JustPaste.it

Telenowela z reprywatyzacją w tle – remake biblijnej opowieści

W opowieści biblijnej, ktoś odkupił czyjeś prawo do jego dziedzictwa za "miskę ryżu".

W opowieści biblijnej, ktoś odkupił czyjeś prawo do jego dziedzictwa za "miskę ryżu".

 

Skrót artykułu:

Czy można odsprzedać, wynikające z bycia spadkobiercą, prawa? To dyskusja od czasów biblijnych. Wydaje się oczywiste, że można zrzec się spadku, prawa do reprywatyzacji, ale nie można komuś nie mającego do tego „czegoś” prawa, takie prawo odsprzedać, gdyż jest ono przypisane do osoby.

Gdyby dopuścić możliwość zbywania swoich praw indywidualnym osobom. Można byłoby odsprzedać skierowanie do sanatorium i to niezależnie od tego, czy nabywający takie roszczenie potrzebowałby leczenia. Kowalski mógłby odsprzedać dowolnej osobie swoje prawo do paszportu, gdyby sam nie korzystał, bo ma prawo do paszportu. Spadkobierca mógłby wtedy odsprzedać swoje prawo do reprywatyzacji dowolnej osobie. A profesor, czy magister mógłby spieniężyć swój tytuł. Tylko że osoby, to coś kupujące, nie mają do tego czegoś prawa. I to jest logiczne. Gdyby było inaczej, byłby to absurd. Tak to jest absurd, kupić czyjeś roszczenie, gdy kupującemu je, z tytułu tego roszczenia nic się nie należy.

Jednak kiedyś już zrobiono taki szwindel i ogłoszono go wielkim sukcesem. Ale każdy kto o tym słyszał, wie że coś tam nie grało.

...

W opowieściach biblijnych, bohater w porozumieniu z matką, kierując się chciwością i prywatą, kusząc miską soczewicy, nabył od Ezawa pierworództwo. Takie zawarcie transakcji nie wystarczyło. Takie sprawy rozstrzygało prawo starszeństwa i o tym decydował nestor rodu, dając swoje błogosławieństwo następcy, a on nie myślał łamać prawa i wprowadzać niezgody w rodzinie. Był problem.

Chętnym na dziedzictwo był brat, więc mógł brat zabić brata i... , ale to nie jest ta opowieść. Mieli inny plan. Senior rodu był już stary i oślepł, a nie był też za inteligentny. Wystarczyło porozumieć się z matką. Syn oszukał kalekiego ojca, a żona męża, wspólnie zwiedli nestora rodu, a ten przekazał błogosławieństwo nie temu komu chciał i jak nakazywało prawo, a młodszemu synowi. Był problem, ale oni uważali, że wszystko jest „de iure”, formalnie zgodnie z obowiązującym prawem, gdyż błogosławieństwo zostało przekazane, a młodszy syn, że starszym zawarł ustną umowę w tej sprawie.

Jednak, życie to życie. Rezultatem oszustwa nie była radość zyskujących i podziw brata, rodziny i sąsiadów. Konsekwencją tych działań, był długi konflikt w rodzinie.

 

Opowieść biblijna, wydaje się rozsądnemu człowiekowi nieprawdziwa, taka jakby wyssana z palca. W głowie się nie mieści, aby sprzedać coś wartościowego, tak tanio. I czy można uznać przekazanie dziedzictwa, gdy zostało ono uzyskane dla nieupoważnionej osoby, przez oszustwo?

Treść tej opowieści przypomina telenowelę z pożądliwością, nienawiścią i intrygami. Matka z synem wykorzystuje kalectwo męża, by go oszukać i nie jest ukarana. Okrada z dziedzictwa własnego syna. A przebiegły brat, wykorzystuje brata. I są zwroty akcji. Starszy brat nie uznaje „umowy”. Młodszy, zamiast korzystać z prestiżu i pozycji, musi uciekać. Ratuje życie, jednak mając „błogosławieństwo”, uważa że to on został okradziony i nienawiść jest z obu stron. Dopiero po latach następuje w rodzinie zgoda. To typowa fabuła dla telenoweli, a nie saga o historii rodziny. W mądrej opowieści, żona byłaby ukarana. Uzyskane oszustwem błogosławieństwo odebrane. Syn zostałby napomniany i wszystko wróciłoby do normy.

