JustPaste.it

Przywiązania błędne a właściwe

O "przywiązaniu" w szerokim znaczeniu tego słowa.

Autor: Władimir Antonow

 

O "przywiązaniu" w szerokim tego słowa znaczeniu.

 

 

Termin filozoficzny "przywiązanie" oznacza stan mocnego i długotrwałego „przytwierdzenia" człowieka jego własnymi indrijami do jakichś obiektów. Mogą to być rodzice, dzieci, małżonkowie, obiekty pociągu seksualnego, pieniądze, dobra luksusowe, wysoki status w społeczeństwie, ulubiona praca, przyjaciele, własne ciało, gry hazardowe, niektóre rodzaje pożywienia, napoje alkoholowe, tytoń, inne trucizny ...

 

Widzimy więc, że przywiązania mogą być ewidentnie szkodliwe, nie koniecznie szkodliwe, ale także dość pozytywne na pewnych etapach rozwoju człowieka. W końcu właśnie te ostatnie niekiedy każą nam się „rozruszać” w naszych przejawach życiowych, przy czym na wysokim poziomie emocjonalnym. Jest znacznie gorzej, gdy człowiek nie jest w ruchu, żyje sobie leniwie.

 

Spójrzmy na analogię: samochód, statek - przecież można nimi kierować tylko wtedy, gdy poruszają się względem otaczającego substratu; przy braku asnego ruchu - poprowadzić gdzieś, skręcić, zawrócić ich jest skrajnie trudne lub wręcz niemożliwe.

 

Podobnie jest z człowiekiem: jeśli żyje aktywnie - nawet jeśli nie ma na razie prawidłowego rozumienia sensu swojego życia i swojego Najwyższego Celu - ale jego ruch pozwala Bogu na stworzenie dla niego wielu sytuacji szkoleniowych. Tylko wtedy się rozwija, przygotowując się do kolejnych wspinaczek duchowych.

 

...W literaturze religijnej można spotkać postacie niby pozytywnych bohaterów, którzy nagle porzucili troskę o swoje rodziny i odchodzili na zawsze, aby prowadzić życie pustelnicze, w nadziei na osiągnięcia duchowe. Zostało to przedstawione w tej literaturze, jako godne naśladownictwa „zerwanie przywiązań”.

 

Jednak tak nie jest! Zrywanie w ten sposób „przywiązań” nie tylko nie jest uzasadnione z punktu widzenia etyki, ale także bezsensowne. Przywiązania powinny być nie zrywane przez "akty wolicjonalne", lecz zastępowane. Należy starać się pokochać Boga! Trudno to zrealizować od razu. Jednak trzeba wyznaczyć sobie taki cel, prosić Go o pomoc. Wtedy miłość do Boga może wzrastać, w miarę tego, jak zgłębiamy Go dociekliwym umysłem poprzez książki, rozmowy duchowe, przez osobiste zwracanie się do Niego z prośbą, aby ukazał, przejawił Siebie, pozwolił odczuć Jego Miłość, uświadomił poprzez Objawienie... To właśnie będzie prawidłowym - na początek - rozlokowaniem swoich indriji.

 

Potem, gdy zaczynamy odczuwać realną wzajemność miłości - progres we wzajemnych relacjach idzie jeszcze szybciej, miłość stopniowo zamienia się w pasję, w nowe przywiązanie... A to nowe - prawdziwe - przywiązanie-pasja stopniowo zastępuje wszystkie inne.

 

...Żyłem właśnie w ten sposób. Będąc wychowany w ateistycznym środowisku, dopiero w wieku 27 lat usłyszałem o realności istnienia Boga. Jednak w tamtych latach nikt nie mógł mi wyjaśnić, co kryje się za tym słowem. Prawosławie dało mi pierwsze mistyczne doświadczenia, ale jasnej odpowiedzi na pytanie „Kim jest Bóg?” tam nie było: Bóg Ojciec został tam po prostu zgubiony, mimo to, że właśnie On był główną postacią w Naukach Jezusa Chrystusa. Książki dały pewne poszerzenie widnokręgu, ale w tamtych latach nie spotkałem ani jednej, w której wszystko byłoby napisane tak szczegółowo i przejrzyście, jak w tej.

