JustPaste.it

Tak się to zaczęło...

Męstwo jest jedyną zaletą,

której nie można udawać…

 

      / król Stanisław Leszczyński /

 

W O J N A[1], jedna z możliwie najgorszych i na pewno sztucznie wywoływanych katastrof jaka może przydarzyć się rasie ludzkiej na planecie Ziemia. Wiemy, że początki tego typu działań sprowadzały się wyłącznie do mniej lub bardziej bolesnych „rozgrywek” sąsiedzkich, a nawet lokalnych. Jednak w miarę rozwoju świadomości człowieka, jak również i ciągłego stopnia jego ucywilizowania społecznego do sposobu życia, a więc wyraźnemu postępowi – t e c h n i k i  oraz  t e c h n i z a c j i,[2] zaczęła „wojna” obejmować coraz szersze i większe pola zasięgu. Stopniowo doprowadziła do etapu walk między poszczególnymi rejonami, regionami, państwami, a w końcu „kontynentami”, wywołując tym samym konflikt o zasięgu światowym (globalnym). Na pewno każda z toczących się wojen, pociągała za sobą straty, ofiary, śmierć, łzy, niewyrażony ból i smutek. Zawsze też każdej z nich, towarzyszył półcień prawd, kłamstw oraz legend, które czasami miały dodać tylko trochę czegoś innego niż zwykle, naświetlić pewne mało znane fakty, zwracać uwagę na niewidocznych do tej pory bohaterów. Czasami miały zupełnie celowo dokonać „odwrócenia” roli tych ostatnich, by wzmocnić, a nawet wręcz zbudować nową opokę dla niby od niechcenia wspierającej ją ideologii…

Najprawdopodobniej pierwszym „otwartym” (wobec licznych wcześniejszych skrytych tzw. incydentów), na wskroś bestialskim aktem, rozpoczynającym o świcie (około 3.30 nad ranem) dnia 1 września 1939 roku, rzeczywisty wybuch II wojny światowej, była nigdy nie wypowiedziana ani głośno, ani literalnie, ani tym bardziej formalnie, agresja III Rzeszy niemieckiej przeciwko państwu polskiemu. Tym ogólnie mało znanym, a tym bardziej rzadko, o ile w ogóle, wymienianym powszechnie miejscem, była miejscowość Krzepice.[3] (około 35 km od Wielunia ze strony północnej, oraz około 17 km od Kłobucka k/Częstochowy ze strony południowej). Właśnie wtedy, do rowerowego (z tzw. oddziału „kolarzy”) patrolu zmobilizowanych rezerwistów batalionu Obrony Narodowej kontrolujących polsko-niemiecki pas graniczny, padła pierwsza seria strzałów hitlerowskiego okupanta, który chyba już około północy dokonał przekroczenia granicy, zmierzając do wyznaczonego celu – na Warszawę. Niecierpliwość nazistów, dyktowało nieustanne „grzanie silników” czołgów, wozów bojowych i całego pozostałego sprzętu mechanicznego, który od  kilku dni i nocy rozbrzmiewał wzdłuż całej zachodniej granicy polsko-niemieckiej. Na omawianym odcinku uderzenia znalazły się wyznaczone (w tym również doborowe),  niemieckie oddziały – m.in.: 4 Dywizja Pancerna, ze składu 10 Armii niemieckiej (dca: gen. Walter von Reichenau)[4]. Zajmowały one rubież (pas) około 15 km wzdłuż brzegów granicznej i bagnistej rzeczki Liswarty, szykując się do przekroczenia przeszkody wodnej, oraz pokonania podmokłego terenu bagnistego, dzięki uprzednio przygotowanym przeprawom pontonowym, jak i specjalnym „dywanom” z bali drewnianych powiązanych drutem, by mogły przejść po nich niemieckie czołgi i wozy bojowe. Faktycznie siły niemieckie liczyły wtedy na tym odcinku około 40.000 żołnierzy i były wyposażone w jeden z najnowszych wówczas sprzętów na świecie. Mieli przeciwko sobie aż „garść” – może około 100 zmobilizowanych w ostatnich dniach pokoju żołnierzy – rezerwistów, oraz posterunki straży granicznej i miejscowej policji. To co się z nimi stało, nawet trudno nazwać walką. Z nastaniem ranka 1 września, siły tego odcinka armii zdążyły się już przemieścić w okolice miejscowości – Mokra – gdzie doszło do jednej z większych i ważniejszych bitew „polskiej wojny obronnej”.

Stronę polską reprezentowała na tym odcinku – Wołyńska Brygada Kawalerii (dca: pułkownik Julian Filipowicz)[5] zbudowana z: 19 pułku ułanów wołyńskich, 12 pułku ułanów podolskich i 21 pułku ułanów nadwiślańskich, 2 pułku strzelców konnych, 2 dywizjonu artylerii konnej, 21 dywizjonu pancernego, 11 batalionu strzelców pieszych, a także przydzielonego na czas akcji 4 batalionu 84 pułku piechoty. Całość tych  sił wspierała się 53 pociągiem pancernym (dca: kapitan W.Malinowski). Siła ognia (uzbrojenie) tej „masy żołnierskiej” stanowiło: 16 dział lekkich, 22 armatki przeciwpancerne oraz 22 „wozy bojowe” z czego tylko 3 tankietki uzbrojone były w działka 37 mm. Reszta, zaledwie w ciężkie karabiny maszynowe. Ponadto78 rusznic przeciwpancernych, 94 ręczne karabiny maszynowe i 95 ciężkich karabinów maszynowych. Oczywiście każdy strzelec i ułan, miał oprócz tego własny karabin powtarzalny z bagnetem, a ułani ponadto – szable.[6]

Stronę niemiecką (wroga), „reprezentowała” w tej bitwie 4 Dywizja Pancerna (dca: Georg Hans Reinhardt)[7] zbudowana z około 13.000 żołnierzy, 308 najnowszego typu czołgów, 38 samochodów pancernych, oraz 101 innych wozów bojowych. Porównując stan osobowy i uzbrojenia obu walczących na tym odcinku stron, należy mieć świadomość, iż Niemcy przeważali nad siłami polskimi ponad dwukrotnie stanem osobowym, nie wspominając o miażdżąco-tragicznej wprost przewadze ognia.

Do faktycznej bitwy, doszło jeszcze tego samego dnia o godz. 4.30, a trwała ona tylko około… 10 godzin. Naziści do skutecznej pomocy w prowadzonym ataku, wezwali jeszcze swoje najnowszego typu bombowce nurkujące Junkers 87B, co zdecydowanie przyczyniło się do polskiej porażki. Poważne straty poniosły obie strony: Polacy: około 530 żołnierzy rannych, zabitych i zaginionych; strata około 500 koni; 5 dział, 4 armatki przeciwpancerne, kilka samochodów pancernych. Niemcy: około 900-1200 żołnierzy poległych i rannych; strata około 40 czołgów i kilkadziesiąt dalszych uszkodzonych; kilkudziesięciu innych pojazdów i wiele dalszych uszkodzonych. W sumie przez okres łączny około półtora dnia, Polacy zatrzymali wiążąc walką, bardzo pokaźne siły strategiczne przeciwnika, co wywołało falę wielkiego uznania, szacunku i zaciekawienia dla polskiej wojny obronnej nie tylko w Europie, ale i na świecie.[8]

 Patrycjusz Nikitenko

opracował: Northink

 

Bez wątpienia drugim, na wskroś „otwartym” i tragicznym w swej treści aktem niemieckiego bestialstwa rozpoczętej dopiero co wojny, ale skierowanym w odstępie około jednej godziny później (4.40 nad ranem), okazało się małe miasteczko środkowej części państwa polskiego – Wieluń.[9] Oddalone od poprzednio opisanego miejsca zaledwie około 35 kilometrów, ale także usytuowane na „bitewnym szlaku” wspomnianej już 10 Armii niemieckiej. Atak ten rozpoczęło zmasowane bombardowanie zupełnie bezbronnego, małego cywilnego miasteczka. Tego czysto bandyckiego pierwszego nalotu, dokonało 29 niemieckich bombowców nurkujących Junkers Ju 87 B, pod osłoną eskadry myśliwców Bf 109 D w tzw. nalocie dywanowym[10]. Kolejnego dnia – 2 września 1939 roku, w godzinach przedpołudniowych nastąpiły jeszcze nie mniej niż trzy podobne naloty na miasto – tym razem już po około 30 bombowców nurkujących Junkers Ju 87 B za każdym razem. Efektem tego niespodziewanego, a nawet czysto terrorystycznego wprost dla strony polskiej uderzenia, było prawie kompletne zniszczenie miasta w granicach około 70-75 % stanu jego zabudowy. Najbardziej tragicznym i bolesnym natomiast, pozostaje bezwzględny i totalny[11] mord bezbronnej ludności cywilnej w wyniku rozrywających się bomb, ich odłamków i zawaleń budynków. Przez okres tych pamiętnych dwóch dni zginęło w dużym przybliżeniu około: 1000 – 2170 osób. Tej nazistowskiej zbrodni, od pierwszych chwil jej zaistnienia, towarzyszyło wyraźne, cyniczne i otwarte ludobójstwo.[12] Ludobójstwo, ponieważ samoloty myśliwskie bezustannie ostrzeliwały z powietrza uciekające od śmierci osoby cywilne. Wśród poległych, na pewno zidentyfikowano przy pochówku zaledwie… 161 ofiar. Reszta pozostała bezimienna, dlatego że okupant, zaraz po zajęciu miasta, oprócz masowo stosowanej przemocy, gwałtu i wszechwładnej grabieży, polecił chować poległych w zbiorowych mogiłach, bez najmniejszej próby ich identyfikacji, a nawet liczenia zwłok. Jaki był więc w rezultacie stan faktyczny, wciąż do końca pozostaje to niestety niewiadome, ponieważ część ludności po tym pełnym brutalności i śmierci ataku, bezpowrotnie uciekła wtedy z miasta.

Można dzisiaj próbować szukać odpowiedzi na prozaiczną wprost kwestię: dlaczego atak skierowano właśnie na to małe, bezbronne (bo bez obecności żadnego wojska w jego granicach, jak i pobliżu) miasteczko, skoro nie stanowiło ani znaczącego węzła komunikacyjnego, ani punktu ewentualnego zaplecza dla sił wojskowych, bez najmniejszego znaczenia militarnego, bądź gospodarczego lub przemysłowego? Najprawdopodobniej, to nad wyraz rzeczywiste ludobójstwo na „polskiej Guernice” (jak określa te ataki część badaczy), miało kilka istotnych podłoży. Wśród najważniejszych wymienia się:

- wywołanie maksymalnej i w miarę powszechnej psychicznej paniki, strachu i chaosu wśród społeczeństwa polskiego potężną siłą uderzeniową najeźdźcy;

-  „żywe” testowanie sprawności bojowej nowego niemieckiego sprzętu bojowego, a w nim m.in. niemieckiego bombowca „Junkers” - Ju 87 B;

- brak bieżących lub posiadanie nieaktualnych, a nawet wręcz sprzecznych informacji o pobycie jakoby w okolicach miasta 28 Dywizji Piechoty (faktycznie ta wcale pokaźna grupa Wojska Polskiego przemieszczała się z końcem sierpnia gdzieś w okolicach Wielunia ale było to w pewnej odległości, szybko i dużo wcześniej w czasie), oraz brygady kawalerii (najbliższa stacjonowała w terenach zalesionych w okolicach około 10-20 km bezpośrednio od Wielunia).

