JustPaste.it

Projekt III RP, a upadek porządku jałtańskiego.

Gdy w 1987 r. w Helsinkach dziennikarze zapytali ministra spraw zagranicznych E. Szewardnadze, czy ZSRR mógłby się zgodzić na zjednoczenie Niemiec, usłyszeli że tak, pod warunkiem istnienia strefy buforowej między Rosją a Niemcami. Taka strefa- to kraj nie prowadzący samodzielnej polityki, bez armii i przemysłu, słowem – państwo teoretyczne.

„Mniej państwa w gospodarce”
Ten główny slogan programowy Platformy Obywatelskiej można by rozszerzyć o inne elementy: „mniej gospodarki” i „mniej ludności w państwie”. Państwa teoretycznego nie wymyślił Donald Tusk, jedynie realizował on jakieś ustalenia powzięte gdzieś indziej. Możemy się tylko domyślać, gdzie mogły być centra decyzyjne „teoretycznego państwa”, ale jesteśmy pewni, że nie rządzili nami ludzie, których prof. Żaryn nazwał tylko „marnymi podwykonawcami”. Mężowie stanu typu Tusk, czy Komorowski dyspozycje otrzymywali prawdopodobnie za pomocą BOR-u, i wiedzieli, że nasze państwo to „lipa”, rządzona przez „macherów z zaplecza”, którzy „przestawiają wajchy”. Nieoceniony minister Sienkiewicz oprócz wiadomości o „państwie teoretycznym” przekazał nam inną ważną informację – powiedział, że wiele ważnych osób ostrzegało go, że nie wolno mu „ruszać BOR-u”.
Amerykanie w Poczdamie byli zdziwieni, że marszałek Żukow do klozetu chodzi w towarzystwie. „Oficer ochrony” w wydaniu sowieckim miał szersze zadania, niż troska o bezpieczeństwo. Taki funkcjonariusz nie tylko skoczy po pizzę, przyniesie kapcie, pogra w ping – ponga, ale przede wszystkim dopilnuje, by „obiekt chroniony” nie zrobił czegoś nieprzewidywalnego.

Grzegorz Braun twierdzi, że Polska była rządzona przez konsorcjum czterech wywiadów, dla których największym problemem były (i są) aspiracje niepodległościowe Polaków. Ze swojej kwerendy w archiwach Instytutu Gaucka przywiózł on dokument niedbale „zanonimizowany”. Udało mu się odczytać pod plamą flamastra nazwiska niektórych niemieckich szpiegów we Wrocławiu. Był tam m. in. b. komendant wojewódzki wrocławskiej policji – płk. Anioła, a także jeden z dyrektorów wrocławskiego ośrodka telewizji. Rozkazem z 1984 roku gen. Kiszczak zezwolił „bratniej służbie” STASI na tworzenie własnej siatki, która z pewnością nie „rozpuściła się we mgle” po zjednoczeniu Niemiec. Nie po to ambasadorem Niemiec w Polsce został jeden z szefów wywiadu BND.

Oleg Gordijewski oceniał agenturę rosyjską w Polsce na 25 – 30 tysięcy. Ze względu na wagę „kierunku” na jej czele stał zawsze generał. Słowa Jarosława Kaczyńskiego o kondominium wywołały furię salonów, ale oprócz Rosjan i Niemców w naszym kraju jeszcze „czynni są inni szatani”, a proces przemiany państwa zniewolonego w „państwo teoretyczne” ciągle kryje wiele tajemnic. Wielu ludzi wciąż wierzy w oficjalną wykładnię Gazety Wyborczej, ale prawda wygląda inaczej. A wszystko zaczęło się już dawno…

