodszą matkę. I nie wiadomo, czy kochamy Ją za ten pierwszy czy za ten drugi wdzięk...»

«Kochamy Ją, bo to jest po prostu “Maryja”!» – wyrokuje Piotr.

Jezus słyszał ich rozmowę i mówi:

«Wszyscy dobrze mówiliście. Piotr bardzo dobrze powiedział. Kochamy Maryję za to, że jest “Maryją”. Mówiłem wam w drodze do Cezarei, że jedynie ci, którzy połączą z doskonałą wiarą miłość doskonałą, dojdą do poznania prawdziwego znaczenia słów: “Jezus, Chrystus, Słowo, Syn Boga i Syn Człowieczy”. A teraz mówię wam, że jest również inne imię o wielkim znaczeniu. To imię Mojej Matki. Jedynie ci, którzy połączą wiarę doskonałą z doskonałą miłością, dojdą do poznania prawdziwego sensu imienia “Maryi”, Matki Syna Bożego. A w budzącej lęk godzinie męki prawdziwy sens zacznie się ukazywać jasno tym, którzy prawdziwie wierzą i prawdziwie kochają. Rodzicielka zostanie wtedy udręczona wraz z Tym, którego zrodziła. Odkupicielka odkupi wraz z Odkupicielem, na oczach całego świata i na wieki wieków.»

«Kiedy?» – dopytuje się Bartłomiej.

Zatrzymali się na brzegach wielkiego strumienia i wielu uczniów zaspokaja pragnienie. Jezus korzysta z okazji i mówi wymijająco:

«Zatrzymajmy się tu, żeby się podzielić chlebem. Słońce jest w zenicie. Dziś wieczorem będziemy nad jeziorem Meron i skrócimy sobie drogę [płynąc] małymi łodziami...»

Wszyscy siadają na trawie delikatnej i rozgrzanej przez słońce, na brzegach strumienia. Jan mówi:

«Szkoda niszczyć te miłe małe kwiatki. Wyglądają jak kawałeczki nieba, które tutaj upadły na trawę...»

Są tu całe setki niezapominajek.

«Jutro odrodzą się, jeszcze piękniejsze – pociesza swego brata Jakub – Rozkwitły, aby na skibach ziemi przygotować salę na ucztę swemu Panu...»

Jezus błogosławi i ofiarowuje jedzenie. Wszyscy radośnie rozpoczynają posiłek. Uczniowie jak słoneczniki spoglądają w stronę Jezusa, który siedzi pośrodku Swoich apostołów. Posiłek szybko się kończy. Przyprawą była dla niego pogoda ducha i czysta woda. Ponieważ Jezus siedzi, nikt się nie rusza z miejsca. Uczniowie podchodzą, żeby słyszeć, o czym mówi Jezus, któremu apostołowie stawiają pytania. A pytają Go raz jeszcze o to, co powiedział przedtem o Swojej Matce.

«Tak. Być Moją Matką według ciała to już byłoby czymś wielkim. Pomyślcie tylko, pamiętamy o Annie, małżonce Elkany, gdyż była matką proroka Samuela. On zaś był tylko prorokiem. Wspomina się jednak jego matkę, bo go zrodziła. A zatem wspomnieniom o Maryi będą towarzyszyć największe pochwały. Ona bowiem wydała na świat Jezusa Zbawiciela. To jednak będzie niewiele w porównaniu z tym, czego Bóg wymaga od Niej dla dopełnienia miary wyznaczonej dla odkupienia świata. Maryja nie zawiedzie Bożego pragnienia. Ona nigdy Go nie zawiodła. Począwszy od Jej [odpowiedzi] na prośbę o całkowitą miłość aż po całkowitą ofiarę... Ona zawsze dawała Siebie i będzie dawać. Kiedy zaś dopełni największej ofiary - wraz ze Mną, dla Mnie i dla świata - wtedy prawdziwi wierni i autentycznie kochający pojmą rzeczywiste znaczenie Jej Imienia. I przez wszystkie wieki będzie udzielane poznanie tego każdemu prawdziwemu wiernemu, każdemu prawdziwie kochającemu. [Poznają] imię Wielkiej Matki, świętej Karmicielki, która przez wieki wieków będzie karmiła dzieci Chrystusa Swymi łzami, żeby dorosły do Życia Wiecznego...»

