JustPaste.it

Obraz śmierci

Ż y c i e to czas gdy szukamy Boga

Ś m i e r ć to czas gdy Go znajdujemy

W i e c z n o ś ć to czas gdy jesteśmy blisko Niego

 

                   / św. Franciszek z Asyżu /

Zjawisko śmierci od początków historii człowieka postrzegano jako jeden ze stałych elementów przypisanych życiu istoty ludzkiej. Śmierć „od zawsze” stanowiła coś tak nierozłącznego, iż zbudowano jej całą „otoczkę” w postaci bardzo złożonych i rozbudowanych czynności podniesionych do wielkości tradycji bądź obrzędu, w zależności od danej kultury, narodu i strony zamieszkania w świecie. W poprzednich wiekach była śmierć, można nawet użyć nie do końca zupełnie trafnego określenia, jakby z człowiekiem – oswojona. Koniec wieku XX, a już na pewno wiek XXI, poprzez masowy dostęp do tzw. środków masowego przekazu, a w tym głównie do komputerów i internetu, zdegradował znaczenie śmierci wręcz do banału. Otóż przede wszystkim świat gier komputerowych, umożliwił wskrzeszanie ulubionego bohatera nieskończoną ilość razy. Czymże więc, pozostaje w aktualnych czasach śmierć, która na pewno nie jest wirtualna, a faktycznie nieodwracalna i do bólu rzeczywista…? W świecie dziecka staramy się przestrzegać zasady, iż nie należy i nie wolno bez istotnego powodu smucić małego człowieczka, bo może to mieć fatalne następstwa w jego późniejszej psychice gdy nagle jego ulubiony bohater musi umrzeć... Więc, traci śmierć w tym momencie swój ludzki wymiar, ponieważ w grze zawsze w porę można ten moment pominąć, zastąpić, odwlec, bądź … kupić, wywalczyć, zdobyć całkiem „nowe życie”. Nawet, gdy się o nim przez przypadek czy też celowo zapomni, wystarczy poruszyć myszką komputera i „naprawić” nasze opóźnione niedopatrzenie, aby bohater mógł zyskać dalszą energię do życia, ewentualnie całkiem nowe życie. Także wtedy, gdy w grze popełnimy nieodwracalny błąd i nagle nasz bohater musi umrzeć, nie ma powodu do zamartwiania się, ponieważ grę można w każdej chwili rozpocząć zawsze od nowa, wyposażając tym samym bohatera w dostateczną już zapasową ilość żyć. W świecie dorosłych, odczuwając działanie wszechobecnych mediów, też spotykamy się ze zjawiskiem śmierci. Jest to już jednak inna śmierć, jak ta serwowana dziecku za pomocą gry. Jak stwierdzała ogólnopolska konferencja tematyczna, poruszająca współczesne problemy zagadnienia śmierci z roku 1998, śmierć na ekranie występuje obecnie w znacznym nadmiarze Oczywiście najczęstszymi ofiarami są mężczyźni, którzy generalnie umierają w filmach i programach w wyniku morderstwa lub zabójstwa. Zupełnym przypadkiem staje się śmierć jako skutek nieszczęśliwego przypadku. Media, a telewizja w szczególności, aby zapewnić tzw. oglądalność programu na antenie, musi spełniać pokładane w niej nadzieje w postaci właściwego spełnienia oczekiwań względem zapotrzebowania odbiorcy – w tym przypadku widza. Ludzie tak naprawdę wolą słuchać o śmierci w postaci relacji wypadku, nieszczęśliwych okolicznościach... Przy czym już na pewno niechętnie, jeżeli w ogóle, będziemy poruszać kwestię tzw. śmierci naturalnej. To jest pewnie jeden z zasadniczych powodów, dlaczego śmierć wciąż traci swoją pozycję ważności w kolejności zwykłych losów ludzkich. Ponadto śmierć traci swoje znaczenie z powodu stania się, co najwyżej faktem informacyjnym. W przywoływanym już roku 1998, studenci Katedry Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego przeprowadzili m.in. badanie na temat przekazu informacyjnego o śmierci za pomocą audycji radiowych, jako wybranego ośrodka mediów. Wynik był kompletnie szokujący. Tę ostateczność rozstania się z żywotem na zawsze, sprowadzono najzwyczajniej do powszechnej bylejakości, przekazując informację o śmierci człowieka (ludzi), na tym