JustPaste.it

Czy życie jest piękne?

Emocje opadły ... więc powtórka - a co tam?

Emocje opadły ... więc powtórka - a co tam?

 

 

Czy życie jest piękne? 

"Życie jest bardzo skomplikowane i daleka jestem od stwierdzenia, że przede wszystkim jest piękne. Nawet jeśli tak jest, to jest to piękno, za które odbiera sobie sowitą zapłatę, a to chyba trochę nierówna zależność."

(Joanna)

 

 

„Anioł i Śmierć” 

 Na zdjęciowym planie omalże nie wpadłem w sam środek wybuchu ... ledwo uszedłem z życiem - tak to się mówi. To był mój błąd... Wziąłem głęboki oddech i poczułem się w ramionach Anioła. "Żyjesz?" - zapytał nachylając się nade mną reżyser.... 

A Anioł szeptał: „Boisz się Śmierci, prawda? Spójrz, ona siedzi ci na ramieniu i uśmiecha się. Uwierz, że to ona może być twoją najlepszą nauczycielką życia.”

„Nie boję się śmierci ale jestem jej ciekaw” – skłamałem wtedy. Anioł zamilkł i przysiadł na moim lewym ramieniu, a Śmierć rozpostarła ramiona w przywitaniu i pokiwała z aprobatą głową:

"Witaj. Postaraj się a zostaniesz moim uczniem.”- zachichotała z prawego ramienia. Anioł i Śmierć wciąż są moimi nauczycielami i ani na chwilę nie opuszczają moich ramion. Zastanawiam się; czy nie są to tylko dwie maski tej samej istoty, gdzieś tam ukrytej w moim wewnętrznym świecie? Najogólniej wyjaśniając; Anioł i Śmierć, nie konkurując z sobą, uczą mnie pokory i milczenia. Ci zadziwiający nauczyciele mówią do mnie wieloma ustami spotkanych ludzi.

 Priorytetowym celem życia, jaki wynoszę z tych nauk, jest, że „być” jest dużo ważniejsze niż „mieć”, i to bycie muszę realizować, na podobieństwo wody – nie wadzić nikomu i być jednocześnie pożytecznym.

 

Czy życie jest piękne?

Śmierć u najbliższych ... rani i sprawia, że łzy płyną nam z oczu? On „opuścił swoje ciało” . To piękne hinduskie określenie, aby odrzeć śmierć ze smutku! My też tego próbujemy, mówiąc „przeniósł się na tamten świat”, „przeszedł do lepszego życia”, jednak w gruncie rzeczy wciąż z tego powodu rozpaczamy.

Oto epizod, z bardzo wielu, które pozwoliły mi dojrzeć „światełko w tunelu” i pewność, że podążam w miarę dobrą drogą. Gdzie ta droga prowadzi? Odpowiem z serca i umysłu, i z całą szczerością: „Nie mam zielonego pojęcia. Ale w każdym momencie życia jestem gotowy by: ”Wsiąść do pociągu byle jakiego i nie dbać o bagaż ani o bilet…” Minęło kilka lat...

 

Pod lodem

(opowiadanie)

Spojrzałem na archiwalną fotografię i wróciły mi wspomnienia. Byłem o włos od zagubienia w zupełnie mi nieznanych światach. Uratowała mnie intuicja  - wielki dar nie mieszczący się w procedurach, intelekcie a nawet doświadczeniu. To musiał być podszept .... anioła?

 

 

staszek-kazio-sanki-small.jpg

dsc-0021-small.jpg

 

Było to wiele lat temu kiedy nurkowanie swobodne było w powijakach a nam – bardzo młodym ludziom – przyświecała dewiza: "życie jest przygodą dla odważnych albo niczym".

Stasio – przyjaciel - poprosił mnie o pomoc w zimowych badaniach dna Zatoki Puckiej. Pojechaliśmy do Kuźnicy wyposażeni w sprzęt nurkowy. Zabraliśmy tez sanki, narty, namiot, sprzęt biwakowy i rzecz jasna specjalne siekiery do rąbania lodu.

Po kilku dniach nabraliśmy wprawy w wybijaniu przerębli, a pod wodą w rozróżnianiu 5 roślinek potrzebnych do badań. Celem badań były robaczki żyjące na tych roślinkach. By robaczki nie uciekły przy wyrywaniu roślinek, na każdą z nich trzeba było naciągnąć torebkę plastikową i związać ją jak najszybciej gumką recepturką. Była to iście – zegarmistrzowska robota wymagającą koncentracji i spokoju.

Byłem już pod wodą około półgodziny. Po wielu próbach udało mi się w końcu zebrać komplet roślinek łącznie z robaczkami. Zacząłem szukać liny asekuracyjnej, którą byłem przewiązany w pasie. Chciałem dać sygnał, że wracam na powierzchnię.

Liny nie znalazłem. W pierwszej chwili pomyślałem, że zaplatała się gdzieś na moich plecach o aparat. Zrobiłem pierwszy błąd: szybko popłynąłem by linę naprężyć i dać w ten sposób sygnał asekurującemu koledze. Zadyszałem się tylko – liny zdecydowanie nie było.

Dotarło do mojej świadomości – jestem na dziesięciu metrach głębokości,  mam nad sobą warstwę lodu, nie mam pojęcia gdzie znajduje się wybity przerębel, do najbliższego brzegu zatoki jest co najmniej kilometr, powietrza mam na kilkanaście minut. Uspokoiłem oddech i popłynąłem do góry pod lód. Zrobiłem drugi błąd: wyjąłem nurkowy nóż i zacząłem odłupywać lód. Była to beznadziejna praca – lód był półmetrowej grubości. Zrezygnowany opadłem na dno.

Nie chce tak umrzeć – pomyślałem.

Rozejrzałem się i znalazłem upuszczone torebki z roślinkami. Zacząłem płynąć po dnie , po śladach pozostawionych przy wyrywaniu roślinek. Ślady się skończyły. Nie widać było w górze światła z przerębla. Zdałem sobie sprawę, że za chwilę skończy mi się powietrze i „usnę”.

Leżąc na dnie, na plecach, wpatrywałem się w światło sączące się przez warstwę lodu. Przymknąłem oczy i napłynęły do mnie obrazy: rozpacz rodziców, żony, smutek przyjaciół. Zacząłem się modlić prosząc o ratunek ... o cud powrotu do bliskich.

Gdy otworzyłem oczy zauważyłem nade mną przesuwający się jakiś „cień”. Popłynąłem za nim. Po chwili odnalazłem asekuracyjną linę leżącą na dnie. Z góry oświetlał ją strumień światła padający z przerębla. Na drugim końcu liny uśmiechał się Staszek  – zostawił linę na dnie...

bo ŻYCIE JEST PIĘKNE -  z łatwością  może zrozumie to ten , kto go omalże nie stracił. A cena za to zrozumienie? Hmmm... Joanna ma rację... 

 fotki - zima w Płaskiej

dsc-0092-small.jpg

 

dsc-0077-small.jpg

dsc-0046-small.jpg

dsc-0036-small.jpg

dsc-0034-small.jpg

dsc-0030-small.jpg

dsc-0026-small.jpg