XXII Zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego
Efektem tylko jednodniowego zjazdu (6.12. 1961) był dokument o epokowym znaczeniu – III Program KPZR. Odstąpiono od dotychczasowej metody zarządzania społeczeństwem przez brutalne represje, które okazały się nieefektywne i spowodowały spadek liczby ludności. Zamiast terroru zaproponowano oddziaływanie bezpośrednio na mózgi za pomocą manipulacji medialnej. Niepomiernie miała wzrosnąć rola tajnych służb działających na dwóch obszarach: zbierania informacji i wtłaczania przetworzonej informacji (dezinformacji?) w umysły ludzkie. Po paru latach sukces nowej polityki przerósł najśmielsze oczekiwania, a jej założenia wprowadzono do stosowania przez agenturę sowiecką na całym świecie. Nastąpił wielki rozrost KGB – w szczytowym okresie, za dyrekcji J. Andropowa, liczebność kadr wynosiła 1.600 tys. funkcjonariuszy.
W KGB istniał unikalny system rekrutacji kadr – przyjmowano najlepszych, znalezionych w tysiącach szkolnych kółek szachowych (przy okazji ZSRR wyrósł na niedościgłą w świecie potęgę szachową). Ci błyskotliwi ludzie zaczęli sobie zdawać sprawę, że wehikuł ideologiczny – marksizm, który przez lata tak wspaniale sprawdzał się w służbie imperializmu rosyjskiego, doprowadzi w końcu ZSRR na śmietnik historii. Niewydolny system ekonomiczny był nie do utrzymania, dlatego „młode wilczki z KGB” – Szelepin, Semiczastny, Mironow, zaczęli przemyśliwać nad sposobem „bezkolizyjnego” przejścia na gospodarkę rynkową. Prawdopodobnie prace nad „pierestrojką” zaczęły się po inwazji na Czechosłowację w 1968 roku. Zamierzono wprowadzić znaczną liberalizację i sztafaż demokracji (partie, kampanie wyborcze, „walkę polityczną” itp.), przy pełnej kontroli medialnej nad umysłami „elektoratu”. Na miejsce „obozu socjalistycznego” miały powstać formalnie niepodległe państwa pozostające jednak pod kontrolą „centrali”.Polska została wytypowana na „laboratorium pierestrojki” i tu miał się rozpocząć proces „upadku komunizmu”.

Przygotowania do „pierestrojki”
Na długo przed startem „transformacji” podjęto szereg działań.
Od 1974 roku zaczęto wysyłać funkcjonariuszy polskiej filii GRU do Moskwy na kursy w „centrali”. Jak zauważyli sami kursanci, przekazywano im wiedzę mało przydatną – książkową i zdezaktualizowaną, natomiast poddawani byli ścisłej inwigilacji (interesowano się zwłaszcza zwyczajami czy nałogami), a zasadniczym celem kursu był raczej „przegląd kadr”. „Wojskówka”- to najwierniejsi z wiernych, najpewniejsi ideologicznie funkcjonariusze nadzorujący Polaków (z charakterystyki płk. M. Sznepfa: „językiem polskim posługuje się bardzo dobrze”). Dla wygody skorowidze alfabetyczne w warszawskich archiwach pisane były wg. alfabetu rosyjskiego (ABWGD). Służba ta, jako formacja „wyższego zaszeregowania” niż SB, była faktycznym organizatorem i nadzorcą procesu transformacji ustrojowej w Polsce. Im zawdzięczamy FOZZ i „przemiany własnościowe” umożliwiające akumulację kapitału w rękach „właściwych” ludzi. W ten sposób rozwiązano dylemat Stefana Kisielewskiego „jak budować kapitalizm bez kapitału”. WSI zostało zlikwidowane po 17 latach istnienia „wolnej Polski”, ale wygenerowana sieć oligarchów – „geniuszy biznesowych” pozostała.
Nie przez przypadek z wywiadem wojskowym związani byli twórcy „młodej polskiej demokracji” – Kiszczak i Jaruzelski.