Przyczyną najbardziej pewną ze wszystkich dopuszczanych możliwych, było chyba jednak, mówiąc słownictwem wojskowym, w  miarę szybkie i bezwzględnie zdecydowane „oczyszczenie” domniemanego przedpola na zamierzonym i uprzednio wyznaczonym „szlaku uderzeniowym” 10 Armii niemieckiej (dca: gen. Walter von Reichenau), wyznaczającej sobie cele na kierunku miasta Łodzi i Warszawy.[13]    

 

Trzecie, niezależne od obu poprzednich, ale za to jak bardzo pamiętne i niczym nie mniejsze uderzenie, w odstępie zaledwie kilku minut, a prowadzone faktycznie ze wszystkich możliwych do ogarnięcia płaszczyzn: wody, lądu i powietrza, skierowano na polską placówkę wojskową, umiejscowioną w granicach Wolnego Miasta GdańskaWesterplatte,[14] Dokonano go dokładnie 8 minut po ataku na Wieluń (a więc o godz. 4.48 nad ranem). Był to bezsprzecznie trzeci w kolejności chronologicznej, akt burzący cały dotychczasowy pokój na świecie, a jednocześnie potwierdzający rozpoczynającą się jakże krwawą w skutkach tragedię II wojny światowej.

Polska Wojskowa Składnica Tranzytowa na cyplu gdańskim – Westerplatte, miała za zadanie w okresie pokoju tworzyć możliwość składowania, zabezpieczania oraz przeładunku wszelkich transportów polskich, jak i importowanych do Polski, i dla Polski, z zaopatrzeniem głównie wojskowym (broń, amunicja, paliwa) na wypadek niebezpieczeństwa wojny dla strony polskiej w mieście Gdańsku i jego najbliższych okolicach. Praktycznie jednak miała stanowić polski gwarant praw II RP do miasta Gdańska, przynajmniej do momentu pełnego uruchomienia planowanego, a potem budowanego wciąż właśnie polskiego portu w Gdyni. Stanowiła także rodzaj pomocniczej, swoistej zapory, ubezpieczającej polską obronę Wybrzeża od strony tzw. <polskiego korytarza>, łączącego kraj z morzem. Istnienie takiego zaplecza, na wydzielonym kawałku terytorialnym Wolnego Miasta Gdańska, a pozostającego jak dotąd pod osłoną organizacji międzynarodowej w postaci Ligii Narodów, w przypadku konfliktu zbrojnego było właściwe, a nawet wręcz pożądane i konieczne.

Faktyczny oddział strzegący tej placówki, składał się z: 2 oficerów, 20 podoficerów oraz 66 szeregowych. Dopiero bezpośrednie zagrożenie wzrastającej nazistowskiej nawały żądań i władzy Hitlera przed samym wybuchem konfliktu światowego spowodowało, że pod osłoną największej tajemnicy (dzięki rozbudowanemu i starannie przemyślanemu systemowi udzielania żołnierzom przepustek wyjściowych), stan polskiej placówki uległ zwiększeniu do 205 żołnierzy (choć niektóre źródła podają również stan 214 żołnierzy).[15] Generalnie, około 1/3 tych sił stanowiła kadra dowodząca: 6 oficerów (w tym lekarz), 67 podoficerów, oraz 3 chorążych na etatach oficerskich. Resztę dopełniali żołnierze służby czynnej. Siła ognia tej mimo wszystko jednak mikroskopijnej ale i osamotnionej polskiej placówki to około: 160 karabinów powtarzalnych, 40 pistoletów, 17 ręcznych karabinów maszynowych, 16 ciężkich karabinów maszynowych, 8 lekkich karabinów maszynowych. Całą konieczną i niezbędną osłoną „cięższego ognia” w postaci tzw. wsparcia artyleryjskiego załogi, stanowiły 2 armaty przeciwpancerne 37 mm (przemycone jesienią na teren placówki), 4 moździerze 81 mm z niemieckim osprzętem optycznym, oraz 1 działo trzycalowe (stara armata typu rosyjskiego, kaliber 75 mm). Ponadto około 1000 granatów ręcznych, obronnych i zaczepnych. Niestety, na kilka dni przed wybuchem wojny, gdańskim oddziałom SS udało się zatrzymać i skonfiskować transport przeznaczony dla Westerplatte: około 2000 granatów, materiały wybuchowe (około 2500 kg), środki opatrunkowe wraz z polowym wyposażeniem narzędzi chirurgicznych, maski przeciwgazowe, zapalniki pocisków moździerzowych i artyleryjskich[16]. Całość zaplecza obrony rozbudowywanej w większości przeważnie pod zasłoną nocy, opierała się na starannie wykonanych jeszcze w okresie pokoju stanowiskach ogniowych w postaci 6 betonowych „wartowni” ze wzmocnioną „odpornością” nawet w przypadku użycia ognia artylerii lekkiej. Ponadto, istniało też kilka pieczołowicie rozbudowanych tuż przed samą wojną stanowisk ziemnych (także budowanych przeważnie w porze wieczornej i nocnej w trakcie kolejnych szkoleń ćwiczebnych żołnierzy. Reasumując, należy zachować świadomość, iż cała polska załoga tejże jednostki i jej siła ognia, odpowiadały, w dużym przybliżeniu oczywiście, mniej więcej sile ówczesnego batalionu piechoty[17] (około 400 żołnierzy). Całością dowodził formalnie – major Henryk Sucharski,[18] wraz z kapitanem Franciszkiem Dąbrowskim.[19] Rozkaz docelowy w przypadku wybuchu konfliktu wojennego, nakazywał utrzymanie placówki przez okres najbliższych 6 godzin, czyli do momentu nadejścia możliwej pomocy z kraju (ściślej z rejonu portu Gdynia), jak i sojuszników zagranicznych. Bezpośrednio jednak przed wybuchem wojny, czas ten poleceniem Naczelnego Wodza, zwiększono do 12 godzin.

Niestety, temat przebiegu heroicznej wprost obrony tego skrawka ziemi, w okresie tylko aż… 6 dni, jak i bezsprzecznego dowodu bohaterstwa oraz niezaprzeczalnej waleczności polskiego żołnierza, na długo i daleko otoczył się mitami i legendami nie tylko w kraju, Europie, ale nawet w pamięci świata. Nie istnieje jak dotąd, bo i skąd, również zbyt wiele polskich źródeł dokumentacyjnych dotyczących tego zagadnienia, a te które istnieją, rozbudzają sporo różnych kontrowersji i rozbieżności w zestawieniu z późniejszymi relacjami bezpośrednich uczestników, jak i świadków tamtych wydarzeń. Na pewno znacznie obszerniejsze, pełniejsze i bardziej dokładne jednak, pozostają wciąż nie wiadomo dlaczego, nie do końca wykorzystane źródła niemieckie tego odcinka walk polskiego września roku 1939.[20]

Na pewno przydługa i pełna poświęcenia, w ówczesnych warunkach i sytuacji społeczno-politycznej państwa polskiego, choć na pewno dalece osamotniona walka polskich żołnierzy dowiodła, czym był dla nich ten „kawałek” Ojczyzny i jej wartość w mniemaniu o ile nie tych najwyższych stopni dowodzenia, to zapewne w pojmowaniu najzwyklejszego przeciętnego niby „szarego” żołnierza i przeciętnego obywatela państwa polskiego. Obraz ten rozszerza panoramę, jeżeli spojrzymy na niego dodatkowo w pryzmacie sił atakujących. Otóż niemiecki agresor, rozpoczynając tę jak dotąd najstraszniejszą w historii ludzkości wojen, skierował do zdławienia tego źródła polskości tylko około… 3500-4000 żołnierzy (ogólne stany osobowe łącznie z załogami ostrzeliwujących to miejsce okrętów wojennych, pilotami zrzucającymi bomby zapalająco-burząco-kruszące, oddziałami policji miejskiej Schutzpolizei, wspierającej ataki lokalnej formacji SS uczestniczących w zdobyciu placówki), choć w bezpośredniej walce z obrońcami, faktycznie prowadziło ją tylko około… 600 żołnierzy. Czasami słyszy się, jakoby na Westerplatte przeprowadzono w czasie tej 6 dniowej obrony 13, a może 14 wielkich szturmów nim obrońcy złożyli broń i się poddali. Faktycznie było ich tylko zaledwie… 3 (jeżeli wliczyć ostatni – rozpoznanie walką w rodzaj „szturmu”). Mało tego, niektóre legendy powtarzają też mit, jakoby nazistowski przeciwnik dokonał w okresie tych 6 dni obrony, również około 19 nocnych ataków-wypadów w stronę obrońców, co również jest niestety zwykłym wyolbrzymieniem prawdziwych faktów, czyli… zwykłą bajką.

