JustPaste.it

Spacer przez Otchłań #1

Opowiadanie.

Opowiadanie.

 

- Jak się pani czuje? Czy wydarzyło się w pani życiu coś ważnego od naszego poprzedniego spotkania?

Kobieta nie poruszyła się, leżąc na kozetce z zamkniętymi oczyma. Wyglądała jak pogrążona we śnie. Charles pogładził brodę, obserwując swoją klientkę.

Posiadała atrakcyjne ciało i choć dobiegała trzydziestki wyglądała młodziej, bardziej jak studentka niż matka dwójki dzieci oraz żona nieco zbyt agresywnego mężczyzny, który jak sama mówiła: "postrzega ją raczej jako własność aniżeli pełnoprawną, ludzką istotę".

Gdy miał już powtórzyć pytanie, otworzyła oczy, ujawniając dość puste spojrzenie.

- ...Ważnego? Nie, nie wydaje mi się by w moim życiu działo się coś ważnego. Chyba właśnie w tym problem, Charlie... - Możemy przejść na "ty"? Czuję jakbyśmy znali się od wieków. 

Kobieta poprawiła się na kozetce, zwracając frontem do siedzącego nieopodal mężczyzny.

- Oczywiście, Anno. Proszę, kontynuuj. Co miałaś na myśli?

- No, wiesz... Sama już nie wiem. Wydawało mi się że takiego życia właśnie chciałam. Dom, dzieci, rodzina... Własny ogródek a w nim pietruszka i róże - uśmiechnęła się lekko. Od dziecka marzyłam by to wszystko mieć, jednak teraz gdy to mam to tęsknię za czasami gdy pozostawało to marzeniem.

- Nie jesteś zadowolona ze swojej obecnej sytuacji życiowej?

- Jestem... Mam dwoje zdrowych dzieci, nie jesteśmy może jakoś bardzo bogaci ale żyjemy na poziomie, mam też znajomych z którymi przyjaźnię się od lat i oni też żyją podobnie. W sumie nie mam na co narzekać...

Charles uśmiechnął się zdawkowo, ciesząc że broda maskowała jego mimikę. Miał ochotę spytać się jej - "Więc w czym problem?" - jednak przecież przyszła tutaj by to on jej odpowiedział.

- Czy czujesz się spełniona w roli matki oraz żony? Jesteś zadowolona ze swojego pożycia małżeńskiego?

Przegryzła wargę, przenosząc wzrok na szary sufit, na którym grały wieczorowe cienie.

- Adam... - mój mąż... - wiem że się stara, wiem jak bardzo mu zależy. Jednak coraz częściej mam wrażenie że on mnie nie dostrzega. Nie widzi prawdziwej mnie, wiesz o czym mówię, Charlie?

- Czy rozmawiałaś z nim o tym? Zdaje sobie sprawę z tego jak się czujesz?

- Próbowałam poruszać ten temat wielokrotnie, dawałam mu znać na różne sposoby że nie podoba mi się sposób w jaki mnie traktuje. Jednak on nie chce o niczym słyszeć! Gdy już zdołam do niego dotrzeć, to on pyta się mnie o co mi chodzi! -"Przecież mamy wspaniałe życie, dwójkę dzieci i duży dom, niedługo awansuję, będę więcej zarabiał, bla, bla, bla...". Ciągnie tą swoją historię, rozumiesz? Uważa że wszystko w porządku bo jest taki cudowny. Ja mam oczywiście grać rolę jaką dla mnie przeznaczył, dobrze wyglądać, dbać o dzieci, o siebie, o dom, o jego potrzeby... Kocham Zuzę i Maxa, troszczę się o nich jak każda matka, jednak matka to nie wszystko czym jestem!

Niektóre moje dawne koleżanki to nawet w ciążę jeszcze nie zaszły, imprezują, używają życia, nie boją się ryzyka i wcale nie chcą się ustatkować. Wiem że to taki etap i pewnie będą tego później żałować, jednak brakuje mi tej wolności jaką mają.

- Może one wcale tak o sobie nie myślą, Anno. Może bierzesz za wolność ich głód, pustkę, którą starają się zapełnić niekoniecznie dobrymi sposobami. Myślę że zdziwiłoby cię to że większość z kobiet o których mówisz, pewnie marzy o tym co masz... - i zrobiłoby wiele by to posiąść.