Aby zapewnić kadry menadżerskie do zarządzania nową gospodarką, miłujący Moskwę (z wzajemnością) amerykański senator Fulbright (pacyfista, przeciwnik wojny w Wietnamie) założył fundację mającą na celu „zbliżenie ludzi i narodów”. Na stypendia Fulbrighta posłano grupę młodych aparatczyków partyjnych („resortowe dzieci”), którzy stali się – jako światowcy – heroldami kapitalizmu i uczyli nas demokracji.
Z inicjatywy KGB w 1975 roku zorganizowano Europejską Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy w Helsinkach (KBWE). Jej deklarowanym celem było rozbrojenie i „budowa wzajemnego zaufania”, ale dla organizatorów najważniejszy był tzw. „trzeci koszyk” dotyczący praw człowieka, gdyż umożliwił powstanie legalnej opozycji niezbędnej do „przekazania władzy” po „upadku komunizmu”. Tylko w Polsce, obok tych „zadaniowanych”, istnieli prawdziwi opozycjoniści – w innych krajach „demokracji ludowej” służby musiały wytworzyć „opozycjonistów” od „zera”. W Czechosłowacji 2/3 składu opozycyjnej Karty 77 było agentami, a w NRD „trefnych” dysydentów było ponad 90 %.
Proces generowania i uwiarygodniania użytecznych „opozycjonistów” wymagał lat – już w 1981 znana była ekipa, której zamierzano przekazać władzę.
Czołowe postacie życia politycznego i społecznego III RP, „autorytety moralne” zostały w stanie wojennym internowane i „podlegały represjom” w luksusowym ośrodku na terenie poligonu drawskiego w Jaworzu. To tutaj budowano „piękne życiorysy opozycyjne” Geremka, Mazowieckiego, Komorowskiego, Niesiołowskiego, Bartoszewskiego, Celińskiego i Drawicza (TW „Kowalski”- po „upadku komunizmu” prezes Radiokomitetu – obsadzał kadry radia i TV)

Do wylansowania „właściwych opozycjonistów” użyto słuchanego przez miliony ludzi radia Wolna Europa. Choć telefony u opozycjonistów były podsłuchiwane i wyłączane, „magiczny” telefon w mieszkaniu J. Kuronia zawsze działał bezbłędnie. Z tego aparatu Kuroń przekazywał wiadomości „z życia opozycji” do E. Smolara – kierownika sekcji polskiej BBC, a następnie polski słuchacz „rozgłośni dywersji ideologicznej” mógł dowiedzieć się, że czołowi opozycjoniści to Kuroń i Michnik. Twórca KOR – Macierewicz, a także inni (Naimski, Ziembiński) zostali „wyautowani”…

Koniec ładu jałtańskiego
Ogromna i ryzykowna operacja zmiany ustroju planowana była na lato 1980 r. Już na wiosnę tego roku ewakuowano archiwa KGB z krajów bałtyckich.
Zaczęło się obiecująco – zainicjowano strajki, „przywódcy robotników” byli już przygotowani: (min. spraw wewnętrznych Kowalczyk do E. Gierka: „na czele strajku stoi nasz człowiek”).