Niemcy przez okres tej zaciętej walki, dysponowali siłą co najmniej 65 dział różnego kalibru (od 280 mm – 20 mm), ponad 100 najnowszymi egzemplarzami karabinów broni maszynowej, znaczną ilością moździerzy, a nawet miotaczy ognia. Wiadomo również, że atak na Westerplatte wspomagały okoliczne baterie artylerii nabrzeżnej, oraz zacumowany w kanale portowym, naprzeciw polskiej placówki (w odległości około 400 m w linii prostej od muru otaczającego polską składnicę), od dnia 25 sierpnia,  przebywający jakoby z gościnną wizytą w Gdańsku szkolny pancernik „Schleswig-Holstein” pod rozkazami – komandora Gustawa Kleinkampa[21]. Z osobistych kalkulacji dowódcy tegoż okrętu wynikało, że dysponował tylko on siłą: załoga pancernika (31 oficerów + 565 marynarzy); podchorążowie zaokrętowani na pancerniku (około 175 ludzi); siła rażenia pancernika (4 armaty 280 mm; 10 armat 150 mm; 4 armaty przeciwlotnicze 88 mm; 4 armaty automatyczne przeciwlotnicze 20 mm); ponadto posiadał na pokładzie kompanię szturmową piechoty morskiej („przejął” ją płynąc w pobliżu wyspy Borholm z pokładu 8 trałowców: „M-1”, „M-3”, „M-4”, „M-5”, „M-7”, „M-8”, „M-111”, oraz „M-132” zmierzających z Kłajpedy) – około 225 żołnierzy z ciężkim uzbrojeniem: 2 ciężkie karabiny maszynowe i 26 lekkich i ręcznych karabinów maszynowych[22]. Dowódcą tego specjalnego oddziału był porucznik Hartwig – zginął w trakcie walk o polską placówkę. Niestety, najgorszym, a nawet wręcz zupełnie nienormalnym do przyjęcia ze strony atakującej pozostawał fakt, że od samego początku, aż do samego końca nie posiadali Niemcy najważniejszego – faktycznie nie mieli prawie w ogóle żadnej wiedzy o polskiej placówce, jej usytuowaniu, systemie obrony, stanach osobowych, jak i posiadanym uzbrojeniu. Mimo, że przed dokonaniem samej agresji, próbowano wykonać szereg zdjęć rozpoznania lotniczego obiektu, jak również podejmowano różne próby zbliżenia się do obiektu, by chociaż naocznie zobaczyć co tam jest, jak tam jest i w ogóle jak co naprawdę wygląda… Ten brak wiedzy był tak przytłaczający, iż w pewnym momencie nawet, przed samą agresją, dowódca pancernika rozkazał ściągnąć do siebie inż. Schmidta (ówczesnego dyrektora technicznego urzędu budowy portu w Gdańsku). Za jego pośrednictwem uzyskał stary plan rozłożenia półwyspu Westerplatte. Wszystkie podejmowane próby okazały się jednak dalece nietrafione. Mało tego, Niemcy do samego wybuchu wojny nie byli pewni, czy strona polska nie posiada (jak głosiły co odważniejsze legendy), potężnych baterii dział o kalibrze 305-320 mm w rejonie Gdyni, które mieli Polacy w tajemnicy dawno jakoby zakupić od Włochów. Wiadomo, że w tej niemalże zwierzęcej, brutalnej i nagłej napaści na polską placówkę, uczestniczyły również oddziały SA gdańskiego oddziału obrony wybrzeża (dowodził komandor podporucznik – Hornack), oraz oddziały policji z dzielnicy Nowy Port (dowodził major – Winther), a także wydzielone oddziały SS z gdańskiego zgrupowania policji i SS (dowodził gen. Friedrich Eberhard).[23]

Według jednego z najbardziej miarodajnych jednak wciąż źródeł – relacji Dziennika okrętowego pancernika „Schleswig-Holstein”, pierwszy atak na polski półwysep Westerplatte, rozpoczął się salwą dziobową lewej burty „na wprost” tegoż okrętu o godz. 4.48. Trwała ona aż… 7 minut, z odległości około 400 metrów, a słane przez nią pociski, ważyły tylko zaledwie… 1000-1600 kg. W trakcie tej salwy użyto: 2 armaty 280 mm wystrzeliły 8 pocisków; 4 armaty 150 mm – 59 pocisków; automatyczne armaty przeciwlotnicze 20 mm tylko… 600 pocisków.[24] Wiele z tych pocisków miało typowy dla tego rodzaju działań charakter burząco-zapalający i kruszący. Mało tego, do tej absolutnie bezwzględnej i straszliwej napaści od strony kanału, dołączył się pełen zaciętości i morderczej nienawiści zmasowany ogień broni ręcznej i maszynowej ze wszystkich możliwych stron dookoła polskiej składnicy, gdzie pozostawały ukryte niemieckie stanowiska ogniowe – na dachach okolicznych zabudowań, z wież i pomieszczeń strychowych budynków z za kanału portowego. Całość tego jakże czysto niespodziewanego, bandyckiego napadu śmierci falą ognia i stali, wspierały również niemieckie baterie dział nabrzeżnych z Wisłoujścia i Brzeźna. Jak odnotowano po tym ostrzale później: „… teren Westerplatte pokryła gęsta i nieprzenikniona zasłona kurzu, piachu, pyłu, śmierdzącego dymu. Wydawało się, że nad półwyspem zupełnie zamarło życie…”.[25] Wiadomo na pewno, że w momencie gdy ucichła ta straszliwa kanonada, jej efekt ukazał przygnębiający obraz. Dość gęsty zagajnik w obszarze półwyspu został ścięty prawie w całości, pozostawiając po sobie ogromne nadpalone bądź rozszarpane pociskami drewniane kikuty leciwych drzew. Płonęły wewnętrzne warsztaty naprawcze, a w okalającym polską składnicę murze obronnym, wybite zostały 2 lub 3 pokaźne wyrwy. Przez te właśnie wyrwy, w chwilę po ustaniu huku dział, zaczęła wdzierać się niemiecka piechota morska z pokładu pancernika. Zapewne sporą niespodzianką dla nacierających, były tzw. potykacze, czyli ukryte jeszcze w czasie pokoju pośród wysokiej trawy starannie przygotowane gęste zasieki drutu kolczastego wzdłuż całego muru. Obrona dopuściła przeciwnika do odległości „rozpoznania twarzy”, czyli około 40-50 metrów, a następnie „przywitała” ich również zmasowanym ogniem prowadzonym już nawet bez specjalnego celowania, bo Niemców było wtedy naprawdę gęsto. Zdezorientowani napastnicy rozpoczęli więc nagły i pospieszny odwrót. Ci którzy od razu nie zginęli od kul, wpadali do wody od strony kanału i się topili. Około osiem minut od chwili pierwszego ostrzału z pancernika, w powietrze nagle wyleciała brama kolejowa składnicy, którą wysadziły inne oddziały Niemców, starając się wedrzeć na teren placówki od strony połączenia kolejowego z miastem Gdańskiem. I tu jednak również napotkali Niemcy bardzo zdecydowany opór strony polskiej i zmuszeni zostali po krótkiej chwili do panicznej wprost ucieczki, ścieląc swoją drogę powrotną gęstym trupem. Polska broń maszynowa „wyczyściła” wtedy własne przedpole walki likwidując nawet po drugiej stronie kanału portowego gniazda niemieckich karabinów maszynowych m.in.: na latarni, w okolicach spichlerza, niemieckim kapitanacie portu. Niestety, zaznaczyły się wtedy także pierwsze straty polskie: otóż jeden z pocisków pancernika, zniszczył jedyne polskie największe działo (zdążyło oddać zaledwie… 28 wystrzałów). Wśród pierwszych poległych znaleźli się: starszy sierżant Wojciech Najserek (rezerwista, zawiadowca stacji kolejowej), kpr. Andrzej Kowalczyk, oraz starszy strzelec Konstanty Jezierski i strzelec Bronisław Uss,[26] oraz, 7 niemieckich pracowników cywilnych, którzy spłonęli w trafionych i zawalających się warsztatach. Przy tej „okazji”, zginęło również 3-6 niemieckich policjantów, którzy próbowali w tym właśnie czasie „przeniknąć” od tej strony do polskiej składnicy.[27]

Najprawdopodobniej w odstępie około 5 minut od rozpoczęcia tej huraganowej nawały ogniowej, dowódca Westerplatte – major Sucharski – w chwili uzyskania telefonicznego połączenia z dowództwem polskiej Marynarki Wojennej w Gdyni, raportował: „o godz. 4.48 dnia 1 września roku 1939, niemiecki pancernik <<Schleswig-Holstein>> rozpoczął bombardowanie Westerplatte. Bombardowanie trwa”.[28]

Niezależnie od strony polskiej i jej decyzji, dowódca pancernika uzyskał wtedy najprawdopodobniej pełną chyba świadomość, że Polaków nie można „tak sobie po prostu” pokonać. Założył więc, iż kolejne dokonanie niemieckiego natarcia musi zostać poprzedzone solidnym przygotowaniem artyleryjskim. Przesunął w związku z czym  swój okręt w poprzek kanału, o około 100 m bliżej polskiej placówki (teraz dystans ten zmniejszył do 300 m). Jednocześnie do ostrzału polecił tym razem użyć wszystkich dział okrętowych – zarówno tych z lewej, jak i prawej strony burty. Ponadto przygotowanie podzielił na dwa etapy. Pierwszy ostrzał trwał około 35 minut (od godz. 7.40 do 8.15), natomiast drugi – około 26 minut (od godz. 8.29 do 8.55). Jednocześnie dalej rozkazał używać pocisków burzących i zapalających, oraz od teraz również, pocisków przeciwpancernych (w celu zniszczenia domniemanych polskich fortyfikacji znajdujących się na terenie placówki; niestety, większość z nich przelatywała tylko nad składnicą i trafiała w toń Zatoki Gdańskiej). Łączne rozliczenie zużytej amunicji okrętu tym razem było znacznie pokaźniejsze niż uprzednio: armaty 280 mm – 90 pocisków; armaty 150 mm – 407 pocisków; działa 88 mm – 366 pocisków; działka przeciwlotnicze 20 mm – około 3000 pocisków. Zaraz po tym ostrzale, Niemcy znów próbowali dokonać ubezpieczonego „wdarcia się” na teren składnicy. Mimo dużej siły ogniowej nacierających: kompania szturmowa + wzmocnienie rozbudowanym plutonem SS (około 50-60 żołnierzy). Niestety, już po chwili zaczęło się ich natarcie załamywać pod nader skutecznym ogniem polskiej obrony. Wynikłe z tego straty, wcale nie były takie bez znaczenia. Wiadomo, że strona niemiecka tylko do około godz. 11.15, a więc ponad 5 godzin od wywołania światowej wojny, wykazała straty formalne około 78 zabitych i rannych. Dalej toczona walka przynosiła natomiast z każdą minutą jej trwania wciąż rosnące straty po obu walczących stronach. Tylko w kompanii szturmowej po drugiej niemieckiej próbie ataku na polską placówkę, zginęło dalszych 16 żołnierzy, a około 113 było rannych. Straty wzmocnionego plutonu SS to tylko… 6-7 zabitych i kilku rannych...[29]  

W porze południa (około godz. 13.00-14.15) 1 września 1939 roku, komandor Kleinkamp, zniecierpliwiony niemożnością szybkiego zajęcia polskiej placówki podjął decyzję, w uzgodnieniu z pionem dowódców sił lądowych, o wezwaniu do pomocy wsparcie lotnicze na tę: „wciąż niepokonaną i upartą w swojej obronie polską fortecę”, która tak skutecznie wiązała od samego początku wojny, znaczne już siły niemieckiego najeźdźcy. Mało, okupant musiał się spieszyć względem przyjętych własnych założeń <<wojny błyskawicznej>>. Tym bardziej, iż naciski z góry przybierały na sile, a Hitler bezwzględnie żądał, by walki o ten mikroskopijny wprost kawałek ziemi, zakończyć już 2 września… Z pospiesznym terminem „na wczoraj” ukuto więc specjalnie dla niego legendę (by zyskać na zastanowieniu się i na czasie) iż „…Westerplatte ze względu na posiadane fortyfikacje to takie małe Verdun…” - motywując tę „konieczność” swoim przerażonym, ale wspierającym meldunkiem o placówce Westerplatte dla Berlina: „…Podziemny fort. Niezbędny jest ogień stromotorowy. Potrzeba pionierów szturmowych z miotaczami ognia (…) co najmniej 20 betonowych bunkrów najnowszego typu z podziemną komunikacją. Na ziemi przeszkody z drutu kolczastego w gęsto zalesionym obszarze. Wiele kaemów (przyp. autora: karabinów maszynowych). Jedno działo 88 mm…”.[30] 

