JustPaste.it

Ojciec Piotr

Dar Życia...

Dar Życia...

 

ce0bebe336738f623e370adc246c637a.jpg

86ccb7612ccae08ddede9a29347a2ce3.jpg

eb7962159cbe5869e2a18b7253c1e4bb.jpg

 

Kim jestem?

Można dochodzić do odpowiedzi na to pytanie przez negację. A więc: nie jestem ciałem bo wszystkie  komórki  stale  obumierają i rodzą się – zmieniają się. Nie jestem uczuciami ani myślami bo je w każdej chwili mogę sam zmieniać. Więc kto jest tym we mnie kto zmienia uczucia i myśli?  Można nazwać i utożsamić się z tym kim naprawdę jest się –  z Iskrą Bożą, Monadą, Wyższym Ja, Duszą etc. Ale czy to ważne jak własną Istotność nazwiemy? 

Bez jakiejkolwiek naszej komóreczki ciała, jednego uczucia, jednej myśli nie istniał by Ten Świat! Bo byłby to już zupełnie inny świat. Jesteśmy nie do zastąpienia … i nigdy nie będziemy klonami. A ta różnorodność nas? Ej… czy nie jest to ciekawy eksperyment Stwórcy? Jesteśmy na jego podobieństwo.. więc Nieśmiertelni w swojej Istotności. Ale w relacji z Nim jesteśmy jak promyk do Słońca.

 

474ea61300d2d7b5471847fb609e60e0.jpg

 

 Opowiadanie 

 

Słoneczny ranek karmi życiem wszystkie istoty – budzi je i uzdrawia. Pękają pąki i nasiona. Płyną soki i radośnie szemrze woda.

Spływam swobodnie coraz głębiej i głębiej. Samotny siadam na dnie. Topię w wodzie łzy i żałość. Nie ma go. Nie obejmie mnie, nie przytuli. Odszedł ten o którym z podziwem i z szacunkiem medytowałem w głębinach, zawieszony w stanie cudownej nieważkości. Przegrałem wyścig. Ciąży mi ciało. Chcę mu towarzyszyć ale wiem, że to nie jest możliwe. 

Z ciepłem promieni słonecznych napływa olśnienie. Znikają smutne wyobrażenia. Uwalniam się od myśli. Z pustki po nich wynurza się rzeczywistość. Czuję wielką jedność z wszystkimi istotami. 

Różowe małe kwiatki ścielą się na wodzie. Prąd wody niesie mnie po kwiecistym dywanie. Dookoła fruwają gromady niebieskich ważek. Niebieskie wazki i różowe kwiatki. Niebieska jedność pojednania i różowy oddech miłości.

"Ty wodo uspokajasz pięknem, szemrzesz cichutko i nie oceniasz. Posłuchaj:

 Słońce głosi cud dnia, cud życia. Jak co dzień, w tajemniczej spirali istnienia wszystko wraca do życia. Trwa wieczne Teraz – łańcuch przyczyn i skutków splatając w Czas. W buncie, żeby jeszcze chwilę być z Nim, pędzę w wyobraźni, w jego świat obrazów, w beztroski świat wspomnień. Ale bogowie uśmiechają się z sarkazmem nawet wtedy kiedy chcemy poczuć się radośnie i beztrosko. Zmieniają nasze myśli według swojego upodobania. Oto one: 

Podczas burzy dziewczyna wypadła z kajaka i utonęła w dzień swoich osiemnastych urodzin. Nie widziała na wodzie różowych kwiatków i siadających na nich niebieskich ważek. Nie dostrzegała cudów przyrody. Może nawet nie lękała się nadciągającej nawałnicy. Emocje odcięły ją od samozachowawczego instynktu, zawładnęły jej duszą i ciałem. Od kilku dni oczy jej tonęły w łzach. W dzień i w nocy dręczyły ją pytania: „Dlaczego musiałam uciec  z domu? Dlaczego nie mogę być z moim chłopcem? Dlaczego nie mogę otwarcie go kochać?"