Do pomocy strajkującym robotnikom w „rokowaniach” z władzą zorganizowano nawet „ekspertów” (Geremek, Mazowiecki, Kuczyński). Zapewniono im bilety lotnicze i zakwaterowanie w hotelu Heweliusz – tym samym, gdzie mieszkali negocjatorzy rządowi. Jednak błyskawiczny rozrost Solidarności, kompletnie zaskoczył „reżyserów historii”. Mimo wysiłków agentury umiejscowionej w strukturach związku nie udało się opanować operacyjnie „Solidarności”. Nastąpiła seria nerwowych konsultacji warszawsko – moskiewskich w Białowieży i decyzja o „stanie wojennym” jako metodzie oczyszczenia i „przebudowy” Solidarności.
Podczas narady ministrów spraw wewnętrznych „bratnich państw” w Pradze w 1983 r. gen. Kiszczak poinformował, że „Solidarność” będzie reaktywowana, ale w skład jej kierownictwa wejdą zupełnie inni ludzie.
Odpowiedź zaatakowanej „Solidarności” na stan wojenny okazała się błędna. (czy to wpływ agentury w kierownictwie związku?). Przyjęta taktyka biernego oporu i strajków okupacyjnych była najwygodniejsza dla junty Jaruzelskiego, gdyż władze najbardziej obawiały się „ulicy i zagranicy”. Reakcja „zagranicy” była mieszana – prezydent Reagan nałożył sankcje na ZSRR i PRL, natomiast kanclerz Schmid wysłał list z gratulacjami do gen. Jaruzelskiego. Może obawiał się, że aspiracje niepodległościowe Polaków mogą utrudnić przyszły proces jednoczenia Niemiec?
Więcej zagrożeń mogła nieść „ulica” z masowymi protestami. Krwawe pacyfikacje metodą chinską z placu Tiananmen byłyby klęską przyjętego scenariusza i ruiną wizerunku oświeconych władców wiodących naród ku demokracji. Dlatego działania prowadzone były – jak na możliwości i zwyczaje komunistów – „dość kulturalnie” (co zauważył płk Mazguła).
W Koszalinie, mieście wojskowo – urzędniczym z największym pracodawcą – Komendą Wojewódzką MO, zainscenizowano „rozruchy”. „Polewaczka” do rozpędzania tłumów była w tym mieście całkowicie zbędna. Mimo to wypożyczono taki sprzęt na kilka dni by polać tłum skrzyknięty za pomocą fałszywych ulotek rzekomej „Solidarności” (przy okazji sprowokowanej zadymy sędzia Płóciennik – obecnie w Sądzie Najwyższym – skazał na rok więzienia starszą kobietę -sybiraczkę, która odrzuciła w stronę zomowców pojemnik z gazem). Prowokacje takie stanowiły element scenariusza, choć wtedy sądziłem, że była to inicjatywa chcących się wykazać lokalnych esbeków. W projektowanym „państwie prawa realizującym zasady sprawiedliwości społecznej”, które pracowicie konstruowali dla siebie komuniści, zagrożeniem mogli być cieszący się autorytetem w swoich środowiskach ludzie „Solidarności”. Mój nadzorca z SB, miły kapitan, kiedyś mi powiedział szczerze „Panie Janku, kraj jest bez przyszłości, ten reżim nie odda władzy. Ja niewiele mogę, ale mam kolegę w dziale paszportowym. Gdyby Pan chciał…” Nie skorzystałem, ale ok. 10 tys. działaczy „Solidarności” średniego szczebla wyjechało w wyniku zachęt czy wręcz zmuszania do emigracji.

