JustPaste.it

Jarocin, Woodstock i polityka, czyli historia zatacza koło.

Jarocin i Przystanek Woodstock (obecnie Poland Rock Festival) mają kilka wspólnych cech. Z jednej strony są odskocznią od szarej rzeczywistości, a z drugiej władza ich nie lubi.

Jarocin i Przystanek Woodstock (obecnie Poland Rock Festival) mają kilka wspólnych cech. Z jednej strony są odskocznią od szarej rzeczywistości, a z drugiej władza ich nie lubi.

 

Każdy z mojego pokolenia i część z młodszych roczników doskonale wie, czym był festiwal w Jarocinie. Być może są już generacje, dla których to nie jest takie oczywiste. To był festiwal muzyki, ale nie tylko. To był właściwie jedyny festiwal, gdzie można było słuchać muzyki, jakiej władza ludowa nie akceptowała. Dlaczego więc organizowano ten festiwal? Zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że to był taki wentyl bezpieczeństwa, żeby ta młodzież nie wychodziła na ulicę, a inni, że ówcześni rządzący chcieli to kontrolować, ale nie rozumieli rocka, idei wolności, przesłania płynącego z tej muzyki. Być może obie wersje są prawdziwe, choć różnym subkulturom nie po drodze było z konserwatystami, solidarnością czy ogólnie polityką, więc opcja nr 1 nie do końca trafia mi do przekonania. Mimo wszystko polskie społeczeństwo było dość konserwatywne i paradoksalnie władza ludowa też. Przynajmniej w kwestii muzyki i ubioru. A tymczasem wielu bywalców Jarocina, łagodnie mówiąc, wyróżniało się ubiorem i gustami muzycznymi. W tamtych czasach dla takiego człowieka ten festiwal to było kilka dni wolności, możliwości spotkania drugiego takiego jak on, ucieczka od politycznej indoktrynacji, od problemów codzienności, możliwość słuchania muzyki, którą lubi. To ostatnie na co dzień nie było takie proste. Nie tak łatwo było dostać kasety czy płyty, a z koncertami było różnie. Nie zawsze władze się zgadzały, żeby taki się odbył. I taki człowiek przyjeżdżał do Jarocina. Mógł przez te kilka dni słuchać takiej muzyki, wymienić się poglądami z innymi, zobaczyć, że nie jest sam. Wielu w ogóle nie interesowało się polityką. Ewentualnie chcieli po prostu, żeby polityka zostawiła ich w spokoju. 

Oczywiście, jak to w PRL-u bywało, jak się czymś wyróżniałeś, to nie miało znaczenia, czy interesowałeś się polityką, bo prędzej czy później polityka zainteresowała się tobą. Innymi słowy, władza ludowa próbowała rozpracować taki niepewny element. Jak nietrudno się domyślić, Jarocin nie był wyjątkiem. Zainteresowanym tematyką polecam obejrzeć: "IPN TV - "Z filmoteki bezpieki" odc. 9. - "Jarocin". Dla mnie osobiście to świetna komedia, pokazująca głupotę SB-ków, którzy wszystko rozpatrywali pod kątem struktury militarnej, np. podział punków na liderów, wyszkolonych i zniszczonych, jako jakieś bojówki, które siłą wystąpią przeciwko władzy ludowej. Oczywiście TVP szerzyła negatywną propagandę na temat festiwalu. Na ten temat nie udało mi się znaleźć dużo. Jedynie wypowiedź Jerzego Owsiaka w filmie dokumentalnym "Beats of Freedom". Cytuję:" Telewizja Polska pokazywała Jarocin od strony gigantu, czyli są na gigancie, uciekli z domu, szukamy dziewczyny, co tu są porozrzucane dziwne rzeczy wokół namiotu". Czyli wg propagandy PRL-u to była tzw. zła młodzież. Kto pamięta tamte czasy i język obowiązującej wtedy propagandy, bez problemu może sobie wyobrazić resztę. Że tam przyjeżdżają jacyś wykolejeńcy, brudasy, narkomani. Czy to nie brzmi znajomo?