 

Nigdy nie miałem ucieleśnionego Guru - Mistrza duchowego, znającego całą drogę do Boga. Widocznie wtedy dookoła ich w ogóle nie było. Zresztą jest to po części dobre, ponieważ istnienie wcielonego Guru, z jednej strony, owszem, umożliwia szybkie i łatwe otrzymywanie wyjaśnień i praktycznych technik pracy nad sobą. Jednak z drugiej strony, obcowanie z Nim kształtuje przywiązanie do Niego, jako formy cielesnej - a nie do Boskiej Świadomości; w tym przypadku nie jest to cel najwyższy, lecz pośredni, i nie wszyscy uczniowie w tej sytuacji są w stanie przestawić się na Cel Najwyższy, na Świadomość Boga Ojca.

 

Bóg od razu wyznaczył mi - naukowcowi, który miał już solidne doświadczenie w badaniach naukowych - Cel Najwyższy: Samego Siebie w całej Pełni Uniwersum.

 

I zakochałem się w Nim.

 

A potem wszystko było bardzo proste: ja, jak to mówią, „poszedłem przebojem". Ruszyłem do Niego. Za mną podążali Inni ludzie - mnóstwo osób, zmieniających jeden drugiego. Jednak nie mogli wytrzymać mojej prędkości, mojej intensywności. Zatem ktoś odchodził spokojnie, ktoś się buntował, domagał się "specjalnej" miłości do siebie, nie otrzymując - zaczynał nienawidzić. Ktoś zdradzał, czyniąc podłości, ktoś oczerniał, nawet publicznie. Ktoś okradał. Znaleźli się nawet tacy, którzy zabijali moje ciało.

 

Jednak podążałem dalej, nie oglądając się, nie zakochując się w ludziach i nie angażując się w sprzeczki, nie mszcząc nawet za podłe, brutalne morderstwo, chociaż poznałem imiona moich morderców. Nie pozwalałem sobie na zatrzymanie się z powodu „przywiązania" do mojego "honoru", prestiżu, w końcu do mojego ciała.

 

Nigdy nie miałem odpłatnych uczniów, którym bym sprzedawał swoją najwyższą wiedzę. Miałem przyjaciół, których bardzo kochałem. I dawałem im siebie, swoje doświadczenie duchowe, żyłem dla nich i dla Boga. Przecież nie mogłem... sprzedawać im swojej miłości za pieniądze! Nagrodą za pomoc - były ich sukcesy.

 

Bardzo ich kochałem. Ale jeśli odchodzili, to od razu o nich zapominałem, gdyż nie byłem do nich „przywiązany".

 

Nigdy nie zrobiłem - zupełnie szczerze! - ani najmniejszej próby zawrócenia do siebie kogokolwiek, kto odszedł ode mnie. Wręcz przeciwnie, zachęcałem ich do odejścia - aby nie przeciążać brzemieniem wiedzy, która byłaby na razie ponad ich siły.

 

Niektórzy odchodzili, przestając mnie rozumieć - Bóg przyprowadzał innych, którzy byli bardziej przygotowani... Kochałem ich jeszcze mocniej, ponieważ bardziej mnie rozumieli... Ale mimo wszystko nie „przywiązywałem” się do nich: miałem miłość naczelną - miłość do Boga!

 

Bez względu na to, że mnie obrzucali błotem zawistnicy, zdrajcy, oszczercy - wyszedłem zwycięsko ze wszelkich sporów: Bóg przyjął mnie do Siebie, nauczyłem się stapiać z Nim w Objęciach Miłości. Zwyciężyłem! Pokonałem nie kogoś innego. Nie! Zwyciężyłem, nie sprawiając nikomu cierpień, pokonałem samego siebie, stając się innym: takim, jakiego potrzebował Bóg.

 

Zwyciężyłem i wzywam was do tego samego Zwycięstwa!

 

Za pomoc w osiągnięciu Zwycięstwa jestem wdzięczny Bogu i wszystkim tym, którzy podążali razem ze mną, którzy mnie kochali i nienawidzili, bowiem poprzez was Bóg wzbogacał mnie i korygował moją drogę przez życie. Pokój wam wszystkim!

 

Tłumaczenie: Irina Lewandowska

 

Źródło: Władimir Antonow