JustPaste.it

Dzielnica czerwonych latarni to turystyczne szambo. Jak wygląda naprawdę?

De Wallen to jedna z dzielnic Amsterdamu znana dziś z prostytucji i zapachu marihuany w powietrzu. Jak wygląda rozrywka w najbardziej rozrywkowej części holenderskiej stolicy?

De Wallen to jedna z dzielnic Amsterdamu znana dziś z prostytucji i zapachu marihuany w powietrzu. Jak wygląda rozrywka w najbardziej rozrywkowej części holenderskiej stolicy?

 

Legalna i zdrowa holenderska marihuana?

Zacznijmy od rzeczy najbardziej oczywistej. Marihuana nie jest w Holandii legalna. Państwo nie każe za jej palenie i sprzedaż w określonych warunkach, ale to nie znaczy jeszcze pełnej legalności. Podobnie dziś jest ze Śliwowicą Łącką. W Łącku nikt nie urwie wam głowy za jej pędzenie, ani za sprzedaż po spełnieniu określonych warunków, ale spróbujcie pędzić i sprzedawać bimber na taką samą skalę np. Warszawie to dość szybko przekonacie się, o czym mowa. Szczegółowo tłumaczymy to na Foodies World w tekście o zakupie marihuany, więc nie zamierzam powtarzać tu całości wywodu. Zainteresowanych odsyłam do tego tekstu.

Dlaczego Holendrzy nie legalizują zioła w naszym rozumieniu słowa “legalizacja”? Powiedzmy sobie uczciwie. Palenie trawy nie jest ulubioną rozrywką Holendrów. Potwierdzają to sami mieszkańcy. Dla wielu z nich z nich marihuana to rozrywka dla turystów. Sami albo nie palą, albo robią to w ograniczonych ilościach. W ponad dwie dekady od momentu legalizacji marihuany, narkotyk ten jest dla nich tak samo podniecający, jak dla nas możliwość zakupu Żywca w puszce w osiedlowym sklepie. Szczególnie, że ów Żywiec może być wyhodowany na balkonie. Mieszkańcy Rotterdamu i Utrechtu nie są karani za posiadanie sadzonek w ilości do 5 sztuk. Policja bardzo poważnie jednak każe wszystkich, którym do głowy przyszło by założyć sobie plantację konopii. Co do zasady więc, państwo nie wnika skąd obywatele i coffee shopy mają zioło, o ile spełniają tylko podstawowe wymagania prawne.  Wciąż jednak nie oznacza to, że ktokolwiek kontroluje w jakiś szczególny sposób jakoś tego, co trafia do holenderskich lufek i jointów.

Liberalni Holendrzy pozwolą ci na wszystko?

Nie, Holandia nie jest krajem, w którym wszystko ujdzie wam na sucho. Twarde narkotyki są zwalczane szczególnie bezwzględnie. Policja dokonuje też częstych nalotów na plantacje marihuany, bo co do zasady, te również są nielegalne. Na tym jednak restrykcje się nie kończą. Mimo, iż nikt nie skaże was za palenie jointa, to istnieje szereg obostrzeń, o których warto pamiętać, by nie wpaść w kłopoty. Na przykład… palenie tytoniu i picie alkoholu w coffee shopach jest nielegalne. Ale z sex biznesem jest inaczej prawda? Nie koniecznie.

Burdel czy sklep mięsny? Jak wygląda Dzielnica Czerwonych Latarni

Jeśli Holandia, oprócz marihuany słynie wśród turystów jeszcze z czegoś, to z pewnością z seksbiznesu. Słynna dzielnica czerwonych latarni w Amsterdamie rozpala wyobraźnie tysięcy osób, które najczęsciej nigdy w Holandii nie były. Jak wygląda to w praktyce? Ubrane, najczęściej w skąpe bikini, panie machają do przechodniów. Za 15 do 20 minut rozrywki innej niż miła rozmowa płaci się tu, po objerzeniu “towaru”, średnio 50 euro. Oczywiście można się targować. Cena zależy od wielu czynników i czasem klient dopłacić będzie musiał za wszystko, łącznie z tym, że dziewczyna pozbędzie się stanika. Wszystko, z wyjątkiem samej usługi odbywa się tu na widoku, pod czujnym okiem ochrony, która dba o to, by panienkom z okienka nie działa się krzywda. Wszystko przypomina sklep mięsny, w którym zamiast mięsa stoją tirówki.

A jak wygląda to od środka? Zasłonięte kotarami pokoje mieszczą kafelkowane pomieszczenie, które przypomina skrzyżowanie gabinetu ginekologicznego z łazienką. Na łóżkach rozłożone są papierowe ręczniki, pokoje wyposażone są często w prysznice, bo wiadomo, klienci nie zawsze dbają o higienę. 

Smutna prawda o dzielnicy czerwonych latarń

W witrynowym seksie nie ma za grosz intymności czy nutki erotyki. Jest za to prosta transakcja kupna i sprzedaży obwarowana szeregiem warunków. Dziewczyna nie może mieć mniej niż 21 lat. Za wynajęcie okienka płaci się słono, więc wszystkie dodatkowe uciechy uderzą klienta po kieszeni. Wszystko musi być uzgodnione przed. Prostytutki jeszcze kilka lat temu zarabiały znacząco więcej za swoje usługi, ale podatki, plus duża konkurencja, sprawiają że zarobki z roku na rok powoli topnieją. Kiedyś dwa dni pracy wystarczało na opłacenie miesięcznego czynszu, dziś nie jest już tak kolorowo. Dlatego też panie zainteresowane są możliwie jak największym “przemiałem” w ciągu dnia, szczególnie, że pracują jedynie od zmierzchu do świtu, nigdy więcej niż 11 godzin na dobę. Państwo dość mocno reguluje tu warunki pracy, dbając o to, by dziewczyny z okienka pracowały legalnie, miały badania i ubezpieczenie zdrowotne. Z jednej strony to dobrze, z drugiej jednak znacznie podnosi to koszt oferowanych usług. Korzystanie z oferty amsterdamskich prostytutek przypomina więc spotkanie z tirówką. Tyle, że droższe i znacznie mocniej regulowane przez państwo.

red-light-district-3292225_1280_small.jpgfot.pixabay.com

Nic więc dziwnego, że z seksturystyki w De Wallen korzystają głównie turyści. Jeśli, więc nastawiacie się na weekend pełen wrażeń, darujcie sobie seks turystykę w Amsterdamie. Podobnie zresztą jak bieganie z jointem po ulicy. Jedno i drugie jest niemal tak samo obciachowe.