JustPaste.it

Multikulti to nie miłość do imigranta

Do UE przybyło kilka milionów nielegalnych emigrantów jako potencjalnych dawców organów do nielegalnych przeszczepów

Do UE przybyło kilka milionów nielegalnych emigrantów jako potencjalnych dawców organów do nielegalnych przeszczepów

 

 

 

 

 

 

 

Wielu z nich znika baz śladu na czarnym rynku organów do przeszczepu. Są rozbierani na części zamienne jak drogie pojazdy w dziuplach. Statystycznie to jeden "magazyn części zamiennych" przypada na 100 europejczyków. 

 W „Stanach Zjednoczonych z jednego ciała ludzkiego można uzyskać kwotę wysokości 2 milionów dolarów”. Nerka ludzka do transplantacji w Unii Europejskiej kosztuje kilkadziesiąt tysięcy euro.

 

Ogromne zyski z nielegalnych transplantacji sprawią, że kryminaliści by zdobyć organy do transplantacji mordują potencjalnych dawców. W Rio de Janeiro miesięczni znajduje się trupy 200 osób zabitych dla organów. „W Rosji kwitnie handel organami pobranymi szczególnie od młodych Czeczenów”. Komuniści chińscy zalegalizowali handel organami, a organy sprzedaje komunistyczne państwo. Pochodzą one od osób skazanych na karę śmierci. W Chinach nerka i koszty przeszczepu wynoszą 350.000 dolarów. We Francji oficjalne stawki są niższe, a na jednym dawcy można zarobić do 200.000 euro. Wiele osób na organy mordowanych jest w Indiach. W Holandii organy pobierane są od osób poddawanych eutanazji.

Nielegalny handel organami nie jest karany. Biedni nielegalnie sprzedają swoje organy bogatym i w szpitalu deklarują, że ofiarowują organ bezpłatnie. Zazwyczaj dawcami są biedni kolorowi, a biorcami bogaci biali. Czarny rynek organów napędza ogromny popyt. Na procederze zarabiają pośrednicy. Rozwija się te turystyka transplantacyjna, bogaci chorzy z krajów gdzie nielegalne transplantacje są utrudnione, migrują do krajów gdzie proceder nielegalnych transplantacji nie napotyka przeszkód, lub jest zalegalizowany.

Informacje podawane można uzupełnić danymi z artykułu „Ile kosztuje człowiek?” opublikowanego na stronie gazety „Super Express”. Według autora tekstu „co roku na całym świecie przeprowadza się ponad 10 000 nielegalnych transplantacji, z czego trzy czwarte stanowią przeszczepy nerek”, w komunistycznych Chinach pozyskuje się rocznie organy od 4000 osób skazanych na śmierć, żaden Chińczyk z własnej woli „nie zgodził się być dawcą narządów, bo jest sprzeczne z wierzeniami religijnymi” związanymi z transmigracją dusz.

Rozumując cynicznie i logicznie to dawcami organów są też ofiary zamachów terrorystycznych!

Czy wiedzą o tym biedni emigranci których zapraszał Soros a eksportuje Erdogan

 

Pisze też o tym Tygodnik Wprost

 

 

Potępiany i surowo zakazany handel narządami wkracza do Europy i USA kuchennymi drzwiami
Do transplantologii wkracza prawo popytu i podaży

Niemcy i Amerykanie, którzy nie mogą się doczekać przeszczepu we własnym kraju, wyjeżdżają na nielegalne zabiegi do Indii lub Chin. Wydłużająca się kolejka czekających na transplantację może wkrótce spowodować złamanie kolejnego tabu w medycynie: po zalegalizowaniu eutanazji w Holandii niektórzy lekarze chcą wprowadzić w Stanach Zjednoczonych opłaty dla rodziny za wyrażenie zgody na pobranie narządów zmarłego. Transplantologia coraz silniej odczuwa brak organów do przeszczepów.

Łowcy ciał
Niemal w każdym osiedlu w Madrasie zamieszkanym przez ubogie rodziny jest przynajmniej jedna osoba, która sprzedała do transplantacji nerkę lub fragment wątroby. W Bombaju 57-letniemu dealerowi samochodów z Niemiec miejscowi lekarze za 35 tys. dolarów wszczepili nerkę pobraną od 25-letniego hinduskiego kierowcy, który otrzymał 2 tys. dolarów i spłacił dług. Japończycy najczęściej zaopatrują się w narządy na "dolarowych" oddziałach szpitalnych w Chinach i na Filipinach. Majętni mieszkańcy Zatoki Perskiej korzystają z ofert młodych i zdrowych Irakijczyków. Z kolei Izraelczycy wyjeżdżają głównie do Turcji, gdzie werbowani są dawcy z Bułgarii, Mołdawii, Rumunii i Ukrainy. Zdesperowani są wszyscy: zarówno ludzie czekający na przeszczep, jak i dawcy narządów, dla których własne ciało jest jedynym kapitałem.
Nie wiadomo, jak duży jest zasięg transplantacyjnej turystyki. Nie ma jednak wątpliwości, że handel organami kwitnie w Trzecim Świecie, bo sprzyjają temu bieda, luki w przepisach i coraz wyższy poziom wykonywanych tam zabiegów medycznych. W jednym ze szpitali w Madrasie, gdzie kliniki konkurują z sobą o zamożnych pacjentów, młody krwiodawca zgłosił się na pobranie krwi, a obudził się bez nerki. Hinduscy lekarze specjalizują się w transplantacjach organów od żywych dawców, bo pozyskiwanie narządów od zmarłych nie jest tam akceptowane nawet przez medyków. Dawcą może być każda, także nie spokrewniona z biorcą osoba, jeśli tylko występuje między nimi tzw. zgodność tkankowa. "Wystarczy, że taka osoba oświadczy, że łączy ją z chorym związek emocjonalny" - twierdzi prof. Sandeep Guleria z All India Institute of Medical Sciences w New Delhi.

