JustPaste.it

Niemieckie interesy w Polsce.

Antypolskie siły polityczne wciąż mają realne szanse na powrót do władzy

Budowa suwerennego państwa w Polsce jest znacznie trudniejsza niż na Węgrzech. Tam niemieckie firmy wspierają Wiktora Orbána. W Polsce tymczasem robią co mogą, aby PiS i Jarosława Kaczyńskiego odsunąć od władzy. Ta gra jest widoczna gołym okiem i to jest główny powód, dla którego wciąż nie mamy nad Wisłą „drugiego Budapesztu”. Co więcej, antypolskie siły polityczne wciąż mają realne szanse na powrót do władzy. Jeżeli tak się stanie, będzie to skutek niemieckich wpływów w Polsce.

Kontrola nad mediami i polityką

Coś tu nie gra. Niby świętowaliśmy w zeszłym roku z hukiem te nasze „100 lat niepodległości”, ale jakimś sposobem Niemcy opanowali całe połacie strategicznych obszarów polskiej gospodarki, w tym media. Do niedawna niemiecki Axel Springer kontrolował Onet, „Newsweek”, „Fakt”, „Forbes” i inne, mniejsze aktywa. Teoretycznie aktywa te przejął amerykański biznesmen, ale zmiany linii politycznej na razie nie widać.

Verlagsgruppe Passau z Bawarii kontroluje dosłownie wszystkie gazety regionalne w Polsce. Wszystkie. Dwie pozostałe („Gazeta Olsztyńska” i „Dziennik Elbląski”) są w rękach byłego dyrektora Verlagsgruppe Passau. Niemiecki koncern Bauer ma portal Interia i radio RMF. Obok medialnej dominacji Niemcy dysponują całym systemem fundacji politycznych, które finansują szczodrze określone działania i określonych polityków w Polsce. Te fundacje są często powiązane z niemieckimi partiami politycznymi. Tradycyjnie do tej pory partia CDU Merkel wspierała Donalda Tuska, partia FDP najpierw Ryszarda Petru, a ostatnio Katarzynę Lubnauer. Niemieccy socjaliści z SPD zapraszali zaś do siebie Roberta Biedronia. Na stypendium w Berlinie przebywa wciąż były burmistrz Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Kolejnym ważnym trybem niemieckiej maszyny w Polsce jest duży korpus dyplomatyczny i konsularny: wielka ambasada w Warszawie, usytuowana 300 metrów od Sejmu RP, a do tego dwa duże konsulaty w Gdańsku i Wrocławiu (odziedziczone po NRD, prawdopodobnie wraz z agenturą), i kilka mniejszych struktur w innych miastach. Instytucje europejskie są zaryglowane przez Niemców; najnowszy przykład to nowa przewodnicząca Komisji Europejskiej, była minister rządu Merkel Ursula von der Leyen (która w listopadzie 2017 r. wzywała do wspierania ruchu oporu w Polsce – Widerstand). Dyrektorem biura Komisji Europejskiej w Polsce jest Marek Prawda, ambasador w Berlinie w czasach rządów Tuska i absolwent uniwersytetu Karola Marksa w Lipsku w czasach NRD. Inna absolwentka tego uniwersytetu Cornelia Pieper jest konsulem Niemiec w Gdańsku Dulkiewicz. Wobec niemieckiego dyktatu w UE Polska nie mogła nawet wystawić swojego kandydata na przewodniczącego Rady Europejskiej i musiała pokornie znosić upokorzenie słynnego już 27:1.

