JustPaste.it

Legodomy 3.2 Arbeit macht frei – odbiór emocjonalny i „paradoks drugiego obozu”

komunikat i jego podstawa bytowa; znaczenie i interpretacja emocjonalna komunikatu; adresaci i zleceniodawcy obozowego napisu; infosfera; nastolatki i wyjątkowość Auschwitz

© Edward M. Szymański

Legodomy 3.2 Arbeit macht frei – odbiór emocjonalny i „paradoks drugiego obozu”

komunikat i jego podstawa bytowa; znaczenie i interpretacja emocjonalna komunikatu; adresaci i zleceniodawcy obozowego napisu; infosfera; nastolatki i wyjątkowość Auschwitz

 

 

Polski terror znajduje się nieodmiennie na pierwszym planie.

(Joseph Goebbels, 29 sierpnia 1939)

 

Tytułem nawiązania

Prawda propagandowa nijak się ma do prawdy i bywa groźna, gdy staje się prawdą polityczną. Od czasów Goebbelsa do dzisiaj nic się nie zmieniło.

Pewna zmiana w numeracji artykułów pod wspólnym hasłem Legodomy wynika z przedłużenia wędrówki Narratora w świecie cywilizacji śmierci zapoczątkowanej w poprzednim artykule. Po prostu dalej adaptowana jest konceptualizacja metodologii projektowania profesora Dietrycha i kolejne kroki w tej adaptacji wymagają jakiegoś sprawdzianu co do ich zasadności.

Dogodna jest w tym pewna stałość obiektów czy obszaru zainteresowania, których nie ma już potrzeby prezentowania od jakiegoś początku. Postępowanie zmierza do pewnej eksplikacji metody, która doprowadziła do wytworzenia karabinka Ak-47. To będzie kolejny etap na drodze do szczegółowszej propozycji rozwiązywania problemów mieszkaniowych.

Uwaga o ergonomii lektury artykułu. Aby ogólne zorientować się w całości wystarczy przeczytać Część I i Zakończenie. Lepszą orientację da już lektura tekstów w nawiasach przed poszczególnymi częściami oraz przegląd śródtytułów.

[W tej części Narrator przypomina o tym, że w projektowaniu i realizacji nowego przedmiotu (artefaktu) w technosferze uwzględniać trzeba przynajmniej osiem różnych postaci pełniących w tym procesie rożne role: czterech adresatów projektu i czterech jego zleceniodawców.

Odróżniony też zostaje napis jako określony komunikat przynależny – w konceptualizacji prof. Dietrycha - do sfery abstraktów, od napisu jako przedmiotu materialnego, fizycznego, będącego nośnikiem komunikatu i przynależnego do sfery konkretów.]

Część I

Społeczny kontekst materialnego przedsięwzięcia

Nie każdy nowy przedmiot, który pojawia się w technosferze zasługuje na miano wynalazku, choć niewątpliwie coś w niej zmienia. Niezależnie zaś od poziomu oryginalności, to pojawia się w określonej konsytuacji społecznej. Ogromną zaletą konceptualizacja procesu projektowania prof. Dietrycha jest to, iż umożliwia ona, a poniekąd nawet i wymusza, zwrócenie uwagi na społeczny kontekst narodzin nowego przedmiotu.

W tym społecznym kontekście Narrator w poprzednich artykułach wyróżnił aż ośmiu bohaterów: czterech adresatów projektu i czterech jego zleceniodawców. Ci bohaterowie nie mają imienia i nazwiska, są tylko pojęciami. Ale ważnymi, pozwalają bowiem na zadawanie pytań. Ułatwiają pewną systematyczność w zadawaniu pytań.

Warto na jeszcze jednym przykładzie pokazać zasadność wspomnianego wyliczenia. Nie tylko po to , by z czystej ciekawości jeszcze raz tę zasadność sprawdzić, ale także, by lepiej oswoić się z procedurą identyfikacji wspomnianych bohaterów jako pewnym instrumentem badawczym procesu powstawania kolejnego przedmiotu.

Jeśli procedura okaże się przydatna w badaniu tego co już zaistniało, to wzmacniają się przesłanki jej przydatności w tym, co dopiero powinno zaistnieć, a więc także przydatności jako pomocniczego instrumentu w poszukiwaniu sposobu rozwiązywania problemów mieszkaniowych.

Ta procedura identyfikacji bohaterów jako pewnego instrumentu badawczego okazała się nawet dla samego Narratora zaskakująco użyteczna. Nie uprzedzajmy jednak faktów.

Obiektem zainteresowania będzie teraz wspomniany już w uprzednim artykule napis na bramie obozu w Auschwitz Arbeit macht frei. Napisu, który jest tytułem książki z dydaktycznym przesłaniem, wydanej już w 1872 roku w Wiedniu, a której autorem jest Lorenz Diefenbach.

Napis jako przedmiot i jako komunikat

W grudniu 2009 roku na czołówkach medialnych pojawiło się doniesienie w wielu słownych wariantach: „Ukradli napis Arbeit macht frei”. Warto przyjrzeć się bliżej temu, co właściwie zostało ukradzione z muzeum w Auschwitz.

SJP pod redakcją W. Doroszewskiego pod hasłem napis podaje:

<<to, co jest napisane na czym; zwykle: krótka zwięzła formuła orientacyjna informująca o czym, przestrzegająca przed czym, zachęcająca do czego itp.>>

Czy więc ukradziono krótką zwięzłą formułę orientacyjną? Jak można było ją ukraść, skoro pozostała ona na tysiącach fotografii? Chyba zatem nie o nią chodzi. Ukradziono materialny nośnik tej formuły, jej podstawę bytową. Ukradziono konkret, czyli przedmiot fizyczny, materialny nawiązując do aparatury pojęciowej profesora Dietrycha. A formuła orientacyjna jest w tej aparaturze abstraktem i jakby powiedzieli to np. cybernetycy jest przekazem informacyjnym lub inaczej - komunikatem.

Obozowa brama wraz z żelaznym napisem to bardzo niewielki fragmencik infrastruktury materialnej obozu. Ten łatwo rozpoznawalny napis stał się niejako jego ikonicznym symbolem. W przypadku Auschwitz wiadomo, że bezpośrednim wykonawcą był polski mistrz kowalstwa artystycznego – Jan Liwacz, zatrudniony w tym celu w obozowej ślusarni w której niemieckim kapo był Kurt Muller. Napis wykonano na rozkaz generała SS Theodora Eicke.

Podobne napisy umieszczono także na bramach obozów w Dachau, Gross-Rosen, Sachsenhausen, Theresienstadt i Flossenbürg. Czytelnik może je obejrzeć w opracowaniu hasła Arbeit mach frei w Wikipedii, skąd pochodzą wyżej podane informacje.