Ponieważ „walka z komuną” miała stać się w przyszłości przepustką do władzy, „walczyć” zaczęli różni dziwni ludzie. Czy to przypadek, że szefami NZS na politechnice i uniwersytecie warszawskim zostali synowie generałów SB? Wprawdzie nie zrobili kariery politycznej, ale przewodniczący NZS na uniwersytecie wrocławskim G. Schetyna – tak. Widać było, że pewne środowiska opozycyjne były zwalczane energiczne, a inne opieszale. Ponieważ kanały komunikacji były kontrolowane przez agenturę, wielkie środki finansowe z zagranicy na pomoc „Solidarności” zostały w większości przejęte przez SB i posłużyły do korumpowania i szantażowania działaczy. Pewne grupy dostawały pomoc z zagranicy i sprzęt poligraficzny będąc wręcz pod parasolem ochronnym SB. Geremek mógł przejść na lotnisku przez kontrolę celną z walizką dolarów, podczas gdy inni „przypaleni” z jedną ulotką mieli poważny problem.

Nobel w służbie rewolucji
Po raz pierwszy udało się sowietom uzyskać „swego” Nobla w 1954 roku. Tę prestiżową nagrodę dostał uzdolniony literacko agent KGB o pseudonimie „Argos” – Ernest Hemingway. Natychmiast książki noblisty zaczęły się rozchodzić po całym świecie w milionach egzemplarzy propagując miłe komunistom treści. Sowieci zauważyli także, że wcale nietrudno jest sterować przyznawaniem nagród. Wystarczyło w komitecie noblowskim zainstalować dwóch „swoich”, by szanse „właściwych” wzrosły niepomiernie. Konkurentów należało wyeliminować na możliwie wczesnym etapie, a później zastosować mechanizm „ssąco – tłoczący”. Rosjanie umiłowali sobie zwłaszcza nagrody literackie i pokojowe, ale udało im się także nagrodzić pewnego chemika, który badał skutki wojny jądrowej, co wpisywało się znakomicie w strategię straszenia „burżujów” zagładą nuklearną.
Pani Kiszczakowa powiedziała, że Wałęsa nagrodę Nobla zawdzięcza jej mężowi i ja jej wierzę. Wałęsa – jako międzynarodowo uznany autorytet potwierdzony prestiżową nagrodą – był nieporównywalnie ważniejszy, niż przewodniczący zdelegalizowanego związku zawodowego. Odegrano przy tym rutynowe kombinacje operacyjne – cyrk z wysłaniem do komitetu noblowskiego „kompromatów” na Wałęsę, czy AUTENTYCZNE donosy Bolka pokazane Annie Walentynowicz. Mimo „prowokacji SB” nagroda została przyznana. Reżim nie pozwolił laureatowi odebrać nagrody osobiście, ale reżim pozwolił pojechać na uroczystość żonie konfidenta. Danuta Wałęsowa wygłosiła tam tradycyjny wykład laureata napisany przez najzdolniejszych tekściarzy SB.
Faktyczna rola noblisty – figuranta w transformacji ustrojowej była żadna. W amerykańskiej dokumentacji mowa jest o układzie Jaruzelski – Geremek, bez wspominania nazwiska Wałęsy. Natomiast nie sposób przecenić jego roli marketingowo – propagandowej. Jako centralna postać III RP był jak zwornik w gotyckim sklepieniu – jego wyjęcie mogło spowodować katastrofę. Dlatego ten „mędrzec Europy” jest nadal „pompowany” mimo (wydawało by się) ostatecznej kompromitacji.
Wałęsa nie wziął się znikąd. Rutynowa pragmatyka sowieckich służb zakłada, że do zadania przygotowuje się kilku dublerów. Późniejszy Bolek widocznie wygrał kasting i do dalszej obróbki przystąpili szkoleniowcy, spin doktorzy, może nawet wizażyści, modystki i kosmetyczki. Przyszły noblista przestał być wiejskim żulem sikającym do chrzcielnicy, dostał rekwizyt do noszenia w klapie i (jak wyznał w wywiadzie Orlanie Falaci) przeczytał jedną książkę – „Psychologię tłumów”. Kto i po co zadał taką „lekturę obowiązkową” przewodniczącemu?
Wciąż są ludzie, którzy uważają, że winy lat 70-tych i fatalną prezydenturę Wałęsa odkupił zasługami lat 80-tych, kiedy rzekomo „nie dał się złamać” i „urwał się esbekom”. Gdyby chłopek roztropek był w stanie „przekręcić” służbę sowiecką, to taka służba nie byłaby służbą sowiecką
(płk Starszak do Wałęsy w dniu zakończenia internowania: „Panie przewodniczący, odtąd będziemy się kontaktować bezpośrednio, a nie przez Wachowskiego”).
Czy można uwierzyć w sytuację, że przewodniczący Wałęsa twardo rokuje z Kiszczakiem, mając świadomość, że generał ma na niego „kompromaty”?

Powstaje pytanie, czy erupcja dążeń niepodległościowych Polaków w „karnawale Solidarności” i utrata kontroli ze strony służb nad „procesami dziejowymi”, nie spowodowała opóźnienia „końca komunizmu”? Może „wolną Polskę” w wydaniu ekipy Kiszczak, Jaruzelski, Wałęsa, Michnik, mogliśmy mieć już w 1981 roku? Niewykluczone, że tak. Ale scenariusz, który ostatecznie się rozegrał, był nieporównywalnie bardziej sugestywny.
Dla sowieckich „reżyserów” przekonanie społeczeństw zachodu (i wschodu!), że komunizm naprawdę upadł, było niesłychanie istotne. Zdaniem uciekiniera z KGB Anatolija Golicyna, temu celowi służył operetkowy pucz Janajewa. Jego konsekwencją była delegalizacja partii komunistycznej. W ciągu 3 tygodni rozwiązano struktury komunistyczne liczące 65 mln ludzi, a wszyscy towarzysze z dnia na dzień stali się „liberalnymi demokratami” i w eleganckich garniturach udali się na zachód „robić biznes”. Nastąpił „koniec historii”, zjednoczenie Niemiec i czas wielkiej szczęśliwości. W Polsce wmawiano nam, że czas masowej emigracji i ciepłej wody w kranie to najlepszy okres w 1000 – letnich dziejach kraju.