 Pod koniec dnia 1 września 1939 r., w godzinach 19.00 do około godz. 20.30 Niemcy jeszcze raz próbowali przedrzeć pas obrony i wejść na obszar polskiej placówki. Tym razem korzystali z pomocy artylerii nabrzeżnej od strony Wisłoujścia i Brzeźna. Niestety i ten szturm zakończył się ich pełną klęską i znacznymi stratami w ludziach, pomimo, że wspierali swoje uderzenie ostrzałem moździerzy. Wiadomo, że również około godziny 20.00 rozpoczęto stopniową ewakuację niemieckiej ludności zamieszkującą pobliże okolic polskiej placówki od strony miasta. Chodziło o maksymalne zmniejszenie zagrożenia, z jednoczesnym ułatwieniem zatwierdzonego już porannego bombardowania tego miejsca w dniu następnym przez własne lotnictwo. Dodatkowo dokonywano również masowych podpaleń różnych okolicznych budynków magazynowych i wież, aby odsłonić pełne „pole widzenia” dla późniejszego ostrzału pancernika. Dla zapewnienia sobie miarodajnego i możliwie szybkiego sukcesu po bombardowaniu składnicy z powietrza, do zdobycia terenu miała wkroczyć specjalnie sprowadzona z okolic Rosslau-Dessau, wzmocniona kompania niemieckich pionierów (około 250 żołnierzy), doposażonych dodatkowo najprawdopodobniej już w Gdańsku, w dwie baterie dział 105 mm dla wsparcia kolejnego ataku. W porze nocnej pancernik przesuwając się na nowe miejsce ogniowe (do nabrzeża rudo-węglowego), uczestniczył w ostrzeliwaniu polskich pozycji okolic Gdańska-Redłowa, Gdyni, oraz Sopotu.

Kolejnego dnia – 2.09.1939 roku, Niemcy spokojnie oczekiwali działania lotnictwa bombowego. Rozpoczęło się ono jednak dopiero około godz. 18.05 siłami 4 eskadry 186 dywizjonu lotnictwa – 13 bombowców nurkujących Junkers (Ju 87 B). Każda maszyna miała na swoim pokładzie 3-4 bomby w wadze po 50 kg, oraz 1 bombę o wadze 250 kg. Cała eskadra wykonała po 2 loty (łącznie 26 maszyn). Swój ładunek zrzucała generalnie w okolice koszar (w przybliżeniu, środek półwyspu Westerplatte). Tak przekazują ten fakt źródła niemieckie.[31] Naoczni świadkowie – byli „westerplatczycy”, łącznie ze swoim dowódcą mjr Sucharskim, odnotowali natomiast ten atak inaczej (wg Dziennika bojowego załogi Westerplatte). Miał on nastąpić około godz. 17.00 i brało w nim udział 47 maszyn (25 + 22).[32] Niektóre źródła niemieckie podają jeszcze inne dane: otóż do nalotu doszło w godzinach 18.05 – 18.45; na polską placówkę zrzucono 8 bomb o wadze około 500 kg, 50 bomb o wadze około 250 kg. oraz około 100 bomb o wadze 100 kg i około 200 bomb o wadze 50 kg.[33]

Faktem pozostaje, iż to naprawdę ciężkie bombardowanie spowodowało zniszczenie dwóch wartowni, budynku koszar, zerwanie sieci telefonicznej między wartowniami, całkowite rozbicie 2 polskich moździerzy, oraz śmierć 9 kolejnych jej obrońców. Polacy wciąż jeszcze nie tracili nadziei, że oczekiwana pomoc sojusznicza – Francji i Wielkiej Brytanii najprawdopodobniej nadejdzie. Może nawet lekko opóźniona, bo wokół toczą się przecież mordercze walki polskiej wojny obronnej. Tymczasem z poufnego rozkazu komendanta składnicy – Sucharskiego, rozpoczęto w koszarach palenie tajnych akt składnicy i niszczenie posiadanych szyfrów (niestety, rozkaz wykonano na tyle niechlujnie, że już po kapitulacji – 8.09.1939 r., Niemcy odnaleźli Książkę Szyfrów i Depesz, jak również Książkę Sygnałową Floty Polskiej). Widok składnicy przypominał teraz raczej już „pół-pustynię”, gdzie wśród resztek nadpalonego i porozrywanego pociskami zagajnika, ziemia zryta była bombami i lejami po nich. Wtedy również w porze wieczornej, w godzinach 19.00 – 19.30 nastąpił jeszcze jeden z najbardziej pozornie niezrozumiałych aktów tamtego czasu. Otóż właśnie wtedy, major Sucharski uległ prawie-że całkowitemu załamaniu psychicznemu (w bombardowaniu stracił swojego ordynansa – strzelca Józefa Kitę) i rozkazał natychmiast wywiesić białą flagę kapitulacji – uczynił to najprawdopodobniej – kapral Gębura (zginął potem w tajemniczych okolicznościach zastrzelony bądź rozstrzelany, jak 4 inni żołnierze, którzy odmówili udziału w obronie placówki po 2 września 1939 r. – ich grób istniał przy wartowni nr 4).[34] Gdy dowiedział się o kapitulacji kapitan Dąbrowski, wydał polecenie natychmiastowego zdjęcia białej „flagi”, natomiast Sucharski na wiadomość o tym, dostał ataku podobnego do epilepsji – zaczął bełkotać, trząść się, a na ustach pojawiła się piana. Został więc przywiązany pasami do łóżka, w usta włożono mu deszczułkę i podano stosowne leki. Niestety lub stety, o  całym tym „incydencie” wiedziało zaledwie bardzo wąskie grono osób, właściwie, tylko oficerów. Od tej chwili również, aż do końca tej bohaterskiej obrony, nieformalnie dowodził już zupełnie samodzielnie kapitan Dąbrowski (co nie znaczy, iż Sucharski po „dojściu do siebie”, nie chodził załamany po koszarach i wciąż próbował namawiać pojedynczych dowódców i żołnierzy do kapitulacji, by ratować własne życie).[35]    

Niemcy pewni, że atak powietrzny zakończył polską obronę, do północy nie podejmowali już ze żadnych ataków. Dopiero w godzinach nocnych (około 0.55), doszło do 15 minutowej (w przybliżeniu) wymiany ognia między patrolami rozpoznawczymi obu walczących stron. Reszta nocy upłynęła dość spokojnie. Rano Niemcy po strategicznej naradzie zdecydowali, jak ostatecznie pokonać Westerplatte. Ustalono, że siła dwóch batalionów policji, oraz dwóch kompanii szturmowych wzmocnionych nawet dywizjonem haubic, to wciąż za mało by pokonać Polaków. Wysunięto więc wniosek o wsparcie całości ataku ciężkimi moździerzami 210 mm, czołgami oraz pociągiem pancernym. Dowódca pancernika, deklarował ponadto wzmocnienie i uzupełnienie przywiezionej kompanii szturmowej rozbudowanym plutonem marynarzy – łącznie 45 ludzi. Generalnie jednak, około południa z tego ataku zrezygnowano. Powód był prozaiczny. Zamieszanie wywołał zamiar świętowania właśnie w dniu 3 września włączenia Wolnego Miasta Gdańska do III Rzeszy. Kolejne dwa powody, wywołały jeszcze większe zamieszanie wśród Niemców. Otóż przed godz. 14.00 wypowiedziała wojnę Niemcom Wielka Brytania. Natomiast około godz. 17.00 radio ogłosiło informację o wypowiedzeniu wojny Niemcom także przez Francję. Decyzje te wymusiły na Niemcach podjęcie innych działań, chociażby w typie: przesunięcie kontrtorpedowców kontradmirała Gunthera Lutjensa z Zatoki Gdańskiej na Morze Północne. Najprawdopodobniej z końcem tego dnia, w godzinach 21.30 – 21.40 znów doszło do wymiany ognia na Westerplatte między patrolami obu nieprzyjacielskich stron.

Z początkiem dnia 4 września, w godz. 7.00 – 7.12 oraz 9.45 – 9.50 torpedowiec flagowy komandora Ruge – „T 196” (2 armaty 105 mm), znajdując się w odległości około 2500-2800 metrów w morzu (Zatoka Gdańska), od linii brzegowej Westerplatte, wystrzelił w kierunku placówki: składów amunicyjnych, płotu, muru i wartowni najprawdopodobniej około 65 granatów. Niestety, był to raczej ogień „na oślep” i dlatego jego skuteczność była dalece wątpliwa. Około godz. 8.00, towarzyszący torpedowcowi drugi niemiecki okręt wojenny: okręt–baza kutrów torpedowych – „von der Groeben” (1 armata 105 mm), po maksymalnym zbliżeniu się do półwyspu Westerplatte, ostrzeliwał go przez pewien czas ogniem salwowym (bardzo nieskutecznym zresztą). Prowadził ogień głównie przeciwko tzw. celom ruchomym – strzelcom polskich karabinów maszynowych, na co ci odpowiedzieli skutecznym i szybkim ostrzałem. Niemcy trafili wtedy w opróżniony akurat magazyn amunicji Nr 1 oraz plac koszarowy. Przy tej również „okazji”, niefortunnie trafili też niemiecki silos zbożowy w Nowym Porcie, a jeden z pocisków (niewypał zresztą), trafił w skład cystern paliwowych w odległości 1000-1500 m od stojącego w kanale pancernika „Schleswig-Holstein” tworząc mu niepotrzebne zagrożenie. Generalnie ostrzał polskiej placówki przez oba niemieckie torpedowce zmieścił się w czasie około 1,5 godziny.[36] Ten rodzaj zdalnie prowadzonego ognia spowodował, iż Niemcy szybko z niego zrezygnowali. W godzinach wieczornych, znów jednak podjęli próbę wtargnięcia na polski teren, wykorzystując zasłonę falochronu. Liczyli na zaskoczenie od tyłu polskiej obrony. Niestety znów im się to nie udało, co okupili wieloma poległymi i rannymi. W godzinach nocnych natomiast na teren Zatoki Gdańskiej weszła niemiecka flotylla poławiaczy min, zbliżając się tym samym niebezpiecznie od strony morza do polskiej placówki. Nie zabawiła jednak tam zbyt długo, ponieważ  skutecznie przepłoszyła je stąd polska bateria nabrzeżna z Gdańska-Redłowa i Oksywia.[37]

Z dniem 5 września, atakujący wciąż nie mogli zrozumieć własnych niepowodzeń wszystkich podejmowanych akcji. Rozpoczęli więc ostrzał polskiej placówki z ciężkich moździerzy 210 mm. Ogień własnej broni maszynowej skierowali głównie na pozostałe wierzchołki drzew doszukując się w nich jakoby „strzelców nadrzewnych”. Zapewne ta długotrwała niemiecka kanonada, była jedną z głównych przyczyn drastycznego pogarszania się warunków obrony – stan wartowni coraz bardziej groził zawaleniem, przybywało rannych, rosło do maksimum zmęczenie obrońców pozbawionych snu i wody. Sytuację strony polskiej dopełniały coraz bardziej ponure komunikaty radiowe o zajęciu kolejnych miast i pokonaniu kolejnych armii obronnych na terenie kraju. W godzinach wieczornych i nocnych Niemcy podjęli kolejną nieudaną próbę wkroczenia na teren składnicy.