Napis w Auschwitz jako nośnik informacji ma już swoją historię, ale warto jeszcze raz spojrzeć na ten ślusarski wytwór przez pryzmat wprowadzonej aparatury pojęciowej. Nie jest to obiekt banalny. Został przez kogoś zaprojektowany i jako taki może być przedmiotem analizy społecznego kontekstu koncypowania jego projektu oraz jego realizacji.

*****

 

[W tej części Narrator po kolei przedstawia adresatów i zleceniodawców napisu jako materialnego przedmiotu.

Adersatów jest czterech: adresat docelowy, użytkownik, konstruktor i producent (wytwórca).

Zleceniodawcy zaś to: zleceniodawca zadaniowy, zleceniodawca ekonomiczny, zleceniodawca polityczny i zleceniodawca ideologiczny.

I adresaci projektu, i jego zleceniodawcy funkcjonują w ramach jednego państwa. Narrator eksponuje okoliczność, że państwo to ma swoją państwowo-twórczą ideologię (podobnie jak inne państwa). Pojęcie ideologii państwowo-twórczej zostało zaadoptowane z rekonstrukcji myśli wyzwoleńczej Józefa Piłsudskiego, rekonstrukcji dokonanej przez Bohdana Urbankowskiego.]

Część II

Kreatorzy napisu

Każdy nowy obiekt materialny, jaki pojawia się technosferze, posiada swoich twórców, a ci nie działają w społecznej próżni. Objaśnienie powstawania napisu jako materialnego wytworu umieszczonego nad bramą wymaga uwzględnienia określonego kontekstu społecznego. Pojęcia adresatów i zleceniodawców projektu umożliwiają zachowanie pewnego porządku w opisie.

Adresaci projektu napisu

Projekt jest odpowiedzią na potrzebę. Ktoś musiał sformułować, określić potrzebę jako pewien problem i następnie zaprojektować szkicową ideę rozwiązania.

Na przykładzie omawianego napisu dobrze widać, że projektant i konstruktor to różne postaci. Czy w obozowej ślusarni zaprojektowano szkicowo napis czyli jego treść? Nie. Rozkaz przeszedł „z góry”. Zapis treści napisu był bowiem zarazem jego szkicowym projektem. Projekt ten określał kształt figur, jakimi były wycięte później w blasze poszczególne litery podobnie jak i ich kolejność. A to już wcale nie jest mało.

Jest projekt, kim są adresaci?

  1. Adresat docelowy projektu

Adresatem tym był personel oraz więźniowie obozu. Napis wprawdzie nie strzela jak karabin maszynowy, ale oddziałuje informacyjnie na całą obozową społeczność, niezależnie czy wszyscy sobie tego życzyli i czy byli tego świadomi, A napisowe urządzenie było niezwykle wyrafinowane, działało ono niejako selektywnie, inaczej na obozowy personel i inaczej na więźniów.

Był przedmiotem potrzeby dla pierwszych i antypotrzeby dla drugich. Czy przypadkowo? Ta kwestia będzie jeszcze objaśniana.

2. Bezpośredni użytkownik

Kogo można obdarzyć takim mianem? Ścisłe kierownictwa czy dyrekcje obozów. Bo przecież realizowały one ważne zadania wychowawcze. Najróżniejsze obozy koncentracyjne od Korei Południowej poprzez Chiny, cały sowiecki i postsowiecki interior Azji usiany był a jeszcze i jest jest obozami, w których ich kierownictwa zobligowane były i są do szczytnych zadań wychowawczych.

Zaprojektowane napisy były bardzo wygodne dla bezpośrednich użytkowników. Zamiast cierpliwych i uciążliwych w praktyce działań perswazyjnych nad każdym członkiem obozowej społeczności z osobna, wystarczył jeden napis z bardzo treściwym przesłaniem.

3. Konstruktor

Dzięki autorom hasła w Wikipedii łatwo można konstruktora zidentyfikować. Jest nim kapo obozowej ślusarni, który wykonał na podłodze szczegółowy rysunek, według którego przydzielony mu kowal mógł już z przydzielonej blachy i rurek wykonać materialny przedmiot.

Ten konstruktorski wysiłek może nie był zbyt wyrafinowany, ale był niezbędny, aby materialne dzieło mogło realnie zaistnieć. Ktoś musiał określić wielkość liter, ich przestrzenne usytuowanie, długość całego napisu i cały szereg innych detali. Niezbędnych informacyjnych danych w ogólnym projekcie nie było. Ich zdobycie i wytworzenie było zadaniem konstruktorów.

4. Producent

Jeden napis nad bramą, a tu mowa o jakimś producencie. Zapewne kłóci się to z potocznym rozumieniem tego pojęcia, jednak dyscyplina pojęciowa, jaką narzuca profesor Dietrych każe przejść do porządku nad takimi językowymi wątpliwościami. Projektant operuje szkicowymi abstrakcjami, które konstruktor musi niejako wypełnić odpowiednimi informacjami o konkretach. Dopiero wtedy myśl projektanta po wypełnieniu jej przez myśl konstruktorską może zostać niejako przekuta w materialny obiekt. A to „przekucie” należy do wytwórcy. Czy wytworzy zadany obiekt w jednym egzemplarzu, czy w tysiącu to już inna sprawa.

Mianem producenta czy wytwórcy obdarzyć należy polskiego kowala zaangażowanego do wcielenia konstruktorskiej myśli obozowego kapo w materialnych konkretach. Jak szczegółowo wyglądał podział teoretycznego i fizycznego wysiłku między pracownianym kapo i obozowym więźniem to już trudno ustalić. Można zaś uznać, że ten duet spełnił rolę i konstruktora, i producenta.

Zleceniodawcy obozowego napisu

Aby jakiś nowy obiekt pojawił się w technosferze niezbędny jest jakiś czynnik mobilizujący szereg osób do stosownych działań. Tym mobilizującym czynnikiem w niniejszych rozważaniach jest aktywność określonego zleceniodawcy.

Zleceniodawca musi mieć w ręku kija lub marchewkę. Krawiec nie uszyje klientowi ubrania, jeśli ten nie obieca zapłaty – to przykład marchewki. Polski kowal nie wykonałby napisu, gdyby nie „obietnica”, łatwo domyślna, kary, z utratą życia włącznie – to przykład kija.

W proponowanej konceptualizacji wypada mówić o zleceniodawcy zbiorowym działającym jako pewna hierarchiczna struktura decyzyjna, w której konkretne osoby reprezentują jakby różne piętra decyzyjne.

Jak owe zleceniowe działania mogły wyglądać na różnych piętrach?

  1. Zleceniodawca zadaniowy

Polski kowal musiał się dowiedzieć od kogoś, co konkretnie ma robić, Od kogo? Od kapo obozowej ślusarni. A skąd ten kapo mógł wiedzieć co należy w niej wytworzyć? Od obozowych władz. To one mogą być uznane za zleceniodawcę zadaniowego. W ramach tego zlecenia krył się postulat uwzględniania racji możliwości wytwórczych ślusarni jako pewnej obozowej komórki organizacyjnej.