Po pewnym czasie od tego tragicznego zdarzenia, znajomy przyprowadził do mnie rodziców dziewczyny. Byli zrozpaczeni bo nurkowie nie odnaleźli jej ciała. Pokazali mi mapę jeziora z zaznaczonymi miejscami, które należało by jeszcze raz sprawdzić. Zgodziłem się. Dzień po dniu schodziłem pod wodę by przeszukać niewielki obszar dna. Aż pewnego dnia: 

Zakotwiczyliśmy jacht na głębinie. Było słoneczne popołudnie. Potężnie wiało – tak jak tamtego pamiętnego dnia kiedy dziewczyna utonęła. Przyjaciel nachylił się do mnie z burty jachtu  i powiedział: “ Słuchaj, na twojej głowie siedzą dwie ważki. Jedna niebieska a druga różowa”. 

Nie miałem wątpliwości – był to sygnał , że wszystko jest w jak najlepszym porządku i Ona nie chce bym ją odnalazł.  

Minęło kilka lat i znów znalazłem się nad jeziorem obok miejsca gdzie ona utonęła. 

Wieczorową porą zasnąłem na drewnianym pomoście, na którym często w samotności medytowałem wpatrując się w świty i zachody słońca. Czekałem na nią…

Przyśnił mi się Ojciec Piotr:

Siedział ze skrzyżowanymi nogami w pozycji lotosu. Był nagi. Siadłem obok w milczeniu i przymknąłem oczy. Słońce dotykało już czubków ściany drzew na przeciwległym brzegu jeziora. Powiało chłodem. Zerwał się wieczorny wiatr. Nad jezioro napłynęły ciemne chmury. Z oddali nadleciał odgłos grzmotu. Fale uniosły się i zaczęły zalewać pomost. Ojciec podniósł ręce w górę i przemówił

„Boże! Czemu uczyniłeś mnie tym kim jestem? Proszę pozwól mi przekazać dar, którym mnie obdarzyłeś…”

Nie dosłyszałem o jakim darze mówił i komu chciał go przekazać, bo podniosły jego głos  nagle zagłuszyło przejmujące wycie wiatru spadającego z wysokiej skarpy za naszymi plecami. Suchy trzask pioruna poderwał do lotu i żałosnych pojękiwań stado kormoranów koczujących na pobliskich drzewach. Dookoła wszystko wyło i jęczało. Nagle też pojawiła się olbrzymia fala, wielokrotnie większa od tej przysłowiowej dziewiątej, i cisnęła mną jak piórkiem z pomostu na brzeg. 

Uderzyłem głową o konar stojącej tuż nad wodą brzozy i straciłem przytomność. Trwałem w tym zadziwiającym stanie świadomości, pół śnie pół jawie do około północy.

 Gdy się ocknąłem powierzchnia jeziora zalana była jasnym światłem księżyca. Zauważyłem dookoła siebie rozrzucone deski pomostu rozbitego impetem fali. 

Z góry, gdzieś z polany na skarpie dobiegał do moich uszu kobiecy śpiew. Powlokłem się tam schodami obijając stopy o porozrzucane uderzeniem wiatru deski. Gdy moja głowa znalazła się na poziomie polany, ze zdumienia otworzyłem oczy. 

Wśród drzew płonęło wielkie ognisko a dookoła niego w roztańczonym korowodzie przesuwały się pół nagie kobiety. Wesoła muzyka, w tak której tańczono, dobiegała gdzieś z góry, z pośród koron drzew. Koncentrując wzrok na gałęziach rozłożystego jaworu, ujrzałem grajków. Były to również roznegliżowane kobiety. Tuż przy ognisku, w środku korowodu z rękoma wzniesionymi do góry obracał się Ojciec Piotr.  Jeszcze nie zdążyłem ochłonąć ze zdumienia, kiedy za sobą usłyszałem delikatny plusk i ciche stąpnięcia. Od strony jeziora, w moim kierunku szła cudownej urody młoda dziewczyna. Zbliżyła się błyskając tęczowymi odbiciami księżycowego światła w kroplach wody spływającej po jej nagim ciele. Spoglądając z rozbawieniem na mnie objęła mnie obiema rękami przybliżając równocześnie swoje usta do mojego ucha. Powiedziała szeptem:

„Mój drogi. Na ciebie już czas.”

Stałem bez ruchu, zahipnotyzowany jej urodą i dotykiem:

„ Błagam cię, nie opuszczaj mnie już nigdy więcej”- wyszeptałem. 

A Ona w milczeniu wzięła mnie za rękę i poprowadziła do jeziora… w jego Głębię...

--------

Fotki córki (Jurata)

 

20191028_143413-001_small.jpg

cd330baa6620ec9b2c0b52c4a419fe5b.jpg