Dmuchanie w polską kaszę

Węgry, kraj pokonany w I wojnie światowej, który stracił w jej wyniku dużą cześć swojego terytorium i ludności, zdołał w ciągu ostatniej dekady rządów Wiktora Orbána odzyskać polityczną suwerenność i pewność działania. Polska, kraj który uzyskał niepodległy byt po I wojnie światowej, wciąż walczy dzisiaj, by móc podejmować suwerenne decyzje. Węgry były częścią Cesarstwa Austro-Węgier, ale teraz z sukcesem prowadzą politykę niezależną od swojego byłego partnera-zarządcy. Polska jakby nie wylizała się do tej pory politycznie z dziedzictwa zaborów i ktoś ciągle mąci nam w kraju. Skąd taka różnica? Może stąd, że Austria także wyszła osłabiona po I wojnie światowej i stała się państwem średnim, niemogącym narzucać się za bardzo węgierskiemu sąsiadowi? Tymczasem Polska nie może wydostać się spod niemieckiej kurateli, państwa, które było także po stronie przegranych I wojny światowej, ale które odzyskało ekonomiczną supremację w Europie, z czym wiąże się także supremacja polityczna (co widzimy jak na dłoni w Komisji i Parlamencie Europejskim). Być może różnica między dwoma krajami polega także na tym, że Wiktor Orbán wystartował w 2010 r. zdobywając komfortowe 2/3 mandatów poselskich i realizuje swój plan od prawie dekady, podczas gdy Jarosław Kaczyński i PiS wchodzą dopiero w początek drugiej kadencji, z prawie taką samą liczbą posłów jak w pierwszej ? Ale z drugiej strony Polska jest przecież cztery razy większa niż Węgry, co powinno jej dawać większe przebicie. Niestety w tym przypadku wielkość nie ma znaczenia. A może po prostu Wiktor Orbán realizuje swój plan sprytniej, niż to robi Jarosław Kaczyński? Orbán ma już „swoich” oligarchów, podczas kiedy Jarosławowi Kaczyńskiemu brakuje chyba odwagi politycznej, by rozliczyć się w końcu z postkomunistycznymi oligarchami, a ci mają wciąż niezwykłą swobodę w ryciu pod rządem PiS, pośrednio lub bezpośrednio. Politykom PiS pozostaje tylko dąsanie się lub nawoływanie do bojkotu (w przeszłości telewizji TVN). W konsekwencji, zamiast realizować „drugi Budapeszt w Warszawie”, rząd PiS marnuje czas i energię na okopywaniu się w defensywie (medialnej i politycznej). Nie wyobrażam sobie na przykład, by Austriacy tacy jak Gerald Birgfellner (ten od prowokacji wokół wieżowców na Srebrnej) lub Mark Dekan (szef i oficer polityczny Ringier Axel Springer Polska) mogliby tak dmuchać w kaszę Wiktorowi Orbánowi, jak dmuchają Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Rozbijanie Polski

 

 

 

Niemcy prowadzą także intensywną pracę wymierzoną w regionalizację Polski, szczególnie byłych terenów III Rzeszy. Koncern medialny Axel Springer od lat organizuje Kongres Regionów we Wrocławiu. Na ostatnim kongresie w czerwcu tego roku pojawili się prezydenci Wrocławia, Warszawy, Łodzi, Poznania, Gdańska, Lublina, Białegostoku, Gdyni, Sopotu i Rzeszowa. Oficjalny program kongresu zajmował się strategią budowania regionów z wizją roku 2030, który jest rokiem planowanego łączenia terenów po obu stronach Odry, obejmujących co najmniej cztery polskie województwa (Zachodniopomorskie, Lubuskie, Wielkopolskie i Dolnośląskie). Niemcy odbudowują także swoje wpływy w przygranicznych Słubicach. Rozdzielona wiosną 1945 r. miejska sieć ciepłownicza po obu stronach Odry została ponownie połączona w 2015 r. Kontrolę nad nią maja Niemcy. Podobnie wygląda sytuacja w najbardziej agresywnym wobec rządu PiS mieście Gdańsk, którego sieć ciepłownicza jest w rękach miejskiej spółki z Lipska i gdzie Europejskie Centrum Solidarności (bastion ruchu oporu wobec PiS) jest zarządzany przez rezydującego w Berlinie pół-Irakijczyka z niemieckim paszportem, który zasiada w radzie jednej z fundacji potężnego niemieckiego koncernu ubezpieczeniowego Allianz. Nie lepiej jest we Wrocławiu, gdzie dziwnym trafem funkcjonuje regionalne biuro Komisji Europejskiej, tak jakby to w Warszawie nie wystarczało. O ile do Gdańska pielgrzymował w swoim czasie prezydent Niemiec Joachim Gauck, nie fatygując się nawet do Warszawy, to we Wrocławiu odbywały się spotkania Trójkąta Weimarskiego, podczas których Grzegorz Schetyna podejmował ministrów spraw zagranicznych Francji i Niemiec w chlubie niemieckiej architektury Jahrhunderthalle, zbudowanej, by celebrować stuletnią rocznicę odezwy Fryderyka Wilhelma III do niemieckiego ludu (An Mein Volk). Niemcy próbują też wciągnąć przygraniczny Szczecin w swój północny „euroregion”, zarządzany z niemieckiego Straslundu.