Owe racje możliwości wytwórczych dotyczą wiedzy o tym, czym dysponuje pracownia ślusarska, jakie środki materiałowe i wykonawcze są w jej dyspozycji.

2. Zleceniodawca ekonomiczny (generalny wykonawca)

Fakt, że napisy o takiej samej treści pojawiły się także nad bramami innych obozów dobitnie wskazuje na istnienie wyższego piętra decyzyjnego w sprawie napisu niż władze obozu w Auschwitz. Na tym wyższym poziomie decyzyjnym mogło zrodzić się przekonane, że racje ekonomiczne przemawiają, by napis był wykonany w ramach własnych środków kierownictwa obozu. Komu na tym wyższym szczeblu struktury decyzyjnej chciałoby się trudzić nad kosztorysem tak groszowego przedmiotu jak napis nad bramą.

Obojętnie czy ten zleceniodawca ekonomiczny motywował zleceniobiorcę za pomocą marchewki czy kija, musiał zadbać o ekonomiczny wymiar przedsięwzięcia. Praktycznie jego rola mogła się sprowadzać do przemieszczenia stosownego dokumentu z jednego decydenckiego biurka na drugie, niższe w hierarchii biurko.

3. Zleceniodawca polityczny (państwowy inwestor)

Generał na którego rozkaz umieszczono napis był jednym ze współorganizatorów systemu niemieckich obozów koncentracyjnych. Jako organizator oddziałów SS wyspecjalizowanych w zarządzaniu i służbie wartowniczej obozów (SS-Totenkopfverbände), mógł bez trudu wyegzekwować aby napis rzeczywiście pojawił się w wyznaczonym miejscu.

Czy ten napis, jako treść komunikatu, mógł być dowolny? Nawet jeśli sam go wymyślił czy podpowiedziała mu żona, ten komunikat musiał być zaakceptowany przez zleceniodawcę ideologicznego a przynajmniej przezeń akceptowalny.

Czy konieczne tu były jakieś rozmowy, jakieś ustalenia? To nie jest istotne.

4. Zleceniodawca ideologiczny (państwo)

Kto był głównym ideologiem zmilitaryzowanego państwa? Nie jest tu ważne. Ważne jest to, że treść napisu (będąca jednocześnie wstępnym projektem jej materialnego nośnika, o czym już była mowa) musiała być zgodna z oficjalną ideologią i propagandowo ją wzmacniać. To w ideologii usytuowana była najwyższa racja istnienia obozowego napisu, podobnie zresztą jak racja istnienia całego systemu obozów w III Rzeszy.

Dygresja o ideologii państwowej

Czy taka w ogóle istnieje, czy jest to tylko utwór nazistowskie partii? Niezwykle pomocna może być tu konstatacja Bohdana Urbankowskiego o piłsudczykach zawarta w jego pomnikowym czterotomowym dziele Źródła. Z dziejów myśli polskiej:

Wynalazkiem i programem piłsudczyków była ideologia państwowo-twórcza: kult państwa traktowanego jako dzieło wspólnego wysiłku i kultywowanie postaw twórczych jednostek realizujących się w pracy dla tego państwa. [ Józef Piłsudski – wyznawanie idei czynem. Źródła... Tom III,s. 746]

B. Urbankowski dokonał w swym dziele bardzo nowatorskiej rekonstrukcji metodologii twórczego działania Marszałka w jego walce o niepodległość Polski. I w tej rekonstrukcji musiał dojść do poziomu przesłanek ideologicznych wyzwoleńczego działania.

Narrator w swoich rozważaniach nad powstaniem obozowego napisu kierując się metodologicznymi wskazówkami prof. Dietrycha także dotarł aż do poziomu ideologicznych przesłanek jego zaistnienia. Nie ma tu przypadku. Wystarczy porównać dwie wypowiedzi o twórczych działaniach:

Powtórzmy raz jeszcze: człowiek jest stworzony do twórczości. [System i konstrukcja, s. 316] – pisze prof. Dietrych.

...zadaniem duszy jest tworzenie – cytuje Marszałka B. Urbankowski i natychmiast dodaje zdanie oddające szerszy pogląd cytowanego na temat twórczości:

Pełne określenie aktu twórczego obejmuje proces od duchowej koncepcji do fizycznego czynu. [s. 714]

Rozróżnienie sfery abstrakcji i konkretów tak ważne u profesora Dietrychą są także bardzo ważne w refleksji Marszałka, choć posługują się zupełnie innymi słowami.

Cytowane wypowiedzi o twórczości mają dla Profesora i Marszałka charakter aksjomatów, które konsekwentnie respektują. Dla Profesora głównym polem zainteresowania jest technosfera, dla Marszałka – socjosfera, ale metodologiczne podejście do poszukiwana rożnych rozwiązań mają taki sam punkt wyjścia a rezultaty bywają zadziwiająco zbieżne.

Jeśli Narrator wychodząc od niezwykle prozaicznych problemów wycinania liter w obozowym warsztacie ślusarskim prowadzi Czytelnika na szczyty nazistowskiej władzy i w obszar problemów ideologicznych to bez poczucia wyprowadzania go gdzieś na manowce. Inni już też taką drogą podążali.

Czy każde państwo posiada swoją ideologię państwowo-twórczą? Ma ją każde poważne państwo. Zamiast coś tu udowadniać można zadać pytanie: czy takiej państwowo-twórczej ideologii nie posiadają Stany Zjednoczone?, nie posiadają Chiny, Rosja, Turcja, Wielka Brytania, Dania czy nawet maleńka Islandia?

Sposób w jaki napis pełnił swe ideologiczne i propagandowe funkcje wykracza poza świadomość nawet współczesnych badaczy, co wymaga trochę szerszego omówienia i wprowadzenia jeszcze jednego bardzo ogólnego pojęcia.

*****

[Profesor Dietrych w pojęciu ekosfery zawiera również pojęcie biosfery, technosfery oraz socjosfery. Dla dalszych rozważań Narrator przedłuża to wyliczenie o pojęcie infosfery. Wprawdzie Profesor wspomina jeszcze o noosferze jako o „sferze myśli i świadomości, której zewnętrznym przejawem są również „zjawiska społeczno-kulturowe””, ale dla Narratora ta noosfera to jeszcze wyższy poziom abstrakcji, której respektowanie ogromnie skomplikowałoby tok wywodów i tak dość daleki od potocznego poziomu.

Infosfera, podobnie jak technosfera, jest efektem ludzkiej działalności i zwrotnie oddziaływa na ludzi.]

 Część III

Infosfera

Wskazane przez Narratora pojęcia dotyczące adresatów i zleceniodawców projektu są jakby uzupełnieniem czy dodatkiem do konceptualizacji procesu projektowania autorstwa prof. Dietrycha w określonym jej fragmencie. Przedmiotem zainteresowania Profesora jest przede wszystkim technosfera, narrator zaś usiłował coś dołożyć z obszaru socjosfery w taki sposób, by to swoiste uzupełnienie była możliwie spójne z konceptualnymi propozycjami Profesora.

