JustPaste.it

O przyczynie szkodliwości cukru i soli inaczej

"organizm może procesy "transportowe" prowadzić tylko wówczas, gdy w przestrzeniach międzycząsteczkowych wody, wchodzącej w skład krwi, jest miejsce na transportowane substancje."

"organizm może procesy "transportowe" prowadzić tylko wówczas, gdy w przestrzeniach międzycząsteczkowych wody, wchodzącej w skład krwi, jest miejsce na transportowane substancje."

 

 

Zapewne większość z nas pamięta doświadczenie na zajęciach z chemii w szkole podstawowej polegające na wsypywaniu soli do menzurek z dokładnie odmierzoną ilością wody i rozpuszczanie jej.

Jak się okazywało paradoksalnie; wsypanie do wody pierwszych paru porcji substancji i rozmieszanie jej, nie powodowało podnoszenia się poziomu wody w naczyniach. Substancje takie jak sól, czy cukier, rozpuszczają się w niej, aż do osiągnięcia całkowitego nasycenia nimi wody – czyli uzyskania roztworu nasyconego.

Czym jest w takim razie to "rozpuszczanie", skoro może bezkarnie "zniknąć" w wodzie stosunkowo dużo obcej substancji, takiej jak np. cukier lub sól, bez wpływu na objętość rozpuszczalnika?

Odpowiedź jest prosta: cząsteczki różnych substancji – w tym wody, soli i cukru - możemy sobie wyobrazić jako kulki.

Rzecz w tym, że cząsteczki wody są w stosunku do cząsteczek soli i cukru bardzo duże, więc mamy sytuację, że gdy wrzucamy do czystej chemicznie wody np. sól, to małe "kulki" soli znajdują sobie puste miejsca pomiędzy dużymi "kulkami" wody.

Jest to tak, jak gdybyśmy np. do pojemnika z piłeczkami do ping-ponga nawrzucali małych koralików. Koraliki zajmowałyby przestrzenie pomiędzy piłeczkami i dopóki byłoby miejsce w przestrzeniach pomiędzy nimi moglibyśmy wsypywać te koraliki bez jakiejkolwiek zmiany objętości całości układu.

Taki stan cieczy, gdy już w przestrzeniach międzycząsteczkowych nie ma miejsca i nic się tam więcej nie zmieści, nazywa się w chemii stanem nasycenia a roztwór nosi nazwę roztworu nasyconego. W naszym doświadczeniu wsypywana w dalszym ciągu sól już by się nie rozpuszczała, lecz opadałaby na dno naczynia i poziom cieczy by wzrastał z każdą wrzuconą do niego porcją.

Pewnego dnia zdałem sobie sprawę że woda nie przypadkiem stanowi bazę do budowy krwi i że w tym zakresie medycyna czegoś niezmiernie ważnego nie dostrzega, nie stosuje i nie uczy.

Niby powszechnie jest wiadomo, że krew, która jest w organizmie nośnikiem wszelkich substancji, zarówno odżywczych jak i odpadowych, to odpowiednio wzbogacona biologicznie woda, która nieustannie i naprzemiennie nasycana jest przeróżnymi substancjami, ale najistotniejszej roli H20 ciągle się nie dostrzega i się tej wiedzy nie wykorzystuje. - Zwłaszcza dla dobra koszmarnie odżywiającej się konsumpcjonistycznej ludzkości – zwłaszcza tej zachodniej.

Ludzkości która w sposób absurdalny wyniszcza się bo nadużywa zwłaszcza cukru i soli i w stosunku do której nie spotkałem się nigdy z żadnym tłumaczeniem, z wodą we krwi jako głównym wątkiem wyjaśnień, dlaczego między innymi ta sól i cukier są takie szkodliwe.

A chodzi o to, że krew, która jest w 99 procentach wodą "jedynie" z domieszkami różnych komórek i substancji chemicznych, działa właśnie w ten między innymi sposób, że w jej przestrzeniach międzycząsteczkowych przenoszone są do właściwych w organizmie miejsc najprzeróżniejsze substancje.

Logicznym jest zatem, że organizm może procesy "transportowe" prowadzić tylko wówczas, gdy w przestrzeniach międzycząsteczkowych wody, wchodzącej w skład krwi, jest miejsce na transportowane substancje.

Jeśli to miejsce zajmiemy – czyli doprowadzimy własną krew do stanu nasycenia solą, cukrem, alkoholem, czy czymkolwiek innym, blokujemy te procesy .

Organizm nie ma możliwości ani prawidłowo oddychać, ani pobierać dostarczanych mu mikro i makroelementów, ani nie może usuwać toksyn powstających w procesach przemiany materii.

Gdy ktoś na przykład objada się cukrem, może sobie darować wszystko inne. Żadne diety cud ani aerobiki już mu nie pomogą bo... nie mogą.

Nie da się organizmowi dostarczyć w pożywieniu i w sposobie życia niczego zdrowego, skoro krew, załadowana "po dach" cukrem nie może już niczego innego doładować i ze sobą zabrać.

Nie będą też działać należycie żadne leki, żadne antyutleniacze, żadne diety.

A tak przy okazji: Słyszał kto kiedy by lekarz pytał pacjenta gdy przepisuje mu leki i w ogóle gdy przeprowadza z nim wywiad na temat jego dolegliwości – z wyjątkiem pacjenta podejrzanego o nadciśnienie lub cukrzycę, względnie już na nią chorego – czy i jakie ilości cukru albo soli spożywa?

Generalnie rzecz ujmując: stan przeładowania krwi jakąkolwiek substancją powoduje brak w niej miejsca dla innych substancji, które niczym podróżny, któremu nie udało się wcisnąć do zatłoczonego samymi vipami pociągu, zostaje z walizką na peronie.

Nie muszę chyba dodawać, bo tego już się raczej każdy domyśla, że jest to pociąg śmierci.

Żyjemy w absurdalnych czasach, gdy z jednej strony dźwignęliśmy technologię na niewyobrażalne jeszcze sto lat temu wyżyny, a z drugiej strony jak ostatni idioci w swojej pysze i arogancji sami i na różne sposoby, się niszczymy, bo nie na rękę nam by myśleć o jutrze.

"Dziś się nażrę słodyczy,  dziś (by uchodzić w swoich oczach na dobrego) nazwę "uchodźcami" młodych byczków nierobów i wpuszczę do swojego kraju by skazać go na ruinę, dziś wyrzucę śmieci do lasu... Byle dziś...."

Świat zwariował.