Dał nam przykład Orbán

Podczas kiedy niemieckie media w Polsce prowadzą systematyczną nagonkę medialną na PiS, a niemieccy inwestorzy trzymają strategiczne politycznie aktywa, na Węgrzech niemieccy inwestorzy są oskarżani o ułatwianie życia Wiktorowi Orbánowi. Taki paradoksalny i zaskakujący dla nas Polaków zarzut został postawiony 2 listopada w – o dziwo – „Gazecie Wyborczej”. Wywiad z węgierskim medioznawcą Gaborem Polyakiem, prezesem Instytutu Mertek, otrzymał podtytuł: „To niemieccy inwestorzy są współodpowiedzialni za sytuację na Węgrzech. Nie dotyczy to tylko mediów”. Prawdziwa bomba została ujawniona wcześniej w tekście „Paradoksalnie duża część mediów będąca dzisiaj w rękach oligarchów bliskich rządowi przed laty należała do koncernów niemieckich”. Wyjaśnień dostarcza węgierski medioznawca. „Media należące do niemieckich koncernów zaczęły masowo trafiać do węgierskich oligarchów po 2008 r., gdy wybuchł kryzys finansowy na świecie. Spółki niemieckie zaczęły się pozbywać (prasy pisanej) w większości krajów regionu”. Ciekawe, że nie w Polsce. Dodam, że to akurat niemiecki Axel Springer odkupił portal Onet od upadającego koncernu ITI oligarchów Waltera i Wejcherta. Skąd taka diametralna różnica pomiędzy ruchami niemieckich inwestorów na rynku polskim i węgierskim? Może z powodów czysto geopolitycznych? Węgierski medioznawca cytuje następnie przykład telewizji TV2, drugiej na rynku, która została sprzedana przez niemiecki koncern medialny ProSiebenSat1 oligarsze Lajosowi Simisce, „wskazanym” przez rząd Orbána. Następnie dochodzimy do ciekawego punktu, w którym medioznawca informuje, że jedynym niemieckim inwestorem medialnym, który „nie gra pod dyktando Orbána”, jest stacja RTL (część koncernu Bertelsmann, który chciał kupić w 2004 r. część udziałów w Polsacie). Dalej czytamy, że podobno Orbán „próbował kupić 40 proc. udziałów” w RTL Węgry poprzez znajomego oligarchę tuż po dojściu do władzy w 2010 r., co tylko wskazuje na dobre strategiczne myślenie Orbana. Pamiętamy przecież, ile kłopotów zgotowała pierwszemu rządowi PS w latach 2005–2007 stacja TVN. O mało nie doszło do obalenia rządu PiS w październiku 2006 r. po tzw. „taśmach Beger” wyemitowanych w programie „Teraz My” SekielskiegoMorozowskiego. Donald Tusk był już wtedy gotowy do przejęcia władzy, ale musiał poczekać jeszcze rok. Na marginesie, niemiecka stacja RTL miała też kanał w Polsce, RTL7, który został odsprzedany – zgadnijcie komu? Stacji TVN. Dzisiaj nosi nazwę TVN7. Mały świat jak zwykle, nieprawda?

