JustPaste.it

Sercu na ratunek

Kogo uratuje ratownik? Kąpiącą się czy siebie?

Kogo uratuje ratownik? Kąpiącą się czy siebie?

 

Sięgam po lornetkę i patroluję kąpielisko. Nagle dostrzegam uniesione w geście rozpaczy dłonie, a potem gwałtowną kotłowaninę. Chwytam za zestaw ratunkowy. Zeskakuję z podestu i biegnę przez plażę do brzegu. Zimne fale gwałtownie chłodzą moje ciało. Jednak nie zastanawiam się nad tym, tylko rzucam na wodę i płynę jak najszybciej. Drąży mnie tylko jedna myśl - by zdążyć, zanim będzie za późno. Już widzę przed sobą ofiarę, jak półprzytomna rzuca się, pogrążając w wodzie. Podpływam od tyłu, żeby mnie nie chwyciła i ciągnę do brzegu. Topielec przestaje się rzucać. Wyciągam ją na brzeg i staram się udrożnić drogi oddechowe. Nie czuję pulsu! Rozpoczynam masaż serca i robię sztuczne oddychanie. Dopiero gdy powraca oddech, orientuję się, że to dziewczyna. Bardzo zgrabna i piękna dziewczyna. W innych okolicznościach to byłaby rozkosz...
- Co ty robisz? Palancie jeden - gwałtowny wybuch dziewczęcej złości przerywa reanimację i ledwie zaczętą myśl.
Piękna dziewczyna przytomnieje natychmiast.
- Martusiu! Nic ci nie jest? - do dziewczyny podbiega przystojny blondyn.
Zaczynają się ściskać. Dziewczyna wyjaśnia, co się stało.. Ja wolę się wycofać. Na szczęście przybywa lekarz, więc i tak nic tu po mnie. Mam przecież nadal dyżur ratowniczy.
Niestety zetknięcie z tą urokliwą dziewczyną rozdrapało krwawiącą ranę w moim sercu. Miała na imię Irena i była moją dziewczyną przez półtora roku. Już zaczynałem myśleć o zaręczynach, kiedy ona przyszła i powiedziała:
- Wiesz, spotkałam jednego chłopaka. Ma na imię Jarek. Chyba się w nim zakochałam.
- To mnie już nie kochasz? - zapytałem z rozbrajającą naiwnością.
- Coś ty? Czy myśmy się w ogóle kiedyś kochali? - na jej twarzy odmalowało się zdumienie.
W ten sposób jednym zdaniem przekreśliła całe nasze dotychczasowe życie. Oczywiście próbowałem z nią jeszcze rozmawiać, ale to było skazane na porażkę. Nie miało najmniejszego sensu. Zamknąłem się w sobie i pogrążyłem w rozpaczy. Akurat była sesja, więc nie miałem za dużo czasu na rozmyślania.
- Masz jakieś plany na wakacje? - zapytał kumpel z roku.
- Jakoś nie chce mi się o tym myśleć.
- To zabierz się ze mną nad morze. Będziesz pracować jako ratownik. Przecież masz patent.
Chwilę się opierałem, jednak przystałem na ten projekt, mając nadzieję, że jak "pooglądam trochę piękniejszych niż Irena lasek, to mi przejdzie".
I tak znalazłem się w cudownej nadmorskiej miejscowości, wśród pięknej przyrody i jeszcze piękniejszych kobiet. Jednak przez cały czas myślałem tylko o Irenie. Żadna dziewczyna nie wywarła na mnie wrażenia. Aż do tej akcji ratunkowej. Nie wiem, który dokładnie to był moment. Czy to było wtedy, kiedy dotykając ust pięknej Marty, zorientowałem się, że to dziewczyna, czy może wtedy, gdy ona naskoczyła na mnie, tak cudownie i bezpodstawnie się złoszcząc? Nie potrafiłem nawet być zły na nią za tę niewdzięczność. Całą dalszą część dnia walczyłem z sobą, by skupić się na dbaniu o bezpieczeństwo kąpiących i odganiałem od siebie natrętne myśli o Marcie. Wróciwszy do pokoju, jak co dzień wziąłem zimny prysznic. Kiedy wyłączyłem wodę, usłyszałem, że ktoś puka do drzwi. Wiedziałem, że kolega, z którym dzieliłem pokój, poszedł balować w miasteczku, więc szybko przepasałem się ręcznikiem i wyskoczyłem z łazienki, by otworzyć drzwi gościowi.
- Chciałam cię przeprosić i gorąco podziękować - przemawiał do mnie bukiet kwiatów, a raczej dziewczyna kryjąca się za nim.
- Wejdź, proszę. - Nie widziałem jej, ale byłem pewien, że mówię do Marty.
