Wspomniene o nauczycielu
W bardzo wielu notatkach o Panu Jurku można wyczytać, że był wybitnym propagatorem i miłośnikiem żeglugi śródlądowej i poświęcił jej właściwie całe swoje życie
„W 1983 został kierownikiem nadzoru wodnego Okręgowej Dyrekcji Gospodarki Wodnej w Gorzowie Wielkopolskim]. Dowodził jako kapitan żeglugi śródlądowej lodołamaczem „Kuna”. Pracował w nadzorze wodnym na stanowisku kierownika, przechodząc w 2008 do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.
Od 1998 do 2002 zasiadał w gorzowskiej radzie miasta z ramienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W wyborach 2006 i 2010 ponownie ubiegał się o mandat radnego z ramienia lokalnego komitetu wyborczego związanego z prezydentem miasta Tadeuszem Jędrzejczakiem.
Pełnił również funkcję przewodniczącego Stowarzyszenia Gorzowskich Wodniaków. Był ewangelikiem augsburskim, zasiadał w radach parafialnych w Pile i Gorzowie Wielkopolskim. „
Tyle o jago życiu można wyczytać w Wikipedii, pominięto jednak fakt , że był również nauczycielem i to nie tylko w pojęciu ogólnym, o którym wie każdy kto go spotkał, bo całym swoim życiem starał się wpajać w ludzi zamiłowanie do wodniactwa każdego rodzaju. Był także nauczycielem w sensie szczególnym i konkretnym. Miało to miejsce w Bydgoszczy gdy był pracownikiem Inspektoratu Żeglugi Śródlądowej mieszącego się wtedy na ulicy Marcinkowskiego. Od września 1979 do czerwca 1982 roku funkcjonowało wtedy w Bydgoszczy dwuletnie, policealne Studium Żeglugi Śródlądowej, mieściło się w Zespole Szkół Mechanicznych na ulicy Świerczewskiego – obecnie Świętej Trójcy. W tym Studium poznałem pana Jurka, który wykładał nam locję i nawigację. Studium ukończyły je dwa roczniki, niewielu absolwentów zatrudniło się później w Żegludze Bydgoskiej ale wykłady pana Jurka zapadły mi w pamięć.
Trzeba również stwierdzić, że wzmianka o tym iż Pan Jerzy był kapitanem lodołamacza „Kuna” to jest niedopowiedzenie na temat jego związku z tym statkiem. Jego stosunek do „Kuny” od początku był bardzo emocjonalny i nie sądzę, żeby bez jego udziału ten stary lodołamacz mógł zaistnieć i funkcjonować. Głównie dzięki niemu udało się wydobyć jego kadłub z dna Warty, a później Pan Jerzy poświęcił wiele czasu zachodu, własnej pracy, a czasami własnych pieniędzy, żeby przywrócić statkowi dawny blask. „Kuna” była oczkiem w jego głowie. Pamiętam jaki był rozgoryczony i jak ciężko mu się było pogodzić z tym, że mu ją odebrano.