«Łzami, Panie? – odzywa się Iskariota – Twoja Matka musi płakać?»

«Każda matka płacze, a Moja będzie płakać więcej od każdej innej» [– odpowiada mu Jezus.]

«Ale dlaczego? [– dopytuje się dalej Iskariota –] Ja robiłem rzeczy, z powodu których moja matka płakała, bo nie zawsze byłem dobrym synem. Ale Ty? Ty nigdy nie zadasz bólu Swej Matce.»

«Nie. Rzeczywiście nie zadam Jej bólu jako Syn, lecz wywołam wiele Jej cierpień jako Odkupiciel. Dwie są przyczyny nie kończących się łez Mojej Matki: Ja z powodu zbawienia Ludzkości i Ludzkość z powodu jej stałego grzechu. Każdy człowiek, który żył, żyje lub będzie żył, wywoła łzy Maryi.»

«Ale dlaczego?» – pyta zaskoczony Jakub, syn Zebedeusza.

«Bo każdy człowiek przyczynia się do Moich udręk dla jego odkupienia.»

«Ale jak możesz to mówić o tych, którzy pomarli, lub o tych, którzy jeszcze się nie narodzili? Zadadzą Ci cierpienie ludzie żyjący: uczeni, faryzeusze, saduceusze, przez swe oskarżenia, zazdrość, złośliwość, ale nic więcej» - stwierdza stanowczo Bartłomiej.

«Nawet Jan Chrzciciel został zabity... i to nie jest jedyny prorok w Izraelu, którego zabito, ani jedyny kapłan wiecznego Słowa, który został zabity, gdyż był źle widziany przez ludzi nieposłusznych Bogu» [– zauważa Jezus.]

«Ale Ty... Ty jesteś kimś więcej niż prorokiem i kimś więcej niż sam Chrzciciel, Twój Poprzednik. Jesteś Słowem Boga. Ręka Izraela nie podniesie się przeciw Tobie» – mówi Juda Tadeusz.

«Tak sądzisz, Mój bracie? Jesteś w błędzie» – odpowiada mu Jezus.

«Nie. To nie może być! To nie może się stać! Bóg na to nie pozwoli! To znaczyłoby upokorzyć na zawsze Jego Chrystusa!» – Juda Tadeusz jest tak wzburzony, że aż wstaje.

Jezus idzie w ślad za nim i patrzy uważnie na jego pobladłe oblicze, na jego szczere oczy. Mówi powoli: «A jednak tak się stanie.»

I opuszcza prawe ramię, które trzymał wzniesione, jakby do przysięgi. Wszyscy wstają i tłoczą się jeszcze bardziej wokół Jezusa. To wieniec twarzy zasmuconych, lecz wciąż niedowierzających. Szepty przebiegają przez grupę:

«Z pewnością... Gdyby tak się stało... Tadeusz miałby rację...»

«To, co się stało z Chrzcicielem, jest złem. Jednak to wywyższyło tego człowieka, bohaterskiego aż do końca. Gdyby jednak to stało się z Chrystusem, zostałby umniejszony» [– mówi ktoś.]

«Chrystus może być prześladowany, nie może jednak zostać poniżony» [– stwierdzają inni.]

«Boże namaszczenie jest nad Nim» [– mówi ktoś.]

«Kto by jeszcze wierzył, gdyby ujrzał Cię zdanego na łaskę ludzi?»

«My na to nie pozwolimy!» [– wołają.]

Milczy jedynie Jakub, syn Alfeusza. Jego brat napiera na niego:

«Nic nie mówisz? Nie reagujesz? Nie słyszysz? Broń Chrystusa przed Nim Samym!»

Zamiast odpowiedzieć Jakub zakrywa twarz dłońmi i oddala się nieco. Płacze.

«Głupiec!» – wyrokuje brat.

«Być może mniejszy, niż sądzisz» - odpowiada mu Hermastes i ciągnie dalej: «Wczoraj, wyjaśniając proroctwo, Nauczyciel mówił o rozkładającym się ciele, które ponownie się spaja i samo z siebie wskrzesza. Myślę, że nie może powstać z martwych ktoś, kto wpierw nie umrze.»