- Czyli uważasz że jestem niewdzięczna? Że nie potrafię docenić tego co dla mnie robi? - Jej piersi zafalowały pod nieco zbyt obcisłą bluzką, gdy gwałtownie się podniosła.

- Oczywiście że nie, Anno. Jednak wiem o czym mówię ponieważ kobiety, którym zazdrościsz bardziej "swobodnego" stylu życia, często przychodzą tu do mnie, zwykle z narastającą depresją oraz różnymi uzależnieniami. Są niewiele starsze od ciebie, nie posiadają jednak ani stabilnej sytuacji finansowej, ani męża ani tym bardziej dzieci. Czują pustkę, pustkę która je przytłacza. A co ty czujesz?

- Ciężko mi to nazwać.

- Spróbuj.

- Jakby to ująć... Jestem szczęśliwa że to wszystko mam, naprawdę. Jednak z drugiej strony odczuwam pewien żal że ominęło mnie imprezowanie.... - znaczy, trochę tego było na studiach jednak, hmm... - Chyba po prostu troszkę za młodo wyszłam za mąż.

- Już tego nie cofniesz. Za to możesz docenić swoje dobre wybory życiowe że w wieku trzydziestu lat, posiadasz stabilną sytuację materialną oraz rodzinną. Nie musisz martwić się że nie doświadczasz rzeczy kojarzonych z czasami braku zobowiązań. Odwróć to, ponieważ z tego co mi wiadomo to one zazdroszczą tobie. Stabilności, zobowiązań, męża, dzieci, domu... Zobacz jak bogata jesteś i pozbądź się żalu za czymś czego tak naprawdę nie chcesz.

- Jeśli pomyśleć o tym w ten sposób...

Uśmiecha się dziwnie jakby w realizacji tego iż jej urojony problem, o którym myślała że dostarczy jej rozrywki na dłuższy czas, nagle przestał istnieć. Ot tak. Ale przecież nic "od tak" nie znika. Wszystko ma swoją przyczynę, a ty pragniesz poznać swoją. To czego chcesz to wiara lub silne przekonanie, które dałoby ci niezbędną motywację by ciągnąć dalej jedyne życie jakie tak naprawdę znasz. Podejrzewasz że pogubiłabyś się w innym, jednak ciekawość każe ci zaglądać tam gdzie wiesz że nie powinnaś. To właśnie daje ci przyjemność... - zwracanie na siebie uwagi, prowokowanie do pokazania ci gdzie jest twoje miejsce. I to nie jeden raz, lecz wielokrotnie... - za każdym kolejnym nieco bardziej dosadnie.

Ciekawe co powiedziałby mi twój mąż.

 

...

Klubowa muzyka zagłuszała jego myśli.

Siedział przy barze, ćmiąc papierosa i bawiąc się na wpół opróżnioną szklanką burbona. Przez uciekający dym widział tańczące sylwetki imprezowiczów, celebrujących kolejne zakończenie tygodnia oraz swoją wciąż trwającą młodość.

Po to tu pewnie przyszli - by nie myśleć, by zastąpić wyobraźnię dotykiem innych ciał, dotykiem który działał jak najlepszy narkotyk. Wybudzał, czynił wrażliwszym na doznania, przywracał rzeczywistości, jednocześnie czyniąc ją bardziej kolorową i znośną.

Obserwował tych ludzi, ich postawę, ubrania, ciała, mimikę. Wszystko to składało się na pewien obraz, szkic rzeczywistości, w miarę upływu czasu coraz pełniejszy. Zakołysał szklanką sprawdzając poziom trunku. Lubił tu przychodzić choć zawsze czuł się trochę nie na miejscu. Przebywanie tutaj działało na niego terapeutycznie, utwierdzało poczucie realności, trzymało blisko ziemi nie pozwalając zanadto odlecieć. Zwykle wraz z ilością wypitych drinków.

Zdawał sobie sprawę że powoli acz stabilnie podąża w stronę alkoholizmu. W końcu znał wszystkie objawy, słuchał przecież setek historii, które w ten czy inny sposób orbitowały wokół tej czy innej używki, zmieniając się z panaceum na problemy w kotwicę miarowo ciągnącą na dno. Widział siebie w tych ludziach, w końcu był psychologiem. Wzajemność jednak nie była wskazana, tym bardziej zażyłość.

