JustPaste.it

Pogromcy huraganów

Znam waszą słabość i lęk spirali. Walec Miłości was zniszczy i moc waszą obali.

Znam waszą słabość i lęk spirali. Walec Miłości was zniszczy i moc waszą obali.

 

 

 

 OPOWIADANIE

Walec miłości

dsc-1928-small.jpg

dsc-1935-small.jpg

Tajemnica jest największym naszym przeżyciem. Stanowi ona owo zasadnicze odczucie, które towarzyszy prawdziwej sztuce i wiedzy od samego jej zarania. Kto nie zna tego uczucia i nie umie się już dziwić, kto nie potrafi już zdobyć się na zdumienie, tego można uznać za martwego, ponieważ oko jego zgasło.

Prawdziwych tajemnic jest w naszym świecie coraz mniej, są niemodne, budzą zakłopotanie, niepokoją, wzbudzają pożądanie, aby natychmiast je rozwiązać, unieważnić. Nasza epoka na swych sztandarach wypisała dążenie do odkrycia i wyjaśnienia wszelkich tajemnic. Najważniejszym narzędziem w tym programie jest oczywiście tradycyjna nauka, która ze swej natury jest zdecydowanym przeciwnikiem wszelkich tajemnic.

Jedna z teorii głosi, że archaiczny model rzeczywistości odrzucony został nie dlatego, że był nieprawdziwy, błędnie opisywał świat i nie był skuteczny w działaniach praktycznych. Odrzucono go, ponieważ przestał wystarczać przy budowie nowej, zracjonalizowanej, materialistycznej cywilizacji. Myśl pierwotna traktująca na równi to co racjonalne, możliwe do objęcia ludzkim rozumem i to co irracjonalne, pozostające tajemnicą, wprowadzała nadmierne szumy, nazbyt rozpraszała ludzkie umysły, które zamierzano skierować w jeden nurt – physis i praksis.

Z natury jestem buntownikiem.

W wyobraźni ujrzałem jak powiewa na moim życiowym statku kodowa flaga – podążasz ku zagładzie, zmień kierunek! Więc zdecydowałem: „Ster prawo na burt” i zostałem bez pracy, bez pieniędzy, w mgle uczuć i w umysłowym sztilu.

Następnego dnia, o rannej porze, poszedłem do Królewskich Łazienek by dogłębnie i w spokoju przemyśleć sytuację. Jaki teraz zawód wybrać? Czym się zająć żeby nie zgłupieć z bezczynności i nie głodować? Bo ku przestrodze znane porzekadło przestrzega: „Leniwy umysł to pracownia diabła” , a drugie porzekadło ironizuje: " Najlepszym lekarstwem na głód jest najeść się do syta".

Siadłem na ławeczce, przy restauracji Belvedere.  „Niech coś się zdarzy bo szlag mnie trafi" – pomyślałem. Po kilku minutach rzeczywiście coś  się zdarzyło. Przysiadła się do mnie elegancko ubrana  kobieta. Po krótkiej  rozmowie zaproponowała mi pracę w swojej Fundacji "Rozwoju Świadomości", wręczyła zaliczkę,   i zasugerowała bym podsłuchał rozmowę, która toczyła się we wnętrzu restauracji.

"OK ! W mojej zawodowej sytuacji ..lepszy jest rydz jak śmigły... - zażartowałem - więc chwilowo zostanę pani uchem. Wszak nie zabrania się nikomu siedzieć tutaj na ławeczce i patrzeć, i słuchać, i myśleć o niebieskich migdałach"

Odchodząc, stwierdziła, że wyczuła u mnie jakieś  ponad zmysłowe zdolności. "Czyta pan między myślami" - powiedziała.