«Ale On może umrzeć śmiercią naturalną, ze starości. To już i tak wiele. Przecież to Chrystus!» – mówi Tadeusz i wielu bierze jego stronę.

«Tak, ale wtedy nie byłoby to znakiem danym temu pokoleniu, które jest o wiele starsze od Niego...» – zauważa Szymon Zelota.

«Dobrze! Nie jest jednak powiedziane, że On mówi o Sobie Samym» – odpowiada Tadeusz, uparty w swej miłości i czci.

«Nikt, jeśli nie jest Synem Bożym, nie może sam z siebie powstać z martwych. Podobnie jak nikt, jeśli nie jest Synem Bożym, nie może zrodzić się tak, jak On się zrodził. Ja to mówię. Ja, który widziałem chwałę Jego narodzenia» – odzywa się Izaak, pewny swego świadectwa.

Jezus ze skrzyżowanymi ramionami słuchał, jak mówili. Przyglądał się każdemu z nich. Teraz daje znak, że sam będzie mówił:

[por. Mt 16,21-28; Mk 8,31-33; Łk 9,22] «Syn Człowieczy zostanie wydany w ręce ludzi, dlatego że jest Synem Boga i dlatego że jest też Odkupicielem człowieka. A nie ma odkupienia bez cierpienia. Mój ból będzie cierpieniem członków, ciała i krwi, dla wynagrodzenia za grzechy ciała i krwi. Moje cierpienie będzie psychiczne, dla wynagrodzenia za grzechy umysłu i uczuć. Będzie ono duchowe dla wynagrodzenia za winy duchowe. Będzie całkowite. Dlatego właśnie o ustalonej godzinie zostanę ujęty w Jerozolimie. Po wielu cierpieniach – zadanych przez Starszych i Arcykapłanów, uczonych i faryzeuszy – zostanę skazany na haniebną śmierć. A Bóg na to pozwoli, bo tak ma być. Jestem bowiem Barankiem, który wynagradza za grzechy całego świata. I w morzu boleści – jakie podzieli [ze Mną] Moja Matka i kilka innych osób – umrę na szubienicy. Po trzech dniach – [mocą] Mojej Boskiej woli – powstanę z martwych do życia wiecznego i chwalebnego jako Człowiek. I będę nadal Bogiem w Niebiosach z Ojcem i Duchem. Jednak przedtem muszę wycierpieć różne rodzaje potworności. Moje Serce zostanie przeszyte Kłamstwem i Nienawiścią...»

Chór wzburzonych głosów wznosi się ku niebu w wonnym i ciepłym powietrzu. Piotr, także zgorszony, ma przerażoną twarz. Ujmuje Jezusa za ramię, prowadzi Go nieco na bok i mówi Mu po cichu do ucha:

«O, Panie! Nie mów tego. To nie jest dobre. Widzisz? Oni się gorszą. Tracisz szacunek w ich oczach. W żadnym wypadku nie powinieneś pozwolić na to. Poza tym nic podobnego nigdy Ci się nie przytrafi. Po co więc przedstawiać to jako coś prawdziwego? Musisz się coraz bardziej wznosić, pozyskiwać ludzki szacunek, jeśli chcesz zdobyć ich uznanie. I musisz dopełnić [dzieła]... być może przez ostatni cud, jakim byłoby zamienienie w proch Twoich nieprzyjaciół. Ale nie możesz nigdy upokorzyć Siebie i upodobnić się do złoczyńcy ponoszącego karę.»

Piotr wydaje się nauczycielem lub zatroskanym ojcem, czyniącym wyrzuty, pełne zatrwożonej miłości, synowi, który wypowiedział jakieś głupstwo.