Ostatni festiwal w Jarocinie odbył się w 1994 roku. Reaktywowano go wiele lat później. Ta edycja festiwalu skończyła się poważną zadymą. Nie będę wnikał, dlaczego tak się stało. Podawano różne przyczyny, zależnie od czyjegoś punktu widzenia. Pewne jest, że dawna idea festiwalu straciła rację bytu wraz z upadkiem PRL-u, a z nową, prokościelną władzą, wielu subkulturom też nie było po drodze. Do tego doszła nieuchronna w kapitalizmie komercjalizacja znanej marki. Co dokładnie zaważyło na tym, że ten festiwal skończył się tak, a nie inaczej? Nie wiem. Ale pojawiło się coś nowego.

Jeden z organizatorów ostatnich festiwali w Jarocinie, Jerzy Owsiak, zaczął organizować akcję charytatywną, którą dziś wszyscy znają, "WOŚP". Kto pamięta tamte czasy, wie, że mimo upadku komuny, dla wielu były smutne. Wysokie bezrobocie, brak perspektyw, niepewność jutra. Ogólnie nie było zbyt wesoło, a tu ktoś wyszedł z taką pozytywną inicjatywą i przekonał rzesze ludzi, że warto, że można zrobić coś pozytywnego. Wszyscy wiemy, jak rozrosła się ta akcja. Owsiak zaczął też organizować festiwal muzyczny, Przystanek Woodstock. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Młodzież należąca do różnych subkultur przyjeżdżała (i nadal przyjeżdża mimo dużej komercjalizacji) na ten festiwal, żeby oderwać się od tej ponurej rzeczywistości, żeby poznać innych ludzi w luźnej i pokojowej atmosferze, ubrać się jak im się podoba bez bycia obsypanym różnymi komplementami, typu odmieniec, dziwak, pedał, brudas itp. Podobnie, jak za komuny telewizja publiczna demonizowała Jarocin, tak samo polska konserwatywna prawica i wywodzące się z niej ugrupowania polityczne demonizują Owsiaka i Woodstock. Akurat na ten temat, w przeciwieństwie do PRL-owskiej propagandy na temat Jarocina, w Internecie można znaleźć mnóstwo artykułów. Przytoczę kilka cytatów na temat Przystanku Woodstock.

"Kto kiedykolwiek wrzucił choćby złotówkę do hochsztaplerskiej puszki Jerzego Owsiaka, winien spalić się ze wstydu, gdyż ponosi odpowiedzialność za gwałty, przećpania, przepicia oraz wiele nieobyczajnych wybryków, do których co roku dochodzi na Owsiakowym zlocie".

"Cieszę się, że Orkiestra przyczynia się do zakupu sprzętu medycznego dla chorych dzieci, jednak w parze z tą inicjatywą idzie demoralizacja młodzieży, antypolonizm, nawoływanie do nienawiści na Przystanku Woodstock"

"Charytatywna zbiórka to tylko przykrywka dla głównego założenia Jerzego Owsiaka, identycznego jak te, z którym identyfikują się najwięksi promotorzy neomarksistowskiej propagandy: demoralizację młodzieży opakować niemożliwym do zakwestionowania dziełem charytatywnym"

 

"Festiwal Woodstock to karzeł reakcji WOŚP. Sfinansowany z pieniędzy tych, którzy zimą wrzucili złotówki do kurczowo trzymanych przez zmarzniętych gimnazjalistów puszek, również w tym roku przyniósł zgorszenie, zezwierzęcenie, zaćpanie, gwałty i totalną demoralizację młodzieży". (Karzeł reakcji... kto to zna?)