 

...

- Jak zwykle w dupie masz moje problemy, Charles! Bardziej przejmujesz się swoimi klientami niż mną. Może cię to zdziwi ale ja też je mam! Nic cię nie obchodzą moje uczucia, nic a nic!

- Uspokój się, przecież rozmawialiśmy o tym. Myślałem że doszliśmy do porozumienia.

Kobieta parsknęła pogardliwym śmiechem a jej wzburzone blond włosy, chlasnęły go po twarzy. Zdążył poczuć nikły, przyjemny zapach, zanim ich właścicielka nie wykrzyczała mu w twarz następnej litanii przekleństw.

- Porozumienia!? Porozumienia!? Za kogo ty mnie masz, co? Może powinnam ci płacić za poświęcany mi czas, łaskawco!

Była piękna, nawet gdy wpadała w szał. Być może nawet piękniejsza - pomyślał, obserwując scenę z zaciekawieniem. W jej oczach pojawiły się łzy.

- Kim ja dla ciebie jestem? - załkała, niemal trzęsąc się z nerwów. Kolejnym przypadkiem, sumą skrzywień i zboczeń, nieszczęśliwego dzieciństwa?

- Przecież staram ci się pomóc - podszedł do niej bliżej, próbując dotknąć.

Cofnęła się.

- To nie ja potrzebuję pomocy, Charles, tylko ty! Nie jesteś już taki jak dawniej, wtedy jak się poznaliśmy. Byłeś wtedy, wtedy... Inny, bardziej ludzki, ciepły... Przerażasz mnie Charles, bo coraz częściej cię nie poznaję.

Zaczynał tracić cierpliwość.

- Przestań histeryzować kobieto! Byłem i jestem dla ciebie wszystkim czego potrzebowałaś. Kochankiem, mężem, ojcem, kucharzem, taksówkarzem... - cholernym psychologiem bez chwili przerwy! Czemu zwalasz całą winę na mnie gdy coś ci nie wychodzi? Myślisz że jestem cudotwórcą, że naprawię wszystkie twoje problemy, bo to mój zasrany obowiązek?

Łzy płynęły po jej policzkach.

- Po prostu czuję że już mnie nie kochasz.

- To twoje uczucia. Nie jestem w stanie wejść ci do głowy, najlepiej z magicznym śrubokrętem i poprzykręcać to co się obluzowało. Nie możesz obarczać mnie całą odpowiedzialnością za siebie, za swoje życie!

- Myślałam że to ja jestem twoim życiem!

Zacisnął pięści aż zbielały mu knykcie. 

- Jesteś... Jesteś... - Spojrzał po niej. Długonoga piękność, prawdziwy skarb. Obiekt zazdrości większości heteroseksualnych mężczyzn oraz części homoseksualnych kobiet. Zresztą jak sama mu mówiła "miała kilka przygód". Miała też wiele innych różnych przeżyć. Niekoniecznie skłaniających ku normalności. Towar który każdy chce mieć, lecz nie każdego na niego stać. Licytacja, przeżyte lata, zawyżona cena aż w końcu kupiec.

Kolekcjoner, zbawca? Wszystko jedno...

- Mówię do ciebie!

 

...

- Naprawdę nie wiem już co robić.

Córka nie chce mieć ze mną żadnego kontaktu. Nie potrafię zrozumieć dlaczego. Przecież nie byłem dla niej złym ojcem. Była moją małą księżniczką, może trochę za bardzo ją rozpieściłem ale nie widzę jak miałoby to wpłynąć na obecną sytuację. Jest już prawie dorosła to powinna sama dokonywać wyborów. Ja dałem jej podstawę, finansowałem wszelkie jej pomysły... Tu szkółka jeździecka, tam kurs japońskiego... Japońskiego! Tak jakby ktoś tego potrzebował. Zwykłe widzi-misie!