Z rozpoczynającym się dniem 6 września, około godz. 3.00 nad ranem, strona niemiecka wpadła na pomysł pokonania Polaków za pomocą „ściany ognia”. Przy pomocy lokomotywy, wepchnięto więc na teren składnicy 2 wagony-cysterny z benzolem, chcąc je użyć do zapalenia pozostałości zalesienia terenu. Zatrzymano ją jednak niefortunnie na własnej linii ataku, gdzie wg nich – eksplodowała. Strona polska natomiast uzupełnia to zdarzenie: „nie zdetonowała dopóki nie została trafiona przez polski ciężki karabin maszynowy z wartowni nr 1 i działo 37 mm z wartowni nr 2”.[38] Powstały pożar po rozerwaniu obu wagonów niestety nie chciał się palić i zgasł w około 15 minut później. Niemcy nie dając za wygraną, próbowali wtedy jeszcze miotaczami ognia podpalić resztki zalesionego terenu. Niestety, pomysł również nie wiadomo dlaczego się nie udał. W kilka godzin później, udało się Niemcom wysadzić w powietrze znajdujące się bliżej ich obszaru kontrolowania, dwa skrajne budynki stacyjne. Około godziny 9.00 – 11.00 niemiecki najeźdźca znów rozpoczął natarczywe (trwało około 1 godziny), ostrzeliwanie półwyspu z ciężkich moździerzy 210 mm i gniazd karabinów maszynowych zza kanału.

Z dniem 7 września nadszedł ostatni dzień obrony. Naziści skierowali na polską placówkę wszelkie możliwe zgromadzone siły i środki. O godz. 3.57 nad ranem pancernik podniósł kotwice i ustawiając się w poprzek kanału portowego, zaczął zajmować dogodną pozycję do prowadzenia ognia. O godz. 4.00 rozpoczęto silne natarcie z lądu wspierane bronią maszynową piechoty oraz udziałem dział pancernika. Dowódca okrętu – komandor Kleinkamp rozpoczął ostrzeliwanie placówki o godz. 4.26. Swoje pociski słał na południowo-wschodnią oraz środkową część bronionego miejsca. Ogień prowadzono z armat 150 mm oraz 20 mm. Gdy zakończyło się ostrzeliwanie, do ataku ruszyła niemiecka piechota. Okręt natomiast swój ogień artylerii przeniósł na ukryty pod ziemną zasłoną schron nr 2, jak również zaczął ostrzeliwać pozostałe jeszcze wśród drewnianych kikutów osobne korony wiekowych drzew, jakoby w obronie przed „strzelcami drzewnymi” (niestety nigdy takich na Westerplatte na pewno nie było). Niemiecki okupant mimo znacznie przeważającej siły ogniowej, m.in. pancernika, dział, moździerzy, miotaczy ognia, miotaczy min, oraz wielokrotnej „odnawialnej” na bieżąco „siły żywej”, znów załamała się pod ogniem polskiej obrony karabinów maszynowych i granatów ręcznych. Niemcy zaczęli się wycofywać około godz. 7.15, chcąc przygotować kolejny, jeszcze silniejszy atak ze wsparciem sprowadzonych tu w pobliże czołgów. Niestety, o godz. 9.45 (inne źródła podają, że dopiero o godz. 10.15), komendant składnicy – major Sucharski rozkazał przerwać walkę, wywiesić białe flagi i poddał całą placówkę, kończąc tym samym jej bohaterską obronę. Niestety większość obrońców – dowódców i żołnierzy – po prostu płakała jak dzieci. Mieli przecież skuteczną nie gorszą od niemieckiej broń i znaczne zapasy amunicji do niej. faktycznie brakowało tylko czystej wody pitnej i ciepłej strawy…

Reasumując, obrona tego małego skrawka polskiej ziemi trwała w rzeczywistości – 6 dni 4 godziny i 42 minuty. Według rzeczywistego zapisu źródeł niemieckich, poddających się do niewoli było: 199 żołnierzy całego stanu osobowego. W tym: 5 oficerów, 27 podoficerów i 158 szeregowych. Ponadto było 9 ciężko rannych. Wiadomo także, że do całościowego składu osobowego należy doliczyć 15 poległych. Posługując się tymi samymi źródłami (niemieckimi), rzeczywiste straty agresora po sześciu dniach uporczywych walk o Westerplatte wyniosły: 41-53 zabitych, oraz 140-150 rannych, a nie jak podają niektóre polskie źródła – około 300-400 żołnierzy.

Próbując zreasumować całość, należy wreszcie stanowczo, najgłośniej, oraz wszem i wobec jak można powiedzieć, że w „ludowej ojczyźnie”, po wojnie , nie tylko te, ale wiele, wiele innych faktów również całkowicie przeinaczano, przekłamywano, ukrywano, lub wręcz pomijano. Faktyczna i ciągle „wielka” legenda Sucharskiego oraz jego bohaterstwa, okazuje się obłudnym i celowo spreparowanym kłamstwem, lansowanym przez całe dziesięciolecia za pośrednictwem komunizującej władzy. Jej puenta tkwi najprawdopodobniej w robotniczo-chłopskim pochodzeniu tego „przyszywanego bohatera” (pochodził z 11 osobowej rodziny, a jego ojciec był szewcem). Z pełną świadomością, pomogły w tym „ciepłe” powojenne publikacje korespondenta wojennego i dziennikarza – Melchiora Wańkowicza, który spotkał się z Sucharskim we Włoszech zaraz po wyjściu tego ostatniego ze szpitala. Opracowana potem broszurka „Westerplatte”, całkowicie wypatrzyła wojenne fakty i z kompletnego słabego psychicznie człowieka, uczyniła bohatera o robotniczo-chłopskim rodowodzie (szkoda tylko, że zabrakło mu zwykłej cywilnej, ludzkiej odwagi nawet w obliczu śmierci na przyznanie się do faktów, co potwierdził nawet spowiednik Sucharskiego – ksiądz Jan Merta). Przecież tym bohaterskim opowieściom i „rewelacjom” zaprzeczają liczne protesty i zgłaszane konieczne poprawki przez żyjących oficerów i żołnierzy „westerplatczyków”. Kolejnego wypaczenia, wspierając komunistyczną „nieomylność”, dokonał inny dziennikarz, sprawozdawca Polskiej Agencji Prasowej, późniejszy pracownik kadrowy radia i telewizji – Mirosław Azembski. Ten człowiek, dzięki talentowi koloryzowania swoich tekstów, po raz kolejny przebarwił legendę o Westerplatte. Niestety nikt nie pokusił się nawet o konsultację faktów z rzeczywistą prawdą – żyjącymi obrońcami Westerplatte. Było to nad wyraz niewygodne dla ówczesnej władzy. Po wielu latach, po raz trzeci, oby bezwiednie, powtórzył ten zlepek kłamliwej „radosnej twórczości”, reżyser Tadeusz Różewicz kręcąc swój obraz filmowy – Westerplatte. Najbardziej rzeczowym zaprzeczeniem bohaterstwa Sucharskiego pozostaje chociażby fakt, iż w chwili wyzwolenia jego obozu przez Anglików, i późniejszej rozmowie z gen. Andersem, człowiek ten nigdy nie zyskał najmniejszego wyrazu pochwały i wyróżnienia za swój „wielki, bohaterski” czyn. Nie dziwi wobec powyższego fakt, iż wielokrotnie jeszcze, część polskiej kadry wojskowych, wywodząca się z komunistycznego rodowodu, próbowała przez lata wciąż powielać wzorce „niezłomnego bohatera”, celowo obrażając i poniżając np. kapitana Dąbrowskiego – rzeczywistego bohatera, ponieważ jego rodowód wywodził się „ze zgniłego kapitalizmu, sanacji i burżuazji”, czego dowodzi jego późniejszy katorżniczy, znaczony prześladowaniami stalinizmu los.

 

Wszystkie opisane powyżej trzy przypadki, dotyczące bezsprzecznie wybuchu II wojny światowej na ziemiach polskich. Dowodzą, że według „jedynie słusznej” ideologii stalinizmu, należało „od zawsze” właściwie dobrać takie miejsca oraz naświetlić takie fakty oraz bohaterów, które podkreślą zasadność i wielkość oraz niezłomność istnienia pierwiastka robotniczo-chłopskiego nawet, jeżeli wywodził się on z czasów znienawidzonej Polski przedwojennej (za bardzo i do końca bolała Sowietów klęska wojny polsko-bolszewickiej roku 1920). Bezsprzecznych wzorców ku takiemu „wyraźnemu” myśleniu i postępowaniu dostarczała i czyni to dalej wciąż praktycznie wymarłe już pokolenie „dziadków i babć” – ludzi odkrywających rzeczywiste wreszcie (choć tragiczne często w skutkach) wątki wielkich i bohaterskich śmierci licznych niezłomnych wyzwolicieli, czasami nawet z tytułami niemalże świętych „gierojów…”

Jeżeli jesteś zainteresowana(y) taką lub podobną problematyką szukaj mnie: www.salon24.pl; www.historia.org.pl; www.racjonalista.pl lub w przestrzeni internetu.  