 

Amerykanie wspierają „pierestrojkę”

Andrzej Gwiazda miał pretensje, że Amerykanie nie ostrzegli go o stanie wojennym. Może obawiali się polskich aspiracji niepodległościowych i zakłócania procesu „pierestrojki”?
O agenturalności Wałęsy wiedziało dziesiątki ludzi. Nie tylko z SB. Ta wiedza dostępna była bratnim wywiadom (STASI, KGB), trudno przypuszczać więc, by nie wiedziało o tym CIA. Widocznie w ich planach „trefność” Wałęsy nie była problemem – wręcz go „pompowali” (pamiętna mowa noblisty w kongresie amerykańskim). Polityka amerykańska w burzliwym czasie pierestrojki i upadku ładu jałtańskiego była dla nas nieczytelna. Wiadomo było, że zależało im na utrzymaniu wpływów komunistów w Polsce. Dlatego przeforsowali wybór Jaruzelskiego na prezydenta i sprzeciwili się rozwiązaniu SB. Czyli – uczestniczyli w budowie „państwa teoretycznego”. Podobna polityka prowadzona była zresztą w odniesieniu do całego „obozu socjalistycznego”. Na wielkim wiecu w Kijowie, ku zdumieniu i zaskoczeniu tłumów, prezydent Bush senior wezwał Ukraińców, by nie opuszczali Związku Radzieckiego.
W USA obawiano się destabilizacji przez „nadmierne” osłabienie ZSRR. I choć „jastrzębie” z departamentu obrony chcieli raz na zawsze rozwiązać problem „imperium zła”, korzystając z wielkiego bałaganu w Rosji, to opcja „wzmacniania lewej nogi” zwyciężyła. Może chodziło o przeciwwagę dla Niemiec potężnych po zjednoczeniu, a może na politykę amerykańską miała wpływ agentura sowiecka (historia zna takie przypadki), zapewniając parasol ochronny na czas przemian?
Ciekawą wiadomość znalazł Paweł Zyzak w archiwach amerykańskich. Okazało się, że prof. Brzeziński udał się do Moskwy z prośbą o zatwierdzenie planu Sachsa – Sorosa (zwanego w Polsce planem Balcerowicza). Plan przewidywał reprywatyzację, na co nie zgodziła się Moskwa obiecując w zamian przyznanie się do zbrodni katyńskiej. Dlaczego Rosjanom nie pasowała reprywatyzacja? Czy ma to jakiś związek z aferą reprywatyzacyjną?
Postać Brzezińskiego (który nie był samodzielnym graczem – reprezentował Dawida Rockefellera, czyli finansjerę) wskazuje, że sprawa Polski musiała być przedmiotem dyskusji klubu Bilderberg. Założenia „państwa teoretycznego” prawdopodobnie powstały na najwyższym szczeblu – wśród możnych tego świata.
Polskie elity zostały wymordowane w latach 1939 – 1956, niedobitki zostały zmarginalizowane, lub pozostały na emigracji. Jedyną elitą, jaka była do dyspozycji, byli komuniści. Towarzysze Szmaciak, Saletrzak, Sumatrzak i Salamandrzak otrzymali drugie życie, tyle, że musieli schować czerwone krawaty na dnie kufra. Tylko elita postkomunistyczna – kompradorska gwarantowała realizację założeń „państwa teoretycznego” będącego wynikiem kompromisu Wielkich Graczy.
Działania Brzezińskiego wskazują, że był on jednym z twórców koncepcji III RP. To tłumaczy jego furiackie ataki na PiS, a także wezwanie, by nie kwestionować wyników śledztwa smoleńskiego prowadzonego przez najlepszych fachowców z KGB.

Sankcje nałożone na ZSRR po wprowadzeniu stanu wojennego mocno doskwierały finansjerze amerykańskiej. Szczególnie ucierpiały interesy Dawida Rockefellera. Wałęsa w 1983 roku wezwał Amerykę, by uchyliła sankcje „które szkodzą głównie polskim obywatelom”. Przychylono się do jego prośby. Czas PRL -u dobiegał końca.