Były kolonie, drogie wyjazdy zagraniczne, wakacje, urodziny... Wszystko jej finansowałem, nigdy nie odmawiałem żadnym jej potrzebom. A teraz ona woli mieszkać z matką, która nigdy nawet palcem nie kiwnęła by coś zrobić. Myślę że to ona namawia ją przeciwko mnie. Wszystko się poknociło po rozwodzie. Ta suka... Przepraszam pana. Moja była żona, zabrała więcej niż jej się należało, sąd oczywiście wziął jej stronę bo nie ma rzetelnych sądów w tym kraju. Opowiadała jakieś niestworzone historie, prywatnie to mi nawet groziła że mnie załatwi, jeśli się nie zgodzę na jej warunki. Życie w piekło mi zamieniła!

Chciała wszystko odebrać!

- Rozumiem. Proszę powiedz mi co było przyczyną waszego rozstania.

- Przyczyną..? - Nieco przygruby mężczyzna podrapał się po postępującej łysinie.

No cóż, trochę tego było. Chyba oboje schrzaniliśmy ale nie aż tak, by chcieć mnie zniszczyć, córkę mi odebrać, dom!

- Myślisz że co o tym przesądziło?

Mężczyzna westchnął, zapatrując się w okno. Czerwone światło zachodzącego słońca rozlało się po jego pulchnej twarzy.

- No był romans... Dwa, właściwie. O pierwszym nie wiedziała, coś podejrzewała ale udało mi się zachować to w tajemnicy. Dopiero przy drugim, wszystko odkryła. Wynajęła cholernego detektywa, wyobrażasz sobie? Wiesz ile oni kosztują? Też byłem nieostrożny, mogłem bardziej się z tym kryć. No i facet mnie przyłapał, odkrył wszystko. Pokazał jej nawet zdjęcia.

- Od kiedy przestało się między wami układać? - Charles pogładził brodę, ukradkiem zerkając na zegar ścienny.

- W sumie od samego początku to nie było jakoś cudownie. Owszem, mieliśmy świetny seks, no i oboje dobrze zarabialiśmy, więc stać nas było na wszystko. Chyba jak urodziła się nasza córka, to wszystko zaczęło się sypać. Zmieniła się, już nie miała ochoty na seks, coraz częściej bolała ją głowa... - Mężczyzna pokręcił z niedowierzaniem głową. - Bolała ją głowa! Zawsze mieć migrenę to nie jest normalne, z tym trzeba do lekarza iść a nie bzdury jakieś opowiadać - kropelki potu zrosiły jego zmarszczone czoło.

- Oddaliliśmy się od siebie. Stopniowo. Jedyne co nas łączyło to dziecko.

 

...

Mija dzień za dniem. Noce pozbawione sennych marzeń.

Obserwuję powolną dezintegrację swoich myśli, śledzę ich lot daleko w ciemność, gdy ciągną mnie ze sobą ku pustce. Zatracam tam siebie, lub to co nazywam sobą za dnia. Wszystko ulega rozmyciu, sens ucieka gdzieś tak jakby nigdy nie istniał.

Jakbym sobie to wszystko tylko wyobraził. Problemy, które mam... Mam? Miałem?

Czy nadal przejmuję się sobą czy to już ktoś inny? Miesiąc świeci jasno na niebie. Wszystkie te gwiazdy, odległe słońca, każdy z nas. Marzenia...

Już ich nie pamiętam.

 

...

- Czemu jesteś tak cholernie słaby? Patrz na nich.

Widzisz? Wszyscy oni osiągnęli sukces. Udało im się. Tobie nie.

Czemu musisz przynosić mi tyle wstydu? Nie tak cię wychowaliśmy.

- Nie wychowaliście mnie.

- Siedź cicho gówniarzu. Nie pozwoliłem ci mówić. Słyszałaś go, Marta?

Gnojek myśli że pozjadał wszystkie rozumy. Pewnie ma to po tobie.

- Matka śpi. Jak zwykle... Czy mogę już iść? Naprawdę chciałbym już iść.

- Dokąd ci się tak spieszy, co? Nie masz czasu by pogadać z własnym ojcem?

- Jesteś pijany.

- Pijany? Pijany? Ja nie jestem kurwa pijany! Alkoholika gnojku ze mnie chcesz zrobić, co? Odpowiadaj gdy do ciebie mówię!

- Puść mnie. Puść... Mnie!

- Osz ty, mały... Czekaj! Wracaj tu! Rozkazuję ci, słyszysz!?

Nie masz za grosz szacunku, nie masz... nie masz...