Szczepionka na ataki

To jeszcze nie wszystko. Dalej w tekście dowiadujemy się, że Axel Springer (który trzęsie rynkiem medialnym w Polsce) sprzedał swoje tytuły regionalne na Węgrzech „ludziom Orbána”. W czasie, gdy u nas w Polsce, jak już wspomniałem wcześniej, WSZYSTKIE tytuły prasy regionalnej są w rękach niemieckiego koncernu Verlagsgruppe Passau. Dodatkowo koncern Deutsche Telekom (właściciel telefonii komórkowej w Polsce, odkupionej od upadłego i niegdyś państwowego Elektrimu) sprzedał „ludziom Orbána” portal Origo, który „dawniej ujawniał afery” partii Fidesz Orbána. W Polsce mamy sytuację odwrotną: portal Onet przeszedł kilka lat temu w ręce Axela Springera i w styczniu tego roku grzał na okrągło napompowaną gorącym powietrzem „aferę wieżowców na Srebrnej”. Niemieccy inwestorzy przemysłowi są bardzo obecni na Węgrzech, stworzyli podobno 300 tys. miejsc pracy, ale ich obecność nie przekłada się politykę. Dla przykładu sieć ciepłownicza Budapesztu podlega miejskiej spółce FŐTÁV Zrt. Tak samo wygląda sprawa sieci wodociągowej – jest zarządzana przez miejską spółkę Budapest Waterworks. Widać, jak Węgrzy lepiej rozegrali sprawę w porównaniu z Polską, a to z kolei pozwala Wiktorowi Orbánowi lepiej rozgrywać zewnętrzne ataki. Chociaż trzeba wspomnieć tutaj, że niedawno władzę w Budapeszcie przejęła opozycja i może otworzyć wewnętrzny front.

Zanim Niemcy przejdą do ofensywy

Rząd PiS nie ma tak komfortowej sytuacji jak rząd Orbána i musi przygotować się na wiosenne uderzenie Niemców przed i podczas prezydenckiej kampanii wyborczej 2020. Koalicja Merkel jest co prawda bardzo osłabiona, ale to nie oznacza, że nie rzuci odpowiednich środków na front polski. W ambasadzie Niemiec działa już od lat dyskretny specjalista od outsourcingu kampanii wyborczych, Marco Gutekunst, wiceszef działu politycznego ambasady. Latem zeszłego roku do ambasady przyjechał dodatkowo specjalny legat z Kanzleramtu Merkel, Knut Abraham. Doświadczenia z wyborów prezydenckich we Francji i na Ukrainie pokazały, że mając kontrolę nad mediami i relatywnie zlobotomizowane masy, można ulepić prezydenta z gliny. To samo usłyszeliśmy niedawno z taśm Sławomira Neumanna. Jeżeli okaże się, że produkt o nazwie Donald Tusk jest za sztywny lub za stary, można łatwo sobie wyobrazić pompowanie Roberta Biedronia, który już od dawna widzi siebie jako polskiego Macrona, czyli jako produkt marketingowy wspierany przez tęczowo-socjalistyczne lobby. Już w 2017 r. Biedroń mówił w wywiadzie dla „Forbesa” Axela Springera, że „miasta to marki”. Wystarczy, by szef Ringiera Axela Springera w Polsce Mark Dekan rzucił dziennikarzom przekaz prezydenckiej kampanii wyborczej 2020 r., że Robert Biedroń to marka. Zmasowany marketing wykreuje Biedronia, tak jak wykreował Macrona, ze stratą dla kraju, ale z zyskiem dla sponsorów. Jakie narzędzia (poza TVP) ma PiS, by zastopować niemiecki walec w Polsce? Czego może jeszcze szybko nauczyć się od Wiktora Orbána, zanim Niemcy nie przystąpią do ofensywy?

 

Autor: warszawskagazeta.pl