JustPaste.it

Doświadczenie śmierci

 

Nie trzeba się obrażać,

że inni skrywają nam prawdę,

skoro my skrywamy ją tak często

                          samym sobie…

 

           /  La Rochefoucauld /

 

 

Trud codziennego życia ludzkiego sprawia, że najczęściej czujemy się zagubieni i samotni nawet pośród największego tłumu ulicy, bądź zdawałoby się otoczeni miłością i przyjaźnią osób bliskich, nie mówiąc o najbliższych. Ludzkie doświadczenie śmierci, stanowi jeden z elementów składowych, tworzących bardzo ważne i niezwykle głębokie przeżycie oraz odczucia, towarzyszące nam dopiero od momentu świadomego, czyli pełnego jego zrozumienia (zazwyczaj doznajemy go wraz ze zbliżającym się ostatecznym zmierzchem życia ziemskiego). Zjawisko śmierci towarzyszy nam „od zawsze”, ciągle i wszędzie: widzimy ją nagminnie wokół siebie: w rodzinie, wokół bliskich i dalszych krewnych, w kręgu znajomych i przyjaciół, a nawet całkiem obcych nieznanych nam zupełnie ludzi; czytamy o tym w prasie, oglądamy w telewizji, doznajemy wizualizacji za pomocą teatru, filmu a przede wszystkim wszechwładnego i globalnego wprost internetu… Ta narzucająca się wciąż konfrontacja ze śmiercią, pomaga nam stopniowo ale stale odkrywać, jak i rozumieć zawiłości głębokiego sensu istnienia na planecie, ale i wzajemnej akceptacji ze śmiercią i w śmierci.

Każdy, ale to dosłownie każdy wykazujący chociaż krztę wrażliwości człowiek, nie może koło niej przejść obojętnie. Myślę przewrotnie, ale należy zauważyć, iż każda śmierć: spokojna czy nagła, spodziewana czy tragiczna, pojedyncza czy masowa, wnosi w nasze życie swojego rodzaju nieogarnięte bogactwo dostrzegania inności zachowań obyczajów ludzkich, ale i wymusza takie, a nie inne nasze postępowanie. Należy chyba w tym miejscu postawić sobie zasadnicze, a nawet wręcz fundamentalne pytanie: Na czym tak naprawdę cały ten problem polega???

Otóż w momencie, gdy do naszej świadomości dociera śmiertelny slogan – „… zostało mi już niewiele …”, tego najczarniejszego źródła rozpaczy, zupełnie nowy wymiar zyskuje nasze osobiste podejście do kontekstu wiary. Zazwyczaj jawi się natenczas wyrazisty ciąg pytań, m.in.: Dlaczego? Ile czasu zostało? Czy ten wybór jest ostateczny? A może miał być w tym miejscu zupełnie jednak ktoś inny? Na pewno to tylko niedokładna, a więc mylna diagnoza?... Kolejnym etapem, jeżeli osoba umierająca domyśla się swojego stanu, jest napierająca w niej potrzeba rozmowy, zupełnie szczerej i otwartej na temat mijającego sensu życia, oraz płaszczyzny co i gdzie jest dalej. Im większą posiada siłę ducha i odwagi, tym większą i bardziej rzeczową staje się <nauczycielką> dla grona towarzyszących jej przy śmierci osób. Dlaczego tak?! Najprawdopodobniej wtedy właśnie osoby te potrafią niejednokrotnie stawiać bardzo trafne wnioski i decyzje wyznaczające dalszy „kierunek życiowej marszruty”, przynajmniej dla części z pozostających osób. Ludzie umierający w wielu wypadkach, również wtedy właśnie widzą minione chwile własnego życia w bardziej jaskrawym, niż wszyscy pozostali świetle. Mimo wielu zarówno pozytywnych, jak i negatywnych doświadczeń wychowawczych towarzyszących im w uciekającym właśnie życiu, potrafią bardzo trafnie ocenić swoje życiowe wybory i zmagania z losem, wyraziście uwypuklając w nim zarówno złe, jak i dobre dokonane momenty. Jeżeli przy tym wszystkim, potrafią jeszcze panować nad potęgującą się w nich frustracją,[1] niemą rozpaczą,[2] złością,[3] oraz nieogarnionym strachem,[4] jak i niewyrażonym nigdy przerażeniem,[5] znacznie łatwiej jest im wówczas udzielić odpowiedzi na cisnące się pytania w typie chociażby – „Dlaczego właśnie ja???” lub w typie – „Czy śmierć która przyjdzie będzie wolna czy szybka?, Czy będzie to męczarnia?, Czy śmierci można uniknąć, Czy należy jej się bać?...”.