Jezus pochylił się nieco, żeby wysłuchać szeptu Piotra. [Teraz] prostuje się, poważny i z błyskawicami w oczach. Są to błyski gniewu. Woła głośno, żeby wszyscy usłyszeli i żeby ta lekcja przydała się wszystkim:

«Odejdź daleko ode Mnie! W tej chwili jesteś szatanem, który doradza Mi, jak uchybić posłuszeństwu Mojemu Ojcu! To po to przecież przyszedłem! Nie dla zaszczytów! Ty – doradzając Mi pychę, nieposłuszeństwo, zatwardziałość pozbawioną miłości – usiłujesz pociągnąć Mnie ku złemu. Odejdź! To ty jesteś dla Mnie zgorszeniem! Nie pojmujesz, że wielkość nie mieści się w zaszczytach, lecz w ofierze? [Nie rozumiesz,] że nic nie znaczy, gdy ludziom wydajemy się robakami, jeśli tylko Bóg patrzy na nas jak na aniołów? Ty, człowiek głupi, nie rozumiesz tego, co jest wielkością dla Boga i racją Bożą. Widzisz, osądzasz, słuchasz i mówisz według tego, co ludzkie.»

Biedny Piotr, zmiażdżony tym surowym wyrzutem, oddala się udręczony i płacze... Nie są to łzy radości sprzed kilku dni, lecz łzy smutku tego, który zrozumiał, że zgrzeszył i wywołał cierpienie kogoś, kogo kocha. Jezus zostawia go płaczącego. Zdejmuje sandały, podwija szatę i przechodzi w bród przez strumień. Inni naśladują Go w milczeniu. Nikt nie ośmiela się już nic powiedzieć.

Z tyłu, za wszystkimi, idzie biedny Piotr. Izaak i Zelota usiłują go pocieszyć. Daremnie. Andrzej ogląda się za siebie kilka razy, żeby na niego spojrzeć. Potem szepcze coś do bardzo strapionego Jana, który jednak kręci głową na znak odmowy. Wtedy Andrzej podejmuje decyzję. Biegnie do przodu, dochodzi do Jezusa i zwraca się do Niego cicho, z widoczną obawą:

«Nauczycielu! Nauczycielu!...»

Jezus nie reaguje, mimo że [Andrzej] woła kilka razy. Wreszcie odwraca się z surowym obliczem i pyta: «Czego chcesz?»

«Nauczycielu, mój brat jest smutny... płacze...»

«Zasłużył na to» [– odpowiada Andrzejowi Jezus.]

«To prawda, Panie. Ale on wciąż jest człowiekiem... Nie zawsze potrafi dobrze mówić» [– tłumaczy Piotra Andrzej.]

«Istotnie, dziś mówił bardzo źle» – odpowiada Jezus. Jest już jednak mniej surowy i błysk uśmiechu łagodzi wyraz Jego Boskich oczu. Andrzej nabiera więc odwagi i ciągnie swą mowę w obronie brata: «Ale Ty jesteś sprawiedliwy i wiesz, że to jego miłość do Ciebie wywołała ten błąd....»

«Miłość powinna być światłem, a nie – ciemnościami. On zaś uczynił ją ciemnością i otoczył nią swego ducha.»

«To prawda, Panie. Jednak [zwykłe] opaski można zdjąć, kiedy się chce. Nie jest tak jednak, kiedy ma się zaciemnionego ducha. Opaski są na zewnątrz. Duch jest w środku, to żyjące jądro... Wnętrze mojego brata jest dobre.»

«Niechaj więc zdejmie opaski, które na nie nałożył» [– mówi Jezus.]

«Z pewnością to uczyni, Panie! Właśnie to robi. Odwróć się i spójrz, jak jest wykrzywiony przez łzy, których Ty nie pocieszasz. Dlaczego byłeś wobec niego tak surowy?» [– pyta dalej Andrzej]

«Dlatego że on ma być “pierwszym”. Uczyniłem mu ten zaszczyt. Kto wiele otrzymuje, wiele powinien dawać...» [– wyjaśnia Jezus.]

«O, Panie! To prawda, tak. Ale czy nie pamiętasz Marii, siostry Łazarza? A Jana z Endor? Aglae? ‘Pięknej z Korozain’? Lewiego? Dałeś im wszystko... a oni dali Ci tylko pragnienie swego odkupienia... Panie!... Wysłuchałeś mnie, gdy chodziło o ‘Piękną z Korozain’ i o Aglae... Czy nie wysłuchasz mnie, [gdy proszę za] Twoim i moim Szymonem, który zgrzeszył z miłości do Ciebie?»

Jezus spogląda na ‘łagodnego’ – który ośmiela się natarczywie prosić za swoim bratem, jak czynił to w cichości za Aglae i ‘Piękną z Korozain’ – i Jego twarz się rozpromienia. Mówi:

«Idź, zawołaj swego brata. I przyprowadź go tutaj.»