 Oto, w formie opowiadania, ta podsłuchana rozmowa:

Przy stoliku, obsługiwanym przez kilku kelnerów, siedział honorowy gość – profesor  Skroker. Fotele obite były materiałem w tęczowych kolorach a za oszkloną ścianą silny i porywisty wiatr tworzył wirujące kształty ze zrywanych z drzew liści, przesuwając je chaotycznie po alejkach i kwietnikach. Moc wichury wyładowywała się na potężnych krzewach, otaczających budynek restauracji. Wiatr i powietrzne wiry trzęsły krzakami. Profesorowi,  patrzącemu na nie, przyszło skojarzenie ze stadem chichoczących misiaczków koala. Skroker miał około 70 lat, władał biegle siedmioma językami, w przeszłości zdobył wiele prestiżowych nagród w kilku odległych od siebie dziedzinach naukowych i artystycznych. Był poetą, malarzem, muzykiem i wybitnym fizykiem. Miał w swoim naukowym olbrzymim dorobku nagrodę Fundacji Einsteina, która najbardziej cenił ze wszystkich innych nagród.

Siedział w białym garniturku z fasonem śródziemnomorskiego, starej daty gentlemana, ubrany tak lekko, jakby przed chwilą przechadzał się po plaży. Co prawda otaczały go zewsząd kwiaty i różnorakie palmy i wszystko by się zgadzało gdyby nie to, że był to wystrój wnętrza restauracji Belvedere. Jego siwiuteńkie, długie włosy spięte były w kucyk z tyłu głowy . Spod dużego wścibskiego nosa odrastały sumiaste siwe wąsy, a srogie skłębione brwi, prawie łącząc się pośrodku czoła, zasłaniały niebieskie o fioletowym odcieniu, bystro i przenikliwie patrzące oczy.

O tak. To była twarz godna geniusza. Każdy kto go miałby możliwość spotkać w życiu bez wahania określiłby go od pierwszego spojrzenia: "To geniusz". Od urodzenia skazano go na bycie geniuszem. W gwiazdach taką rolę miał zapisaną.
- Spójrzcie. Te niedźwiadki krztuszą się ze śmiechu.- powiedział wskazując ruchem głowy na krzewy za oszklona ścianą. Ugryzł kęs czerwonego jabłka i uśmiechnął się do Firsta siedzącego na przeciw niego przy stoliku.
- Niedźwiadki?- zapytał zdezorientowany Peter First rozglądając się dookoła.
- Ha! Ha! Zaraz będą z nich wielkie niedźwiedzie grizli - ryknął tubalnym głosem milioner Lew Rich, który znakomicie wyczuwał niuanse skojarzeń profesora gdyż był on jego jedynym autorytetem wśród żyjących. Wiele lat temu połączyli się więzią więcej niż rodzinną. Skroker był Mistrzem a Lew Rich Uczniem Towarzystwa Teozoficznego z siedzibą w Indiach.
- Hm! Niedźwiadki! Lew przyjacielu. Nie kpijcie ze mnie...- sapał First próbując złapać intelektualną równowagę.
- Ależ kochany!- ryczał dalej Lew - Profesorowi chodzi o te tłuściutkie i ogromniaste krzewy poruszane uderzeniami wiatru.
- A.. cha! Rzeczywiście... I z czego one się chichoczą? Jeśli można zapytać. 
- Jasne synu. Z nas się chichoczą mój kochany. Z nas ludzi. -  odpowiedział Skroker i dodał - Chichocząc zrzucają z siebie zgniliznę aby otworzyć się na nowe liście, na nowe życie. Biorą impet wichury na siebie. Są wdzięczne nawałnicy i przyjmują ją z pokorą nawet narażając swe gałązki na zniszczenie. Oczyszczają się mój synu. Przez wielkie oczyszczenie w wirach życia rodzi się w każdej istocie zmiana, rozwój, geniusz. Uczniowie Arystotelesa błagali los o porażki by móc się rozwinąć. Drzewa dziękują ukłonem wichurze prosząc by strząsnęła z nich gnijące liście. 

W następnej godzinie tego spotkania rozmawiano o duchowych i naukowych sprawach, o obu Testamentach, teozofii, genetyce, kosmosie i ludzkiej kondycji. Kelnerzy nie zapominając o swoich powinnościach, na życzenie Skrokera i za zgodą właścicielki Belvedere, przysiedli się do stolika i włączyli do rozmowy. Popijano wyszukanymi sokami i kryształowo czystą wodą, raczono się owocami ze wszystkich stron świata. Była to najwspanialsza świąteczna, wegetariańska ranna uczta.