"W 2014 roku na Przystanku Woodstock zginęło 5 osób: 3 osoby umarły z przepicia i przećpania, jedna w niewyjaśnionych okolicznościach i jedna po śmiertelnym pobiciu. W tym roku nie było lepiej. Co prawda nikt nie zginął, ale jeden pobity mężczyzna wylądował w szpitalu w stanie krytycznym, dziewczyna została zgwałcona, handlowano narkotykami i dopalaczami". Służby odnotowały na terenie festiwalu dziesiątki kradzieży, 153 przestępstwa i 367 wykroczeń. (tam było ponad 400 000 ludzi, więc mimo że stało się coś złego, to jak na taką liczbę uczestników było bardzo spokojnie; ciekawe jakie są statystyki na wiejskiej potańcówce czy zwyczajnej dyskotece).

 

W TVP wyemitowano następującą, kłamliwą i zmanipulowaną informację na temat tego festiwalu: "

Festiwal Woodstock "najbardziej obskurnym festiwalem świata". To nie opinia kogoś niechętnego tylko dosłowne tłumaczenie tytułu jednej z brytyjskich gazet. Tak o zakończonej niedawno w Kostrzynie nad Odrą imprezie pisze Daily Star. Ale festiwal, który przyciąga tłumy młodych ludzi, wiele kontrowersji budzi także w Polsce". Tekst wyjęty z kontekstu.

Oryginalna treść jest następująca: "

The Przystanek Woodstock festival bills itself as the largest open-air festival in Europe, with up to 750,000 people attending. Like Glastonbury, it has a strong tradition of revellers getting down and dirty when the rain pours, and this year was no exception!

Czyli mniej więcej tyle, że to jest największy festiwal na otwartym powietrzu w Polsce, z ok. 750 000 uczestników. Podobnie jak na festiwalu w Glastonbury, imprezowicze tradycyjnie taplają się w błocie i ten rok nie był wyjątkiem (dosłowne tłumaczenie jest nieco inne, ale po prostu w angielskim używa się innych wyrażeń i w polskim, choć przetłumaczone poprawnie, byłyby nieco dziwne). W kontekście zabawy w błocie określono Przystanek Woodstock jako "filthiest festival in the world", czyli najbrudniejszy festiwal świata. Najbrudniejszy, a nie najbardziej obskurny, i to w kontekście dobrej zabawy, a nie jako coś negatywnego. 

Byłem kilka razy na tym festiwalu i z całą pewnością mogę stwierdzić, że to jedna z najbardziej pokojowych imprez, w jakich miałem okazję uczestniczyć. I z całą pewnością mogę stwierdzić, że gdybym mieszkał w Polsce, to jeździłbym co roku, żeby po prostu odreagować, wyrwać się z tej szarej rzeczywistości i spędzić kilka dni wśród pozytywnie nastawionych ludzi. Ale mieszkam w kraju, gdzie jest mniej chamstwa, mniej skwaszonych min, wyższy poziom życia, więc nie jak mam czas, to pojadę, a jak nie, to nie ma tragedii. No ale w tym roku, po tylu latach, w końcu zagra Kult, więc jest motywacja. Z narkotyków widziałem tylko marihuanę (nie biorę żadnych, więc nie szukałem; z pewnością bym coś znalazł, jakbym mnie to interesowało), a alkohol leje się strumieniami. To prawda. Tylko czy alkohol jest typowy tylko dla tego festiwalu? Jak nasi rodacy spędzają czas wolny? Jak się bawią? Na trzeźwo? Ilu rodziców, którzy akurat wyrwali się z domów i przez parę dni są wolni od obowiązków, stroni wtedy od alkoholu? Bądźmy poważni. Woodstock nie jest wyjątkiem. Po prostu w Polsce w trakcie imprez czy w czasie wolnym od obowiązków, pije się dużo.

Co ciekawe, środowiska, które próbują obrzydzić reszcie Polaków i Owsiaka, same się nazywają skrajnie antykomunistycznymi. To dziwne, bo jak na antykomunistów, używają zadziwiająco podobnego języka, Tak samo jak kiedyś komuniści, tak samo oni starają się zdyskredytować ludzi, którzy nie przystają do ich wizji świata i używają bardzo podobnej propagandy. Wnioski wyciągnijcie sami.