«O! Dziękuję, mój Panie! Idę...» – i [Andrzej] oddala się biegiem, szybki jak jaskółka.

«Chodź, Szymonie. Nauczyciel już się na ciebie nie gniewa. Chodź, On chce ci to powiedzieć.»

[Piotr się sprzeciwia:]

«Nie, nie. Ja się wstydzę... Dopiero przed chwilą czynił mi wyrzuty... Chce mnie widzieć, żeby robić to dalej...»

«Jak ty Go mało znasz! Chodźmy, chodź! Czy sądzisz, że prowadziłbym cię tam, żeby ci zadać ból? Gdybym nie był pewny, że czeka cię wielka radość, nie nalegałbym. Chodź.»

«Ale co ja Mu powiem?» – mówi Piotr i rusza naprzód trochę niechętnie. Powstrzymuje go ludzka natura, a zachęca duch, który nie może się obyć bez wyrozumiałości Jezusa i Jego miłości.

«Co ja Mu powiem?» – zastanawia się cały czas.

«Ależ nic! Pokaż mu swą twarz i to wystarczy» – mówi Andrzej dla dodania odwagi bratu.

Wszyscy mijający ich po kolei uczniowie spoglądają na braci i uśmiechają się. Pojmują, o co chodzi. Bracia zaś dochodzą do Jezusa. Piotr jednak w ostatniej chwili zatrzymuje się. Andrzej nie zastanawia się. Popycha go do przodu tak energicznie, jakby wypychał łódź na głęboką wodę. Jezus zatrzymuje się... Piotr podnosi głowę... Jezus spuszcza głowę... Patrzą na siebie... Dwie wielkie łzy toczą się po zupełnie czerwonych policzkach Piotra...

«No, chodź tutaj, wielkie bezmyślne dziecko, któremu służę za ojca ocierającego łzy» – mówi Jezus. Podnosi dłoń, na której jest jeszcze ślad rany zadanej w Giszali. Ociera łzy [Piotra] palcami.

«O, Panie! Przebaczyłeś mi?» – pyta Piotr z drżeniem, ujmując dłoń Jezusa w swe dłonie. Patrzy na Niego oczyma wiernego psa, który pragnie otrzymać przebaczenie od pana.

«Nigdy cię nie potępiłem...» [– mówi do niego Jezus.]

«Ale przedtem...» [– przerywa Piotr.]

«Okazałem ci miłość. Miłością jest nie pozwolić na zakorzenienie się w tobie wykrzywionych uczuć i mądrości. Masz być pierwszym we wszystkim, Szymonie Piotrze.»

[Piotr odpowiada:] «W takim razie... w takim razie Ty... jeszcze mnie kochasz? Jeszcze mnie chcesz? To nie dlatego, że chciałbym pierwszego miejsca... Wiesz o tym... Wystarczy mi nawet zająć ostatnie, byle tylko być z Tobą, na Twojej służbie... i umrzeć na Twojej służbie, Panie, mój Boże!»

Jezus obejmuje go ramieniem i tuli do Siebie. Wtedy Szymon, który dotąd nie puścił ręki Jezusa, okrywa ją pocałunkami... Szepcze, uszczęśliwiony: «O, jakże cierpiałem!... Dziękuję, Jezu.»

«Podziękuj raczej twemu bratu. I umiej na przyszłość nieść swoje jarzmo tak, jak należy, i po bohatersku. Gdzie oni są?» [– pyta Jezus o pozostałych uczniów.]

Oni zaś zatrzymali się tam, gdzie byli, gdy Piotr poszedł do Jezusa. Chcieli pozostawić Nauczycielowi swobodę rozmowy z udręczonym apostołem. Jezus daje im znak, żeby podeszli. Przyłączyło się do nich kilku wieśniaków. Porzucili pracę na roli, żeby przyjść postawić uczniom pytania.