To nie koniec tych uzupełnień. Pojęcie socjosfery wypada dopełnić jeszcze pojęciem infosfery i to w taki sposób, aby nie burzyć konceptualnego gmachu profesora Dietrycha. Profesor zaś takie zadanie ogromnie ułatwia. Na jego liście podstawowych pojęć znajduje się pojęcie informacji objaśnione przez dwa zdania:

To, co zmniejsza naszą niewiedzę, lub niepewność działania. Wynik spostrzegania lub treść komunikatu zbliżające nas do prawdy.[s. 18-19]

Powyższe zdania są chyba intuicyjnie zrozumiałe, co nie musi oznaczać, że zupełnie jasne, ale na tej intuicyjnej zrozumiałości poprzestańmy. Podobnie jest i z innym podstawowym pojęciem ze słownika autora Systemu i konstrukcji, jakim jest komunikat:

Przekaz mogący być nośnikiem informacji lub dezinformacji.[s. 19]

Profesor Marian Mazur, wybitny polski cybernetyk, zapewne tę dwuczłonową alternatywę by przedłużył pisząc, że przekaz może być nośnikiem informacji, dezinformacji, parainformacji i metainformacji.

Nośnik informacji nie powinien być mylony z materialnym nośnikiem informacji. Definicja np. jest komunikatem, przekazem czyli nośnikiem informacji o jakimś przedmiocie, ale sama ta definicja musi być zapisana na jakimś materialnym nośniku informacji. Może nim być papier, tablica czy nośnik elektroniczny lub choćby fale głosowe, jest jest ona tylko wypowiedziana.

Pojęcia infosfery profesor Dietrych nie używa, ale nie jest ono neologizmem Narratora. Wystarczająco zrozumiale dla potrzeb niniejszych rozważań jej ujęcie podaje Adam Tomaszkiewicz1 w hasłach do Słownika ekologii informacji. Według tego słownika infosfera to:

środowisko informacyjne człowieka obejmujące te rodzaje informacji, które są mu dostępne za pośrednictwem centrów wyższej działalności nerwowej.                                                                            http://www.ekologiainformacji.pl/slownik/

Ważne jest tu jednak pewne zastrzeżenie ze strony Narratora. W określeniu powyższym środowisko informacyjne jest jakby tylko czymś zastanym, już istniejącym. W rozumieniu zaś Narratora środowisko to jest także czymś przez człowieka nieustannie tworzonym. I to bardzo intensywnie tworzonym. Daleko intensywniej od technosfery.

Taki pierwiastek tworzenia jest niejako głęboko wtopiony w całą konceptualistyczną propozycję profesora Dietrycha. Oto co pisze on np. już w pierwszym zdaniu objaśnienia hasła technosfera:

Artefakty stanowiące jako układ sztuczne otoczenie człowieka.[s. 23]

 Jeśli sztuczne to znaczy, że nie są one samorzutnym wytworem przyrody i można się domyślać, że nie są one dziełem kosmitów. Są one wytworzone przez człowieka. Są przez człowieka wytworzone, ale też zwrotnie oddziałują na ludzi, co podkreśla następne zdanie objaśnienia:

Wszelkie środki techniczne działające na człowieka, na socjosferę oraz na biosferę.

Podobnie wypadałoby powiedzieć o infosferze. Jest ona wytworem ludzi ale też i oddziaływa na ludzi.

Sam termin infosfera dość dobrze wpisuje się w terminologię profesora Dietrycha. W ostatnim zdaniu objaśnienia technosfery określa pewien porządek pojęciowy:

Wraz z socjosferą i biosferą stanowi ekosferę człowieka.

Postulowana infosfera stanowi w tym porządku nadbudowaną nad socjosferą trzecią sferę (obok socjosfery i biosfery) obejmowaną pojęciem ekosfery.

 A czy możliwe jest nadbudowa infosfery bezpośrednio nad technosferą czyli z pominięciem socjosfery i człowieka? W literaturze spod znaku science fiction i takie sytuacje są rozpatrywane, ale to już zupełnie inne opowiadanie.

 Oddziaływanie infosfery

 Infosfera podobnie jak technosfera oddziaływa na ludzi. Jest to truizm aż do bólu. Każdy kierowca respektując znaki drogowe poddaje się oddziaływaniom przekazów informacyjnych umieszczonych w drogowej infosferze. Jeździ tak, jak mu znaki drogowe pozwalają.

 To oddziaływanie sygnalizuje też profesor Dietrych, gdy o projektach i konstrukcjach pisze jako o utworach będących efektem inżynierskiego myślenia czyli jako o pewnych komunikatach:

Bezpośrednim i istotnym wynikiem dzieła inżyniera są utwory, które stają się „dyrektywami” w działaniach konkretnych: „wytwórczych” i „eksploatacyjnych”. [s. 30]

 Treść napisu - wracając do głównego nurtu rozważań - jako projekt w postaci treści komunikatu najpierw stała się dyrektywą dla kolejnych szczebli struktury decyzyjnej trafić do wytwórców jej bytowej podstawy w obozowej ślusarni. Następnie ten żelazny wytwór jako nośnik pewnego komunikatu przeszedł w fazę eksploatacji pod okiem kierownictwa obozu.

Czy napis jako komunikat, a więc jako pewien element infosfery był skuteczny w swym oddziaływaniu na ludzi i jak to oddziaływanie mogło być przez nich odczuwane? Są to pytania o dwie różne sprawy, ale zajmiemy się głównie odpowiedzią na drugą z nich.

*****

[Historyk Waldemar Kowalski w cytowanym niżej artykule przytaczając głosy ocalałych więźniów na temat napisu poruszył czy przedstawił dwie ważne sprawy, nie nazywając jednak rzeczy po imieniu. Po pierwsze przedstawił ujemne znaczenie emocjonalne napisu w odbiorze więźniów.

Po drugie, przedstawił interpretację emocjonalną napisu dokonaną przez nich samych, nie mówi za nich, ale ich słowami.]

Część IV

Przygnębiające oddziaływanie napisu – znaczenie emocjonalne

Musiał on mocno dawać się we znaki przynajmniej polskim więźniom, skoro jeden ze szczęśliwie ocalałych Eugeniusz Nosal po zakończeniu działań wojennych z własnej inicjatywy, z pomocą przygodnego furmana i butelki samogonu jako łapówki uratował ten napis przed wywiezieniem go na wschód. Niewykluczone, że nasi sąsiedzi zrobiliby z niego ciekawy użytek, ale napis wrócił w końcu na swe pierwotne miejsce.