Jednak dla kobiety , o której wspomniałem na początku, ważniejsza była odpowiedz co działo się wtedy w świecie uczuć i myśli profesora podczas tego spotkania. A działo się dużo i to ważnych spraw. Skroker był uznanym w Teozoficznym Towarzystwie jasnowidzem. Był uczniem potężnego jasnowidza C. W. Leadbeatera. Okazało się, że rzeczywiście byłem w stanie czytać wiele myśli tego znakomitego człowieka. Chociaż, już teraz wiem, że Skroker zdawał sobie sprawę z mojej obecności i sam te myśli do mnie wysyłał.

A więc, Skroker, w czasie kiedy prowadził rozmowę, jednocześnie przejrzał cały życiorys Firsta: jego emocje i myśli, jak w filmowym serialu,. W myślokształcie umieszczonym koło głowy Firsta obejrzał jego poskręcane drogi życia. Siedząc w tęczowym fotelu prześledził teraźniejszość , przeszłość i przyszłość zwinięte razem w Tu i Teraz w jakiś kosmiczny CD- ROM . Przed jego wewnętrznymi, jasnowidzącymi zmysłami, przepłynęła w szalonym mentalnym tempie historia niezwykle ciekawa i co najważniejsze prowadzącą, przy pewnych modyfikacjach, do wspaniałego finału. Finału w którym uzyskuje się jak to zwykł określać, rozwiązanie najlepsze dla wszystkich zainteresowanych. Do finału , który chociaż jest tylko etapem w całości Wielkiego Rozwoju  Życia  ale wnosi wielki postęp w rozwój i jedność istot na Ziemi. Skroker postanowił włączyć się do akcji. Miał do wyboru; zostawić sprawy normalnemu biegowi i spokojnie je kontrolować lub mógł przyśpieszyć i tak nieuchronny rozwój wypadków. Iluzjonista swoje cuda robi wyćwiczonym trickiem, prezydent- naciśnięciem guzika, ale mędrzec robi to mocą wypowiedzianych słów a najczęściej potęgą myśli trafnie i nieomylnie ześrodkowaną w sedno sprawy . Skroker przerwał miłą rozmowę wielkim westchnieniem i patrząc przenikliwie w oczy Firsta nieoczekiwanie powiedział:

- Panie First! Jest pan genialnym informatykiem. Ten wspaniały talent może pan użyć z pożytkiem dla siebie i dla całej ludzkości. Obecnie ma pan jednak myśli , że tak powiem bardzo przyziemne. Pana narzeczona to pana problem. Prawda panie First?
Peter First siedział w milczeniu . Był kompletnie zaskoczony. Sprawa z narzeczoną była tylko jego tajemnicą. Słowa i wzrok Skrokera dosłownie wtłoczyły go w fotel. Nie był w stanie wydusić z siebie głosu.
- Panie First! Bardzo pana proszę , żeby pan teraz zadzwonił do niej. Razem z panem Lwem porozumcie się nią i zabierzecie w podróż ...hm...tam gdzie ona sama wymyśli i wskaże. Proszę mnie nie pytać o szczegóły panie First . Pan Lew pokryje wszystkie koszty tej ...hm ..przypuśćmy rocznej wyprawy. To bardzo ważne panie First . Ważne dla nas wszystkich.

Zebrani w milczeniu obserwowali jak Peter First posłusznie wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i po chwili oczekiwania uzyskał połączenie. Gdy First rozmawiał, Skroker przeprosił zebranych i wszedł pomiędzy palmy wyrastające z wielkich donic ustawionych pod ścianami i w głębi restauracji.