Jak wspomniano na początku, śmierć jest, była i wciąż będzie obecna w naszym ludzkim życiu, czy chcemy tego, czy też nie. Każdy z nas musi się z nią zmierzyć, bez względu na najmniejsze chociażby okoliczności. Mało tego, największą tragedią pozostaje wówczas fakt, że nie można podstawić w tym wypadku żadnego „zastępstwa”, a należy tego dokonać tylko i wyłącznie aż osobiście. Człowiek musi w pełni zaakceptować własną egzystencję, swój udziałowy los, oraz… wcześniej czy później pogodzić się sam ze sobą we własnym przeznaczeniu. Wiadomo, że najważniejszą puentą naszego ziemskiego żywota jest odnalezienie właściwego punktu odniesienia dla naszej wybitnie indywidualnej tożsamości i najgłębiej ukrytej indywidualności. Wiadomo również, że życie jednak bardzo, bardzo rzadko „usłane jest różami”. Zazwyczaj od pierwszych chwil bytności na planecie Ziemia, wraz z pierwszym łykiem zaczerpniętego powietrza i pierwszym krzykiem rodzącego się dziecka, pozostaje z nami nieodłączny stres,[6] strach, oraz ból.[7] Dołącza do tego również: potencjał,[8] talent,[9] zamierzenia i plany, radość,[10] ekscytacja,[11] spełnienie,[12] satysfakcja.[13] W miarę jak stopniowo dorastamy, w kolejnych etapach rozwoju: dziecko, młodzież, osoba dorosła, osoba dojrzała, starość, ciągle się czegoś niezmiennie musimy uczyć, dostosowywać, opanowywać, akceptować, a nawet buntować. W trakcie tego długotrwałego procesu – zwanego prozaicznie życiem, elementem koniecznym wręcz staje się także kilka etapów przymusowej schematycznej edukacji, oraz stałe modelowanie, a może nawet przemodelowywanie poziomu życia, jak i jego stałe wartościowanie. Wszystko uzależnia poziom i napięcie posiadanej woli,[14] ale też i chęć oraz poczucie podejmowania potrzebnego lub nie ryzyka.[15] Nasza „podróż przez życie”, nigdy nie pozostaje niestety bez najmniejszej chociażby konsekwencji. Tych samych, jakie podążają wybraną przez nas „drogą”, mniej lub bardziej boleśnie łamiąc albo wciąż poprawiając stare schematy, wzorce, przyjęte reguły do stosowania, zmierzając w końcu do relacji z najbliższymi bądź tylko przypadkowymi ludźmi, uzupełniającymi naszą ziemską wędrówkę. Można przypuszczać i zakładać, wspierając się hinduizmem,[16] iż każde życie ludzkie stanowi rodzaj głębokiej i jakże bardzo indywidualnej „lekcji” do opanowania od momentu narodzin, aż do samego momentu śmierci. Ten cały i tak już bardzo skomplikowany schemat, dopełnia jeszcze szereg pomniejszych różnego typu i rodzaju faktycznych bądź tylko przypisanych „przyjemności” lub „utrudnień” w postaci m.in.: miłości, nienawiści, zazdrości, obłudy, rozkoszy, poniżenia… ale równieżm.in.: małżeństwa, dzieci, rodziny, wartości posiadania zarówno duchowego jak i materialnego… Każdy człowiek więc, oprócz owej „lekcji” kolejnego żywota, musi się w tym wszystkim odnaleźć, mało, musi wyszukać właściwą trasę dla swojego życia i zachowując tylko jemu odpowiednie cechy, postępować drogą przyjętej dla siebie sprawiedliwości, oraz uznawanego porządku i struktur społecznych w jakich żyje. To wszystko razem, dla większego uciekawienia jeszcze, jakoby koloryzuje dana nam przy urodzeniu barwa skóry, umiejscowienie na szczeblu hierarchii społecznej, ustanowiony status materialny, ale też długość i szerokość geograficzna, gdzie przyszło nam żyć. Ostatecznym wreszcie elementem kończącym każdy indywidualny, bądź zbiorowy ten „przydługi spacer przez życie”, jest zawsze na pewno – ś m i e r ć.