Napis ten był dla więźniów szokujący o czym dość obszernie pisze Waldemar Kowalski w akurat temu poświęconym artykule pod bardzo znamiennym tytułem: Arbeit macht frei, czyli praca (nie) czyni wolnym. Wszyscy znają ten napis, mało kto jego dokładną historię. Z tego artykułu pochodzą poniższe cytaty:

Inny więzień Auschwitz Kazimierz Albin wspominał: – Byliśmy porażeni cynizmem Niemców. Napisali „praca czyni wolnym”, chociaż na własnej skórze przekonaliśmy się, że praca w Auschwitz była jedynie metodą uśmiercania więźniów. Szybko więc ułożyliśmy takie powiedzonko „Arbeit Macht Frei durch den Schornstein”, czyli „praca czyni wolnym [do wyjścia] przez komin”.                                                                                                              http://natemat.pl/122795,arbeit-macht-frei-czyli-praca-nie-czyni-wolnym-czego-powinien-nauczyc-nas-holokaust

Złowrogie oddziaływanie tego napisu nieco inaczej oddał w słowach inny świadek tamtych doświadczeń rotmistrz Pilecki:

Wreszcie Witold Pilecki, bohaterski „ochotnik do Auschwitz”, napisał w swym raporcie: „Wchodziłem przez bramę do obozu. Tak, teraz rozumiałem napis na bramie: ! O tak, rzeczywiście… praca czyni wolnym… wyzwala z obozu… ze świadomości, jak to przeżywałem przed chwilą. Wyzwala ducha z ciała, kierując to ciało do krematorium…”.

Taki napis widniał nie tylko nad bramą w Auschwitz, ale także np. w Dachau. Tam również wywoływał podobne wrażenie:

Jeden z więźniów Dachau, [...] Polak – Aleksander Miedziejewski, na długo zapamiętał tę złotą sentencję. We wspomnieniach pisał tak:

Lecz nie było tam wolności, zaś od tej chwili znaczyło to, że głód, ciężkie roboty, nieludzkie tortury i śmierć będą twoim nieodłącznym towarzyszem, a wolność możesz uzyskać jedynie poprzez piec krematoryjny, bowiem obóz w Dachau wyznaczał więźniom trzy miesiące życia.

Jak więc ten napis był przez więźniów odbierany? Jako swoista dodatkowa szykana skierowana przeciwko nim przez obozowe władze.

Interpretacja emocjonalna

Jakie uczucia i refleksje wywołuje w tobie wiersz XXX? - takie pytanie znane ze szkolnych praktyk jest pytaniem i o uczucia, i o refleksje. Jest to pytanie o określoną interpretację utworu, o jego znaczenie dla odbiorcy. Gdy w interpretacji uczucia są przynajmniej równie ważne jak refleksje, wówczas można ją nazwać – niech to będzie określenie projektujące - interpretacją emocjonalną.

Egzegeza, hermeneutyka to sztuka interpretacji świętych ksiąg czy innych źródeł pisanych obrosłe w wielusetletnie tradycje, procedury i spory. Tu zaś chodzi o najbardziej elementarne odczuwanie napisu, który jako komunikat jest niezwykle krótki, a stanowił stały element obozowej infosfery.

Kradzież obozowych napisów najpierw w Auschwitz, później w Dachau może świadczyć o tym, że jest coś w nich zagadkowego, co ciągle podtrzymuje zainteresowanie tymi niepozornym obiektami. Czy tylko dlatego, że stały się on symbolami obozów śmierci?

Intrygujące jest ciągle pytanie, dlaczego one się na bramach pojawiły. Wyraźnie to pytanie artykułuje Waldemar Kowalski:

Dlaczego jednak słowa te trafiły na obozowe bramy? Za sprawą gen. SS Theodora Eicke, który współtworzył niemiecki system obozów koncentracyjnych. Napis umieszczono nie tylko w Auschwitz i Dachau , ale także w Sachsenhausen, Gross-Rosen i Theresienstadt. Dla kontrastu, w obozie Buchenwald w przewrotny sposób wykorzystano inną myśl – „Jedem das Seine”, czyli „każdemu to, co mu się należy”.

Odpowiedź na pytanie „dlaczego” sprowadzona została przez autora publikacji do wskazania na decyzję generała SS. Takie wskazanie nie jest interpretacją, jest faktografią.

Ale dlaczego ten generał podjął taką decyzję? Czy tylko po to, by z osobistej inicjatywy dodatkowo uprzykrzyć życie więźniom? Czy tylko w jego decyzji się skrywała i w jego osobistych intencjach kryły się racje zaistnienia napisu?

Historykom pewnie nie wypada zadawać takiego pytania, gdyż im potrzebne są fakty. A jeśli dalszych poświadczonych faktów nie ma? To nie ma już dalszych odpowiedzi. Pozostaje tylko identyfikacja decydenta w osobie generała SS, ale o jego osobistych intencjach nie wypada już mówić. Pozostają też relacje więźniów i ich domysły. A w tych domysłach nie interesowała ich osoba decydenta. Pamiętają przede wszystkim o swoich odczuciach.

Poza swoje odczucia nie potrafili już wyjść, nawet gdy się nad tym zastanawiali. Oto jeszcze jeden głos, polskiego fotografa o niemieckich korzeniach:

Podobnie reagowali więźniowie Auschwitz, które pochłonęło ponad milion ofiar. Tam jednak szybko uświadomił ich kierownik obozu Karl Frizsch, który oznajmił: „Znajdujecie się teraz w obozie koncentracyjnym Oświęcim i stąd nie ma innego wyjścia niż przez komin”. Te znamienne słowa głęboko utkwiły w pamięci Wilhelma Brasse, pełniącego funkcję obozowego fotografa, „właściciela” numeru 3444

Brasse wspominał po latach, że napis „Arbeit macht frei” wydał mu się po prostu śmieszny. „Jak możliwa jest taka obłuda? – myślałem. Przecież my tu wcale nie pracujemy, tylko jesteśmy katowani i mordowani”.

Doszukiwanie się w odczuciach byłych więźniów, w ich sposobie odczytywania napisu odpowiedzi na pytanie dlaczego te napisy powstały jest przykładem odwołania się do interpretacji emocjonalnej.

Emocjonalnej, bo do czego byli więźniowie mogli się w swej argumentacji odwoływać, jak nie do własnych odczuć i własnego rozeznania w sytuacji w jakiej się znajdowali? W obozie znajdowali się na krawędzi życia i śmierci i wszystko skierowane było przeciwko nim. Przeciwko nim, jak odczuwali, postawiony też został napis wyrażający totalne kłamstwo, wyrażający cynizm, obłudę. I taka interpretacja pozostaje ciągle zasadna, pozostaje prawdziwa.

Czy byli więźniowie mogli w tym napisie dopatrywać się jeszcze jakiegoś drugiego dna? To wymagałoby teoretycznego dystansu, do czego już nie byli psychicznie zdolni. Wspomniany fotograf, któremu w obozie przyszło w ogromnym tempie wykonywać zdjęcia dziesiątkom tysięcy ludzi, nie mógł potem wrócić do zawodu. Ilekroć brał kamerę fotograficzną do ręki, wracały obozowe koszmary.

