JustPaste.it

Taki naród

Od zabójstwa prezydenta Pawła Adamowicza minął rok. Źródeł zbrodni z Gdańska trzeba szukać głębiej niż tylko w bieżącej walce politycznej zaprawionej językiem nienawiści.

Od zabójstwa prezydenta Pawła Adamowicza minął rok. Źródeł zbrodni z Gdańska trzeba szukać głębiej niż tylko w bieżącej walce politycznej zaprawionej językiem nienawiści.

 

Choć od zabójstwa prezydenta Pawła Adamowicza minęło zaledwie kilka tygodni, to wciąż trudno mi myśleć i pisać o czym innym. Pierwsze dni były szokiem i niedowierzaniem. Nie umniejszając w niczym ofiarom niedawnych „politycznych śmierci” w Polsce – jak zabójstwo w 2010 roku w Łodzi działacza PIS-u Andrzeja Rosiaka i akt samospalenia się Piotra Szczęsnego w Warszawie w 2017 roku w proteście przeciwko polityce tej partii – śmierć prezydenta Adamowicza odczułem szczególnie. Może dlatego, że po prostu go lubiłem. Ale może z uwagi na okoliczności tej śmierci – zamach na oczach milionów telewidzów i tysięcy gdańszczan, na scenie WOŚP, tuż po wypowiedzeniu przez prezydenta wyznania miłości do własnego miasta i jego mieszkańców, zaledwie kilka godzin po zebraniu przez niego, jako wolontariusza WOŚP, kilku tysięcy złotych do puszki z czerwonym serduszkiem. No i ta duma zabójcy, święcie przekonanego, że sprawiedliwości stało się zadość, a on był jej karzącym ramieniem. To wyglądało jak jakiś teatr absurdu... Tyle że było prawdą.

Mógłbym teraz napisać o języku nienawiści, który doprowadził do tej śmierci, ale nie wypowiem niczego, czego już ktoś w ostatnich dniach nie wypowiedział. Dlatego oddam nieco miejsca wyznaniu mojego przyjaciela, kierowcy tira, który postanowił podzielić się w internecie osobistym świadectwem. Ruben, bo tak ma na imię, opowiedział, jak bardzo prezydent Adamowicz pomógł mu w ważnej sprawie.

Ruben pochodzi ze Śląska, a jego żona z Syberii. Wychodząc za mąż, zostawiła na Syberii matkę w nienajlepszej już kondycji. Ruben obiecał żonie, że sprowadzą ją do Polski, by się nią zaopiekować. Naturalne. Ale nie dla urzędników w Katowicach. Mnożyli problemy. Sprawa wydawała się dla przeciętnie zarabiającej rodziny nie do załatwienia. Los rzucił ich potem w pobliże Gdańska. Tam zwrócili się o pomoc do prezydenta Adamowicza. I nagle się okazało, że w Gdańsku wszystko jest możliwe. Zostali skierowani do kompetentnych urzędników, ludzi z pasją – jak ich określił mój przyjaciel – którzy wgryźli się w sprawę i znaleźli prawne i faktyczne podstawy do sprowadzenia do Polski teściowej Rubena, nawet mimo niespełniania przez niego wtedy kryterium dochodowego. Prezydent się pod tym podpisał, a rodzina się połączyła. Nadto jeszcze prezydent przyznał tej kobiecie specjalny zasiłek. „Mam wielki szacunek do Pana Prezydent i szkoda, że już Go nie ma, takiego młodego człowieka” – kończy swoją opowieść Ruben.

To osobiste świadectwo pokazuje nie tylko życzliwe podejście prezydenta Adamowicza do zwykłych ludzi, ale także nieżyczliwość urzędników z innego urzędu. Przypomina to charakterystykę naszej nacji dokonaną przez Melchiora Wańkowicza. Przytacza ją Edmund Lewandowski w swojej książce pt.: Charakter narodowy Polaków. „Pisarz wspominał jak w czasie wojny Anglik zawsze próbował załatwić sprawę, Polak zaś  odpowiadał zgryźliwie: «Czegóż się wam zachciało, przecież to wojna». Zamiast wykazać się chociaż dobrą wolą, od razu przyjmował postawę negatywną i mówił: «Nie ma tak dobrze» albo «Boby każdy tak chciał». W ten sposób manifestuje się – zdaniem Wańkowicza – tkwiąca w Polakach «nieuczynność i wrogość do drugiego człowieka»”[1].

Kilka zdań dalej Lewandowski przytacza też opinię o nas sprzed 500 lat, Jana Długosza. Kronikarz „liczy się z możliwościami «złośliwej potwarzy niektórych i zawistnego oszczerstwa, bo jeśli różne narody oznaczają się rozmaitymi przymiotami, jak i wadami, to naród Polaków jest uważany za skłonniejszy do zazdrości i potwarzy  niż do czego innego»”[2]. Pojęcie mowy nienawiści wtedy nie istniało, ale myślę, że Długosz był w tej opinii o nas nie tylko kronikarzem, ale i prorokiem.

Andrzej Siciński

 

[1] Warszawa 2008, s. 210. [2] Tamże, s. 210-211.

 

[Artykuł ukazał się w miesięczniku „Znaki Czasu” 2/2019. Pierwsze zdanie lida dodane teraz].