Egzekucja dawców
W Chinach narządy do transplantacji bezceremonialnie pobierane są od skazanych na śmierć więźniów. To już nie jest tylko handel organami, w którym uczestniczą lekarze i szpitale. Procederem tym od lat bezkarnie rządzi transplantacyjna mafia. Na jej usługach są zarówno pracownicy służby więziennej, jak i sędziowie. Egzekucje mogą być więc przeprowadzane w określonym terminie, a nawet przyspieszane, jeśli szpitalom zależy na jak najszybszym otrzymaniu zamówionych organów. "Gdy zabraknie dawców, przekupieni sędziowie skazują kogoś na śmierć" - wyznał podczas przesłuchania przed amerykańskim Kongresem czołowy chiński dysydent Wang
Guoqi, chirurg specjalizujący się w pobieraniu narządów, który trafił do obozu, a potem uciekł do Stanów Zjednoczonych.
Przekupieni lekarze odwiedzają skazańców w celi śmierci, by pobrać od nich próbki krwi oraz tkanki niezbędne do ustalenia zgodności tkankowej z chorymi oczekującymi na przeszczep. Przed egzekucją wstrzykują im rozpuszczającą krew heparynę, co ułatwia wycięcie narządów. Po wykonaniu wyroku ciała więźniów przewożone są do szpitala, gdzie po usunięciu nerek, serca, płuc, trzustki oraz skóry i rogówki pali się je w krematorium. Narządy natychmiast przeszczepiane są pacjentom z Chin, Japonii, USA, Korei Południowej, Hongkongu i Singapuru. Niczego nieświadoma rodzina skazańca otrzymuje jedynie urnę z prochami.
Wyroki śmierci przez strzał w tył głowy rocznie wykonywane są w Chinach na pięciu, sześciu tysiącach więźniów. O tym, że większość skazańców bez wyrażenia zgody staje się dawcami tkanek i narządów, może świadczyć fakt, że częstą przyczyną śmierci chińskich dawców są właśnie rany postrzałowe głowy - jak wynika z danych ujawnionych przez
"Journal of Chinese Organ Transplantation". Niektóre egzekucje są nawet celowo wykonywane "niestarannie", by organy pobrać jak najszybciej po zgonie skazańca. Wang Guoqi opowiedział przed Kongresem, jak do szpitala, gdzie pracował, przywieziono więźnia, który jeszcze oddychał i wił się w konwulsjach.

Łapówka za przeszczep
"Dewizowe" przeszczepy stały się tak dochodowe, że ośrodki transplantacyjne powstają w Chinach jak grzyby po deszczu. Pacjenci z Zachodu coraz częściej decydują się na ich ofertę. Wykonujący zabiegi chirurdzy zostali przeszkoleni w renomowanych ośrodkach w USA. Chińczycy zadbali też o poprawę warunków sanitarnych, przestrzeganie zasad higieny i wyposażenie szpitali. Pacjenci nie obawiają się więc już powikłań pooperacyjnych ani zarażenia żółtaczką czy HIV. Narzekają jedynie amerykańscy lekarze. "Kobieta z przeszczepioną nerką pobraną od skazanego Chińczyka zażądała, by otoczyć ją specjalistyczną opieką. Czy takich pacjentów należy tak samo traktować jak chorych legalnie poddających się transplantacji?" - pyta Thomas Diflo, dyrektor Renal Transplantation New York University Medical Center.
W USA na przeszczep czeka prawie 80 tys. osób, a jedynie co trzecia może liczyć na transplantację. Jeśli nic się nie zmieni, za dziesięć lat oczekujących będzie dwa razy tyle. Mimo to większość Amerykanów odmawia wyrażenia zgody na pobranie narządów od zmarłych krewnych. - W Stanach Zjednoczonych zawsze wymagana jest akceptacja rodziny, nawet jeśli zmarły nosił przy sobie tzw. kartę dawcy, zawierającą oświadczenie, że po śmierci jego organy mogą być pobrane do transplantacji - mówi prof. Janusz Wałaszewski, szef Poltransplantu.
Aby to zmienić, Amerykańskie Towarzystwo Medyczne rozważa wprowadzenie niewielkiej gratyfikacji dla rodziny zmarłego w postaci zwrotu kosztów jego pochówku lub ulgi podatkowej. To nie łapówka, tylko forma podziękowania. Kwota ta nie może być jednak zbyt duża - przekonują amerykańscy transplantolodzy. Pierwszą próbę zalegalizowania takiej opłaty podjęto w 1999 r. w Pensylwanii. Zaproponowano wtedy 300 dolarów na pokrycie kosztów pogrzebu, ale władze federalne nie wyraziły na to zgody. Przeciwnicy tego pomysłu obawiają się, że może on doprowadzić do uprawomocnienia handlu narządami. "Do transplantologii wkroczy prawo popytu i podaży. Zyskają ludzie bogaci, biedni będą jeszcze bardziej wyzyskiwani" - uważa Michael Green, członek Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego. Decyzja w tej sprawie prawdopodobnie zapadnie na zjeździe towarzystwa w czerwcu tego roku.