 

Literatura:

  • Adamczyk-Szczecińska H., Mańkowska A., Zalewska K, Postacie historyczne – słownik szkolny, Warszawa 1997.
  • Borowiak M., Westerplatte – w obronie prawdy, Gdańsk 2001.
  • Czapliński W., Ładogórski T. (red.), Atlas historyczny Polski, Warszawa-Wrocław 1985.
  • Dyskant J.W., Jak komandor Gustaw Kleinkamp zdobywał Westerplatte (w świetle Dziennika działań bojowych pancernika „Scheswig-Holstein”), [w:] „Wojskowy Przegląd Historyczny”, rok 1996, nr 3 (157).
  • Flisowski Z., Tu na Westerplatte, Warszawa 1968.
  • Flisowski Z., Westerplatte, Warszawa 1974.
  • Paluch M., Działania bojowe Wołyńskiej Brygady Kawalerii, Toruń 2004.
  • Noel A., Agresja niemiecka na Polskę, Warszawa 1966.
  • Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej, Londyn 1962.
  • Sobczak K. (red.), Encyklopedia II wojny światowej, Warszawa 1975.
  • Szymczak M. (red.), Słownik języka polskiego, t 1-3, Warszawa 1978-1981.
  • Tuliszka J., Westerplatte 1926-1939, Warszawa 2011;
  • Wąs M., Gdańsk wojenny i powojenny, Warszawa 2016.
  • Wójtowicz-Podhorski M., Westerplatte 1939. Prawdziwa historia, Gdańsk 2009.
  • Zawilski A., Bitwy polskiego września, Łódź 1972.
  • Z dziejów oręża polskiego i walki o postęp społeczny (oprac. zbior.), Warszawa 1965.
  • historycy.org
  • wikipedia.org.pl

 

[1] Wojna – zorganizowana walka zbrojna między państwami, narodami , klasami lub grupami społecznymi, wywołana dla osiągnięcia określonych celów politycznych, ekonomicznych lub ideowych, albo zmierzająca do obrony własnych interesów; konflikt zbrojny; wojna zaczepna, wojna obronna; wojna atomowa, wojna biologiczna; wojna błyskawiczna; wojna chemiczna; wojna domowa; wojna narodowowyzwoleńcza; wojna partyzancka; wojna pozycyjna; wojna prewencyjna; wojna psychologiczna; wojna religijna; wojna totalna; Źródło: M.Szymczak (red.), Słownik języka polskiego, t. 3, Warszawa 1981, s. 744-745.

[2] Technika – celowy, racjonalny, oparty na teorii sposób wykonywania prac w jakiejś dziedzinie; metoda; ma bezpośredni związek z „technizacją” – odnosi się do wprowadzania i zastosowania usprawnień technicznych związanych z życiem ludzkim; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, s. 486-487.

[3] Krzepice – miasteczko w województwie śląskim, w powiecie Kłobuck na terenie Małopolski, w pobliżu Częstochowy. Usytuowane prawie-że na historycznej granicy polsko-niemieckiej z okresu lat 1918-1939, w pobliżu ówczesnych granic województwa wielkopolskiego oraz śląskiego. Miasto Korony Królestwa Polskiego. Położone w środkowej części Wyżyny Woźnicko-Wieluńskiej nad rzekami Liswartą, Piskarą i Piszczką. Najprawdopodobniej w pogranicznej wtedy miejscowości w wieku XII, nakazano zbudować gród warowny. Był wzmiankowany po raz pierwszy w Księdze uposażeń biskupa wrocławskiego w roku 1295-1305 jako Crippicz antiquum. W wieku XIV, z polecenia króla Kazimierza III Wielkiego, zbudowano tu murowany zamek i fosę. Nazwa – Krzepice – wywodzi się najprawdopodobniej od zamieszkujących tu w roku 1356 potomków rodu „Krzepa”. Miasto wliczane w skład korony polskiej od około roku  1347, co potwierdza późniejszy wpis z roku 1527. Wiadomo, że po śmierci Kazimierza III Wielkiego w roku 1370, nowy król państwa polskiego – Ludwik Węgierski nadał to miasto w lenno księciu – Władysławowi Opolczykowi. Miasto wspomina również w latach 1470-1480 jeden z wielkich polskich kronikarzy Jan Długosz w dziele: Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis. O słynnych krzepickich kuźniach wyrabiających najsłynniejsze wówczas polskie żelazo pisał w swoim poemacie także w roku 1612 Walenty Roździeński. Około połowy wieku XVII miasto zajęli w czasie „potopu” Szwedzi, których dość szybko usunął stąd kasztelan Stanisław Warszycki i miejscowa szlachta. Wśród osób piastujących stanowisko starosty powiatu Krzepickiego znaleźli się m.in.: Dobiesław Kmita (wojewoda lubelski i sandomierski), Mikołaj Wolski (wielki marszałek koronny), Władysław IV Waza (król Polski czasó1) sprzed elekcji). Miasteczko i jego mieszkańcy zaznaczyli się w okresie powstania styczniowego, za co m.in. 1 kwietnia 1870 roku odebrano miastu prawa miejskie (zwrócono je dopiero po zakończeniu I wojny światowej). W roku 1881 16 sierpnia miasto uległo strasznemu pożarowi, który pochłonął 75 budynków i 47 stodół pełnych zbiorów żniwnych. W okresie lat 1815-1916 miasto przynależało do Cesarstwa Rosji. Z kolei w latach 1916-1918 włączone było pod zwierzchnictwo Cesarstwa Niemiec i Austro-Węgier. Od roku 1918 w granicach państwa polskiego. W okresie międzywojennym funkcjonowała tu placówka Straży Celnej „Krzepice”. Znaczącą grupą społeczną przed wybuchem II wojny stanowili w mieście Żydzi. Do roku 1998 w województwie Częstochowa, a obecnie w województwie Katowice. Obecnie ma powierzchnię około 28 km² i ookoło 4.500 ludności (w roku 2012). Generalnie miasteczko aktualnie posiada 3 dzielnice: Krzepice Stare Miasto, Kuźniczka oraz Kuków. Wśród osób w jakiś sposób związanych z tym miastem lub regionem znaleźli się m.in.: Ignacy Kozielewski (jeden ze współtwórców polskiego harcerstwa), Józef Tokarzewski (generał Wojska Polskiego tu urodzony), Wanda Chodkowska (tu urodzona zakonnica, sanitariuszka Powstania Warszawskiego), Tomasz Mroczek (tu urodzony artysta rzeźbiarz). Źródło: www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2019.01.02 godz. 16.00]; www.historycy.org [dostęp: 2019.01.03. godz. 15.00]             

[4] von Reichenau Walter (1884-1942) – uczestnik I wojny światowej; oficer artylerii; w latach 1933-1935 szef zarządu Wehrmachtu; w polskiej kampanii wrześniowej dowodził 10 Armią Niemiecką; już od 1.12.1940 r. dca Grupy Armijnej „Sud” na froncie wschodnim gdzie zginął; współodpowiedzialny za zbrodnie wojenne na operacyjnych obszarach działania jego wojsk na terenie państwa polskiego, a potem sowieckiego; Źródło: K.Sobczak (red.), Encyklopedia II wojny światowej, Warszawa 1975, s. 538.

[5] Filipowicz Julian (1895-1958), pseudonim: „Róg”, „Pobóg” – pułkownik Wojska Polskiego; w okresie I wojny światowej w Legionach Polskich; w 07.1917 wcielony do armii austriackiej; zbiegł w 03.1918 i wsedł w szeregi POW; od 1.11.1918 r. komendant szkoły podoficerskiej i zastępca dcy pułku; w roku 1930 ukończył Wyższą Szkołę Wojenną i został mianowany dcą 7 Pułku Ułanów; od roku 1933 przeniesiony na dcę 3 pułku Strzelców Konnych.  W roku 1939 mianowany dcą Wołyńskiej Brygady Kawalerii w składzie Armii „Łódź”, a następnie Grupy Operacyjnej „Piotrków” pod dowództwem gen. T.Thommeego; po klęsce wrześniowej w szeregach AK; dowódca Okręgu Kraków, a następnie Obszaru Białystok; Źródło: K.Sobczak (red.), dz.cyt., s. 137.

[6] A.Zawilski, Bitwy polskiego września, Łódź 1989, s. 86; Bitwa pod Mokrą – www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2019.01.02 godz. 16.00];

[7] Reinhardt Greorg Hans (1887-1963) – niemiecki generał; w armii od roku 1907; uczestnik I wojny światowej początkowo w Reichswerze, a następnie w Wehrmachcie; od roku 1938 – dca 4 Dywizji Pancernej, próbujący z „marszu” zdobyć Warszawę; w latach 1940-1944 skierowany na front wschodni dowodził kolejno: 41 Korpusem Pancernym, a następnie 3 Grupą Pancerną przemianowaną na 3 Armię Pancerną; w wyniku klęsk operacji wiślańsko-odrzańskiej, usunięty ze stanowiska; współodpowiedzialny za niszczenie Warszawy i mord ludności, oraz grabież mienia i polskiego majątku narodowego w obszarze działania jego oddziałów; Źródło: K.Sobczak (red.), dz.cyt., s. 538.                                                                                                                                                     

[8] A.Zawilski, Bitwy polskiego września, Łódź 1989, s. 86-89; Bitwa pod Mokrą – www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2019.01.02 godz. 16.00]; M.Paluch, Działania bojowe Wołyńskiej Brygady Kawalerii. Toruń 2004.

 

[9] Wieluń – polskie miasteczko w województwie Łódź na krańcach tzw. Wyżyny Wieluńskiej. Najprawdopodobniej powstało około roku 1281, jak poświadczają dokumenty księcia Henryka IV Probusa, który właśnie w tym czasie mianował jednego ze swoich rycerzy – Szymona Galla z własnej drużyny książęcej, pierwszym kasztelanem grodu Wieluń. Kolejny książę – Przemysł II, w swoim dokumencie z roku 1283, nakazał wzorować prawa miejskie Wielunia na pobliskim Kaliszu. Od tej pory Wieluń pozostawał miastem królewskim Korony Polskiej. Po raz pierwszy wzmiankuje się o nim w roku 1311, najprawdopodobniej na okoliczność nakazu budowy murowanego zamku z poręki króla Kazimierza III Wielkiego. Kolejny władca tych ziem – książę Władysław Opolczyk, uczynił z miasta stolicę własnego księstwa. W roku 1391 miasto zbrojnie zdobył król Polski – Władysław Jagiełło, a od roku 1396 na stałe powróciło w skład Korony. Wtedy także znów stał się stolicą Ziemi Wieluńskiej w województwie Sieradz. Na przełomie wieku XIV-XVIII miasto było siedzibą i miejscem toczących się wielu sądów grodzkich i ziemskich. W tym miejscu również król Jagiełło podpisał edykt przeciw innowiercom. Natomiast w latach 1432-1474, tutaj także podpisywano wszystkie traktaty pokojowe licznie toczonych wojen obszaru Śląska, nadając mu tym samym status doniosłych wydarzeń zarówno krajowych, jak i zagranicznych.  Wiadomo, że od roku 1444 uzyskało miasto tzw. prawo składu. Faktycznie od połowy wieku XVI (ściślej od roku 1566), społeczeństwo z rodowodem żydowskim miało zakaz osiedlania się w murach miasta wydany przez króla Zygmunta Augusta, a potwierdzony następnie  w roku 1581 przez króla Stefana Batorego. Od XVI wieku, starostwo Wielunia weszło w skład prywatnych dóbr małżonki króla Zygmunta I Starego – Bony Sforzy. Od tej chwili zamek miejski gościł często królewskie siostry i małżonki: w roku 1553 królową Węgier – Izabelę Jagiellonkę, która tu podejmowała poselstwa; latem roku 1559 królową Katarzynę Habsburżankę – trzecią żonę króla Zygmunta Augusta, oraz królewskie siostry – Katarzynę i Annę. Wiadomo, że w roku 1564 w skład wieluńskiego starostwa wliczano miasta: Kamion i Wieluń, oraz okoliczne wsie i folwarki. Przez ponad tydzień w styczniu 1588 przebywał w mieście arcyksiążę Maksymilian Habsburg. W roku 1631 wielki pożar zniszczył prawie całe miasto. W trakcie najazdu szwedzkiego, Szwedzi około pół roku zajmowali zamek, a wycofując się w roku 1656, spalili go. Po trzecim rozbiorze Polski w roku 1795, miasto znalazło się w zaborze rosyjskim. Z początkiem wieku XIX było w mieście około 2800 Żydów, co stanowiło około 38 % ludności miasta. Z dniem 1.09.1939 roku o godz. 4.40 nad ranem, śpiące i bezbronne miasto zostało bestialsko zbombardowane przez hitlerowskie bombowce nurkujące rozpoczynające działania II wojny światowej, stąd potem zyskało miano – polskiej Guerniki. Ludność żydowska, po włączeniu miasta do Rzeszy, została w całości umieszczona w lokalnym getcie, a następnie wywieziona do obozu zagłady w Chełmnie n/Nerem i wymordowana. Miasto wyzwolili Sowieci 18 stycznia 1945 roku. Zbrojne polskie podziemie z terenów Wielunia, toczyło powojenną walkę z Sowietami i Urzędem Bezpieczeństwa aż do roku 1953.  Obecnie oprócz władz miejskich jest tu również siedziba powiatu i gminy Wieluń. Wiadomo, że na dzień 1 stycznia roku 2017, miasto liczyło około 23.000 mieszkańców. Źródło: Wieluń – www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2.12.2018 r., godz. 9.15]