Jezus ma wciąż rękę na ramieniu Piotra i mówi:

«Przez to, co się stało, pojęliście, że sprawą poważną jest być na Mojej służbie. To do niego odnosił się wyrzut, lecz był przeznaczony dla was wszystkich. Te same bowiem myśli były w sercach większości z was: albo dobrze już uformowane, albo [dopiero] kiełkujące. Rozproszyłem je w ten sposób. Ten zaś, kto jeszcze je hoduje, ujawnia niezrozumienie Mojej Nauki, Mojej Misji i Osoby.

[por. Mt 16,24n, Mk 8,34n, Łk 9,23n] Przyszedłem, żeby być Drogą, Prawdą i Życiem. Daję wam Prawdę przez to, czego nauczam. Wyrównuję dla was Drogę przez Moją ofiarę, wytyczam ją dla was i wskazuję [ją wam]. Ale Życie daję wam przez Moją śmierć. I pamiętajcie, że kto odpowiada na Moje wezwanie i staje w Moich szeregach, chcąc współdziałać w odkupieniu świata, ten musi być gotowy umrzeć, żeby dać innym Życie. Podobnie każdy, kto chce iść w Moje ślady, musi być gotowy wyrzec się i zaprzeć się swego starego ‘ja’ – z jego namiętnościami, skłonnościami, przyzwyczajeniami, nawykami, myślami – żeby iść za Mną ze swym nowym ‘ja’.

Niech każdy weźmie swój krzyż, jak Ja go wezmę. Niech go weźmie, nawet jeśli wydaje mu się zbyt haniebny. Niech pozwoli, żeby ciężar krzyża przygniótł jego ludzkie ‘ja’, dla uwolnienia jego ‘ja’ duchowego. Krzyż go bowiem nie przeraża. Przeciwnie, jest punktem oparcia i przedmiotem czci, gdyż duch wie i pamięta. I niech idzie za Mną ze swoim krzyżem. ...U kresu drogi czeka go haniebna śmierć, jak Mnie czeka? Nieważne. Niech się nie smuci. Przeciwnie, niech się cieszy, gdyż ziemska hańba zamieni się w wielką chwałę w Niebiosach. Przyczyną zaś [autentycznej] hańby będzie nikczemność wobec duchowych herosów. Nie przestajecie powtarzać, że chcecie iść za Mną nawet na śmierć. Idźcie więc za Mną. Poprowadzę was do Królestwa drogą uciążliwą, lecz świętą i chwalebną. Na jej końcu osiągniecie Życie, które pozostanie niezmienne przez wieczność. To będzie [znaczyło:] “żyć”. Przeciwnie, iść drogami świata i ciała - to “umrzeć”. Tak więc ten, który chce ocalić swe życie na ziemi, straci je. A kto straci swe życie na ziemi z powodu Mnie i z miłości do Mojej Ewangelii, ocali je. Rozważcie też: na cóż się przyda człowiekowi zyskanie całego świata, jeśli następnie utraci swą duszę?

I jeszcze [jedno]: strzeżcie się bacznie, teraz i w przyszłości, żeby się nie wstydzić Moich słów i Moich czynów. To również oznaczałoby “umrzeć”. Istotnie, zostanie osądzony przez Syna Człowieczego ten, kto będzie się wstydził Mnie i Moich słów przed tym pokoleniem głupim, cudzołożnym i grzesznym, o którym mówiłem... Ten, kto licząc na ochronę i korzyści, będzie mu schlebiał, a wyprze się Mnie – Mnie i Mojej Nauki – i rzuci słowa, jakie posiadł, w nieczyste gardziele świń i psów, żeby jako pieniądz otrzymać odpłatę odchodów.... [Zostanie osądzony], kiedy Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Swego Ojca, z aniołami i świętymi, żeby sądzić świat. Zawstydzi się wtedy z powodu tych rozwiązłych cudzołożników, niegodziwców i lichwiarzy. Wypędzi ich ze Swego Królestwa, bo nie ma w Niebieskim Jeruzalem miejsca dla cudzołożnych, niegodziwych, nierządnych, bluźnierców i złodziei.

I zaprawdę powiadam wam: są tutaj pośród obecnych tacy, którzy są Moimi uczniami, a którzy nie zakosztują śmierci, zanim nie ujrzą, jak się buduje Królestwo Boże, z jego Królem, który otrzyma koronę i namaszczenie.»

Podejmują na nowo marsz i rozmawiają z ożywieniem. Słońce powoli zachodzi