samym poziomie, co informacje o sprzedaży ziemniaków, zmianie pogody, korku ulicznym... Takim podejściem do zjawiska śmierci, nawet za pomocą obrazu telewizyjnego jako wyniku wojen, totalnej masakry, odrażającej zbrodni... powoduje się całkowite zobojętnienie jej następowania. Zarówno śmierć powolna, jak i nagła, straszna, wymyślna i normalna, faktycznie zaczyna nam się zatracać i obojętnieć bez względu na prezentowany tragizm w obrazie, ponieważ słyszymy o tym aż tyle, jak i widzimy tego tak wiele, a może nawet tak stale... Przy tym wszystkim, nie dotyczy to przecież nas, a więc jest nam coraz bardziej obojętna. Coraz rzadziej myślimy też, że można umrzeć tak normalnie, po prostu. Przecież w tym codziennym „zalewie informacyjnym” słyszymy tylko o śmierci w wyniku morderstwa, tragicznego wypadku lub choroby. Mało tego, z coraz większą ilością chorób zaczynamy sobie chyba jednak jakoś „radzić”. Czasami nawet przebiega nam przez myśl, iż w końcu ze śmiercią też może sobie jakoś ostatecznie poradzimy. W ten sposób oddalamy coraz bardziej od siebie faktyczne zjawisko śmierci i umierania... Kiedyś wcześniej, gdy śmierć postrzegano, jako naturalny składnik życia ludzkiego, człowiek w chwili śmierci szukał pogodzenia ze światem, z najbliższymi, uporządkowania własnych spraw, ponieważ odchodził jednak „na zawsze”. Starał się więc po sobie zostawić uregulowane sprawy, w których sam czynnie przez życie uczestniczył. Obyczaj nakazywał i zalecał otaczanie go rodziną, a w ostatniej chwili nawet w kontekście religii, wkładał umierającemu świecę do ręki, czy też przywoływał duchownego, aby „odchodzący” posiadał ze sobą ten osobliwy rodzaj przepustki w zaświaty, w postaci ostatniej spowiedzi czy też ostatniego namaszczenia świętymi olejami. Po śmierci, zachowywano rytuał czuwania przy trumnie zmarłego, a następnie żegnania się z nim. Jednak już w połowie wieku XX cywilizacje szeroko rozumianego Zachodu, postępując z coraz nowocześniejszym pojmowaniem szpitalnictwa i przemian rozwoju rodziny, doszły do tego, że coraz mniej ludzi starszych może umierać w swoim domu. Więcej, śmierć zaczęto odbierać jako wyraźny akt skrajnej słabości, wstydliwości, a nawet braku przyzwoitości i wstrętu dla otoczenia (?!), z którego obowiązkowo prawie natychmiast wyłączano mniejsze dzieci. Śmierć została wyparta z domów rodzinnych do tzw. domów pogrzebowych. Tam w specjalnych pomieszczeniach z przeznaczeniem tylko do tych „specjalnych” odwiedzin można obecnie zobaczyć swoiście sztucznie udekorowane (na normalny „ludzki wygląd”) zwłoki w trumnie. W chwili obecnej domy tego typu zaopatruje się w panoramiczne okna z widokiem na obszar leśny lub bezkresnego morza, gdzie rodzina, najbliżsi i znajomi, przy dźwiękach kojącej i dyskretnej muzyki elektronicznej bądź organowej, mogą chwilę zastanowić się nad swoimi relacjami z „odchodzącym’, jak i nad swoim własnym dalszym „biegiem przez życie”. Współcześnie rozwija się nawet coraz bardziej upowszechniane, jak kiedyś w wybranych państwach świata starożytnego, całe unowocześnione „rękodzielnictwo” tzw. przygotowania zwłok. Nowe tworzące się grupy zawodowych specjalistów, wciąż edukują się w technikach masażu i specjalistycznego makijażu kosmetyki pośmiertnej, nie odstępując nawet od stosowania drenażu żylnego i wstrzyknięć tętniczych, aby nadać zmarłemu „żywy” wygląd, lub odtworzyć naturalny wygląd i barwę twarzy bądź nawet figury, na ten jeden ostatni moment pożegnania z najbliższymi. Przy tym wszystkim, coraz bardziej przeludniony obecnie w niektórych miejscach świat, został w dużej części zmuszony do racjonalnego gospodarowania przestrzenią. Powodowane to jest już nie tylko koniecznością względów higieny codziennego życia, ale przede