Stąd na pewno każdy jeden rozstający się z życiem człowiek, ma naturalną potrzebę rozmowy z pozostającymi, by podzielić się z nimi o ile nie swoją mijającą bezpowrotnie wiedzą, to chociażby podzielić się minionymi doświadczeniami i własnymi sądami na ten temat. Tak naprawdę, dopiero oblicze śmierci urzeczywistnia najostrzejszy „głód życia” wyrażany przez każdego z nas w chwili gotowości do przekroczenia progu niewiadomego. Na pewno nie doznajemy wówczas żadnego szoku, ale raczej zdziwienia nieustannie zbliżającej się w czasie, bezwzględnej bariery ostateczności bez najmniejszej szansy powrotu. Fakt ten wspomaga niewyrażony ból konieczności pozostawienia osób darzonych bezgraniczną miłością i uwielbieniem w chwili tej jakże bliskiej i nieodwracalnej rozłąki. Chęci pozostawienia po sobie jak najbardziej jasnego przekazu, ale również i w miarę czystego wizerunku własnej postaci, o pewnych charakterystycznych walorach właściwych tylko dla tej postaci i jej postrzegania zarówno w ocenie czynów, jak i zapamiętanego postępowania. Śmierć przerywa dosłownie, bezpowrotnie i dokładnie zupełnie wszystko. Nie pozostawia nawet krzty najmniejszego śladu cienia bądź jakikolwiek kontaktu duchowego, nie wspominając już o najmniejszym materialnym. Płacz może i powinien jak najbardziej w tym wypadku, wspomagać reakcję emocjonalnego „rozładowania” ciężaru żalu i rozpaczy. Nie należy się ani go wystrzegać, ani też starać tłumić. Ten czysty klasycznie i najprawdziwszy kontakt ludzkiego pożegnania, jest zdarzającym się tylko raz, dlatego nie może mieć nawet znamion najmniejszego zafałszowanego błysku w obliczu pojednania ze śmiercią, ale i z gronem zgromadzonych, choć nie zawsze najbliższych umierającemu osób… Często również w takim przypadku zyskuje najprawdziwsze miano „błogosławieństwa” na tę nie wiadomo dokąd i jak daleką podróż. Nie musi go więc udzielać wcale osoba duchowna, wystarczy, iż będzie uduchowiona czyli w pełni zaakceptowana przez osobę właśnie odchodzącą. Osoba godna zaufania, która tym jakoby „aktem” udziela dosłownej „akceptacji” – zatwierdzenia w postaci „pozwolenia” odejścia. Taki wybrany (a może wyznaczony przez odchodzącego) tylko na ten czas swoisty – lekarz duszy. Oczywiście osoby silnie związane z religią mogą mieć w tym momencie przy sobie dosłownie duchowego przewodnika, zawsze jednak tylko i wyłącznie wtedy, gdy wyraźnie sobie tego życzą, a nawet – zabiegają o tego typu posługę. W innym przypadku, może to spowodować przedłużenie całkiem niepotrzebnej już agonii.[17]

Osoba umierająca winna mieć przede wszystkim daleko idącą swobodę pełnej wypowiedzi własnej, oraz całkowite przyzwolenie na dokładne wysłuchanie jej do samego końca, bez względu na to, czy osoby towarzyszące śmierci zgadzają się lub nie z wygłaszanymi opiniami, jak również czy pozostają zaangażowane czynnie w jakąś odmianę wiary. Jeżeli osoba umierająca ma trudności z otwarciem się na osoby towarzyszące – np. rodzina wywiozła ją daleko w nieznane, bądź oddała do hospicjum i nie interesuje się jej losami – należy jej w tym dopomóc. Na czym jednak miałoby to polegać? Najprościej mówiąc, należy zwrócić  się do niej wtedy w trzech płaszczyznach budujących każdy najmniejszy nawet sens indywidualnego życia:

  • płaszczyzna rozwoju tożsamości (droga poszukiwania swojego miejsca, celu i sensu istnienia na Ziemi za pośrednictwem wachlarza własnych umiejętności, zdolności oraz zainteresowań)
  • fakt i skutki indywidualnego postępowania w życiu i jego ogląd (doświadczenie obiektywizacji patrzenia i postrzegania własnej osoby w oczach i opiniach innych, poprzez dokonane wybory względem własnych oczekiwań)
  • płaszczyzna integracji (potrzeba identyfikacji indywidualizmu – własne „ja”, ale i konieczność potrzeby odnalezienia się w kręgu wybranej grupy ludzkiej, społecznej, kulturowej…)  

 

Każdy człowiek „dokonujący” swego żywota, posiada w sobie na tyle wysublimowany system wartości z własną siłą oraz odwagą, by osobiście w zupełnym spokoju, oczywiście przy zachowaniu pełnej świadomości, dopasować się zarówno do roli osoby śmiertelnie chorej, jak i umierającej. Na pewno nie musi uciekać się do jakiegoś wybranego stereotypu zachowawczego. Życie wciąż i bezpowrotnie ucieka z każdą minioną sekundą coraz szybciej. Śmierć jest nieunikniona i zbliża się do nas, jak nasza nieodłączna najserdeczniejsza przyjaciółka, oferując nam najprawdopodobniej kolejną – jakże inną (bo wciąż przed nami zakrytą) odsłonę istnienia. Warunkiem odnalezienia tej zakrytej innej krainy jest aż tylko… „przejście” owych mitycznych „drzwi” wraz ze śmiercią. Dlatego na pewno należy odrzucić najmniejszy nawet strach i obawy przed tym spotkaniem, który i tak i tak musi nastąpić. Jak mówi wielu, którzy mieli szansę „przeżyć” własną śmierć (przypadki śmierci klinicznej), wtedy i tylko wtedy zyskujemy świadomość otwarcia się przed nami zrozumienia dla otaczającego nas Wszechświata, z jednoczesnym najprostszym wyjaśnieniem naszej w nim roli. Wiadomo więc, iż nasz czas trwania na Ziemi jest ściśle ograniczony. W momencie rozstania się z wiadomym nam życiem, już w innym stanie skupienia chyba, ale wciąż z naszą świadomością, zostaniemy postawieni w nowej roli do kolejnego zadania… Można więc pokusić się o stwierdzenie, iż według pewnych przekazów – śmierć absolutna nie istnieje, a jest tylko stanem przejścia („wyzwolenia”) ze znanej nam powłoki cielesnej, w nową i dalszą wędrówkę z nową „misją do spełnienia”.

Reasumując, należy podkreślić, iż nawet ci z ludzi, którzy umierali w strachu przed owym „przejściem”, po śmierci zachowują zazwyczaj bardzo pogodny wyraz twarzy, a nawet są jakoby… uśmiechnięci. Nie róbmy więc tragedii, gdzie jej nie ma. Wiadomo, że człowiek ma Strach wpisany w geny od swojego początku. Nie warto na pewno budować „pomników” ludziom umierającym – np. wszystko w domu pozostawiono tak, jak to było za życia… Po prostu nie warto. To wywołuje zupełnie skrajne reakcje naszej psychiki i faktyczny psychiczno-fizyczny demontaż naszego dotychczasowego życia. Człowiek już tak ma, iż narzuca sobie i tak dostatecznie dużo różnorodnych ról i zadań do spełnienia, więc po co sobie jeszcze bardziej komplikować nasze i tak trudne, i krótkie życie…Zastanówmy się raczej nad problemem, skoro i tak nie ma na niego odpowiedzi, więc chociaż pomyślmy: Czy jest jakaś szansa, iż nasze drogi z osobami odchodzącymijeszcze kiedyś i jakoś się zejdą  ? Czy w zachowanej przez nas pamięci i jaźni mamy to zakodowane, tylko na razie przed nami ukryte ? Czy zachowujemy tę samą płeć w innym życiu? Czy wszystko jest planowane bez przypadku spontaniczności ? i wreszcie ostatecznie…czy nasz rozum (Jaźń) to owa mityczna niemalże dusza ???