[10] Nalot dywanowy – bombardowanie lotnicze; atak samolotów na określony cel całą eskadrą lotniczą; nalot samolotów rzucających bomby na cały wyznaczony teren, bez wybierania poszczególnych obiektów; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t 2, Warszawa 1979, s. 267.

[11] Totalny – całkowity, powszechny, zupełny; wojna totalna to działania prowadzone wszelkimi dostępnymi środkami, bez zachowania norm prawa międzynarodowego i wojennego, zmierzające do zniszczenia nie tylko sił zbrojnych przeciwnika ale i całego narodu; Źródło: M.Szymczak (red.), dz.cyt., t. 3, Warszawa 1981, s. 517.

[12] Ludobójstwo – zorganizowane i masowe mordowanie ludzi; niszczenie całych grup ludności, narodów; pojęcie użyte po raz pierwszy dopiero w roku 1944 na określenie zbrodniczych akcji hitlerowskich zmierzających do całkowitego lub częściowego wyniszczenia biologicznego niektórych grup ludności ze względu na ich przynależności do rasy, narodowości, religii. Oficjalnego terminu – ludobójstwo – użyto w roku 1945 w akcie oskarżenia Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze. W podbitych krajach Europy, Niemcy kierując się ideologią rasizmu, stosując terror i system niewolnictwa (obozy hitlerowskie, obozy jenieckie), zmierzali do wyniszczenia biologicznego całych narodów i ludów, zwłaszcza Polaków, Białorusinów, Ukraińców, Żydów, Cyganów, i innych, oraz także poszczególnych grup społecznych  (akcja AB – niszczenia polskiej inteligencji), oraz osób których działalność uznano za szkodliwą dla III Rzeszy. Wg ustaleń ONZ w dniu 11.12.1946 r. Deklaracja nr 96/1 stwierdza, że ludobójstwo jest zbrodnią w obliczu prawa międzynarodowego i potępianą przez cały świat… Źródło: K.Sobczak (red.), dz.cyt., s. 295-296.

[13] Bombardowanie Wielunia – www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2.12.2018 r., godz. 9.15]

[14] Westerplatte – nazwa wywodzi się najprawdopodobniej z języka niem.: wester – zachodni, platte – płyta (w znaczeniu półwyspu); niezamieszkały i częściowo zalesiony teren pobrzeża morskiego o szerokości około 200-500 m oraz długości około 2000 m w północno-wschodniej części miasta Gdańska, zamykający się powierzchnią około 1 km². Historia tego miejsca rozpoczyna się około XV wieku, skutkiem nagromadzenia mułów rzecznych i tworzenia mielizny, znajdującej tu swoje ujście dość szerokiej rzeki Leniwki (stara nazwa zachodniego ramienia ujścia Wisły; jej początek za śluzą w Białej Górze, która rozdziela ją ze wschodnim ramieniem Wisły – Nogatem). Ta mielizna stopniowo stawała się wyspą, znaczoną na mapach już od około wieku XVII. Stałe choć wolne oddziaływanie obustronne lądu i morza, uformowały ją z biegiem czasu w półwysep ukształtowany około połowy XIX wieku, w latach 1845-1847. Faktycznie oddziela on zakole tzw. Martwej Wisły (zwane również: Zakrętem Pięciu Gwizdków) od wód Zatoki Gdańskiej.   

W roku 1733 nowa kolejna „wolna elekcja” wyznaczyła dwóch kandydatów do polskiego tronu: wojewodę poznańskiego – Stanisława Leszczyńskiego, ale i elektora z Saksonii – Augusta III Sasa; Leszczyński zmuszony był jednak opuścić kraj wobec zagrożenia ze strony armii rosyjskiej wspierającej władzę Sasów. Schronił się wówczas w Gdańsku, gdzie oczekiwał na pomoc wojsk francuskich. Udzielił mu jej francuski korpus interwencyjny w sile około 2500 żołnierzy pod komendą francuskiego posła z obszaru Danii – hrabiego Ludwika de Plelo. Próbował on pokonać właśnie od strony Westerplatte Rosjan oblegających Gdańsk. Niestety szybkie drobne potyczki, zamieniły się w całkowitą klęskę Francuzów, w której poległ także i ich dowódca , a z nim również około 500 żołnierzy.

II rozbiór Polski w roku 1793 przyłączył Gdańsk „na stałe” do państwa Prus. Z dniem 15.05.1807 roku w okresie kampanii napoleońskiej, na tym skrawku ziemi dzielnie walczył do samego końca oddział Polaków pod komendą płk Antoniego Parysa przeciwko desantowi Rosjan, stających w obronie Prus. Najprawdopodobniej w roku 1814, Westerplatte zostało włączone z granice miasta Gdańska. Od roku 1835 teren półwyspu stał się cenną atrakcją kąpielowo—rekreacyjną, ponieważ stworzono na jego obszarze pierwszy zakład kąpielowy z restauracją, zamieniony wkrótce w kurort wypoczynkowy. Około roku 1880, niemieckie Towarzystwo Żeglugowe „Weichsel” zakupiło część półwyspu, urządzając tu przystań dla statków spacerowych, dom zdrojowy oraz molo. Odrodzenie państwa polskiego w roku 1918, spowodowało utworzenie z Gdańska i przyległym jemu obszarem strefy – Wolnego Miasta Gdańska – pozostającej wciąż <problemem spornym> Polski z Niemcami, jednak już pod szczególną opieką nowej międzynarodowej organizacji Ligii Narodów. W okresie jesieni roku 1919, za pośrednictwem pierwszego przedstawiciela rządu RP w Wolnym Mieście Gdańsku – Mieczysława Jałowieckiego, udało się z rąk niemieckich ostatecznie wykupić obszar Westerplatte. Z dniem 14.03.1924 roku Liga Narodów przyznała Polsce na „wieczną dzierżawę” teren półwyspu od ujścia kanału portowego do brzegu morskiego, naprzeciwko przedmieścia Nowy Port. Natomiast z dniem 7 grudnia 1925 roku Liga Narodów uznała prawo państwa polskiego do zbudowania na Westerplatte strażnicy wojskowej i utrzymywania tam żołnierskiej grupy wartowniczej. 31.10.1925 roku, cały ten obszar przekazano bezterminowo i bezpłatnie w posiadanie państwa polskiego. W nastaniem roku 1926 padła również decyzja władz polskich, by od strony miasta (Nowego Portu), zbudować wysoki mur otaczający polską składnicę, który chociaż częściowo zasłoni ją przed zbyt ciekawskimi niemieckimi oczami zewnątrz. Niestety nie do końca się to udało.  Z dniem 18 stycznia 1926 roku, dotarł do Westerplatte o godzinie 14.00 pierwszy polski okręt wojenny ORP Mewa (trałowiec), transportując pierwszą grupę polskich żołnierzy-wartowników. Od tej chwili oficjalnie rozpoczęła funkcjonowanie: Wojskowa Składnica Tranzytowa Westerplatte. Jak wiadomo, Polska otrzymała również niezależne prawa korzystania w Wolnym Mieście Gdańsku z własnych urzędów i działalności: celnej, pocztowej, kolejowej oraz portowej (prawo do wwożenia jak i wywożenia poprzez port wszystkich materiałów łącznie z wojskowymi. Faktycznie do roku 1930 nacjonalizm niemiecki starał się maksymalnie, ale jeszcze pokojowo, scalać Gdańsk z „odwiecznie” należącymi do Niemiec Prusami. Od chwili zaistnienia partii nazistowskiej, coraz bardziej wzrastały na tej płaszczyźnie niemieckie zachowania agresywne kierowane zarówno do naszego państwa, jak i jego obywateli (wzrastała nie ukrywana już fala skrajnych i jawnych w zachowaniu prowokacji). Taki stan rzeczy doprowadził do podjęcia przez polskie władze wojskowe w kraju decyzji o budowie w roku 1933 na terenie Westerplatte kilku budynków wartowniczych oraz budynku koszarowego (powstały wówczas wartownie Nr 1,2,4 i 5, ponadto wartownia nr 3 – w podziemiach obecnej tam willi z przeznaczeniem dla kadry oficerskiej). Całość zamierzeń ukończono w rok później – 1934. W roku 1936 natomiast, w podziemnej, środkowej części wybudowanych koszar (szczególnie pod osłoną nocy), usytuowano jeszcze jedną wartownię – nr 6, magazyn amunicyjny, elektrownię bojową oraz miejsce dla radiostacji. Obecnie cały ten teren przynależy do dzielnicy miasta Gdańsk – Przeróbka; od północy graniczy z Wisłoujściem i Portem Północnym, a poprzez Martwą Wisłę, z dzielnicą przemysłowo-mieszkaniową Nowy Port. Źródło: Westerplatte - www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2.12.2018 r., godz. 9.15]

[15] A.Noel, Agresja niemiecka na Polskę, Warszawa 1966, s. 391; Wg zbiorowego opracowania – Z dziejów oręża polskiego i walki o postęp społeczny, Warszawa 1965, s. 36 (stan żołnierzy placówki Westerplatte na 182 osoby); M.Borowiak, Westerplatte – w obronie prawdy, Gdańsk 2001, s. 9.

