Kiedy pierwszy raz wzięłaś mnie na ręce, trochę się bałam.Nie wiedziałam, kim jesteś i dokąd mnie zabierasz...
Kiedy pierwszy raz wzięłaś mnie na ręce, trochę się bałam.
Nie wiedziałam, kim jesteś i dokąd mnie zabierasz.
Na dworze było zimno. Owinęłaś mnie ciepłym kocem
i zabrałaś w podróż. Autobusem.
Wokół było tylu ludzi, a ja nie wiedziałam,
dlaczego się do mnie
uśmiechają.
To było zabawne. I trochę czułam się
zawstydzona. I onieśmielona mnogością rąk,
które chciały mnie
dotknąć.
Wiele godzin życia spędziłam,
siedząc w oknie,
obserwując sąsiadów,
czekając na naszych gości.
I na Ciebie. Aż wrócisz do domu.
Miałyśmy fajnych gości!
Kiedy Łukasz przyjeżdżał samochodem,
biegłam do jego małego auta
i bez pytania wskakiwałam na siedzenie.
Gdy to robiłam, on się beztrosko śmiał.
I wykrzykiwał:
— Szyszka! Mały wariacie.
Kiedy przychodzili goście,
wdrapywałam się na oparcie kanapy.
Wtedy, siedząc tuż za nimi,
mogłam ogrzać im kark swoim futerkiem.
A co niektórym nawet
położyć łapy na ramieniu.
Pociągiem jeździłyśmy na wakacje.
Kiedy zobaczyłam Cię śpiącą,
wskoczyłam Ci do łóżka i zasnęłam na Twoich plecach.
Kiedy obudziłaś się rano,
nie mogłaś się ruszyć.
Bo przecież ja Cię unieruchomiłam.
Czasami skradałam się nocą i kładłam obok Ciebie.
Byś czuła się bezpieczniej.
W końcu przyjaciele po to są.
By czuć się przy nich bezpiecznie.
Nie lubiłam momentów, kiedy wychodziłaś z domu beze mnie,
ale uwielbiałam, jak wracasz.
Zawsze wtedy wiedziałam, że to był taki czas
dla mnie i dla Ciebie.
Kiedy się trochę potęskni,
obecność lepiej smakuje.
Kiedy siedziałaś zapracowana,
brałam smycz i przynosiłam Ci ją w zębach.
— Ile można pracować? Chodź na spacer! — tak właśnie dbałam o Ciebie.
Na swój psi sposób.
Zapamiętaj te wszystkie chwile,
które dane było nam razem przeżyć.
Szyszka.
Twój psi przyjaciel.
[*]