- Ja nie mam ojca.

 

...

Wychudła twarz brodatego mężczyzny odbija się w lustrze. Kropelki wody spływają po pierwszych zmarszczkach. Ciężko określić jego wiek. Oczy błyszczą w ciemności, gdy ogląda siebie przy widmowym blasku księżyca.

Widzi swoje ciało. Schudł. Dostrzega wiele mankamentów. Wiele zarzutów.

- Charles - Zwraca się do odbicia - Charles... - powtarza, obserwując jak nieznajomy krzywi usta wypowiadając jego imię. Podnosi dłoń i dotyka szklanej tafli.

Jest idealnie gładkie. Krople uciekają w dół, znacząc zaciekami swoją trasę.

Otwiera okno, zapala papierosa. Jest sam. Drży lekko gdy fala chłodnego powietrza dociera do jego nagiego torsu. Same sedno nocy, w oddali słyszy głuche ujadanie psów, alarm samochodowy a może sygnał karetki.

Ciężko zasnąć, gdy wokół tyle świateł. Ciężko zamknąć oczy i mieć to miasto gdzieś. Miasto które nigdy nie śpi oraz mieszkańców, którzy dużo oddaliby za spokój sumienia. Miasto to nienaturalny twór, którego oryginalnym celem było zasiedlenie robotników blisko miejsc pracy. Słyszy echo własnego głosu.

Zaciąga się papierosem. Wspomina. Chociaż wie że to szkodzi.

 

...

Pierwszy raz ujrzał ją na przystanku autobusowym.

Był jeszcze wtedy studentem, kończył ostatni rok, dyplom mając już niemal w kieszeni. Czuł się dobrze. Czuł że to właśnie chce robić w życiu. Pomagać innym uporać się z ich problemami. Podać pomocną dłoń, pchnąć w dobrym kierunku, zainteresować się, być tym kimś kogo im brakowało, zabrakło w odpowiednim momencie. Na jakiś czas oczywiście, rozwiązać problem i pożegnać się.

Żyć dalej, być dobrym. Mieć tą satysfakcję i szacunek. Cieszyć się że komuś zaczęło się układać. Wierzył w ludzi. Wierzył że jeśli ktoś chce to może się zmienić, choćby to było dla niego bardzo trudne.  Bo przecież wystarczy mieć tą chęć, motywację.

A motywacje przecież mogą być różne, prawda?

 

Uśmiechnęła się na jego spojrzenie. Wyglądała jak lalka. Idealne proporcje, szerokie biodra, niemały biust, długie nogi i gęste lśniące włosy. Lecz to jej twarz najbardziej przykuła jego uwagę. Duże, ciemnoniebieskie oczy o łobuzerskim wyrazie, drobny nosek oraz pełne, zmysłowe usta o intensywnym, karminowym kolorze.

Usta stworzone do pocałunków.

Mało brakowałoby a by stchórzył, odwrócił się na pięcie i udał ze coś sprawdza na telefonie, może spojrzał w inną stronę. Ale nie zrobił tego. Później nigdy nie żałował tej decyzji, choć miał pewne obawy, które wtedy podświadomie ostrzegały go, namawiały by odszedł. 

- Hej... - Uśmiecha się, stara wyprostować, nieco rozluźnić.

Ona odwraca się, przywołując na twarz wyraz niedbałego oczekiwania. Zdradza ją stopa, którą mimowolnie kiwa.

- Hej.

Ma głos o dość przeciętnym brzmieniu, jednak i tak wie że stanie się jego ulubionym.

- Jestem Charles. A ty...?

Ona gryzie się w te pełne usta, błyskając białymi ząbkami, już gotowa na soczystą ripostę. Ale ubiega ją.

- Wiem, wiem - śmieje się - Ty pewnie nazywasz się inaczej. O to właśnie pytam.

- Monika. Nazywam się Monika. I jako że mój autobus właśnie nadjeżdża, Charles... To zmuszona jestem nieco przyspieszyć tą całą rozmowę, choć normalnie wyciągnęłabym z niej ile tylko się da. Wyjmuj telefon i pisz.

Nie mogę spóźnić się na zajęcia.

 

 

..................................................................................

Video thumb

txt: Henear

Zapraszam na http://mosekhal.blogspot.com