JustPaste.it

Rozmowy. Część druga.

Tworzone przy muzyce. Piosenka "Shake It Out" - Florence and the Machine

Tworzone przy muzyce. Piosenka "Shake It Out" - Florence and the Machine

 

CZĘŚĆ DRUGA

Znalazł się w pomieszczeniu, gdzie każdy przedmiot sprawiał wrażenie sterylnego i dopieszczonego częstym dotknięciem szmatki. Ona, czyli Anna była tuż obok. Właśnie wzięła do ręki szczotkę i zaczęła czesać sobie włosy, czym wprowadziła Henryka w tępe oniemienie.

„O co tutaj chodzi?” – zdążył spytać siebie w myślach.

Potem zadziało się coś jeszcze bardziej osobliwego.

– Tak, tak. Te cholerne porządki! – powiedziała niepodobnym do siebie tonem.

Henryk, choć ze swej męskiej natury mało domyślny, tym razem od razu się zorientował. Anna właśnie go przedrzeźniała.

– Pamiętasz ile razy tak mówiłeś? Och… Biedny, biedny…

– No wiesz… – żachnął się.

Nazywanie mężczyzny „biednym” w jego oczach porównywalne jest rangą przewinienia do popełnienia morderstwa.

– Och, och… Wszyscy lubimy porządki, Henryku. Porządki są dobre.

Nie wiedzieć czemu zobaczył w niej teraz dziecko. Małą, zagubioną dziewczynkę, która zawieruszyła gdzieś ulubione zabawki. Mało tego… Ona sama się zgubiła.

– Pomagają ogarniać chaos, życie staje się znośniejsze…

– Ech, ech…

– Jednak porządki nie rozwiążą wszystkich naszych problemów – zaprzeczyła niespodziewanie poprzedniemu zdaniu. – Wiesz dlaczego?

Potrząsnął głową. Nie miał zamiaru wdawać się w pseudointeligentne dywagacje kobiety.

– Odpowiedź jest prosta… Wiesz jaka? Nie, nie wiesz… A raczej nie wiesz, że wiesz, ale wiedzieć nie chcesz… Wiesz, co nam w życiu nieustannie brudzi? Ach… Jaki to frazes… My sami sobie bruździmy. Bo my, Henryku, nie jesteśmy poukładani. A wiesz gdzie? W środku…

Nagle Anna, która dotąd miała posągowy wyraz twarzy, uniosła wargi do góry w szeroko rozwartym uśmiechu.

– Takie to proste, takie banalne…

Jej wargi zaczęły drżeć z rozbawienia.

– Takie oczywiste…

Anna złapała się za brzuch i śmiała przeciągle.

– Sądzę, że pobyt tutaj ci nie służy – orzekł zniesmaczony.

– Masz rację, Henryku. Nie służy mi. I właśnie dlatego się stąd wynoszę.

– Anna! – zdążył wykrzyknąć.

Przeszła mu koło nosa, nie wiedzieć kiedy i ruszyła przed siebie. Zostawiła za sobą tylko głośny stukot obcasów.

Głośny, mniej głośny, ledwo słyszalny…

Henryk rzucił się w pościg. W domu zapanował chaos.

– Zaczekaj, do licha! Co ty wyprawiasz?!

Od czasu do czasu dał się słyszeć chichot Anny.

– Niech tylko cię dopadnę…

Za niecałe pięć minut dopiął swego.

***

Kiedy ją doścignął, Anna stała już w bezruchu. Spokojna, jakby rozważna, odrobinę melancholijna.

– To naprawdę nie jest śmieszne…

Kobieta nie zareagowała. Stała odwrócona do niego tyłem.

– Natychmiast tu podejdź.

Henryk od jakiegoś czasu uważał, że lubi kobiety skromne, nieśmiałe, zapatrzone w innych. Natomiast odpędzał od siebie myśl, że tak naprawdę chodziło mu o niewiasty uległe…

– Lepiej zajrzyj do kufra.

– Jakiego kufra? Co to ma znaczyć?

Anna nie zamierzała obłaskawić go spojrzeniem.

– Co się tak dziwisz, irytujesz? Lubisz porządki, a ja szanowałam twoją zorganizowaną przestrzeń… Dlatego wszystko, co moje jest zostawione w kufrze.

Gdzieś w tle zaskrzeczał stary zegar, najwyraźniej na słabych już bateriach. Niby nic znaczącego, bo dla Anny nieharmonijne dźwięki były tylko chwilowym odstępstwem od z góry przyjętej normy.