III RP – projekt perfekcyjny
Cherlawe strajki 1988 roku- zdaniem A. Gwiazdy- posłużyły jako pretekst do rozmów okrągłego stołu i dalszego dowartościowania Wałęsy. Kiszczak postawił warunek, że nie będzie rozmawiał, dopóki trwają strajki, więc Wałęsa miał okazję do ich „gaszenia”.
Okrągły stół – propagandowo „doniosłe wydarzenie w historii Polski”, był inicjatywą moskiewską i przebiegał pod całkowitą kontrolą MSW. Po starannej selekcji „negocjatorów opozycji” Kiszczak wiedział, że w „wolnej Polsce” będą mieć resorty siłowe, banki, sądy, komisję wyborczą (gen. Jaruzelski w liście do Egona Krenza: „zachowaliśmy pakiet kontrolny”).
Panowanie nad mediami, podobnie jak resztę „nadbudowy” (kulturę, naukę) oddano „stronie społecznej” zwanej „solidarnościową”, choć wśród negocjatorów było zaledwie pięciu (z ponad stu) członków Komisji Krajowej „S”. Czołowi negocjatorzy (Geremek, Michnik, Kuroń, Mazowiecki) nie należeli do „Solidarności” – rodowód tych bojowników o demokrację wywodzi się z czasów stalinowskich. Później zdradzili oni PZPR i stali się tzw. „rewizjonistami”. W pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że porozumienie okrągłego stołu dokonało się między „chamokomuną”, a „żydokomuną”. Ta terminologia Michnika trafnie oddaje genezę dwóch zwaśnionych frakcji PZPR – „natolińczyków” i „puławian”, których starcie w 1968 roku zakończyło się klęską „puławian” i emigracją kilku tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. Przy okrągłym stole frakcje się pogodziły, co wywołało powszechny entuzjazm. „W Polsce Polak porozumiał się z Polakiem”, „Polak Polakowi bezkrwawo oddał władzę” – podobne komentarze przetoczyły się przez prasę światową.
Zwycięstwo opozycji było łatwe, gdyż komuniści gdzieś się zawieruszyli. Wszyscy walczyli z komuną. Nie tylko prof. Widacki, mgr. Stępień, poseł Szejnfeld czy obywatel Kasprzak, ale nawet premier Cimoszewicz i płk Mazguła (czyż nie skandowali ostatnio„precz z komuną!” ).

Ale nie tylko Polacy porozumieli się w Polsce. Pola u nas szerokie, lasy pełne zwierzyny, łąki miodne, a w dodatku surowców naturalnych mamy pięciokrotnie więcej niż inne kraje europejskie. Niestety, uroki naszego kraju oddziaływują również na kraje ościenne i te położone dalej.
We wrześniu 1990 roku, w Genewie spotkali się sekretarz Gorbaczow i kanclerz Kohl. Efektem spotkania był „aksamitny rozwód” Czechosłowacji. Czechy miały pozostać w strefie wpływów niemieckich, a Słowacja – rosyjskich. I rzeczywiście – po roku „wolą narodów” nastąpił rozpad Czechosłowacji.
Co postanowili odnośnie Polski – nie wiadomo. Czy ustalili zasadę „nasz premier, wasz prezydent”? Na ten temat powiedzieć coś mógłby Tusk, który zawarł spóźniony ślub kościelny, „już witał się z gąską”, ale musiał odstąpić prezydenturę Komorowskiemu. Nawiasem mówiąc, także ten mąż stanu zawarł ślub sakramentalny dopiero na okoliczność prezydentury. Dyskretną uroczystość celebrował poznański franciszkanin, który później został oddelegowany do pracy w Jerozolimie.
Niemcy opanowali polską infosferę i dominują u nas gospodarczo, ale tak się składa, że większe inwestycje niemieckie nie przekraczają linii Wisły. A dlaczego sprzedali „Kurier Lubelski” też nikt nie wie.
Amerykanie mieli znaczny wpływ na budowę III RP. Od nich otrzymaliśmy plan Balcerowicza, oni pomagali nam reformować i prywatyzować naszą gospodarkę (prezes International Paper Company: „W Kwidzynie kupiliśmy najnowocześniejszą papiernię na świecie za 20 % wartości”).
Cenimy sobie przyjaźń Ameryki, ale w pakiecie otrzymujemy również przyjaźń z Izraelem. Pamiętamy o roszczeniach żydowskich („należność” wyceniono na 65 mld.$) „za mienie obywateli polskich pochodzenia żydowskiego pozostawione na obszarze II RP”.
Ta sprawa wisi nad każdym polskim rządem, jak miecz Damoklesa. Instytucję, która reprezentuje interesy (?) zamordowanych Żydów, poparło aż 46 kongresmenów, którzy napisali w tej sprawie list do b. szefa amerykańskiej dyplomacji – Johna Kerry. Rozmowa jego asystentki Victorii Nuland z Ryszardem Petru i inwestycja w tego obiecującego polityka miała chyba związek z tą sprawą.
Czynnikiem spajającym wszystkich zainteresowanych Polską partnerów jest niechęć do „polskich nacjonalistów” i walka z polskimi aspiracjami niepodległościowymi. Wszyscy oni pracowali kolektywnie nad założeniami „państwa teoretycznego” i są żywotnie zainteresowani w utrzymaniu sytuacji „żeby było tak jak było”. Dlatego projekt wydawał się niezniszczalny.