I taka emocjonalna interpretacja, jaką ocalali więźniowie przekazali światu, po dzień dzisiejszy pozostała właściwie jedyną. Jedyną wykładnią racji zaistnienia tego napisu. Wykładnią ubogą, jednostronną.

Ale czy taka emocjonalna interpretacja jest jedyną możliwą i jedyną zasadną? Nie jest. Na inną interpretację nie będzie już w artykule miejsca, ale warto zasygnalizować pewne problemy wynikające z tego, że przedstawiona interpretacja jest dziś praktyczne jedyną i to już dość słabo szerzej dostępną.

*****

 

[Na dwóch przykładach zilustrowana będzie niewystarczalność emocjonalnej interpretacji napisu dla objaśniania całkiem współczesnych zjawisk.

Pierwszy, to przykład dziewczynki Breanny, która wywołała w Internecie zamieszanie swoją fotką wykonaną w Auschwitz.

Drugi, to zauważenie przez autorów objaśnienia w Wikipedii hasła „Arbeit macht frei” swoistego paradoksu, nazwanego przez Narratora „paradoksem drugiego obozu”.]

Część V

Kłopoty z interpretacją emocjonalną

Waldemar Kowalski swój obficie tu cytowany artykuł rozpoczyna od wyrazów zaniepokojenia, że współcześni nastolatkowie zwiedzając oświęcimskie muzeum nie potrafią zachować odpowiedniej powagi wobec ogromu zbrodni, jaka w obozie miała miejsce. Swoje niezadowolenie na „takie czasy”, po pewnym rozwinięciu myśli, kończy właściwie słuszną uwagą:

Ci młodzi często ludzie po prostu nie mają świadomości tego, że w czasie wojny mordowano na skalę przemysłową.

Pretekstem do tych uwag, i chyba napisania całego artykułu, stało się reprodukowane w nim selfie dziewczynki Breanny Mitchelle, które opublikowała na Twitterze. Powodem obiekcji wielu internautów, a nawet gróźb śmierci, była jej radosna twarz na tle obozowych zabudowań.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nastolatkowie tak się zachowują a starszym się to nie podoba? Problem został postawiony, a jest on poważny. Może nawet poważniejszy aniżeli zasygnalizował to autor artykułu.

Narrator wcale nie jest ukontentowany fotką Breanny, ale próbuje ją trochę zrozumieć, co poniekąd jest także próbą jej obrony. Docenić wypada, że w ogóle przyjechała zwiedzić Muzeum. Dziewczynka nie wygląda na mało inteligentną. Jej fotka jest plastycznie bardzo ładnym ujęciem: fotograficzny autoportret na tle trochę nietypowych zabudowań układających się w ciekawą kompozycję przestrzenną wzbogaconą o zielone korony dalej stojących drzew.                                                                                                                         https://www.google.pl/search?q=breanna+mitchell&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwi1x-fJ_bXaAhVB2aQKHWg4BYEQsAQIKA&biw=1366&bih=603

Po co tę fotkę sobie zrobiła? Żeby ją komuś pokazać. I pokazała swoje umiejętności.

Dla Narratora pokazała jednak dużo więcej, co jest wystarczającym powodem, by się za dziewczynką ująć. Niech ta fotka będzie pretekstem do kilku ogólniejszych uwag dotyczących źródeł trudności w międzypokoleniowym przekazie emocjonalnej interpretacji komunikatów.

Fotografie straciły swą wymowę

Fotografie dokumentujące obozową rzeczywistość dla nastolatków nie mają już takiej siły wyrazu, jak w przypadku osób z pokoleń urodzonych w czasach bliższych przedstawianym wydarzeniom. Współcześni nastolatkowie żyją już w zupełnie innej infosferze.

Od czasów ostatniej wojny światowej infosfera ta nasączona została ogromną ilością materiałów filmowych i fotograficznych przedstawiających niemniej makabryczne obrazy. Te obrazy dzięki elektronicznym środkom przekazu, telewizji, internetowi itp. są już w codziennym menu informacyjnym młodych ludzi.

Ich naturalną reakcją adaptacyjną jest przyzwyczajenie się do obrazów śmierci i zbrodni. Inaczej musieliby żyć w nieustannej żałobie. Czy mogliby zrobić sobie radosne selfie w centrum Warszawy? Przecież to także wielkie cmentarzysko. A na dodatek gdzieś w świecie ciągle rozgrywają się jakieś tragedie, które można na bieżąco oglądać.

To przyzwyczajenie się czy uodpornienie wymusiły na nich starsze pokolenia. To nie współczesne nastolatki są winne za dawne obozy śmierci i za współczesną wszechobecność obrazów okrucieństwa w infosferze.

Historyczny dystans i statystyka nie sprzyjają empatii

Również poza wizualne przekazy niewiele ułatwiają. Przekazywana nastolatkom w Muzeum wiedza dotyczy historii mającej już przeszło 70 lat. To dla nich bardzo dawno. Czy coś działo się 70 lat temu czy 700 lat temu to już niewielka różnica. To po prostu dawno, dawno temu – podobnie jak w bajkach. W dawnym Colosseum też dla zabawy rzucano ludzi lwom na pożarcie.

Podobną wymowę ma liczba ofiar: 10 tysięcy, 100 tysięcy czy cały milion? To tylko problem do zapamiętania, to tylko statystyka. Wiadomość, że w samolocie zginęło 200 osób wzbudza takie same emocje, jak wiadomość, że zginęło 600 osób. O ile w ogóle jeszcze jakieś emocje wzbudza.

Czy nawet po zwiedzeniu przez nastolatków muzeum w Auschwitz z pewnością będą oni mieli świadomość wyjątkowości tego miejsca? Kaplica Czaszek w Kudowie Zdroju też robi podobne wrażenie na zwiedzających. Podobnych obiektów w samej Europie jest kilka.

Dlaczego zatem zwiedzający Muzeum w Oświęciumiu mają wyjść z przekonaniem o skrajnej wyjątkowości tego miejsca?

O czym mówi napis na obozowej bramie?

Tu dotykamy niezwykle ważnego problemu, który autor zasygnalizował w drugiej części tytułu cytowanego artykułu: Wszyscy znają ten napis, mało kto jego dokładną historię!

Co to znaczy znać dokładną historię? Czy wystarczy wskazać rozkazodawcę jego umieszczenia i datę rozkazu?

Nasuwa się jeszcze poważniejsze pytanie: czy wszyscy rozumieją ten napis? To pytanie zakrawa na kpinę, ale Narrator stawia je całkiem serio.

Tym bardziej serio, że wyżej cytowany artykuł nie jest dla Narratora jedynym źródłem wątpliwości, czy następnym pokoleniom ktoś dostarczy przesłanek pozwalającym im zrozumieć znaczenie komunikatu na obozowej bramie.

Paradoks drugiego obozu

O autorze czy autorach hasła Arbeit macht frei w Wikipedii powiedzieć można, że mieli wybitnego dziennikarskiego nosa. Oto z całego morza problemów nazistowskiego przemysłu śmierci wyłowili ten wyjątkowo drobny w sensie fizycznym detal i zebrali o nim pozornie mało znaczące informacje. Ale wszystko w tym objaśnieniu jest ważne.