– Kobieto, weź się w garść. Zaczynam tracić cierpliwość.

Natomiast Henrykowi zaczęło przeszkadzać wszystko.

– Już wiesz…

Anna, choć niezmiennie odwrócona tyłem, jakby przejrzała Henryka na wylot.

– Co niby…? – syknął.

Miał już tego wszystkiego po dziurki w nosie.

– Lubisz porządki. Należysz do tego typu ludzi, którzy szufladkują życie i otoczenie. Odnajdujesz się w tym zadaniu, dobrze z tym czujesz. Bo taką masz naturę. I jesteś w tym naprawdę dobry. To twoja mocna strona.

– I co z tego, kobieto?

Nie mogąc jej zmierzyć wzrokiem, Henryk spojrzał z pogardą gdzieś w kierunku tykającego przedmiotu. Tym bardziej się podirytował, że nie mógł go namierzyć.

– Tak, tak… Jesteś uporządkowanym człowiekiem. Taka twoja natura, nie możesz jej zmienić. To jedyne, w czym nie powinno się robić porządków. Tak, tak… Nie należy ingerować w naturę, która jest nam immanentnie przypisana. Od momentu powstania…

To w tej chwili Henryka przeszyły dreszcze. Właśnie uzmysłowił sobie, że stojąca przed nim Anna nie stąpa twardo po ziemi. I to dosłownie. Wiedział już, że sytuacja prezentowała się nieciekawie. Kobieta, z którą Henryk miał nadzieję dojść do jakiegoś porozumienia, właśnie dotykała gołymi stopami parapetu…

– Yyyy… – zdołał wydobyć z siebie niezrozumiałe dźwięki.

– Tak, tak. Henryku. Nie zmienia się natury człowieka. W przeciwnym razie pojawia się objaw wiercenia… Znasz go. Czujesz silną potrzebę przeciwdziałania temu, co jest w sprzeczności z tobą. Kiedy porządek rzeczy w twoim domu zmienia położenie… Nie trzeba szukać daleko. Posłuchaj tego zegara… Jeszcze przed minutą działał ci na nerwy. Tak, tak… Nie ma się czego wstydzić. Jesteś jak zegarmistrz. Lubisz w życiu czas i śrubki, a nade wszystko porządek. Przepadasz za przykręcaniem. Jednak ty to nie ja. Nie ja, Henryku…

– Może lepiej podejdź bliżej… Słabo cię słyszę…

Miał nadzieję, że ją przechytrzy.

– W istocie, są dwie kategorie ludzi. Oczywiście, przy świadomości dużej generalizacji. Tę pierwszą już ci opisałam. Jesteś jej ilustracją. Jednak to nie ja… Nie ja…

– Na litość boską!

Anna niemalże zawisła nad czasoprzestrzenią. Henryk wydał nieśmiałe jęknięcie, kiedy nieco się zachwiała.

– Uważaj, do cholery!

A ona, zamiast się przestraszyć, krnąbrnie się zaśmiała.

– Tak, tak… Dla takich osobników jak ja nie ma miejsca u ciebie. Ja mam inny stan wiercenia, Henryku. Nie czuję potrzeby przestawiania rzeczy to w jedną, to w drugą stronę. Dopasowywania do siebie, dostosowywania… To nie mój świat, nie moja bajka… Ale ty nie pojmujesz, nie ogarniasz. Bo w twoim mniemaniu to jest chaos tworzenia…

– Co za baba… – mruknął pod nosem.

Anna rozpostarła ręce jak ptak, jak gdyby przygotowywała się do lotu.

– Nie, nie!

Henryk poczuł jak spływa na niego fala gorąca.

– Uspokój się, Henryku. To jest tylko twój odbiór świata, twoja imaginacja, twoja jakby racja… Dla mnie to okno na nowy świat. Mój świat. Możliwość wyjścia z ograniczeń, które nas wiążą, czynią sobie podległymi, od siebie zależnymi…

– Ty, ty, ty…

– Tutaj uwidacznia się różnica między nami, Henryku. Tutaj zakreśla się granica. Dla ciebie to koniec świata, niemalże śmierć. Dla mnie początek, możliwość tworzenia, samostanowienia… Widzisz? Czujesz to?

– Nie, Anno! Nie rób tego!

Kobieta wydała z siebie radosny okrzyk.

– Fruwam!

I nagle cały świat zatrząsnął się w posadach. Henryk ujrzał tylko mroczki przed oczami. Był stuprocentowo pewien, że Anna właśnie spadła…