 

 

Literatura:

  • Barret W., Wizje na łożu śmierci, Warszawa 1998.
  • Carter R., Tajemniczy świat umysłu, Poznań 1999.
  • Dodziuk A., Nie bać się śmierci, Warszawa 2001.
  • Gałuszka M. Szewczyk K., Umierać bez lęku. Wstęp do bioetyki kulturowej, Warszawa 1988.
  • Kubler-Ross E., Życiodajna śmierć, Poznań 2005.
  • Kubler-Ross E.,Śmierć – ostatni etap rozwoju, Warszawa 2008.
  • Ostrowska A., Śmierć a umieranie, Warszawa 1991.
  • Perszon J., Na brzegu życia i śmierci, Lublin 1999.
  • Watson L., Biologia śmierci, Poznań 1992.
  • Wilber K., Śmiertelni nieśmiertelni, Warszawa 2007.
  • Zwoliński A., Śmierć kliniczna, Radom 2007.

 

[1] Frustracja – stan przykrego napięcia emocjonalnego występujący u kogoś na skutek niemożności zaspokojenia jakiejś potrzeby, osiągnięcia celu, prowadzący do różnych dezorganizacji funkcji psychicznych i organicznych; Źródło: M.Szymczak (red.), Słownik języka polskiego, t. 1, Warszawa 1978, s. 615.

[2] Rozpacz – uczucie beznadziejności, bezsilności, spowodowane utratą nadziei, zwątpieniem w coś, nieszczęściem, desperacja; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, Warszawa 1981, s. 104.

[3] Złość – stan irytacji, wzburzenia; gniew, pasja, wybuch gniewu; także uczucie wrogości, urazy do kogoś; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 1030.

[4] Strach – niepokój wywołany przez niebezpieczeństwo lub rzecz nieznaną, która się wydaje groźna przez myśl o czymś grożącym; lęk, obawa, przerażenie, trwoga; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 343.

[5] Przerażenie – uczucie nagłego i silnego lęku, przestrachu, trwoga; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 2, Warszawa 1979, s. 999.

[6] Stres – stan mobilizacji sił organizmu będący reakcją na negatywne bodźce fizyczne i psychiczne (stresory), mogący doprowadzić do zaburzeń czynnościowych, a nawet do schorzeń organicznych; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 348;

[7] Ból – wrażenie zmysłowe, cierpienie powstające pod wpływem bodźców uszkadzających tkankę; zmartwienie, smutek, strapienie, boleść; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 1, s. 193.

[8] Potencjał – zasób możliwości, mocy, zdolności wytwórczej tkwiący w czymś; sprawność, wydajność; możliwość, zwłaszcza państwowa w jakiejś dziedzinie np. gospodarczej, wojskowej; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 2, s. 854.

[9] Talent – niezwykła, nieprzeciętna zdolność twórcza; wybitne uzdolnienia do czegoś; człowiek obdarzony wybitnymi zdolnościami twórczymi; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 475.

[10] Radość – uczucie wielkiego zadowolenia, wesołości, wesoły nastrój, uciecha, rozradowanie, szczęście; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 13.

[11] Ekscytacja – stan podniecenia, ożywienia; M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 1, s. 523.

[12] Spełnienie – wykonywanie, wywiązywanie się z czegoś (obowiązki, funkcje, zadania, prośby, życzenia, polecenia, rozkazy, żądania, obietnice, przyrzeczenia); Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 286.

[13] Satysfakcja – uczucie przyjemności, zadowolenia (np. z dokonania czegoś); zadośćuczynienie za wyrządzoną komuś krzywdę, za obrazę, dawniej zwłaszcza za pojedynek; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3. S. 182.

[14] Wola – dyspozycja psychiczna człowieka do świadomego i celowego regulowania swego postępowania, do podejmowania decyzji i wysiłków w celu realizacji pewnych działań, przyjęcia pewnych postaw, a zaniechania innych; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 747.

[15] Ryzyko – możliwość, prawdopodobieństwo, że coś nie uda, przedsięwzięcie którego wynik jest nieznany, niepewny, problematyczny; odważanie się na takie niebezpieczeństwo, ryzykowanie; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 155-156.

[16] Hinduizm – religia indyjska, będąca kontynuacją braminizmu; jej zasadą jest swoisty monoteizm (kult jednego boga przejawiającego się pod różnymi postaciami); Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 1, s. 742.

[17] Agonia – stan poprzedzający zgon, śmierć, konanie; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 1, s. 16.