wszystkim, kurczącym się obszarem do realnego życia. Następują również „modyfikacje” wiary i dopuszczalne, choć trudne zmiany w niektórych kontekstach postrzegania religijnego. Olbrzymie powierzchnie zajmowane kiedyś pod cmentarze, zaczynają najnormalniej przeszkadzać w codziennym życiu stale rosnącej populacji ludzkiej. Człowiek powrócił, oczywiście uwzględniając współczesny postęp cywilizacyjny, do innych form grzebalnictwa zmarłych. Między innymi w państwach azjatyckich, gdzie liczba ludności jest więcej niż znaczna, od dawna stosuje się masowo kremacje, a urny z prochami chowa się na ograniczonej ilości metrów nawet w pionowych, piętrowych ścianach pamięci – tzw. kolumbariach, bez zbędnego zajmowania obszarów ziemi pod cmentarz. W Zachodniej Europie bardzo popularne stały się cmentarze w postaci wielopiętrowych bloków betonowych, gdzie na poszczególnych piętrach w ścianach umieszcza się urnę z prochami… Od roku 1964 jeden z naukowców amerykańskich podał też wykładnię pewnego zatrzymania w czasie. Otóż najprawdopodobniej, jeżeli w momencie tzw. śmierci klinicznej nastąpi sztuczne zatrzymanie procesu rozpadu komórek, poprzez zanurzenie w płynnym azocie o temperaturze około minus 196 stopni Celsjusza, to po pewnym czasie, licząc na stały rozwój medycyny i technik reanimacji przywracania do życia, można będzie danego „uśpionego” przywrócić do życia. Jako pionier takiego myślenia i postępowania w roku 1967 dał się tak zamknąć w specjalnej kapsule zmarły na raka profesor psychologii amerykańskiej – Bedford. Trudno jednak powiedzieć, iż stało się to popularne ze względu na wiążące się z tym koszty kapsuły, opieki i przechowania... Wszakże wśród oczekujących znaleźli się później m.in.: chociażby słynny na cały świat twórca niezapomnianych kreskówek nie tylko dla dzieci – Walt Disney. Współczesny świat i technika dotarły jeszcze dalej. Obecnie za niebagatelną sumę w rozpiętości 3000 – 22 000 dolarów można, za pomocą chicagowskiej firmy – LifeGem – „przerobić” np.: ukochaną babcię, dziadka, męża, dziecko czy też tylko narzeczonego, poddając zmarłe ciało początkowo kremacji, a potem czyszczeniu popiołów w temperaturze około 3000 stopni Celsjusza, na diament który następnie można nosić w pierścionku, diademie, naszyjniku, obrączce czy też kolczykach, bądź zwykłym wisiorku. Jeszcze inny rodzaj chowania proponują niektórzy lekarze eksperci od badań biologiczno-ekologicznych. Niektórzy z nich proponują mianowicie by po śmierci człowieka, jego ciało lub tylko prochy po nim, składano w rodzaj kompostnika, który po pewnym czasie zostanie zużyty do nawożenia okolicznych ziem uprawnych. Jeszcze inni proponują i nawet to stosują, m.in. w środkowej Europie i nie tylko, po skremowaniu zwłok rozsypywanie prochów w tzw. parkach pamięci, czyli w wielkich obszarach zieleni na terenie znacznych aglomeracji miejskich. Dlaczego tak, otóż czyż nie pozostaje jednak na wskroś faktyczną i jedyną najprawdziwszą prawdą zawartą w sentencji: umarłych pamięć dotąd trwa, dokąd pamięcią im się płaci... / polska noblistka Wiesława Szymborska /

Jeżeli odpowiada Ci mój zakres doboru treści tematycznych, jak i sposób mojej interpretacji, szukaj mnie również na stronach: www.wlodzimierznikitenko.historia.org.pl; www.racjonalista.pl; www.salon24.pl Proszę także powiedz o tych treściach swoim znajomym.

                                                                                                                                    D z i ę k u j ę

 

Literatura ppomocnicza:

- Lipiński W., Śmierć zmienia oblicze [w:] „Wiedza i Życie”, Nr 11 (105), rok 2002, s. 51-55.

- Szymczak M.(red.), Słownik języka polskiego, t. 1-3, Warszawa 1978/1981.

- Thomas L.V., Trup, tłum.: K.Kocjan, Łódź 1991.