I wtedy dopiero zorientowałem się, że zapraszam dziewczynę do pokoju, mając na sobie jedynie ręcznik. Marta jednak albo tego nie zauważyła, albo nie przejmowała się tym i nie czekając, aż zniknie moje wahanie i odsunę się od drzwi, wcisnęła się do środka, zahaczając właśnie o ten nieszczęsny ręcznik.
- O sorry! - dziewczyna gwałtownie odwróciła się w stronę okna, po tym jak przez chwilę oglądała mnie w stroju Adama.
- Jasny gwint! Postój tak chwilę proszę, aż uporam się ze swoim ubraniem - chciałem zapaść się pod ziemię, zamiast tego szybko podciągnąłem ręcznik i chwyciłem rzeczy z krzesła, przenosząc się do łazienki. Tu szybko się ubrałem i jakoś ochłonąłem po tej strasznie zawstydzającej sytuacji.
- Możesz się już odwrócić, Marto. Teraz to ja cię będę musiał przepraszać za moją niezdarność - zacząłem się tłumaczyć.
- Daj spokój. Nic się nie stało i wszystko to moja wina. Byłam dzisiaj okropna, a ty mi przecież uratowałeś życie i za to chciałam ci podziękować - mówiła, a ja ledwo rozumiałem treść. Dopiero teraz mogłem w pełni podziwiać jej onieśmielającą mnie urodę. Przyjąłem kwiaty i niezdarnie zaproponowałem:
- To może napijesz się kawy albo herbaty?
- Twoje propozycje są dla mnie rozkazem. Mój ty wybawco! - powiedziała to jakoś tak, że od razu się wystraszyłem:
- Jeśli ci nie pasuje, to nie będę cię przymuszał – powiedziałem tak dlatego, że miałem w pamięci tego blondyna i nie chciałem wszystkiego znowu skomplikować.
- Spoko. Chyba się mnie nie boisz? - mrugnęła do mnie.
Rozmawiało się nam naprawdę fajnie. Była nie tylko piękna, ale też miła i mądra. Opowiedziała mi, jak tu przyjechała z grupą znajomych, by trochę odpocząć od studiowania prawa. Tamtego dnia do wody weszła sama i wypłynęła trochę zbyt daleko. W pewnej chwili poczuła lekki skurcz, spanikowała, a efekt tego wszystkiego widziałem przez lornetkę. Nie wyglądało, aby Marta gdzieś się spieszyła i rozmowa toczyła się w swobodnej atmosferze. W pewnym momencie jednak drzwi się otworzyły i wszedł mój współlokator. Marta od razu wstała:
- Zasiedziałam się trochę. Na mnie już czas - powiedziała.
- Odprowadzę cię - zaproponowałem, a ona nie zaprotestowała.
Był piękny letni wieczór. W pewnej chwili znaleźliśmy się sami na nadmorskiej promenadzie. Chwyciłem ją za rękę i spojrzałem w oczy. Wytrzymała mój wzrok. Pocałowałem ją.
- Wiesz, nie myślałem, że mi na to pozwolisz - powiedziałem po chwili cicho.
- Masz taką niską samoocenę?
- Tak szczerze, to niepokoi mnie ten blondyn z plaży. Wyglądał na bardzo bliską ci osobę.
- Bo jest mi bardzo bliski - powiedziała to tak, że czułem jakiś podstęp.
- I nie będzie mu przeszkadzało nasze zbliżenie? A może to jest cena, jaką postanowiliście mi zapłacić za uratowanie tobie życia? - uderzyłem w ton podejrzliwej irytacji.
- To przecież był mój brat, głuptasku - pstryknęła mnie w nos rozbawiona moim "śledztwem".
Od tego czasu spotykaliśmy się codziennie. Pewnego wieczoru Marta siedziała u mnie w pokoju, aż nagle spojrzawszy na zegarek, szybko się podniosła:
- Musze lecieć, bo zaraz przyjdzie twój kolega.
- Nie przyjdzie. Wyjechał do domu - powiedziałem spokojnie, patrząc jej w oczy.
- No to jeszcze posiedzę - usiadła z powrotem.
- Kochasz mnie? - zapytałem wprost, chociaż takich wyznań nie szczędziliśmy sobie ostatnio.
- Przecież wiesz, że tak - odpowiedziała skwapliwie.
- A może tylko jesteś wdzięczna za uratowanie życia?
- Nie, to nie to. Podobałeś mi sie jeszcze zanim ... ten ręcznik opadł - uśmiechnęła się.
- A potem?
- To bym ci wskoczyła do łóżka - droczyła się.
- I tylko to? - udałem zawiedzionego.
- Wiesz, że nie tylko to.
To były nie tylko wspaniałe wakacje z dziewczyną. Wierzę, że uda nam się pokonać dzielącą nasze rodzinne miejscowości odległość i rozpocząć wspólne życie, w zgodnym rytmie naszych uratowanych serc.

ratownik