W pomieszczeniu zrobiło się ciemniej. Za oknami niewinne podmuchy wiatru przeistoczyły się w groźny huragan. Zaćmienie wschodzącego nad drzewami słońca stało się całkowite. Potężne uderzenia wiatru próbowały wyłamać okiennice a moc huraganu wtargnąć do środka. Kilku zebranym, po kręgosłupie przebiegł dreszczyk zgrozy i wtedy rozległ się chrapliwy głos papugi Pukpuk, ulubienicy personelu , "Do broni! Ruscy idą. Do broni! " .Zebrani ryknęli śmiechem a najgłośniej śmiał się Lew Rich, Tylko on wiedział kim naprawdę jest Skroker i gdzie przed chwilą odszedł. Wspólny śmiech rozładował burzowe napięcie w sercach i w przyrodzie. Wichura jakby odeszła gdzieś dalej. Lew uśmiechnął się i zapytał używając znany koan:

"Moi kochani, czy ta wichura jest na zewnątrz , czy tylko w naszych głowach? Czy to krzew za oknem czy to wiatr się porusza? A może to tylko nasze myśli się poruszają? Wirują, kotłują, lecą... i Lew zaśpiewał przez siebie niedawno skomponowaną piosenkę. Oto jej słowa:

Wirują, kotłują , lecą
Młócą, katują, nie chcą
Być zefirkiem, pasatem
Bo dla Złego są bratem

Cyklony, huragany, orkany, tajfuny
Niże, wyże , trąby z dołu i z góry

Znam waszą słabość i lęk spirali
Walec Miłości was zniszczy
i moc waszą obali

Lew  śpiewając tą  posępną pieśń pogromców wichrów nie do końca zdawał sobie sprawę z genialnego pomysłu tkwiącego w słowach " walec miłości zniszczy lęk spirali". Słowa podpowiedziała mu podświadomość ale autorem pomysłu był zupełnie ktoś inny.

Skroker w swoim jasnym widzeniu, przechadzając się po skalistym brzegu Wyspy Delfinów leżącej na morzu Czerwonym, rozmyślał o czasoprzestrzeniach Einsteina. Tę wiedzę połączył z drugim prawem hermetycznym "Jak na górze, tak i na dole, jak na dole, tak i na górze". Prześledził też proces uwalniania energii ognia w wiejskim piecu z kominem, ujrzał jak energię ulewy spadającej na wiejski dach, ujarzmia zwykła rynna. Potem sięgnął do kronik Akashy i prześledził ludzkie myśli na temat wirów i spiral w zetknięciu ze wszystkimi żywiołami. Gdy to wszystko uczynił doznał olśnienia:
I  wtedy wysłał drogą telepatyczną do swoich uczniów słowa tworzenia - WALEC MIŁOŚCI. Ponieważ był nie pozbawionym humoru jasnowidzem, do słów dołączył, tak jak haker do programu komputerowego dokłada wirusa, a poczytne dzienniki reklamy, obrazy tego co właśnie widział w głębinie morza patrząc ze skały na której przysiadł.

Na głębokości około 30 metrów, wrośnięty w rafie koralową wraz z bezcennym ładunkiem złota i innych bogactw, leżał stateczek królowej Hatszepsut - jedynej kobiety piastującej funkcję Faraona w Egipcie . Stateczek zatonął w tym miejscu podczas sztormu, który rozszalał się kiedy niewielka flota wracała z bogactwami z legendarnej krainy Punt. Tym bogactwem królowa miała przekonać swoich poddanych o swoim boskim pochodzeniu.

Tej nocy, podczas snu Lew odebrał genialny pomysł z "Walcem Miłości" wraz z sekwencjami obrazów historii zatonięcia stateczku przy koralowej wyspie. Poznał kształt wyspy, ale nie wiedział gdzie ona się znajduje. Poznał słowo tworzenia "Walec Miłości" , ale nie wiedział jak i gdzie ma go użyć.

Po powrocie do domu posłaniec przyniósł mi lotniczy bilet na lot do Hurghady. W samolocie siadłem koło tajemniczej kobiety, którą spotkałem przed restauracją Belvedere. Przedstawiła mnie panom Rich i First...

Ciąg dalszy nastąpi...

negative5-21-20a-1-small.jpg

negative5-20-19a-1-small.jpg

Hurghada