JustPaste.it

Rozmowy. Część pierwsza.

"Eskalacja wszelkich napięć rozpoczyna się wraz z porzuceniem dialogu." Julius Döpfner

"Eskalacja wszelkich napięć rozpoczyna się wraz z porzuceniem dialogu." Julius Döpfner

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

Henryk w życiu niezmiennie praktykował sceptycyzm, lecz jednego był bezgranicznie pewien. Otóż miał cholernego pecha do kobiet.

Dowodu nie musiał szukać daleko. Świętej pamięci matka opuściła go, kiedy miał zaledwie siedem lat. Nie trudno było się domyślić, że za dobrze jej nie poznał. Zapamiętał więc niewiele: że była wyśmienitą kucharką. W szczególności udawały się jej wypieki, które wraz z upływem czasu coraz częściej i obficiej pojawiały się na kuchennym stole.

– Miała rękę do jedzenia, ale nie tylko… – opowiadał jegomościowi po swojej prawej stronie.

Akurat tak się złożyło, że w dniu zwiększonego zapotrzebowania na zwierzenia udał się do baru. To tutaj, w męskim otoczeniu i przy zapachu samczych pożywek mógł dać pełny upust frustracji.

– Tak mnie oszukała! Ale skąd miałem wiedzieć?

Istotnie, jako dziecko Henryk nie dostrzegał subtelnej zależności między gotowaniem a… przedawkowaniem. Toteż wielkie było jego zdziwienie, kiedy matka zaczęła modyfikować kuchenne przepisy i dodawać coraz większe ilości trunków. Ilości tak wielkie, iż pewnego dnia wylądowała w szpitalu i choć bardzo się starała przezwyciężyć następujący potem stan delirium, ostatecznie dokonała na miejscu żywota.

– Od tamtej pory na samą myśl o torcie czuję mdłości – powiedział na głos i odruchowo złapał się za brzuch.

Mężczyzna obok poklepał go po ramieniu, jak to zwykli robić mężczyźni, kiedy rozgryzali problemy i dodawali sobie otuchy.

– A teraz to… – zawiesił głos.

Pomachał nieznajomemu kartką papieru przed nosem.

– Napisała mi „żegnaj” i odeszła. Bez słowa… Przeproszenia…

Towarzysz niedoli podsunął mu kieliszek.

– Napijmy się, bo inaczej na pewno zemrzemy…

– Tak, tak…

Henryk sprawiał wrażenie zatopionego w przeszłości.

– Po kobietach pozostają tylko wrzody żołądka. Ot co.

– Niczego tam nie dodała?

– Coooo?

Nasiąknięte alkoholem szare komórki Henryka powoli przechodziły w stan hibernacji.

– Czy nie dopisała… Baba…

– A, baba!

Ożywił się natychmiast i dla większej odwagi wziął kolejny łyk wódki.

– Po prostu odeszła, przepadła, umarła…

– A to już, be, poważna rzecz, be – skomentował tamten, jednocześnie rozwierając paszczę.

Henryk, mimo iż na co dzień zwykł prezentować się na poziomie, teraz zignorował kulturalne braki kolegi.

– I wszystko stracone! Ja pierrr…

– Tak, też lubię.

– …dolę

– Po francusku – dopowiedział tamten.

Jako że Henryk poczuł się znów niezrozumiany, natychmiast się obruszył.

– Nie o tym, do cholery, mówię!

– Hm?

– Tego, że ja żadnej z tych kobiet nie zdążyłem spytać… Dlaczego…?

Po tych słowach zaistniała sytuacja, która tylko w knajpie mogła ujść mężczyznom na sucho. Nowy kumpel poklepał po plecach Henryka i poradził mu w języku samca Alfa:

– Niech chłopiec posłucha i usłyszy dokładnie… – szeptał do ucha delikatnie. – Kobiety o nic się nie pyta, niczego nie stara się zrozumieć. Kobiecie się każe i przedstawia…

– Ano! – rozochocił się wolny słuchacz.

Wprawieni w szampański nastrój spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

– To do dna!

Kolega do picia wzniósł do góry kieliszek i uśmiechnął się szelmowsko. A był to w tej chwili jedyny wysiłek fizyczny, do którego był zdolny i który sprawiał mu niepohamowaną przyjemność.

– Tak, do dna – zawtórował Henryk.

– Zuch chłopak!

Dostał pochwałę za następne zanurzenie ust w alkoholu.

– I zapamiętaj sobie, chłopie, jeszcze jedną zasadę: kobiety się nigdy nie zrozumie… Na trzeźwo…

Stuknęli się kieliszkami.

Henryk nawet nie zauważył, kiedy jawa wymieszała mu się ze snem, jak gdyby zwykły napój z ginem…