Mamy podobną "telenowelę". Występują w niej nie-spadkobiercy, czyściciele kamienic, cierpiący lokatorzy, niemoralni „urzędnicy”. Widać wyrywane rury i zalewane mieszkania, zostaje zamordowana lokatorka. Boją się zasnąć zastraszeni lokatorzy. Widać zadowolonych krętaczy i bierną policję, niemrawe sądy i dziwne wyroki.

Toczy się walka o przetrwanie do jutra. Lokatorzy szukają dokumentów, udowadniają, że roszczenie jest bezzasadne. Na przeciw nich stają sądy, gdzie lokator jest rzeczą a nie jest stroną procesu, więc nie ma prawa, aby coś powiedzieć. Urzędnicy udają, że osoby obce dla byłego właściciela mają prawa do odzyskania nieruchomości, a sąd jak notariusz, nie wnika w istotę sprawy. Następuje zwrot akcji. Teraz jest komisja sejmowa. Wypowiadają się lokatorzy. Następuje odbieranie nieruchomości. I kolejny zwrot akcji. Miejscy urzędnicy zaskarżają decyzję korzystną dla miasta. Wyroki sądu ponownie oddają nieruchomości nie-spadkobiercom. Fabuła się rozwija, są emocje, chwilowo niknie nadzieja. Naiwni widzowie wściekają się, płaczą, współczują, oczekują zwrotu akcji i on z pewnością nastąpi. To świetny temat na telenowelę, która może być światowym hitem. Dla rozsądnego człowieka brzmi to jednak niewiarygodnie, jak treść każdej telenoweli. Taki widz zadaje sobie pytania, czy to możliwe? A co na to prawo? Przecież wiadomo od początku, że to jest bezprawne.

c4a65a1aafe02fb8d65d6ce6ac4820b1.jpg

Co może sprzedać, sprzedający „roszczenie”? Niewiele.

 

Spadkobiercy nie mogąc uzyskać zwrotu nieruchomości, nagabywani do sprzedaży swoich praw, jako spadkobierców, zrzekali się tego prawa na rzecz osób trzecich. I kupujący czyjeś „prawa” otrzymywał od miasta ziemię i budował tam apartamentowiec.

 

Czy można skutecznie odkupić czyjeś prawo do skorzystania z prawa?

Nie można.

Zastanówmy się: Osoba niewidoma nie korzysta z miejskiej komunikacji, z której może korzystać bezpłatnie. Odkupujemy od tej osoby jej „prawo”. Czy możemy już korzystać z komunikacji bezpłatnie? Byłby to absurd. Ktoś zapyta, czy jesteśmy niewidomi. Nie. Nie należą się więc bezpłatne przejazdy, gdyż bezpłatne przejazdy są dla osób niewidomych, tak jak prawo do ubiegania się o zwrot nieruchomości jest przeznaczone dla spadkobierców i kwitek nabycia praw, do praw..., nic nie daje.

Podpisujemy z hrabią umowę cywilną, że kupujemy jego tytuł. Ma on ten tytuł i prawa do niego. Płacimy mu. Możemy zawrzeć taką transakcję, ale takie „kupno” nie daje praw posiadania do tego czegoś, są to prawa niezbywalne. Trzeba być hrabią, by mieć tytuł hrabiowski, trzeba być spadkobiercą, by skutecznie występować o zwrot nieruchomości.

Inny przykład. Od kobiety w ciąży kupujemy jej prawo do korzystania z usług poza kolejnością. Ładnie to nazywamy, aby brzmiało to poważnie. Nazywamy to, „przywilejem kolejkowym”. A ona zrzeka się swojego prawa do „przywileju kolejkowego” :). Możemy zawrzeć taką umowę kupna/sprzedaży. Taka umowa, ona nic nie znaczy dla obowiązującego prawa.

 

Określone jest, kto jest beneficjentem: Kobieta w ciąży, niewidomy, hrabia, spadkobierca i nie można sprzedać praw do zysków wynikających, że: ślepoty, ciąży, posiadania tytułu naukowego czy honorowego, czy z powiązania rodzinnego, upoważniającego do bycia spadkobiercą, tak by ktoś mógł z tego skorzystać, gdyż albo się takie prawo posiada, będąc tym kimś, albo nie.

 

Gdyby: spadkobiercy, niewidomi, hrabiowie czy kobiety w ciąży posiadali talony, upoważniające do nabycia czy posiadania czegoś konkretnego, można byłoby tym handlować. Sprzedający miałby coś do sprzedania, co byłoby jego własnością, a nie prawem tej osoby. A tak, prawo jest przypisane do konkretnych osób. I takie jest prawo. To jest prawnicza logika.