Nie docenili jednak – i zdaniem Narratora bardzo poważnie nie docenili - swego znaleziska. Opisali go trochę jak dokuczliwą mysz, podczas gdy faktycznie dotknęli potwora na miarę nosorożca, o którym nawet nie wiadomo, czy aby na pewno już nie żyje. Jest zatem o czym pisać i krzyczeć. Ten detal mówi dużo więcej o budowniczych nowej niemieckiej cywilizacji, aniżeli może się to na pierwszy rzut oka wydawać.

W krótkim ale treściwym opisie hasła zaintrygowanie Narratora budzi interpretacja określonych faktów współczesnych w kategoriach paradoksu. Aby czegoś nie powikłać najlepiej zacytować cały akapit o tym mówiący:

Napis na bramie w Auschwitz I stał się po wojnie jednym z najważniejszych symboli systemu niemieckich obozów koncentracyjnych, a również – paradoksalnie – całej Zagłady. Paradoks polega na tym, że pod bramą tą przechodziły komanda robocze złożone z więźniów, którzy dostali się do obozu, a nie rodzin żydowskich wysyłanych od razu z rampy kolejowej do komór gazowych. Zdarza się często, że zwiedzający teren Auschwitz II (Birkenau) są zdziwieni, nie widząc tego napisu przy wejściu do tej części obozu, w której dokonywano Zagłady.                                                                                                                                          https://pl.wikipedia.org/wiki/Arbeit_macht_frei ; stan na dzień 12 kwietnia 2018.

Czyli kto jest zdziwiony? Można powiedzieć, że współcześni ludzie z całego świata bywają zdziwieni. Zdziwieni, bo czego innego się spodziewali, a co innego zobaczyli. Jeśli się czegoś spodziewali, to znaczy, że coś już słyszeli i wiedzieli. A wiedzieli, że omawiany napis jest symbolem zbrodni na skalę przemysłową, a teraz ze zdziwieniem dowiadują się, że milion ofiar nawet tego napisu nie oglądało. Skąd to zdziwienie?

Zapewne wspomniana już Breanna zdziwiona nie była. Ona dopiero uczy się świata, i odbiera świat takim, jakim on jest i jaki jest jej przez starsze pokolenia tłumaczony. Czy wizyta w obozie pozwoliła jej jakoś zrozumieć znaczenie napisu i jego zaskakujące starsze osoby usytuowanie na obozowym terenie? Można domniemać, że nawet nie zwróciła na to uwagi. I podobnie jest z tysiącami innych nastolatków.

Czy słowo paradoks zostało tu właściwie użyte? Oto jak je objaśnia SJP Doroszewskiego:

<< twierdzenie sprzeczne z tym, co jest uznane za prawdę;teza (rzadziej sytuacja), w której tkwi wewnętrzna sprzeczność, wypowiedź, w której są nie dające się uzgodnić przeciwieństwa, kontrasty>>

Można powiedzieć, że autorzy dobrze objaśnionego słowa użyli, choć w rzadziej spotykanym znaczeniu odnoszącym się do określonej sytuacji. Zasadne jest zatem nadanie mu nazwy, którą Narrator zaproponował w powyższym śródtytule oraz umieścił już w tytule całego artykułu.

Zasadne jest także poszukiwanie rozwiązania paradoksu.

Można się spodziewać, że jeśli nastolatkowie nie znają niemieckiego, to zadadzą pytanie o znaczenie napisu. Jego literalne tłumaczenie zapewne zostanie im udzielne. Ale czy ktoś udzieliłby im odpowiedzi na pytanie o to, w jaki sposób ten komunikat korespondował z tym, co się w obozie działo?

Nasuwa się zaś jeszcze inne, właściwie bardzo proste pytanie: czy idące na śmierć żydowskie rodziny były w ogóle adresatami docelowymi tego napisu?

Naiwność katów czy naiwność świata?

Ujmowanie sygnalizowanego wyżej zdziwienia współcześnie zwiedzających muzeum w Auschwitz w kategoriach paradoksu, może oznaczać pewną kapitulację rozumu w objaśnianiu ważnego wycinka w światowej historii.

Czy rzeczywiście można tu mówić o jakimś paradoksie? Można, ale wtedy, gdy posądzi się władze III Rzeszy o naiwność.

Omawiany napis wraz z całą bramą został przez kogoś zaprojektowany. I tu już z pomocą służy konceptualizacja prof. Dietrycha wraz z jej uzupełnieniem o pojęcia adresatów projektu. Projektant w fazie koncypowania projektu musi uwzględniać różnych adresatów których projekt dotyczy.

Adresaci projektu napisu zostali już przez Narratora zidentyfikowani. Wśród nich zidentyfikowany został adresat docelowy projektu. Miano adresata docelowego zostało tu przypisane całemu obozowemu personelowi oraz całej społeczności więźniów osadzonych w obozie. Czyli wszystkim tym, którzy mogli ten napis przeczytać.

Rozwiązanie paradoksu drugiego obozu

A gdzie wśród tych adresatów ludność żydowska dowożona całymi pociągami? Nie ma jej. I jest to oczywiste, że jej nie ma. Z dwóch powodów.

Po pierwsze, napis powstał dla pierwszego obozu, a więc dużo wcześniej zanim powstał drugi obóz, do którego ludność ludność żydowska zaczęła być dowożona.

Po drugie, ludność żydowska wcale nie była adresatem docelowym napisu. Ona była adresatem docelowym projektów komór gazowych i pieców krematoryjnych (o czym była mowa w poprzednim artykule). Traktowana była jako ewentualny dostarczyciel złotych zębów oraz resztek osobistego dobytku i co najwyżej jako potencjalny surowiec na mydło czy różne przedmioty.

Jaki więc mógł być sens jakichkolwiek „oddziaływań wychowawczych” na osoby dostarczane w transportach na błyskawiczną zagładę? Użytkownik napisu, czyli obozowe władze postępowały zgodnie z elementarną racjonalnością ekonomiczną. Gdyby propagandowe komunikaty cokolwiek usprawniały, albo np. jakość mydła zależała od ich oddziaływań, to z całą pewnością odpowiednie napisy w odpowiednich miejscach by się znalazły.

Przypisywanie organizatorom i budowniczym obozowego przedsięwzięcia braku logiki w ich działaniach wcale nie musi oznaczać ich naiwności. Może oznaczać naiwność tych, którzy fachowcom taką naiwność przypisują, bo nie rozumieją ich mistrzostwa. Nawet po latach, a to już może świadczyć o klasie tego mistrzostwa.

W powyższym wywodzie nie ma jakiegoś zarzutu pod adresem autora (czy autorów) objaśnienia hasła, ani nawet polemiki. Jest natomiast pewne uznanie, że w ogóle problem dostrzegli. A nie należy on do łatwo postrzegalnych.