Mistrzowskim posunięciem gen. Kiszczaka było uruchomienie „opozycyjnej gazety”, której błyskotliwi dziennikarze od starożytności we krwi mają gen przekonywującej argumentacji i umiejętność sterowania ludźmi. Gazeta ta przez ćwierć wieku miała zasadniczy wpływ na świadomość Polaków i była gwarantem trwałości III RP.
Bardzo ważnym „bezpiecznikiem” dla „państwa teoretycznego” okazał się utworzony w 1985 roku, Trybunał Konstytucyjny. Gdyby sprawy się komplikowały zawsze można było sięgnąć po sprawdzonych „konstytucjonalistów” Zolla, Safiana czy Stępnia. Ci faceci w strojach rytualnych dwukrotnie (w roku 1992 i 2007 ) storpedowali próby odsunięcia komunistów i agentów od wpływu na życie publiczne. Lustracja i dekomunizacja okazały się „niekonstytucyjne”, co świat przyjął z ulgą. Z ulgą przyjęto również obalenie rządu Olszewskiego i „wydarzenie smoleńskie” ( belgijski Le Soir: „Świat odetchnął z ulgą -skrajny nacjonalista Jarosław Kaczyński nie został prezydentem”).

Konflikt wśród sponsorów układu magdalenkowego
Ład jałtański trwał 45 lat i został zastąpiony następnym układem, który właśnie (po niecałych 30 latach) wydaje się zmierzać ku końcowi: nawet najlepiej przygotowane projekty mogą skończyć się spektakularną klapą, gdyż dynamika uruchomionych procesów społecznych jest niemożliwa do przewidzenia. ( Tak było z projektem „pierestrojki” zakłóconym przez żywiołowy rozrost „Solidarności”. Przykładem nietrafionych działań może być także „projekt Kukiz”, który miał odebrać głosy Prawu i Sprawiedliwości, a zadziałał na odwrót.)
„Nieświęte przymierze” sygnatariuszy tego układu zaczyna się chwiać z powodu agresywnej aktywności Rosji, która jak zwykle łamie zobowiązania. Obama musiał zresetować reset. Tradycyjnie sympatyzujący z Rosją Niemcy zostali „przekręceni” w Czechach: Karlove Vary zostały wykupione niemal w całości przez Rosjan, a w Pradze mieszka ich 100 tys.
Wydaje się, że Donald Trump nie będzie kontynuował dotychczasowego układu wzajemnych porozumień, co otworzyło „okienko możliwości” dla Polski. Czy tym razem uda nam się wybić na niepodległość?

Leopold


Autor o sobie:

Jestem pianistą (mgr sztuki), pisywałem recenzje muzyczne w regionalnej prasie. Byłem członkiem zarządu NSZZ „Pobrzeże” w Koszalinie, red. prasy podziemnej („Gazeta Wojenna”). Skazany w 1982 r na 3 lata za „lżenie, poniżanie i wyśmiewanie Narodu Polskiego i Jego Najwyższych Organów”. Przez wiele lat jeździłem po świecie pracując na luksusowych statkach. Mieszkam w Poznaniu.

 

 

 

Autor: Niepoprawni.pl