 

Dozwolone jest, podpisanie umowy kupna-sprzedaży tytułu hrabiowskiego, ale kupujący nie staje się hrabią. Można sprzedać prawo do ubiegania się o zwrot nieruchomości..., jednak kupujący taką umowę, nie staje się spadkobiercą byłego właściciela. Posiadający prawo do ubiegania się o zwrot nieruchomości w ramach reprywatyzacji zbywa się swojego prawa, ale kupujący nie nabywa tego prawa.

 

 

 

Umowę cywilną można zawrzeć o dowolnej treści, nawet bezsensowną i jest to zgodne z prawem. Jednak ponad prawem cywilnym stoi prawo administracyjne. Umowa cywilna nie jest w stanie „zmienić” prawa administracyjnego (np. pozwalać handlować prawem do bycia czyimś spadkobiercą). To prawo administracyjne może zmieniać i oceniać zapisy umów cywilnych.

 

Czy można odkupić (na podstawie umowy cywilnej) od spadkobiercy jego prawo do ubiegania się o zwrot nieruchomości po przodkach – można. Czy urząd miasta i sąd może taki dokument uznać? Nie może. Ponieważ proces reprywatyzacyjny, zwraca nieruchomości spadkobiercom, a nie osobom trzecim. Zwraca tylko spadkobiercom. To jest warunek (sine qua non), niezbędnie musi być on spełniony, do dokonania zwrotu nieruchomości. A spadkobierca nie może sprzedać praw do samej nieruchomości, gdyż nie jest jej właścicielem a nawet nigdy nie był w posiadaniu tej nieruchomości.

 

Spadkobierca sprzedając „roszczenie”, nie sprzedaje niczego co kiedykolwiek realnie posiadał, albo co należało do niego, może jedynie sprzedać w umowie cywilnej swoje prawo do skorzystania z prawa do ubiegania się o zwrot nieruchomości, czyli roszczenie jako sam zapis na papierze. Aby kupujący takie roszczenie, realne nabył prawo do pozyskania tego czegoś, to niewątpliwie sprzedający, musiałby jeszcze kupującego adoptować. Wtedy kupione roszczenie, byłoby realnie możliwe do wykorzystania i zobowiązywałoby sąd do poważnego rozpatrzenia żądania zwrotu nieruchomości spadkobiercy i takie przykłady wykorzystania prawa, są znane z historii. Gdzie osoba obca jest adoptowana i zostaje legalnym spadkobiercą.

 

Jaki będzie finał tych spraw?

Sprawa biblijna została opisana bardzo, bardzo dawno temu. Jednak, aby mogło dojść do tamtej transakcji, musiała tam współpracować: wiarołomna żona i jej nieuczciwy syn, i wystąpić kaleki nestor rodu, którego można było prowadzić, jak na sznurku, by zyskać coś nienależnego. Wtedy jako zapłata wystarczyła miska soczewicy dla głodnego i intryga pary chciwców: matki i syna.

Dziś nie ma w opowieści młodszego brata, a jest ktoś obcy, kto chce przejąć czyjeś dziedzictwo. A tracą ci, którzy nie uczestniczą w tym procederze, prawdziwi spadkobiercy i mieszkańcy nieruchomości. Tym pierwszym miasto nie śpieszyło się z oddaniem nieruchomości, nie zabiegało o to. Inaczej nie byłoby tej sprawy. Ci drudzy, mieszkańcy, oni nie są dla sądu, nawet stroną procesu. To ruchomości w mieszkaniu. Czasem zalegające tam od kilkudziesięciu lat czy od kilku pokoleń.

Wydaje się, że logika jest nieubłagana a podobieństwo obu przykładów oczywiste. Czy wygra prawo?

 

W opowieści biblijnej, konflikt rodzinny trwał latami. Tak i tu, następują zwroty akcji a sprawa dzikiej reprywatyzacji nie ma końca. W telenoweli, po wielu zwrotach akcji wygrywają ofiary nieuczciwych działań i następuje zgoda w rodzinie, tak też było w opowieści biblijnej, choć nie całkiem wygrali ci, którzy powinni. A jaki będzie finał tego serialu? Tego nie da się przewidzieć, ale to czego doświadczamy prosi się o ekranizację. Taki serial będzie bardziej atrakcyjny i emocjonujący, i prawdziwy, niż opowieść znana z Biblii.