*****

[ Aby objaśnić społeczny kontekst powstawania względnie niewielkiego i prostego artefaktu, jakim był obozowy napis, Narrator wykorzystał dość rozbudowaną aparaturę pojęciową. Po co?

Bo odpowiednia aparatura ułatwia zadawanie pytań, dostrzeganie problemów i ich rozwiązywanie.

Dzięki skorzystaniu z tej aparatury łatwo było znaleźć rozwiązanie określonego paradoksu, ale jednocześnie dostrzec inny problem. Problem znaczenia napisu dla obozowego personelu.]

Część VI

Metodologia i systematyczność

Narrator uzbrojony w aparaturę pojęciową ufundowaną na konceptualizacji rozwiązywania problemów opracowanej przez prof. Dietrycha mógł nieco inaczej spojrzeć na różne problemy związane z obozową tematyką.

Jakiekolwiek metodologiczne podejście do problemu wymaga pewnej systematyczności. Dzięki niej względnie łatwo było objaśnić, że paradoks „drugiego obozu” mógł się zrodzić z okoliczności, że po dziesiątkach lat jakby zapomniano o tym, dla kogo napis został wykonany, kto był jego adresatem docelowym.

Adresatem tym nie była dowożona wagonami ludność żydowska, bo ona w obozie nie przebywała, ona była tylko doprowadzana do obozowych urządzeń zabijania.

Wprowadzenie do analiz pojęcia infosfery pozwoliło zamieszanie związane z fotką amerykańskiej nastolatki ujrzeć jakby w nowym świetle. Nie tylko lepiej ją zrozumieć, ale zrozumieć też, że już nigdy lepiej nie będzie. Że coraz trudniej będzie przekazywać z pokolenia na pokolenie prawdę i przesłanie Auschwitz, że potrzebne są usprawnienia w ich przekazywaniu.

Wspomniana już systematyczność ułatwia, a wręcz wymusza postawienie innego, niezwykle ważnego pytania i problemu.

Janusowe oblicze napisu

Janus to tajemniczy bóg z rzymskiej mitologii, przedstawiany był jako postać o dwóch obliczach i między innymi uważany był za patrona bram różnych twierdz czy miast. Jedno oblicze skierowane było na zewnątrz, drugie do wnętrza. Stąd mitologiczne skojarzenie w powyższym śródtytule.

Kto był adresatem docelowym napisu na bramie? Adresatem tym – jak to zostało zidentyfikowane - byli więźniowie oraz obozowa obsługa. I jedni, i drudzy byli adresatami docelowymi. Co ten napis znaczył jako komunikat dla więźniów? O tym już zostało powiedziane.

Co zaś ten napis znaczył dla obozowego personelu, obozowej „obsługi więźniów”? Świat dysponuje dziś tylko interpretacją emocjonalną napisu uwzględniającą tylko jedną część adresata docelowego, czyli więźniów, którzy stali się poniekąd autorami jego interpretacji. Autorami wiarygodnymi, ale też, co należy podkreślić, jednostronnymi.

A gdzie interpretacja napisu uwzględniająca drugą część adresata docelowego, czyli obozową obsługę? Chyba nie ma nawet poważnej próby odtworzenia takiej interpretacji. A przynajmniej nie jest ona szerzej znana. Miliony ludzi corocznie ogląda napis w Auschwitz i w innych obozach, i poznają tylko dosłowne znaczenie komunikatu.

Czyli jakie? Mniej więcej takie, jakie mogło ono mieć dla bywalców wiedeńskich czy berlińskich księgarń w końcu XIX wieku, gdzie jedna z książek zachęcała do zainteresowania się nią tytułem wykorzystanym później w obozowym napisie. A co się pod tym tytułem książki kryło? Można było zajrzeć do książki, by poznać dodatkowe, kontekstowe znaczenie tytułu.

Miliony osób czyta corocznie napis na obozowej bramie jak przypadkową etykietkę doklejoną do pozostałości po olbrzymim kompleksie przemysłowym. Etykietkę, która właściwie nic im nie mówi o tym, do czego się odnosiła.

Muzealne artefakty pełnią rolę książki do napisu na bramie czy jednak pozwalają na pełniejsze jego rozumienie. Przypadek nastolatki czy ujawnienie paradoksu drugiego obozu pokazuje, że ten napis nawet po zwiedzeniu Muzeum nie pozwala na odczytanie jego dawnego znaczenia.

Znaczenie tej pozornie przypadkowej etykietki było inne dla obozowych więźniów i zupełnie inne dla obozowej obsługi w latach, kiedy przedsiębiorstwo pracowało pełnią swych mocy przerobowych. I wreszcie ma inne ma dla obecnie zwiedzających Muzeum, już nie tylko nastolatków. Dawnych znaczeń coraz trudniej się będzie przyszłym pokoleniom domyślać.

Ludzie podróżują po całym świecie, zwiedzają różne miejsca proponowane im przez przewodniki turystyczne. Trafiają też do Muzeum w Auschwitz, poznają z grubsza co się kiedyś w nim działo, robią sobie fotki na pamiątkę i odjeżdżają gdzieś dalej. Niby dlaczego w odbiorze zwiedzających cały ten obóz ma być czymś wyjątkowym w historii europejskiej cywilizacji? Tylko z racji swych przestrzennych rozmiarów, zgromadzonych w nim artefaktów i z racji liczby ofiar?

Czytają też napis, który niewiele im mówi i właściwie nie ma komu odkodować jego dawne znaczenia.

Tylko o jednym była mowa w niniejszym artykule. A przecież miał i drugie. Niewidoczne dla byłych więźniów. Miał swoje drugie i trzecie dno. Może dziś nawet bardziej porażające niż relacje naocznych świadków.

Trudno obydwa oblicza ująć z jednego punktu widzenia. Trzeba byłoby zmienić perspektywę oglądu oraz sposoby badawcze. To już trochę za wiele na jeden artykuł.

Część VII

Zamiast zakończenia

Artykuł mówi o wykorzystaniu trochę rozbudowanej przez Narratora aparatury pojęciowej prof. J. Dietrycha do objaśniania rożnych problemów związanych z tematyką niemieckich obozów śmierci.

To rozbudowanie aparatu pojęciowego będzie potrzebne dla znalezienia drogi rozwiązywania problemu mieszkaniowego dla młodych osób. Jak jednak sprawdzić, czy już częściowo proponowana rozbudowa może być jakoś użyteczna czy efektywna? Najlepiej na przykładzie rozwiązywania aktualnych problemów.

Aktualnym zaś problemem okazała się np. powszechnie mała zrozumiałość napisu Arbeit macht frei. Czy jest to faktycznie aktualny i ważny społecznie problem czy tylko przedmiot zainteresowania dla bardziej skrupulatnych historyków? Pytanie raczej retoryczne, choć bardzo dużo tu zależy od tego, do kogo może być skierowane.

                                                                                                                   Edward M. Szymański