[16] M.Borowiak, Westerplatte – w obronie prawdy, Gdańsk 2001, s. 26.

[17] A.Zawilski, Bitwy polskiego września, Łódź 1972, s. 42-43;

  Stan uzbrojenia natomiast wg powyższego oprac.zbior. – Z dziejów…miał jakoby wynosić: 160 karabinów, 6 lekkich, 17 ręcznych i 18 ciężkich karabinów maszynowych; ponadto 4 moździerze 81 mm, 2 działek przeciwpancernych 37 mm, 1 działa polowego 75 mm, s. 36.

[18] Sucharski Henryk (1898-1946) – major Wojska Polskiego, komendant polskiej placówki na Westerplatte; był jednym z dziewięciorga dzieci wiejskiego szewca; w służbie od roku 1917 gdy znalazł się w armii austriackiej – w 32 Batalionie Zapasowym 32 Pułku Strzelców w Bochni; w roku 1918 ukończył przyspieszony kurs oficerów rezerwy Opatowie i skierowany na front włoski jako kapral podchorąży; od 9 lutego roku 1919 w Wojsku Polskim – w 16 pułku piechoty walczył o Zaolzie w stopniu kaprala; w styczniu 1920 otrzymał awans na podporucznika jako dowódca kompanii batalionu szturmowego w 6 Dywizji Piechoty; wykazał się nieprzeciętną odwagą w roku 1920 w czasie wojny polsko-bolszewicki w roku 1920, za co odznaczono go Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy – walczył m.in. z kawalerią Budionnego w okolicach Lwowa; w roku 1921 wstąpił do służby zawodowej; w roku 1922 był już porucznikiem, a w marcu 1928 – kapitanem i skutkiem osobistych zabiegów znalazł się w 35 pułku piechoty w Brześciu n/Bugiem jako – adiutant taktyczny pułku; od marca roku 1938 uzyskał awans do stopnia majora, a 3 grudnia tegoż roku, powierzono mu dowodzenie polską placówką na Westerplatte; potem w niewoli: obozy Stablack, Reisenburg, Hohenstein, Arnswalde, Gross-Born; w chwili wyzwolenia z ostatniego z obozów przez aliantów, znalazł się  w siłach II Korpusu Polskiego we Włoszech jako dowódca 6 batalionu Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich; w okresie 08.1946 r. znalazł się w szpitalu brytyjskim , gdzie zmarł wynikiem zapalania otrzewnej; w 1971 roku jego prochy sprowadzono do kraju i pochowano na Westerplatte; Źródło: H.Adamczyk-Szczecińska, A.Mańkowska, K.Zalewska, Postacie historyczne – słownik szkolny, Warszawa 1997, s. 291; M.Wójtowicz-Podhorski, Westerplatte 1939. Prawdziwa historia, Gdańsk 2009.

[19] Dąbrowski Franciszek (1904-1962) – komandor porucznik polskiej Marynarki Wojennej; zastępca komendanta placówki Westerplatte w stopniu kapitana, także dowódca oddziału wartowniczego; urodził się w Budapeszcie; jego ojciec był szlachcicem w stopniu generała armii austro-węgierskiej czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych (zginął w wagonie transportowym na Syberię 12.1939 roku), matka baronówną węgierską (zmarła z wycieńczenia w Kazachstanie); z domu wyniósł głębokie tradycje patriotyczne i wielki szacunek dla munduru; edukację rozpoczął na Węgrzech, kontynuował ją w Austrii, zdając maturę we Lwowie; znał polski, węgierski i niemiecki; po zakończeniu I wojny światowej rodzina Dąbrowskich przeniosła się na stałe do Krakowa. Tutaj podjął dalszą naukę, zgodnie z tradycjami rodzinnymi w – Szkole Podchorążych w Warszawie, uzyskując na jej zakończenie stopień – podporucznika. Wyznaczono go wtedy na dcę plutonu w 3 pułku strzelców podhalańskich w Bielsku Białej, gdzie pozostawał kolejne 8 lat; w roku 1925 awansowany do stopnia – porucznika; w okresie lat 1931-1932 był dcą plutonu kompani karabinów maszynowych i wykładowcą – instruktorem terenoznawstwa  i broni w batalionie szkolnym w Biedrusku k/Poznania; w latach 1932-1937; z końcem roku 1937 został przeniesiony do Gdańska jako specjalista od broni maszynowej na stanowisko dcy kompanii wartowniczej, oficer szkoleniowy, oraz zastępca komendanta Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. W chwili wybuchu konfliktu wojny światowej dowodził żołnierzami na placówce. W dniu 2.09.1939 r., po psychicznym załamaniu majora Sucharskiego (przeżył szok nerwowy po bombardowaniu i bez żadnego uzgadniania z podległą kadrą, podjął decyzję o kapitulacji Westerplatte), przejął dowodzenie placówką dalej kontynuując jej bohaterską obronę. Dopiero rano siódmego dnia walk, gdy Sucharski podjął decyzję o kapitulacji, powrócił do swojej roli zastępcy dowódcy. Dzięki temu, że biegle znałm.in. język niemiecki, był osobą przekazującą Niemcom placówkę po jej poddaniu. W niewoli więziony go m.in. w oflagu Stablack, Prabuty, Lienz w Tyrolu oraz Dobiegniewie. W obozie zachorował na gruźlicę. Po powrocie z niewoli już w sierpniu 1945 znalazł się w wojsku jako komandor podporucznik (major) w Marynarce Wojennej jako szef sztabu samodzielnego batalionu morskiego (przemiany później na Kadrę Mar.-Woj.). Wtedy, w roku 1945 opublikował „Dziennik bojowy załogi Westerplatte” – gdzie opisał faktyczne dzieje obrony Westerplatte, które przyjęto jako zamach na wykreowanego przez Wańkowicza „bohatera” Sucharskiego z jego „robotniczo-chłopskim rodowodem. Opracowanie Dąbrowskiego automatycznie znalazło się na indeksie ustroju socjalistycznego. Od 1949 roku mianowany szefem biura Dowódcy Mar-Woj. w Gdyni. Praktycznie wtedy już nie pracował czynnie, przebywając w sanatoriach na leczeniu ambulatoryjnym. Przynależał do PPR a potem do PZPR, skąd po kilku latach go wyrzucono, jako przedwojennego oficera sanacyjnego.  W roku 1950 usunięto go z wojska jako inwalidę. Przeniósł się wtedy z rodziną do Krakowa. Nie miał pracy ani miejsca do mieszkania  (wkrótce dostał 1 pokojową kawalerkę bez toalety i łazienki). Podjął pracę kasjera MPK i szył pantofle. Po usunięciu z partii, usunięto go również z pracy. Dopiero na interwencję pisarza – Arnolda Mostowicza, zainteresował się nim dca Krakowskiego Okręgu Wojskowego – gen. Bolesław Kieniewicz, „załatwiając” mu pracę w charakterze „kioskarza” na Plantach. Po upadku stalinizmu, zrehabilitowano go, dostał jakieś odszkodowanie i przydzielono mieszkanie rodzinne. Współtworzył wtedy Związek Obrońców Westerplatte. W roku 1957 stworzył jeszcze „Wspomnienia z obrony Westerplatte”. Zmarł 24.04.1962 r. w krakowskim Szpitalu Przeciwgruźliczym i pochowano go na cmentarzu Rakowickim. Źródło: M.Borowiak, dz.cyt., s. 9-294; Westerplatte - www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2.12.2018 r., godz. 9.15]           

[20] Istnieje dość dużo różnych opracowań opartych na kanwie tzw. Dziennika bojowego załogi Westerplatte [w:] F.Dąbrowski, S.Grodecki, Westerplatte, Gdynia 1945; ponadto różnych opracowań relacji żołnierzy – uczestników tamtych wydarzeń, z których najpopularniejsze pozostają: Z.Flisowski, Westerplatte, Warszawa 1974; S.Górnikiewicz, Lwy z Westerplatte, Gdańsk 1983; R.Witkowski, Westerplatte. Historia i dzień dzisiejszy, Gdańsk 1977.

[21] Kleinkamp Gustaw (1896-1952) – w siłach niemieckiej marynarki wojennej w latach 1913-1947; zwolniony do cywila w stopniu wiceadmirała; pełnił różne funkcje i stanowiska; dowódca w stopniu komandora na pancerniku „Schleswig-Holstein” w okresie 26 kwietnia 1939 roku do 28 sierpnia roku 1940, następnie w dyspozycji głównodowodzącego Kriegsmarine; w czasie od 4 .03.1943 r. do końca roku 1944 dowódca floty Niderlandów; od 7 maja 1945 r. w niewoli alianckiej do 18.04.1947 roku; Źródło: M.Wąs, Gdańsk wojenny i powojenny, Warszawa 2016; www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2.12.2018 r., godz. 9.15].  

[22] M.Borowiak, dz.cyt., s. 54.

[23] J.W.Dyskant, Jak komandor Gustaw Kleinkamp zdobywał Westerplatte (w świetle dziennika działań bojowych pancernika „Scheswig-Holstein”), [w:] „Wojskowy Przegląd Historyczny”, rok 1996, nr 3 (157), s. 3-22.

[24] Tamże, s. 8-9; Wg zbiorowego opracowania – Z dziejów… s. 36.

[25] Wg zbiorowego opracowania – Z dziejów…, s. 36.

[26] A.Zawilski, dz.cyt., s. 44.

[27] J.W.Dyskant, dz.cyt.,

[28] J.Tuliszka, Westerplatte 1926-1939, Warszawa 2011; Z.Flisowski, Tu na Westerplatte, Warszawa 1968; www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2.12.2018 r., godz. 9.15].   

[29] Tamże; M.Borowiak, dz.cyt., s. 70.

[30] Tamże; Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej, t. 1, cz. 5, Londyn 1962. S. 129.

[31] J.W.Dyskant, dz.cyt.,

[32] Z.Flisowski, Westerplatte, Warszawa 1974, s. 27 i 333.

[33] Historia Westerplatte – www.wikipedia.org.pl [dostęp: 2.12.2018 r., godz. 9.15]; Najprawdopodobniej Westerplatte zbombardowały wtedy 2 dywizjony bombowców nurkujących Ju 87 B 2 pułku lotnictwa szturmowego; Źródło: M.Borowiak, dz.cyt., s. 88-89.   

[34] M.Borowiak, dz.cyt., s. 92

[35] Fakt wywieszenia białej flagi na Westerplatte podkreśla meldunek pancernika Schleswig-Holstein; Sucharski uważał, iż żołnierskie zobowiązanie zostało wypełnione, 12 godzin obrony minęło, a dalsza jej kontynuacja jest zupełnie bezsensowna; Źródło: M.Borowiak s. 47-48 oraz 91.

[36] J.W.Dyskant, dz.cyt.;

[37] A.Zawilski, dz.cyt., s. 448-49.

[38] Z.Flisowski, dz.cyt. s. 336.