„Jeśli Bóg istnieje, będzie musiał błagać mnie o wybaczenie”- nikogo, kto usłyszał o Auschwitz, nie dziwią te słowa. Nad tajemniczym milczeniem Pana zastanawiali się już Żydzi w Psalmie 44. Wystarczy żyć dostatecznie długo, by podobnie krzyczeć do Nieba:
„Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie?
Przebudź się! Nie odrzucaj na zawsze!
Dlaczego ukrywasz Twoje oblicze?
Zapominasz o nędzy i ucisku naszym?
Albowiem dusza nasza pogrążyła się w prochu,
a ciało do ziemi.
Powstań, przyjdź nam na pomoc
i wyzwól nas przez swą łaskawość!”
Wiara we Wszechmocnego jest potrzebą pierwotną. Po co Nam by był ułomny Bóg? Ograniczony w swojej mocy i bezsilny? Jedyny Bóg, jakiego pragniemy, nie potrzebuje wizerunków, a nawet Imienia, stoi ponad wszystkim i nasze poznanie Jego nie sięga. Chcemy z nim kontaktu, choć to nie możliwe, wiec wysłał do nas Syna.
A jednak wołamy i błagamy o interwencję, pragniemy cudu.
Biedny ten Pan Bóg. Bezsilnie wpatrzony w Stworzenie, płacze nad Nami, a jego łzy zalewają Oceany. Może tu , na Ziemi tworzy się Nowe Solaris? Jedyny, ułomny bóg, w jakiego mógłby uwierzyć Kris Kelwin, a zapewne także Stanisław Lem?